Krucjata - Young Robyn.pdf

(1344 KB) Pobierz
Young Robyn
Krucjata
Bractwo Tom 2
1
Dzielnica wenecka w Akce, Królestwo Jerozolimskie Dwudziesty ósmy dzień września roku
Pańskiego 1274
Ostrza mieczy kreśliły zamaszyste luki, zderzając się z donośnym brzękiem, raz, jeszcze raz, i
jeszcze. Każdy kolejny cios był coraz gwałtowniejszy, brutalny impet groził wytrąceniem
broni z rąk walczących. Słońce prażyło zapylone czerwone płyty dziedzińca i głowy dwóch
mężczyzn tańczących wokół siebie w pojedynku.
Żaden z przeciwników nie nosił zbroi. Niższy pocił się obficie, siwe włosy przylgnęły mu do
czaszki, przemoczona koszula do pleców. Zęby miał zaciśnięte, na twarzy wyraz najwyższego
skupienia. To on atakował częściej; co rusz po kilku błyskawicznych paradach wyprowadzał
pchnięcie, które mogło przeszyć na wylot pierś przeciwnika. Ale jego ruchy stawały się
stopniowo coraz bardziej nerwowe; w precyzyjnych, silnych ciosach dało się wyczuć rozpacz,
jak gdyby każdy miał być ostatnim. Mężczyzna czuł, że długo już nie wytrzyma. Był
zmęczony, a jego wysoki, atletycznie zbudowany przeciwnik bez wysiłku odpierał każde
uderzenie. Im bardziej zaś gorączkowo uwijał się niższy szermierz, tym szerzej uśmiechał się
wyższy. Jego uśmiech przywodził nieco na myśl pysk rekina, rozwarty, by rozedrzeć ofiarę.
On także był zmęczony, ale nie ulegało wątpliwości, że dobrze się bawi.
Po kilku kolejnych dynamicznych paradach Angelo Vitturi zaczął się jednak nudzić. Było mu
gorąco, piekła dłoń otarta przez skórzaną oplotkę rękojeści. Kiedy niższy mężczyzna znów
natarł, Angelo zwinnie zrobił unik, złapał go za rękę i wykręcił ją brutalnie, przystawiając do
gardła przeciwnika smukłe ostrze własnego miecza, w którego głowicę wprawiony był wielki
przejrzysty kryształ górski. Pokonany wydał zduszony jęk, po części ze złości, po części z
bólu w wykręconym nadgarstku.
li
Twarz Angela, spocona, lecz rozpromieniona dziecinną zgoła, drwiącą uciechą, stwardniała
od zimnej wzgardy.
Wynoś się. — Puścił rękę mężczyzny i odstawił miecz, opierając go
niski murek wirydarza.
Siwowłosy mężczyzna stał, dysząc ciężko otwartymi ustami. Pot ściekał mu z nosa. Angelo
podszedł do sługi, który czekał nań w rogu dziedzińca nieruchomo jak posąg. Wziął od niego
puchar wina z wodą i wychylił go jednym haustem. Potem obrócił się do oszołomionego
przeciwnika.
Kazałem ci wyjść.
Mężczyzna przez chwilę zbierał się na odwagę.
A... zapłata, panie?
Zapłata?
Za lekcję. — Pod twardym spojrzeniem czarnych oczu Wenecjani- na mężczyzna spuścił
wzrok.
Angelo wybuchnął śmiechem.
A za cóż miałbym ci dać choć miedziaka? Nauczyłeś mnie dziś czegokolwiek? Kiedy zechcę
się pośmiać, najmę wesołków. — Odstawił puchar na tacę. — Odejdź, nim postanowię
dokończyć pojedynek. Stracisz wówczas więcej niż tylko zapłatę. — Odwróciwszy się
plecami, podniósł przerzuconą przez murek czarną aksamitną suknię bramowaną gronostajem
i włożył ją na siebie.
Nauczyciel fechtunku, pokonany, zabrał swój płaszcz i ruszył do wyjścia ze szkarłatnymi
wypiekami na twarzy.
Angelo dopinał właśnie pas ze srebrnych kółek, kiedy w drzwiach dworu pojawiła się
dziewczyna. Jak wszystkie domowe niewolnice miała na sobie cienkie białe giezło zebrane w
pasie sztywną złotolitą krajką
włosy okryte zawojem. Ujrzawszy Angela, zbliżyła się ze spuszczonymi oczyma,
przybierając ostrożny, nijaki wyraz twarzy.
Pan mówi, goście są. — Trudno ją było zrozumieć; z trudem wymawiała słowa w obcym jej
języku. — Prosi, pan przyjść.
Angelo jednym płynnym ruchem wetknął miecz do wiszącej u pasa pochwy. Szczęk głowni
przyprawił dziewczynę o wzdrygnięcie. Nie patrząc na nią, ruszył do pałacu. Niewolnica
skwapliwie usunęła mu się z drogi.
Mając lat dwadzieścia osiem, Angelo był najstarszym synem Veneria Vitturiego i
spadkobiercą rodzinnego interesu, założonego jeszcze przed trzecią krucjatą przez jego
pradziada, Vittoria. Często widywano go na targu niewolników w Akce, gdzie sprzedawał
„nadwyżki” — tych ludzi, których nie odsyłano do Wenecji. W czasach gdy interes kwitł, a
Wenecja panowała na Morzu Czarnym, rodzina Yitturich zmonopolizowała mon
golskie pogranicze, skupując najładniejsze dziewczęta dla europejskich nobilów i
najsilniejszych chłopców dla mameluckiej armii Egiptu. Kiedy jednak szlaki czarnomorskie
opanowali Genueńczycy, Vitturi z dużym trudem, jako jedni z nielicznych, utrzymali się na
rynku. Żywy towar trzeba było teraz ściągać przez Morze Czerwone.
Najpiękniejsze dziewczęta Vene rio zatrzymywał dla siebie. Miały zwykle od jedenastu do
szesnastu lat — filigranowe Mongołki o owalnych twarzyczkach i lśniących czarnych
włosach lub Czerkieski, w których młodych buziach dawały się już dostrzec wyraziste rysy
dojrzałych piękności, charakterystyczne dla ich rasy. W ciągu ubiegłych dziesięciu lat rodzina
gwałtownie się powiększyła, zaś Angelo gotował się z wściekłości na widok każdego
ślicznego smagłego noworodka, którego prezentowano domownikom. Żaden nie przypominał
pulchnej żony Veneria. Choć dziewczęta, które ojciec brał do łoża, pozostawały
niewolnicami, ich potomstwo chowano jako ludzi wolnych, chrzczono i kształcono. Angelo
mógł zrozumieć, że ojciec ulega pokusie skorzystania z młodych egzotycznych ciał; sam ich
próbował, i to z zadowoleniem. Nie potrafił jednak pojąć, dlaczego Veneno uznaje bękarty,
obrażając tym swoich prawowitych potomków. Już dawno postanowił, że gdy on zostanie
głową rodziny, to się zmieni. Jeśli rzecz jasna w owym czasie będą jeszcze mieli cokolwiek
na własność. Ubiegły rok nastrajał do najgorszych przeczuć. Angelo odsuwał je od siebie;
jeśli plan się powiedzie, oznaczać to będzie koniec zmartwień.
Ruszył długim korytarzem ozdobionym biało-błękitną mozaiką. Podwójne drzwi z ciemnego
drewna prowadziły do przestronnej, wykwintnie urządzonej komnaty. Kiedy wszedł,
obejrzało się na niego czterech mężczyzn siedzących wokół dużego ośmiokątnego stołu.
Angelo znał ich wszystkich. Był tu słynny płatnerz Renaud z Tours, łysiejący mężczyzna w
średnim wieku, który dostarczał zbroje królowi Francji i jego najświetniejszym rycerzom
podczas obu nieudanych krucjat Ludwika. Obok, ułożywszy na stole ciasno splecione dłonie,
siedział smagły, szczupły Michał Pizańczyk specjalizujący się w handlu damasceńskimi
mieczami — jednymi z najlepszych głowni, jakie znał świat. On także zaopatrywał możnych
Zachodu na każdą wojnę. Miał silny oddział zbrojnych najemników, przy pomocy których
siał terror wśród konkurentów, odbierając im lukratywne kontrakty. Trzecim z gości, o
opalonej twarzy i włosach barwy piasku, był Konrad z Bremy — miasta należącego do
Hanzy, potężnej konfederacji miast niemieckich rządzącej handlem na Bałtyku. Zawarłszy
zyskowną umowę z zakonem krzyżackim, Konrad zbił majątek na hodowli i sprzedaży
bojowych rumaków. Niewinne błękitne oczy i leniwy uśmieszek Niemca mogły na pozór
świadczyć o dobroduszności, szeptano jednak, że kazał zgładzić własnych braci, by
zawładnąć rodzinnym majątkiem. Czy były to tylko złośliwe plotki rozpuszczane przez
zazdrosnych konkurentów — tego nikt nie wiedział na pewno. Z kolei tęgi spocony
mężczyzna odziany mimo upału w ciężką przetykaną złotem szatę nazywał się Guido Soranzo
i był zamożnym genueńskim szkutnikiem. Ich twarze znane były wszystkim kupcom w Akce,
wraz bowiem z głową rodu Vitturich stanowili handlową elitę pośród Europejczyków w
Ziemi Świętej.
Z przyległej komnaty wyszedł piąty mężczyzna, a za nim, niby ogon komety, trzy
młodziutkie niewolnice w bieli. Niosły srebrne tace, na nich zaś dzbany różowego wina,
puchary i cynowe misy pełne ciemnych winogron, purpurowych fig i migdałów oprószonych
cukrem.
To mój syn — przedstawił Angela siedzącym wokół stołu mężczyznom. Głos miał niski i
chrapliwy. Będąc znacznej tuszy, poruszał się jednak zwinnie, co zawdzięczał lekcjom
fechtunku. Pasowany na rycerza przez dożę Wenecji Venerio, ongiś radca republiki, był
szlachcicem w czwartym pokoleniu, musiał więc radzić sobie z mieczem. Dziewczęta
otoczyły go półkolem, czekając, aż usiądzie, nim zaczną rozstawiać misy i dzbany. — Angelo
jest zręcznym kupcem i świetnym szermierzem.
Potrzebny mi nowy nauczyciel — wtrącił Angelo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin