rozwazania_o_chrzescijanstwie.pdf

(285 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Clive Staples Lewis
Rozważania o chrześcijaństwie
Przekład: Irena Doleżal-Nowicka
Książka stanowi wybór esejów, odczytów i artykułów wygłaszanych przez
C.S. Lewisa wobec różnego audytorium, i publikowanych w różnych czasopi-
smach.
Po śmierci C.S. Lewisa pisma te zebrał i wydał przyjaciel Autora — W. Ho-
oper. Z materiałów opublikowanych przez niego pod tytułem Christian Reflections
wybrano eseje, które mogą najbardziej zainteresować polskiego odbiorcę.
2
RELIGIA: RZECZYWISTOŚĆ CZY NAMIASTKA
Prawo bowiem, posiadając tylko cień przyszłych dóbr... (Hbr. 10.1)
Wszyscy znamy pogląd, że dawne żydowskie kapłaństwo było jedynie sym-
bolem i że chrześcijaństwo jest rzeczywistością, którą ono symbolizowało. Trzeba
zdać sobie sprawę z tego, jak zdumiewające, wręcz zuchwałe, musiało się wyda-
wać to twierdzenie dopóki stała świątynia w Jerozolimie. W świątyni składano
prawdziwe ofiary — prawdziwym zwierzętom naprawdę podrzynano gardła, a ich
mięso i krew używano w obrzędach rytualnych; natomiast podczas zebrań chrze-
ścijan odbywała się uroczystość z winem i kawałkami chleba. Trudno chyba było
się oprzeć wrażeniu, że ofiara żydowska była rzeczywista, a chrześcijańska tylko
namiastką; wino było oczywiście namiastką krwi, a chleb — ciała! A jednak chrze-
ścijanie mieli odwagę twierdzić, że to jest inne ujęcie sprawy, że ich skromny po-
siłek rytualny w prywatnym domu jest prawdziwą ofiarą i że całe zabijanie, kadzi-
dło, muzyka i okrzyki w świątyni są zaledwie cieniem.
Zastanawiając się nad tym. dotykamy tutaj centralnego punktu, wokół które-
go ogniskują się wszystkie wątpliwości naszej religii. Rzecz tak się ma, jak gdyby
cała nasza wiara była namiastką prawdziwej pomyślności, jakiej nie udało nam
się osiągnąć na ziemi. Nasza rezygnacja ze świata przypomina usiłowanie roz-
czarowanego lisa, który starał się wmówić w siebie, że winogrona, których nie
może dosięgnąć, są kwaśne. Przecież na ogół nie myślimy wiele o tamtym świe-
cie, dopóki nasze nadzieje co do tego świata nie doznają zawodu — a kiedy zno-
wu odżyją, nieraz porzucamy naszą religię. A czyż całe to mówienie o niebiań-
skiej miłości nie pochodzi głównie od zakonnic i zakonników, ascetycznych istot
żyjących w celibacie, pocieszających się mającymi im przynieść kompensatę ha-
lucynacjami? A czy kult dla Dzieciątka Jezus nie jest przez wieki całe podsycany
przez samotne stare panny? Nie należy bynajmniej ignorować tych niepokojących
myśli. Załóżmy od początku, że psychologowie mają na pierwszy rzut oka łatwe
zadanie. Teoria, że nasza religia jest namiastką, ma w sobie dużą dozę prawdo-
podobieństwa.
Stając w obliczu tego zagadnienia przede wszystkim starałem uprzytomnić
sobie, co w ogóle wiem o namiastkach i zastępowanych przez nie rzeczywisto-
ściach. I tutaj się przekonałem, że wcale nie wiem tyle, ile się spodziewałem. Do-
póki nie zacząłem się zastanawiać nad tą sprawą, miałem wrażenie, że potrafię
określić różnicę po prostu podchodząc uczciwie do sprawy, a wtedy namiastka
sama jakoś się zdradzi — swym smakiem, fałszywym tonem. I to wrażenie było w
istocie jednym ze źródeł, z których wzmiankowane przeze mnie wątpliwości czer-
pały swoją siłę. To nie podawanie w wątpliwość istnienia Boga było przyczyną, że
uważano religię za namiastkę, ale raczej uznanie faktu, że najczęściej dla więk-
szości z nas, życie duchowe ma smak tak mdły, tak ckliwy w porównaniu z ży-
ciem naturalnym. I pomyślałem sobie, że tak właśnie powinna smakować na-
miastka. Ale po namyśle doszedłem do wniosku, że to nie tylko nie była oczywista
prawda, ale że nawet zaprzeczały temu niektóre moje własne doświadczenia.
3
Znałem swego czasu dwóch niedobrych chłopców, którzy potajemnie palili i
kradli swemu ojcu tytoń. Ich ojciec miał papierosy, które palił sam i cygara —
duży wybór różnych cygar — które chował dla gości. Chłopcy o wiele bardziej wo-
leli papierosy od cygar. Ale od czasu do czasu zdarzało się, że ojciec miał tak
mało papierosów, że kradzież nawet jednego czy dwóch natychmiast rzuciłaby
się w oczy. W takie dni brali więc cygara, a jeden z nich mówił do drugiego: „Trud-
no, dziś musimy zadowolić się cygarami", na co ten drugi odpowiadał: „No cóż,
lepsze cygaro niż nic". Nie jest to bynajmniej wymyślona przeze mnie bajeczka,
ale realny fakt, za który mogę ręczyć. I tutaj z pewnością mamy bardzo dobry
przykład wagi, jaką się przywiązuje do czyjegoś pierwszego pochopnego poglądu
na rzeczywistość i namiastkę. Dla tych chłopców cygaro było gorszą namiastką
papierosa. I oczywiście na tym etapie uczucia chłopców były zupełnie prawidło-
we, ale popełniliby śmieszny błąd, gdyby z tego wnioskowali, że cygara, w swej
istocie, są tylko pewnego rodzaju środkiem zastępczym papierosów. W tej kwestii
ich własne dziecinne przeżycia nie dawały im żadnych doświadczeń: musieli na-
uczyć się odpowiedzi z zupełnie innych źródeł albo czekać na to, aż ich podnie-
bienia będą umiały delektować się cygarem. Pragnę tu dodać ważny morał płyną-
cy z tej opowiastki. Jeden z tych chłopców został ukarany w ten sposób, że nigdy
w życiu nie był w stanie rozkoszować się cygarem.
A oto jeszcze jeden przykład. Kiedy byłem chłopcem, płyty gramofonowe nie
były tak dobrej jakości, jak są obecnie. W dawnych nagraniach utworu orkiestro-
wego nie słyszało się oddzielnego instrumentu, ale tylko pojedynczy niezróżnico-
wany dźwięk. Tego rodzaju muzyki słuchałem w dzieciństwie. I kiedy w później-
szym wieku zacząłem słuchać prawdziwych orkiestr, byłem nimi rozczarowany,
ponieważ nie wychwytywałem tego pojedynczego dźwięku. To, co słyszałem w
sali koncertowej, wydawało mi się pozbawione jedności, do jakiej byłem przyzwy-
czajony od dzieciństwa; orkiestra nie była orkiestrą, ale pewną ilością poszczegól-
nych muzyków grających na tym samym podium. W rzeczywistości nie uważałem
tego „za rzeczywistość". Ten przykład jest chyba nawet lepszy niż poprzedni. Pły-
ta gramofonowa bowiem jest naprawdę namiastką, a orkiestra rzeczywistością.
Ale z powodu mojej wadliwej edukacji muzycznej rzeczywistość stała się namiast-
ką, a namiastka rzeczywistością.
„Namiastki" sugerują nam odżywianie w czasach wojennych. I tutaj mam pe-
wien przykład. Podczas ostatniej wojny, tak jak obecnie, musieliśmy jeść marga-
rynę zamiast masła. Z początku nie sprawiało mi to żadnej różnicy. Przez pierw-
sze kilkanaście dni mówiłem: „Możecie nazywać sobie margarynę namiastką, ale
jest równie dobra jak prawdziwe masło". Ale pod koniec wojny nigdy już nie myli-
łem margaryny z masłem i nie chciałem jej oglądać więcej na oczy. Ten przykład
różni się od poprzednich, ponieważ w tym przypadku wiedziałem od razu, co jest
namiastką. Chodzi tu jedynie o to, że z początku mój bezpośredni smak nie po-
twierdzał tej wiedzy. Dopiero po długim okresie doświadczenia moje zmysły poję-
ły, że margaryna jest czymś gorszym.
