Darynda Jones - Drugi grób po lewej.pdf

(1422 KB) Pobierz
Jones Darynda
Charley Davidson 02
Drugi grób po lewej
Dla wspaniałych chłopaków z rodu Jonesów:
Dannyego, Jordana i Caseya.
To dla Was oddycham.
1
Za kostuchy można dać się zabić.
T-SHIRT
CZĘSTO WIDYWANY NA CHARLOTTE JEAN
DAVIDSON, KOSTUSZE PIERWSZA KLASA
- Charley, szybko, obudź się.
Palce o spiczastych paznokciach wbily mi się w ramiona, ze
wszystkich sił starając się rozpędzić mgiełkę snu, w której się
kisiłam. Zatelepały mną tak mocno, że mogłyby wywołać
niewielkie trzęsienie ziemi w Oklahomie. A że ja mieszkałam w
Nowym Meksyku, był to pewien problem.
Wnosząc po barwie i tonie głosu intruza, byłam całkiem
pewna, że osobą, która mnie zaczepia, jest moja najlepsza
przyjaciółka Cookie. Wypuściłam poirytowane westchnienie,
godząc się z tym, że życie moje pełne jest ludzi, którzy
nieustannie się wtrącają i stawiają żądania. Zwłaszcza te żądania.
Pewnie dlatego, że byłam jedyną kostuchą po tej stronie Marsa -
jedynym portalem, przez który zmarli mogli przejść na drugą
stronę. Przynajmniej ci, którzy nie przeszli zaraz po śmierci i
utknęli na ziemi. Których była cała kurna masa. Urodziłam się
kostuchą, nie pamiętałam więc czasu, kiedy nieboszczycy nie
pukali do mych drzwi - metaforycznie, bo nieboszczycy
rzadko pukają - prosząc o pomoc w jakichś niezamkniętych
sprawach. Zdumiewało mnie, jak wielu drogich zmarłych
zapomniało wyłączyć palnik.
Na ogół ci, którzy przeze mnie przechodzili, mieli po prostu
poczucie, że dość już czasu spędzili na ziemi. W takiej sytuacji
nadciąga kostucha. Czyli moi. Zmarli widzą mnie z każdego
miejsca na świecie i mogą przeze mnie przejść na drugą stronę.
Mówiono mi, że jestem jak latarnia morska pełna światła tysiąca
słońc. Zmarli na kacu po martini mieli przerąbane.
Jestem Charlotte Davidson: prywatna detektyw, policyjna
konsultantka, stuprocentowa twardzielka. Albo mogłam była być
twardzielką, gdybym wytrwała na tych zajęciach z MMA.
Poszłam na lekcję tylko po to, żeby się dowiedzieć, jak zabijać
ludzi papierem. Aha, no i nie zapominajmy - kostucha. Trzeba
przyznać, że być kostuchą nie było tak źle. Miałam garść
przyjaciół, dla których posunęłabym się do mordu - niektórzy z
nich żyli, inni nie aż tak - rodzinę, która budziła moją
wdzięczność, że niektórzy jej członkowie żyją, a inni nie aż tak, i
wtyki u jednej z najpotężniejszych istot we wszechświecie,
Reyesa Alexandra Farrowa, pół człowieka, pół supermodela,
syna Szatana.
Jako kostucha zatem rozumiałam martwych ludzi. Wyczucie
czasu mieli z grubsza do bani. Nie ma sprawy. Ale że budzi mnie
w środku nocy żywe stworzenie z pulsem, które regularnie ostrzy
sobie paznokcie w przybytku Świat Noży, to po prostu złe.
Zaczęłam walić po rękach na oślep jak chłopak w
dziewczyńskiej bójce, po czym okazało się, że walę powietrze, bo
intruz zaatakował moją szafę. Widocznie w plebiscycie w
czasach liceum Cookie wybrano „Osobą, która ma największe
szanse, że lada moment zginie". Mimo obezwładniającej
chętki, by wykrzywić się do niej brzydko, nie mogłam się zdobyć
na odwagę, by rozchylić oczy. Ostre światło i tak przenikało mi
przez powieki. Mam taki problem z liczbą watów.
- Charley...
Z drugiej strony, może zmarłam. Może kopnęłam w kalendarz
i unoszę się, biedaczka, w stronę światła jak na filmach.
- Nie żartuję...
Nie miałam jakiegoś specjalnego wrażenia, że się unoszę, ale
doświadczenie mnie nauczyło mieć należyty szacunek do tego,
jak bardzo śmierć wypada nie w porę.
- ...serio, wstawaj.
Zazgrzytałam zębami i ze wszystkich sił przywarłam do ziemi.
Nie... iść... w stronę... światła.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin