W I R Y HENRYK SIENKIEWICZ TOM I I Groński zajechał przed ganek jastrzębskiego dworu koło północy. W domu spali już wszyscy, prócz starego służšcego i młodego dziedzica, Władysława Krzyckiego, który czekał na gocia z kolacjš i powitał go bardzo serdecznie, gdyż pomimo różnicy wieku łšczyła ich dawna zażyłoć. Trwała ona od tych czasów, w których Groński, jako student uniwersytetu, otaczał pewnš opiekuńczš przyjaniš małego jeszcze gimnazistę Krzyckiego. Póniej widywali się; często i bliższe przyjazne stosunki Grońskiego z rodzinš Krzyckich nie uległy wcale przerwie. Toteż, gdy po pierwszych powitaniach znaleli się w stołowym pokoju, młody dziedzic Jastrzębia poczšł znów ciskać Grońskiego, po chwili za, usadowiwszy go za stołem, strzšsnšł z oczu resztki snu, który go poprzednio morzył, rozczmuchał się zupełnie i jšł mówić z niekłamanš radociš: Ogromnie jestem szczęliwy, że nareszcie mamy pana w Jastrzębiu. A i matka, jak też, już pana wyglšdała! Ja, ilekroć jestem w Warszawie, zawsze zaczynam od pana, ale od ostatniego pańskiego pobytu u nas upłynęły już lata całe. Groński zapytał o zdrowie pani Krzyckiej i młodszego rodzeństwa Władysława, po czym rzekł: Bardzo dawno nie byłem na wsi, nie tylko u was, ale nigdzie. Latem wysyłajš mnie co rok do Karlsbadu, a po Karlsbadzie zawsze się człowiek zawieruszy gdzie na 2 Zachodzie. Przy tym w Warszawie wre teraz jak w kotle: co dzień co nowego i trudno się od tego wszystkiego oderwać. Rozpoczęła się rozmowa o sprawach publicznych, która trwała doć długo, po czym dopiero Krzycki zwrócił jš na tory prywatne: Czy oprócz zawiadomienia o mierci wuja Żarnomskiego odebrał pan i list matki? Pytam dlatego, że zawiadomienie wysłałem naprzód, a list matka namyliła się napisać w dzień póniej. Odebralem i dlategom przyjechał. Powiem ci otwarcie, że na pogrzeb twojego wujaszka nie byłbym się wybrał. Prawda, że rok temu, gdy był w Warszawie na kuracji, jadalimy przez parę miesięcy razem obiady w klubie, ale i na tym koniec, chociaż i tak ludzie dziwili się, że taki mizantrop, który wszystkich unikał, ode mnie jako nie uciekał... A jakże wasze stosunki do ostatka były chłodne? Raczej żadne. Nikogo nie przyjmował i nikogo nie chciał widywać, nawet swego proboszcza. Dysponował go kanonik z Olchowa. Gdy już mocniej zapadł, odwiedzilimy go w Rzęlewie, ale przyjšł nas po prostu niegrzecznie. Matka nie zważała na to i odwiedzała go w dalszym cišgu, chociaż nieraz bywał dla niej przykry. Co do mnie, to przyznaję, żem więcej tam nie był i pojechałem dopiero wówczas, gdy już było bardzo le. Czy duży majštek zostawił? Rzęlewo to ogromny kawał takiej ziemi, że wszędzie można choćby cebulę sadzić. Długów ani grosza. Miał też w swoim czasie i dom w Warszawie, do którego przeniósł cale urzšdzenie z Rzęlewa, wcale nie byle jakie. Mylelimy, że ,już stale zamieszka w miecie, ale on póniej to wszystko sprzedał, z czego wnoszę, że musiał zostawić i kapitały. Niektórzy jak to zwykle ludzie przesadzajš mówiš, że krociowe. Bóg raczy wiedzieć! to jednak pewna, że dużo zostało, bo on dziedziczył i po braciach. Nie wiem, czy pan 3 słyszał, że było ich trzech. Jeden zginšł w pojedynku w Dorpacie, jeszcze jako student, drugi umarł na tyfus też młodo i wuj Adam wzišł po nich wszystko. A żył podobno licho? Przesiadywał dla zdrowia dużo w Warszawie i za granicš. Jak tam żył, tego nie wiem, ale za powrotem, w Rzęlewie, ogromnie licho. Mylę jednak, że więcej z dziwactwa niż ze skšpstwa, bo skšpy nie był. Swojš drogš, nie uwierzy pan, jak tam wyglšda dwór i jak wszystko odrapane i opuszczone. We wszystkich pokojach przez dach cieknie. I gdyby jacy niespodziewani gocie, lub nieznani krewni przyjechali na pogrzeb, to musiałbym chyba zaprosić ich do Jastrzębia, bo tam, nie wiem, gdzie by mieszkali. Czy wiesz o jakich dalszych krewnych? Jest włanie pani Otocka z siostrš, jest Dołhański, który z pewnociš przyjedzie, i my. O innych nie słyszałem, być może jednak, że się znajdš, bo w Polsce wszyscy sš krewni. Matka utrzymuje, że my jestemy najbliżsi, ale co prawda, to i my nie bardzo bliscy, gdyż nieboszczyk był tylko od ciotecznych ciotecznym matki. A pani Otocka i panna Marynia? Niech się pan matki spyta. Wczoraj wykładała mi to z godzinę: kto urodzony z kogo, kiedy był za kim i siostra tego ktosia poszła znów za kogo, kto był czym dla nieboszczyka. Nie mogłem się w tym połapać. Te panie będš tu jutro o pierwszej, a z nimi i jaka Angielka, ich przyjaciółka. Wiem; mówiły mi to w Warszawie, nie wiedzšc, że trafię na pogrzeb. Ale ta Angielka mówi po polsku bez mała tak jak każdy z nas. O! A to skšd? Ojciec jej miał fabrykę, w której zatrudniał wielu robotników polskich. Panna będšc dzieckiem miała 4 piastunkę Polkę, a potem był jaki emigrant, który jš uczył po polsku. Że to jej się chciało? Widzisz, między Anglikami znajdziesz wielu oryginałów, a ten pan Anney był oryginałem pod tym względem, że mógł był obrać sobie za dewizę: causas non fata sequor tak jak lord Dudley - albowiem również jak on kochał Polskę, historię polskš i Polaków. Robotnicy burzyli mu się czasem i robili przykroci, a on się tym nie zrażał, zakładał im szkoły, sprowadzał księży, opiekował się sierotami itd. - To jaki poczciwy człowiek. A panna Anney ładna? młoda? W wieku pani Otockiej - rok młodsza lub starsza, bardzo się kochajš. Jak ty dawno widziałe paniš Otockš i Marynię? Lat temu ze szeć. Pani Otocka nie była jeszcze zamężna, a panna Marynia Zbyłtowska to był jeszcze skrzat, może dziesięcioletni, w sukience po kolana. Zapamiętałem jš tylko dlatego, że już wówczas grywała na skrzypcach i uważano jš za cudowne dziecko. Moja matka zbliżyła się do nich zeszłego lata w Krynicy i zachwycała się nimi nadzwyczajnie. Chciała koniecznie, abym tej zimy odnowił z nimi znajomoć, ale one wyjechały na zimę z Warszawy. Już wówczas kazała mi je zaprosić w swoim imieniu do Jastrzębia, a teraz, na parę dni przed mierciš wuja pisała, żeby przyjechały do nas na dłużej. Onegdaj otrzymalimy depeszę, że przyjadš. Pan podobno z nimi w wielkiej przyjani. W ogromnej i bardzo szczerej odrzekł Groński. Bo ja chciałbym z panem trochę o nich pomówić, ale że to już póno i pan po podróży, więc może by lepiej jutro. W kolei spałem, a ze stacji do was niedaleko. Mam przy tym ten zły zwyczaj, że nigdy nie kładę się przed drugš. Na twarzy Krzyckiego odbiło się trochę zakłopotania. Nalał sobie kieliszek wina, wypił je i rzekł: 5 Sprawa jest doć delikatna. Oto, jestem prawie pewien, że matka co sobie ułożyła. Może już o tym do pana pisała, a jeli nie, to będzie o tym z panem mówiła, ponieważ jej bardzo chodzi o pańskie zdanie, a w danym razie i o pomoc. Parę razy mi już tak mimochodem wspominała o pańskim wpływie na paniš Otockš. I wierzę, bo pan ma na wszystkich wpływ, nie wyłšczajšc i mojej matki. Ale włanie dlatego, chciałbym pana o jednš rzecz poprosić. Groński spojrzał na młodego szlachcica, a potem na służšcego, jakby chciał powiedzieć: a po co tu ten wiadek? Krzycki za zrozumiał i rzekł: On mocno niedosłyszy, więc możemy rozmawiać swobodnie, a sapie dlatego, że ma astmę. Po czym tak mówił dalej: Matka już od dwóch lat chciałaby mnie koniecznie ożenić, więc krzšta się, rozpisuje listy, wysyła mnie co zima do Warszawy, a jestem pewien, że i zeszłego lata była w Krynicy nie tyle dla zdrowia, bo Bogu dzięki, pomimo reumatyzmów, trzyma się niele ile dlatego, żeby się między pannami rozejrzeć i co upatrzyć. Ale tak tam jš te nasze niby-kuzynki oczarowały, że wróciła, jak przypuszczam, z gotowym projektem... Muszę cię uprzedzić przerwał Groński że jeli idzie o pannę Marynię, to gmach budujecie na lodzie, gdyż naprzód, ona ma szesnacie lat, po wtóre, z końcem jesieni wybiera się znów do konserwatorium w Brukseli, a po trzecie, cała jej dusza siedzi w skrzypcach i prawdopodobnie na zawsze w nich zostanie. A niech sobie siedzi i niech zostanie. Pan mówi: budujecie a ja nie tylko nic nie buduję, ale wolałbym, żeby i matka nie budowała, bo jej póniej będzie przykro. Zresztš matczysko kochane jest najpoczciwsze w wiecie i z pewnociš chodzi jej przede wszystkim o to, bym dostał 6 dobrš i zacnš kobietę, ale jednakże wolałaby, żeby moja przyszła nie zanadto była podobna do greckiego posšgu. Więc co? Więc idzie nie o pannę Marynię, tylko o idealnš, ale zarazem o ciepłš wdówkę, a tymczasem ja za nic nie mógłbym się na to zgodzić. Odpowiem ci jednš litewskš anegdotš, wedle której baba chłopu, który twierdził, że się pana nie boi odpowiedziała: Kiba ty jego nie widziałesz! Otóż, chyba ty pani Otockiej nie widziałe albo zapomniałe, jak wyglšda. Lecz Krzycki powtórzył: Za nic! choćby wyglšdała jak więty obraz. To może się kochasz w kim innym? Przecie pan przeladował mnie jeszcze zeszłej zimy pannš Różš Stabrowskš i wyznaję, że mi bardzo przypadła do serca. Ale nie pozwoliłem sobie zakochać się w niej, bo wiem, że rodzice by mi jej nie dali. Nie jestem i nie będę dla nich nigdy doć majętny. Dlatego uciekłem przed końcem karnawału z Warszawy. Nie chciałem zatruć próżnym uczuciem życia ani sobie, ani jej, gdyby mnie pokochała. A w razie testamentu na twojš korzyć? Rzuciłby się prosto na dym - jak dawny ułan? Nieprawda? Z pewnociš, ale ponieważ na to nie liczę i to się wcale nie stanie, więc nie ma o czym mówić. Wspomniałe jednak, że chcesz mnie o co prosić. Czym tedy mogę ci się przysłużyć? Ja chciałem pana ...
Dorico