Ale dajmy spokój moim doświadczeniom. Zajmę się kimś znacznie lepszym,
mianowicie Miltonem i tą sceną w Raju utraconym, którą dawniej uważałem za
niezwykle groteskową, a którą teraz uważam za niezwykle głęboką. Mam na my-
4
śli tę część, gdzie Ewa w kilka minut po swoim stworzeniu przegląda się w lustrze
wody i zakochuje we własnym odbiciu. Bóg sprawia, że Ewa podnosi wzrok i wi-
dzi Adama. I tu najbardziej interesujący jest fakt, że widok Adama sprawia jej roz-
czarowanie — jest on o wiele mniej atrakcyjny niż ona sama. Pod Boskim prze-
wodnictwem Ewa pokonuje tę trudność, ten pons astnorum i przekonuje się, że
miłość do Adama jest uczuciem głębszym, bogatszym, że nawet jest zabawniej
kochać go niż być zakochaną w samej sobie. Gdyby jednak była grzesznicą tak
jak my, nie pokonałaby tej trudności z taką łatwością; ona również musiałaby
przejść etap znalezienia prawdziwego kochanka, kiepskiej namiastki. Dziedzina, z
której zapożyczyłem ów przykład, ilustruje mój temat o wiele lepiej niż inne. Dla
zboczeńca miłość normalna, o ile w ogóle nie wydaje mu się odrażająca, wydaje
się w najlepszym razie mdłą papką w porównaniu z upiornym światem koszmar-
nych rojeń, które dla niego są „czymś realnym". Zresztą każda dziedzina życia
dostarcza nam przykładów. Fanatyk jazzu, który rozkoszuje się tą muzyką, nie
może uwierzyć, że „muzyka klasyczna" jest niczym innym, jak tylko czymś w ro-
dzaju „vegetarian jazz" (przytaczam tu słowa mego przyjaciela Berfielda), a dzieła
wielkiej literatury wydają się ludziom o wulgarnym smaku tylko słabym odbiciem
„dreszczowców" i „dramatów trójkąta małżeńskiego", za którymi przepadają.
Z tych wszystkich przykładów pragnę wyciągnąć następujący wniosek. Intro-
spekcja zupełnie nie przydaje się, kiedy trzeba decydować, które z dwóch do-
świadczeń jest namiastką albo które jest gorsze. Na pewnym etapie wszystkie
wrażenia, które zgodnie z naszymi przewidywaniami powinny towarzyszyć zado-
woleniu 7. zaspokojenia podstawowej potrzeby, będą towarzyszyły namiastce i
vice versa. A ja pragnę podkreślić z naciskiem, że jeżeli raz przekonaliśmy się o
słuszności tej zasady, powinniśmy trzymać się jej bez wahania od tego momentu
aż do końca naszego życia. Jeżeli jakiś świadek choć raz okaże się niegodny za-
ufania, należy go usunąć z sądu. Stratą czasu będzie badanie jego zeznań i roz-
myślanie: „A jednak..." czy „Przecież powiedział...". Jeżeli bezpośrednie uczucie
okaże się bez wartości w tej dziedzinie, to nigdy nie odwołujmy się ponownie do
bezpośredniego odczucia. Jeżeli naszego kryterium rozróżnienia pomiędzy rze-
czywistą satysfakcją a jej namiastką trzeba szukać gdzie indziej, wtedy w imię
Boże szukajmy go gdzie indziej.
Kiedy mówię „gdzie indziej", nie mówię o wierze czy nadnaturalnym darze.
To, o co mi chodzi, zilustruje przykład. Gdyby ci dwaj niedobrzy chłopcy napraw-
dę chcieli przekonać się, czy ich poglądy co do cygar i papierosów są prawdziwe,
mogliby zrobić wiele przeróżnych rzeczy. Mogliby spytać się kogoś dorosłego, kto
by im powiedział, że właśnie cygara są uważane za większy zbytek niż papierosy,
i w ten sposób naprawił ich błąd swoim autorytetem. Albo mogliby dzięki własnym
badaniom przekonać się — kupując sobie papierosy a nie kradnąc ich — że cy-
gara są o wiele droższe niż papierosy, i stąd wysnuć wniosek, iż w rzeczywistości
nie mogą być namiastką papierosów. Byłaby to korekta dokonana przez rozum.
Wreszcie mogliby ćwiczyć posłuszeństwo, uczciwość i prawdomówność i czekać
aż do osiągnięcia wieku, w którym palenie papierosów jest już dozwolone — a w
takim przypadku doszliby na podstawie doświadczenia do bardziej rozsądnego
wniosku na temat dwojakiego sposobu przygotowywania tytoniu. Autorytet, ro-
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin