§ Gavalda Anna - Ostatni raz.pdf

(431 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
838024754.001.png
Pupa w powietrzu, dłoń na klamce... Nie zdążyłam
jeszcze nawet usiąść, a moja bratowa już na mnie na­
pada.
- No, w końcu... Nie słyszałaś, jak trąbiliśmy? Je­
steśmy tu już od dziesięciu minut!
- Dzień dobry - odpowiadam.
Mój brat się odwraca. Oczko.
- Wszystko gra, ślicznotko?
- Gra.
- Schować twoje rzeczy do bagażnika?
- Nie, dzięki. Mam tylko tę małą torbę i sukien­
kę... Położę ją z tyłu.
- To twoja sukienka? - pyta Carine, unosząc brwi,
kiedy dostrzega zwinięty w kulkę szyfon na moich
kolanach.
- Tak.
- Co... co to jest?
- Sari.
5
- No, widzę...
- Nie, nie widzisz - zauważam grzecznie. - Zoba­
czysz, jak założę.
Grymasik.
- Możemy jechać? - pyta mój brat.
- Tak. Chociaż... Mógłbyś zatrzymać się koło
Araba na końcu ulicy? Muszę coś odebrać...
Moja bratowa wzdycha ciężko.
- Czego ci jeszcze brakuje?
- Wosku do depilacji.
- I kupujesz go u Araba?
- Oj, wszystko kupuję u mojego Rachida! Wszyst­
ko, wszystko, wszystko!
Nie wierzy mi.
- Już dobrze? Możemy jechać?
- Tak.
- Nie zapinasz pasów?
- Nie.
- Dlaczego nie zapinasz pasów?
- Klaustrofobia - odpowiadam.
Zanim Carine zacznie swoją śpiewkę na temat od­
rzuconych przeszczepów i szpitala w Garches, do­
daję:
- Poza tym chcę się zdrzemnąć. Jestem wykoń­
czona.
Mój brat się uśmiecha.
6
- Dopiero co wstałaś?
- Nie kładłam się - uściślam, ziewając.
To oczywiście nieprawda. Spałam kilka godzin, ale
chcę wkurzyć moją bratową. I to mi się udaje. Zawsze
się udaje. To w niej lubię - zawsze się udaje.
- Gdzie znowu byłaś? - zrzędzi, wznosząc oczy do
nieba.
- W domu.
- Robiłaś imprezę?
- Nie, grałam w karty.
- W karty?!
- Tak. W pokera.
Potrząsa głową. Nie za mocno. Rozchodzi się za­
pach lakieru do włosów.
- Ile przegrałaś? - podśmiewa się mój brat.
- Nic. Tym razem wygrałam.
Zapada cisza.
- Można wiedzieć ile? - Carine nie wytrzymuje
w końcu i pyta mnie, poprawiając okulary przeciw­
słoneczne.
- Trzy tysiące.
- Trzy tysiące! Trzy tysiące czego?
- No... euro - kończę naiwnie. - Nie będziemy się
przecież chrzanić z rublami...
7
Chichotałam, zwijając się w kłębek. To mi się uda­
ło! Mojej małej Carine starczy na całą podróż...
Słyszałam, jak w jej mózgu zaczynają uruchamiać
się zębatki:
Trzy tysiące euro... Tik-tik-tik... Ile musiałaby
sprzedać suchych szamponów i tabletek aspiryny,
żeby zarobić trzy tysiące euro... ? Tik-tik-tik... Plus
opłaty, plus podatek od działalności, plus podatek
gruntowy, plus wynajem, i minus VAT... Ile razy mu­
siałaby włożyć biały fartuch, żeby zarobić trzy tysią­
ce euro netto? A CSG*... Osiem i dwa w pamięci...
A płatne urlopy... dziesięć razy trzy... Tik-tik-tik...
Tak, szydziłam sobie z niej, kołysana pomrukiem
silnika, z nosem w zgięciu łokcia i z kolanami pod­
ciągniętymi pod brodę. Byłam dumna z siebie, bo mo­
ja bratowa to cała historia.
Moja bratowa Carine skończyła farmację, ale woli,
żeby mówić „medycynę", więc jest farmaceutką, ale
woli, żeby mówić „farmaceutą", ma aptekę, ale woli,
żeby mówić „laboratorium".
Lubi przy deserze narzekać na księgowość i nosi
fartuch chirurgiczny zapinany aż po brodę, a także ter-
moprzylepną tabliczkę, na której pomiędzy dwoma
* Contribution Sociale Generalisee - odpowiednik polskiego ZUS.
(Wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin