BW-1920_07_Zagadn-roli-gen-Weyganda.doc

(210 KB) Pobierz
ZAGADNIENIE ROLI GENERAŁA WEYGANDA

ZAGADNIENIE ROLI GENERAŁA WEYGANDA

 

Jednym z wielkich zagadnień spornych, dotyczących bitwy warszaw­skiej, jest zagadnienie roli ge­ne­rała Weyganda w wygraniu tej bitwy.

Mamy w Polsce świadomość, że to my, Polacy wygraliśmy tę bitwę. Natomiast w alianckim świe­cie zachodnim, mianowicie przede wszy­stkim we Francji, panuje niezachwiane przekonanie, że tę bitwę wy­grał francuski generał Weygand. Także i w Anglii wśród ogółu tych, co się interesują historią i poli­ty­ką, panuje podskórny, utajony nurt przeświadczenia, zgodnego z opinią francuską, choć przez grzeczność wobec Polski nie mówi się tego głośno. Natomiast deklaruje się równocześnie czasami oświadczeniami lorda D'Abernon i wywo­dami historycznymi Normana Davies'a i innych, że zwycięzcą w tej bitwie był Pił­sudski.

Spór narodził się w okolicznościach następujących. Państwa alian­ckie Francja i Anglia po­pie­rały obóz białych w rosyjskiej wojnie domowej. Obóz ten w ciągu roku 1919 i w początkach roku 1920 sprawę swoją przegrał. Wszystkie główne ośrodki białego oporu przeciwko rewolucji i przeciwko wojskom czerwonym po­niosły klęskę. Runęło potężne ąuasipaństwo syberyjskie, rządzone przez admi­ra­ła Kołczaka, sięgające od Pacyfiku chwilami aż prawie do Wołgi; uległo zagładzie w okolicznościach tragicznych, wśród rzezi i rozlewu krwi, a katastrofa jego ukoronowana została osobistą tragedią samego Kołczaka, wydanego w ręce rewolucyjne przez jego czeskich sprzymierzeńców i protektorów i przez bol­sze­wików roz­strzelanego. Runęło rozległe terytorium pod władzą generała Denikina, obejmujące znacz­ną, południową część Rosji Europejskiej, w pewnym okresie zwycięsko posuwające się ku Moskwie i zda­­ce się mieć szansę osiągnięcia w wojnie domowej pełnego zwycięstwa; a jed­nak w końcu pokonane. Pozostał po nim tylko broniący się Krym, rodzaj rosyjskich Okopów świętej Trójcy, trwający pod zreorgani­zowanym dowództwem generała Wrangla i mający się utrzymać aż do następnego roku. Uległ likwidacji i zagładzie oparty o Estonię ośro­dek generała Judenicza, pragnący bezsku­tecznie ma­sze­rować na Petersburg. Uległ także likwidacji niewielki ośrodek białorosyjski na samej północy, wokół Archangielska i Murmańska, oparty o okupa­cyjne wojska angielskie i niezdolny do utrzymania swego istnie­nia poza chwilę ewakuacji angielskich protektorów.

I oto jedynym poważnym przeciwnikiem czerwonej Rosji, który nadal prowadził z nią wojnę, sta­ła się Polska. Dla wielu Anglików i Francuzów ta Polska była jeszcze jednym fragmentem rosyjskiej woj­ny domowej. Bolszewicy pobili Kołczaka, Denikina, Judenicza i innych i teraz zabiorą się do zli­kwi­dowania też przecież w znacznej części z pod władzy rosyjskiej wyodrębnionych i z państwa rosyjskie­go politycznie wyłonionych Polaków. A w dodatku, było dla państw zachodnich widoczne, że Polacy po­no­szą w wojnie z czerwoną Rosją już zarysowującą się, taką samą klęskę, jak rosyjscy biali. Zaawan­tu­ro­wali się swą wyprawą ukraińską Piłsudskiego aż do Kijowa ale doznali niepowodzenia, cofali się i by­li bici dzień po dniu i ty­dzień po tygodniu przez potężne, nowe zjawisko, jakim była armia konna Budiennego. Cofali się spod Kijowa tak, jak poprzednio Denikin spod Moskwy. A co więcej, byli bici także i na północy i cofali się z rozległych obszarów białoruskich, uważanych przez aliantów za rosyjskie, które udało im się tam w 1919 roku obsadzić. Dla oczu obserwatorów zachodnioeuropejskich polskie nie­po­wodzenia były powtórzeniem niepowodzeń i katastrof białych armii rosyjskich. A wiadomości z pol­skiego frontu były w nie małym stopniu powtórze­niem niedawnych wiadomości z frontów rosyjskiej woj­ny domowej. Wojska polskie cofały się bezładnie, polskie pułki i dywizje rozsypy­wały się w chao­tycz­nym odwrocie, zagarniane były wielkimi masami do niewoli, a nawet kurczyły się w wyniku masowych dezercji, lub samowolnej ucieczki z pól bitwy.

Zachodni obserwatorzy, dziennikarze, politycy, a także i eksperci wojskowi, sztabowcy i genera­ło­wie, uważali, że z wojskami polskimi powtarza się dokładnie to samo, co się stało z wojskami białych wo­dzów rosyjskich. Armie Polskie cofają się, topnieją i przestają się bronić w ten sam sposób, jak to się niewiele miesięcy wcześniej stało z armiami Denikina, czy Kołczaka.

Ale dla Francji i Anglii sprawa losów Polski to nie było to samo, co sprawa losów Syberii czy rosyjskiego Południa. Polska była kra­jem środkowoeuropejskim. Podbój Polski przez armie bolszewickie to byłoby usadowienie się Rosji bolszewickiej w samym centrum Europy. Tylko Niemcy odgradzały Pol­skę od Francji, a także od tak blisko obchodzących Wielką Brytanię krajów, jak Belgia i Holandia. Co by się stało z Niemcami, gdyby Polska runęła równie kompletnie i katastroficznie, jak denikinowska Rosja Południowa i jak kołczakowska Syberia? Jedno z dwojga: Niemcy byłyby stawiły bolszewikom opór, ale w ta­kim razie należało by im pomóc, a wobec tego cała wojna światowa okazałaby się rozegraną na marne, bo potęga nie­miecka musiałaby być odbudowana. Albo rzecz jeszcze gorsza: Niemcy połączyliby się z bol­szewikami, a w takim razie łączna potęga niemieckorosyjska stanęłaby oko w oko naprzeciw Francji i jej kon­tynentalnych sojuszników, a także, bezspornie w oko w oko również i naprzeciw Wielkiej Brytanii. Dla sił konserwatywnych w krajach zachodnich zarysowywała się tylko jedna możliwość ratunku: trzeba było uratować Polskę. Natomiast istniejące w krajach zachodnich siły rewolucyjne na przykład brytyj­ska Partia Pracy na czele z tak wy­bitnymi swymi przedstawicielami, jak Ernest Bevin, późniejszy wybit­ny brytyjski mąż stanu, wcale się perspektywą zwycięstwa rosyj­skiej rewolucji nad opierającą się jej pań­ską Polską nie martwiły. Nie martwiły się także i perspektywą, że rewolucja rosyjska ogarnąć może także i Niemcy, Francję, a może również Włochy i Hiszpanię.

Politycy i fachowcy wojskowi zachodni nie mieli do armii polskiej zaufania. Wyobrażali oni sobie, że armia ta musi być czymś podob­nym do białych armii rosyjskich, a więc jest złożona z masy żoł­nier­skiej, usposobionej rewolucyjnie i nie bardzo skłonnej do walki przeciwko Rosji bolszewickiej, a także z ofi­cerów, zmęczonych wojną i wystraszonych i myślących raczej o tym, jak się osobiście uratować, niż o tym, jak odnieść zwycięstwo. I że dowodzona jest przez genera­łów, równie bezradnych, jak biali gene­ra­łowie rosyjscy.

Wobec tego, mężowie stanu i fachowcy wojskowi zachodnioeuro­pejscy doszli do prostego wnios­ku: należy objąć nad polską armią władzę i tak tą armią pokierować, by jednak jakoś się naporowi wojsk bolszewickich przeciwstawiła. Trzeba zmusić polskie naczelne władze polityczne, by zgodziły się na odda­nie polskiego naczelnego dowództwa w ręce fachowego generała zachodnioeuropejskiego, mia­nowicie fran­cuskiego generała Weyganda. A ten generał, przy pomo­cy kilkuset umiejętnych oficerów francuskich, żeby tak tę armię ujął w garść, by stworzyła przeciwko naporowi bolszewickiemu mocny wał. Armia pol­ska, oczywiście, byłaby tu potraktowana jak zwykłe mięso armatnie: ujęta w karby europejskiej dyscyp­li­ny, zostałaby zmuszona do tego by się jednak zacząć skutecznie bronić.

W dniu 24 czy też 26 lipca 1920 roku przybyła do Warszawy Misja Międzyaliancka, pod przewod­nictwem brytyjskiego dyplomaty, byłe­go ambasadora w Berlinie, lorda D'Abernon, której członkiem był wy­mieniony wyżej francuski generał, były szef sztabu marszałka Fo­cha, Maxime Weygand. Rządy alian­ckie, Wielka Brytania i Francja, życzyły sobie, by generał ten objął naczelne dowództwo wojsk pol­skich. Projekt ten okazał się niemożliwy do wykonania wobec pol­skiego oporu, na wniosek jednak polskiego Naczelnika Państwa i Wodza Naczelnego, Piłsudskiego, Weygand przydzielony został do polskiego szefa sztabu, generała Rozwadowskiego, jako jego doradca. Rządy zachodnie uważały, że jako doradca, jest on w istocie jego zwierzchnikiem i że nosząc skromny tytuł doradcy, sprawuje on nad polskim szefem szta­bu i nad armią polską pełną władzę. W dniu 15 sierpnia, w 26 dni po przyjeździe generała Weyganda do Polski, ar­mia polska odniosła nad armią sowiecką druzgocące zwycięstwo w bitwie warszawskiej, w dniu następnym armia bolszewicka rozpoczęła odwrót spod Warszawy, a jeszcze o jeden dzień później, polska grupa uderzeniowa znad Wieprza, pod dowództwem Piłsudskiego, zagrodziła cofającym się armiom bol­sze­wickim drogę, uniemożliwiając im bezpieczne wyprowadzenie z pogromu znacznej części tych bolsze­wi­c­kich sił, które w samej bitwie warszawskiej zagładzie nie uległy.

Dla opinii publicznej na zachodzie, a takie i dla wielu niedosta­tecznie poinformowanych zachod­nich fachowców wojskowych to by­ło oczywiste: generał Weygand pojechał do Polski, w formalnie skrom­nym charakterze doradcy szefa sztabu objął nad polską armią faktyczne dowództwo, zaprowadził w tej armii porządek i odniósł w ciągu kilku tygodni pełne zwycięstwo.

Do utrwalenia się takiego poglądu w krajach zachodu przyczyniło się także i to, że propaganda wpływowych kół z polskiej strony prze­ciwstawiła tezie o roli Weyganda tezę oczywiście nieprawdziwą, że zwycięzcą w bitwie warszawskiej był Piłsudski. Wszyscy ludzie, choć trochę zorientowani w sytuacji, wie­dzie­li, że Piłsudski 12 sierpnia wy­jechał z Warszawy, że był od owego dnia nieobecny w naczelnym do­wódz­twie, że bitwą warszawską nie dowodził, że dowodził tylko ofensywą znad Wieprza, która częścią sa­mej bitwy nie była, która wyruszyła z opóźnieniem i która odegrała wprawdzie bardzo ważną, ale nie głów­ną rolę strategiczną, mianowicie uniemożliwiając armiom sowieckim skuteczny odwrót i skuteczne prze­grupowanie się po prze­granej bitwie. Było jasne, że Piłsudski nie był zwycięzcą w bitwie war­szaw­skiej. Ale w takim razie kto nim był? Szef sztabu? Ale skoro sami Polacy rolę i zasługę szefa sztabu, Rozwadowskiego, przygłu­szają, widać to nie on był w tej bitwie osobą główną. A więc kto był tą osobą główną? Widać ktoś, kto dyskretnie stał poza plecami szefa sztabu i poczynaniami jego kierował. A więc Weygand.

Propaganda na rzecz Piłsudskiego, zmierzając do celu nieosiągal­nego, jakim było przyznanie głów­nej zasługi w sposób oczywiście nie­możliwy Piłsudskiemu, działała w praktyce na rzecz Weyganda.

J.G.

 

KOLOKWIUM PARYSKIE

Głosicielami tezy, że głównym zwycięzcą w bitwie warszawskiej był Weygand są z natury rzeczy Francuzi.

W sposób najdobitniejszy teza ta została przedstawiona na naradzie naukowej, odbytej w Paryżu w dniu 4 maja 1973 roku w Instytucie Studiów Slawistycznych, w laboratorium slawistycznym, współ­pra­cu­jącym z francuskim Narodowym Centrum Studiów Naukowych (Centre National de la Recherche Scien­ti­fique).

W naradzie tej wziął udział cały zastęp wojskowych, oraz history­...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin