Singh Nalini - Łowca Gildii 02 - Pocałunek archanioła.pdf

(1025 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Nalini Singh
POCAŁUNEK ARCHANIOŁA
Łowca Gildii 2
Przełożyła
Krystyna Chodorska
Dwójkambezsternika
Podziękowania
Praca nad tą książką była dla mnie prawdziwą przyjemnością m.in. dzięki entuzjastycznym komentarzom czytelników Krwi
Aniołów. Dziękuję wam za zainteresowanie tym nowym cyklem, za wasze e-maile, listy, i przede wszystkim za uśmiech, który
wnieśliście w moje życie.
Specjalne podziękowania dla Tiazzy za pomoc przy marokańskim arabskim, dla Heleny i Pameli za pomoc przy francuskim, dla
Travisa za - nomen omen - wnikliwe wskazówki na temat różnych rodzajów broni. Wszyscy czworo doskonale wiedzą co robią.
Wszelkie pomyłki mogły powstać tylko z mojej winy.
Ogromne podziękowania dla moich rodziców za ich niesamowite wsparcie, którego udzielili mi w czasie, gdy pracowałam jak
szalona, próbując dotrzymać terminu, i dla mojej siostry za jej wariactwa, które pomagają mi zachować normalność. Dziękuję też
moim przyjaciołom z RWNZ i sieci. Najserdeczniejsze podziękowania dla Hariego Aja za jego pomoc.
Chciałabym także podziękować wszystkim pracownikom Konight Agency Berkley Sensation, a zwłaszcza mojej agentce Nephele
Tempst i redaktorce Cindy Hwang za wszystko to, co dzięki wam osiągnęłam. Nie wolno wam odchodzić na emeryturę. Nigdy.
Początek
Kap. Kap.
Kap. Chodź tu, mały łowco. Spróbuj.
Krew w powietrzu, na ścianach, pod stopami.
- Ari? Ari ucięła sobie drzemkę.
Słysząc ten upiorny chichot, miała ochotę natychmiast stąd wybiec. Uciekać. UCIEKAĆ!
- Mmm, ale chyba jednak wolę Belle. — Potwór uniósł palec umazany na czerwono i przycisnął jej do ust.
Krew spłynęła jej na język. Krew jej siostry. Dopiero wtedy krzyknęła.
1
Elena chwyciła się poręczy balkonu i spojrzała na głęboką rozpadlinę, która otwierała się u jej stóp. Skały wyglądały niczym
ostre zęby, gotowe gryźć, rozdzierać i szarpać. Zacisnęła dłonie, kiedy lodowaty podmuch wiatru uderzył z nową siłą jakby
chciał ją zepchnąć wprost w rozwarte szczęki przepaści.
- Rok temu nawet nie wiedziałam o istnieniu Azylu - mruknęła. - A dzisiaj sama tu mieszkam.
Miasto ze szkła i marmuru ciągnęło się daleko we wszystkich kierunkach, odcinając się ostro od skąpanego w jaskrawym świetle
słońca krajobrazu. Ciemnozielone liście drzew tworzyły kępki zieleni po obu stronach rozpadliny, która przecinała miasto ostrą kreską
a ośnieżone szczyty znaczyły linię horyzontu. Nie było tu żadnych dróg, żadnych wieżowców, nic nie zakłócało wspaniałego widoku.
A jednak mimo tego piękna było w tym miejscu coś niepokojącego, tak jakby mrok czaił się tuż pod złoconą powierzchnią. Elena
wzięła głęboki oddech, czując w płucach ostrą świeżość górskiego wiatru, i spojrzała w górę... w stronę aniołów. Nigdy jeszcze nie
widziała ich tak wielu. Ich skrzydła wypełniały niebo nad miastem, które zdawało się wyrastać z granitowej skały.
Rozanieleni - ludzie dotknięci przypadłością polegającą na tym, iż wpadali w trans na sam widok anielskich skrzydeł -
prawdopodobnie płakaliby ze szczęścia, gdyby znaleźli się w takim miejscu. Jednak Elena widziała już kiedyś archanioła, który śmiał
się, wydzierając oczy wampirowi, potem udawał, że je zjada, aż w końcu rozdeptał je na miazgę. Z drżeniem pomyślała, że to miejsce
wcale nie przypomina nieba.
Za jej plecami rozległ się szelest skrzydeł, a potem silne dłonie zacisnęły się na jej biodrach.
- Jesteś zmęczona. Wejdź do środka.
Nawet nie drgnęła, choć dotyk mężczyzny - silny, niebezpieczny i prawdziwie męski - sprawił, że omal nie zadrżała z rozkoszy.
- Wydaje ci się, że możesz mi teraz rozkazywać?
Archanioł Nowego Jorku był tak niebezpieczną istotą że bała się go nawet teraz, gdy uniósł jej włosy nad karkiem i musnął ustami
skórę.
- Oczywiście. Jesteś moja.
Ani śladu żartobliwości, jedynie czysta zaborczość.
- Chyba jeszcze nie do końca zrozumiałeś, na czym polega ta cała miłość.
Rok temu archanioł napoił ją ambrozją zmieniając w istotę nieśmiertelną i dał jej skrzydła - prawdziwe skrzydła! -a wszystko to za
sprawą miłości do niej, zwykłej łowczyni, istoty śmiertelnej... która nie była już śmiertelna.
- Możliwe. Mimo to czas, żebyś wróciła do łóżka.
A potem znalazła się w jego ramionach, choć nie pamiętała, by puściła poręcz balkonu - ale musiała to zrobić, ponieważ czuła, jak
krew napływa do jej dłoni.
Rafael przeniósł ją przez przesuwane drzwi do wspaniałego szklanego pokoju na samej górze jego twierdzy z marmuru i kwarcu,
tak majestatycznej i niewzruszonej, jak otaczające ją góry.
Elena poczuła przypływ wściekłości.
- Przestań zaglądać w moje myśli! „Dlaczego?"
- Już tyle razy ci mówiłam, że nie jestem twoją marionetką! - Zacisnęła zęby, gdy archanioł kładł ją na miękkiej pościeli, i zaraz
usiadła na łóżku.
- W każdym prawdziwym związku kochanka - dobry Boże, sama nie mogła uwierzyć, że dała się uwieść archaniołowi! powinna
być twoją partnerką nie zabawką którą można do woli manipulować.
Kobaltowe spojrzenie, które potrafiło zmieniać ludzi w niewolników, włosy czarne niczym noc, okalające idealnie piękną twarz... i
wyraźne okrucieństwo.
- Pamiętaj, że obudziłaś się zaledwie trzy dni temu po roku spędzonym w śpiączce - przypomniał mężczyzna. - A ja żyję już od
ponad tysiąca lat. Nie jesteśmy sobie bardziej równi niż wtedy, gdy jeszcze byłaś śmiertelna.
Elena poczuła wściekłość. Miała ochotę postrzelić archanioła, tak jak już to kiedyś zrobiła. Jeszcze teraz miała przed oczami widok
szkarłatnej fontanny krwi, zniszczone skrzydło, szeroko otwarte oczy Rafaela... Nie, nie mogłaby tego powtórzyć, ale wciąż miała
ochotę go skrzywdzić.
- A zatem kim ja jestem?
- Jesteś moja.
Nieokiełznana zaborczość w głosie mężczyzny i mroczna namiętność na jego twarzy sprawiły, że po jej kręgosłupie przebiegły
dreszcze. Związała się z archaniołem, który uważał, że obowiązujące reguły nagle uległy fundamentalnej zmianie.
- To prawda. Moje serce należy do ciebie. W jego oczach dojrzała błysk satysfakcji.
- Ale nic poza tym. - Spojrzała mu prosto w twarz. - Może i jestem młodym aniołem, ale także łowcą. I jestem tak dobra, że
zdecydowałeś się mnie zatrudnić.
Namiętność ustąpiła miejsca irytacji.
- Jesteś aniołem.
- I mam magiczne anielskie pieniądze?
- Pieniądze nie mają znaczenia.
- Może dla ciebie - jesteś bogatszy od samego króla Mida-sa. Ale ja nie zamierzam być twoją utrzymanką
- Utrzymanką? - Dostrzegła cień rozbawienia.
- Sara powiedziała, że mogę wrócić do pracy, kiedy tylko zechcę.
- Twoja lojalność wobec aniołów winna przeważać nad lojalnością wobec Gildii Łowców.
- Pomyślmy. Michaela czy Sara - mruknęła Elena. - Królowa zołza czy moja najlepsza przyjaciółka, czyją stronę wolę trzymać?
- Teraz to i tak bez znaczenia, prawda? - Rafael uniósł brew.
Elena domyśliła się, że coś przed nią ukrywa.
- Dlaczego?
- Nie możesz zrealizować swojego planu, dopóki nie nauczysz się latać.
Nie mogła temu zaprzeczyć. Spiorunowała archanioła wzrokiem i opadła na poduszki. Jej skrzydła rozpostarte na posłaniu miały
kolor nocnego nieba, przechodzący w indygo i ciemny błękit, który stopniowo stawał się coraz jaśniejszy, a końce piór lśniły białym
złotem. Próbowała się dąsać, ale trwało to nie więcej niż dwie sekundy. Nie potrafiła się obrażać. Nawet Jeffrey Deveraux, który
pogardzał swą „wyrodną" córką nie mógłby jej tego zarzucić.
- A zatem naucz mnie. Jestem gotowa.
Tęsknota za lataniem była tak silna, że aż ściskała ją w gardle.
Wyraz twarz Rafaela nie zmienił się ani odrobinę.
- Bez pomocy nie zdołasz teraz nawet wyjść na balkon. Jesteś słabsza niż młode pisklęta.
Elena widywała czasem na niebie mniejsze skrzydła i drobniejsze ciałka. Było ich niewiele, ale rzucały się w oczy.
- Wasz Azyl - zastanowiła się głośno - to specjalne miejsce do wychowywania młodych?
- Azyl zapewnia nam wszystko, czego potrzebujemy - odparł Rafael. Wskazał na drzwi spojrzeniem barwy najczystszego grzechu -
Idzie Dymitr.
Elena westchnęła bezgłośnie, czując, jak kuszący zapach wampira spowija ją niczym kosztowne futro. Niestety, po przemianie w
anioła nie zyskała odporności na sztuczki wampirów. Ale jednocześnie nie straciła swych dawnych umiejętności.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin