Szarość więziennego dnia - artykuł.pdf

(76 KB) Pobierz
Szarość więziennego dnia
dodane 2004-02-06 12:29
Jak długo można wspominać młodzieńcze lata, słuchać historii kolegów czy gapić się w
telewizor? - zastanawia się przebywający dwa lata w zakładzie karnym Marek. Wygląda na
nastolatka. - Na szczęście już niedługo wychodzę i myślę, że już tu nie powrócę. Życie na
wolności jednak ma znacznie więcej plusów. Trochę się boję, aby go nie zmarnować - wyznaje.
„Jeśli będziecie mieć wiarę jak ziarnko gorczycy, powiecie tej górze przesuń się tam..., a przesunie
się. I nic nie będzie dla was niemożliwego” - takie słowa modlitwy rozdawał podczas nabożeństwa
kapelan więzienny wraz z ziarenkiem gorczycy.
Wojkowice koło Będzina po zamknięciu kopalni, cementowni i innych zakładów kojarzą się
mieszkańcom Zagłębia Dąbrowskiego z zakładem karnym. Dla przebywających tu prawie 800
mężczyzn (w większości młodocianych) to monotonia dnia codziennego, odmierzana kolejnymi
posiłkami, wyjściami na spacer oraz nocami na żelaznym łóżku w kilkuosobowej ciasnej celi.
Jednak to oni sami na wolności nieodpowiedzialnością, często głupotą, zgotowali sobie ten los i
teraz muszą odpokutować.
Nie aniołki...
- Szkoda, że poza szkołą nie mamy tu zbyt wiele do roboty - narzeka Kamil i zaraz dodaje: - Ale
przecież takie są konsekwencje młodzieńczych wybryków...
O tym, że przestępczość w naszym kraju rośnie, świadczą przepełnione więzienia i zakłady karne.
W Wojkowicach musiano zaadaptować na cele dodatkowe pomieszczenia, bowiem zaludnienie
wynosi tutaj 120 procent (w okolicznych aresztach śledczych jest o wiele większe. Przykładowo w
Sosnowcu wynosi 160 procent, a w Mysłowicach 150).
Przez ostatnie kilkanaście lat w więziennictwie zaszło wiele pozytywnych zmian. W Wojkowicach
widać to szczególnie wyraźnie. Zakład jest otwarty dla społeczeństwa, niczego się nie ukrywa,
można zobaczyć, jak traktowani są osadzeni. Ograniczenia i rygory są znacznie złagodzone. Każdy
osadzony może w każdej chwili przedstawić swój problem czy prośbę przełożonym bez zbędnej
biurokracji, jak to bywało wcześniej. Nie należy jednak zapominać, że przebywający tu ludzie to
nie aniołki i należy przestrzegać obowiązujących norm prawnych.
Drogi resocjalizacji
Poprzedni wieloletni dyrektor zakładu w Wojkowicach Anatol Szydłowski, pracujący w
więziennictwie ponad 30 lat, uważał, że najszybszym sposobem resocjalizacji więźnia jest jego
integrowanie ze społeczeństwem. Temu mają służyć częste kontakty z rodzinami czy przepustki (od
trzydziestogodzinnej do nawet kilkunastodniowej). Tę opinię potwierdza pracujący na tym
stanowisku od czerwca 2000 r. kolejny szef tej placówki Krzysztof Machowicz. - Resocjalizację w
zakładzie karnym musimy rozpocząć od punktu 67 kodeksu karnego, który mówi, że wykonanie
kary pozbawienia wolności ma na celu wzbudzanie w skazanym woli współdziałania w
ukształtowaniu społecznie pożądanej postawy. Chodzi przede wszystkim o to, aby skazany
zachowywał się zgodnie z obowiązującymi normami i jego zachowanie przynajmniej w pewnym
stopniu gwarantowało, że nie powróci on na drogę przestępstwa. Główny nacisk w wojkowickim
zakładzie kładzie się na naukę , zorganizowanie zatrzymanym dorywczej pracy czy zajęć kulturalno-
oświatowych oraz zagwarantowanie wolności w praktykach religijnych. Jest to o tyle ważne, że
przebywają tu więźniowie z różnymi wyrokami - od 1 miesiąca do 25 lat. Zdarzają się jednak także
osoby z jeszcze mniejszą karą. To ci, którzy mając wyrok sądu grodzkiego, skazujący na zapłacenie
kary pieniężnej, zamieniają go na pobyt w zakładzie karnym.
Wywiadówka w więzieniu?
Dla sporej grupki młodych ludzi jednym z największych plusów pobytu w odosobnieniu jest szkoła:
zawodowa (kształcąca w specjalnościach: elektromechanik, spawacz, tapeciarz-malarz oraz
technolog robót wykończeniowych) i gimnazjum. Co roku jej absolwentami zostaje około 30-40
osób.
Przynajmniej kilka z nich pragnie się dalej kształcić. W szkole zakładowej naukę pobierają
przeważnie uczniowie od 17. do 35. roku życia, ale nie zamyka się tej możliwości również przed
starszymi.
- Nauka w zakładzie karnym odbywa się w innym niż na wolności systemie. Zarówno zasadnicza
szkoła, jak i gimnazjum są dwuletnie. Nauczyciele przychodzą z zewnątrz, nie są zatem
funkcjonariuszami; zwykle pracują w okolicznych szkołach . Lekcje wyglądają podobnie jak w
każdej innej szkole, z praktykami zawodowymi włącznie - podkreśla kapitan Bogdan Hajduła -
wychowawca szkolny.
Jak w każdej szkole i w tej placówce nie może zabraknąć woźnego. Pół etatu dostał jeden ze
skazanych, Ryszard z Bytomia, do którego obowiązków należy odpowiednie przygotowanie sal
lekcyjnych, prace porządkowe na terenie szkoły oraz - oczywiście - dzwonienie na zajęcia !
Szkoła w zakładzie karnym może poszczycić się także pracownią komputerową. - Uczniowie
chętnie przychodzą na zajęcia z informatyki, na których realizujemy pełny program gimnazjalny.
Jedyną różnicą jest to, że nie możemy podłączyć naszych komputerów do Internetu, dlatego tu
wykłady są tylko teoretyczne. Dla wielu uczniów zasada działania komputera czy urządzeń
dodatkowych jest zupełną nowością - podkreśla Tomasz Szyndler, nauczyciel informatyki.
Uczniowie w zakładowej szkole przeważnie nie są ochotnikami, trzeba namawiać ich do podjęcia
tego wysiłku. Wielu nie kontynuowało nauki z powodu lenistwa czy kłopotów finansowych. Jest
jednak grupa, która ma wewnętrzną motywację do nauki, chce wykorzystać pożytecznie czas
pobytu w tym miejscu. Różnie bywa z frekwencją na zajęciach. Najgorzej wygląda sytuacja
podczas pierwszych semestrów, kiedy to skazani nie zawsze od razu chcą przyzwyczaić się do
reżimu szkolnego - przede wszystkim rannego wstawania, chodzenia na zajęcia czy
przygotowywania się do nich. Ale z czasem frekwencja rośnie, a niektórzy mogą poszczycić się
nawet stuprocentowym uczęszczaniem na zajęcia.
Czasami konieczne jest przeprowadzenie małego śledztwa w celu ustalenia, czy nieobecność jest
usprawiedliwiona. Główną przyczyną jest stan zdrowia, a symulantów nie brakuje. Jeżeli skazany
odmówi kategorycznie dalszej nauki, przestaje być uczniem szkoły. Znaczna ilość nieobecności
powoduje kary dyscyplinarne, z których najpoważniejszą jest przeniesienie do innego więzienia. -
Zakład jest typu otwartego i półotwartego, dlatego gdy skazany nie poddaje się rygorom procesu
resocjalizacyjnego, do którego zalicza się obowiązkową naukę, powinien odbywać karę w gorszych
warunkach - uzasadnia wychowawca szkolny.
Dla najlepszych uczniów przygotowany jest regulamin nagród różnego stopnia, zaczynając od
pochwał, poprzez dłuższe widzenia, kończąc na przepustkach. Należy jednak pamiętać, że nagrody
nie zależą tylko od obecności w szkole i osiąganych wyników. Muszą się one łączyć z wymogami
formalnymi. Kodeks karny mówi wyraźnie, że skazany może otrzymać przepustkę dopiero po
odbyciu połowy kary.
- Musimy mieć rozeznanie, gdzie skazany udaje się na przepustkę, aby nie narozrabiał, gdy będzie
na wolności, i aby powrócił w terminie - mówi dyrektor Machowicz.
Ciekawostką są wywiadówki dla rodziców, organizowane pod koniec semestru. O dziwo, rodzice
interesują się postępami swoich dzieci , czego często wcześniej nie robili! Jeśli nie mogą przybyć,
informacji udziela się telefonicznie lub podczas widzeń.
- Z pewnością dla naszych absolwentów ważne jest, że na świadectwach nie ma notki, iż ukończyli
szkołę w zakładzie karnym - podkreśla wychowawca szkolny.
Z pracą - jak wszędzie
Zakład karny nie należy do wyjątków, jeśli chodzi o pracę. Tej, jak wszędzie w kraju, brakuje.
Zakłady pracy, mające już i tak kłopoty, nie chcą na ogół przyjmować skazanych, wiąże się to
bowiem z dodatkowymi kosztami ze względu na konieczność zapewnienia bezpieczeństwa. Jednak
niektórzy mają szansę wychodzić do pracy poza mury zakładu. Jest tak, gdy skazany pracuje
indywidualnym tokiem lub grupy ludzi otrzymują ofertę pracy dorywczej. Ale na zewnątrz nie
może pracować każdy. Na pewno tej szansy nie mają rozpoczynający karę.
W Wojkowicach część osadzonych znajduje zatrudnienie na terenie zakładu. Stałe etaty mają
pracownicy stołówki, pawilonów porządkowych, pralni, fryzjer. Można także popracować przy
porządkowaniu.
Niełatwa ewangelizacja
Od początku lat 90., kiedy to mury więzienne przestały być tak hermetycznie zamykane, istnieje
możliwość uczestniczenia w praktykach religijnych. Praca kapłana w tym specyficznym miejscu nie
należy do łatwych, ale ksiądz Marian Jankowski, kapelan wojkowickiego aresztu (pracuje tu od
grudnia 1991 roku), uważa, że warto poświęcać czas choćby jednej osobie. W każdy czwartek
około godziny piętnastej (a zimą godzinę wcześniej) dzwonek do bramy wejściowej oznajmia
przybycie duchownego.
Pod koniec marca 1999 roku doszło do historycznego wydarzenia. W wojkowickim zakładzie
karnym biskup Adam Śmigielski udzielił po raz pierwszy w historii tej instytucji, jak również
diecezji sosnowieckiej, sakramentu bierzmowania 17 osadzonym. Do tego wydarzenia chętni
przygotowywali się prawie rok.
- Ja wiem, że Duch Święty w was wstąpił, abyście mogli wyjść i realizować swoje plany życiowe -
te słowa skierował wówczas do osadzonych Biskup sosnowiecki.
Ksiądz kapelan ma nadzieję, że większość z bierzmowańców wzięła je sobie do serca. Wszyscy już
opuścili mury więzienne, starając się na nowo ułożyć sobie życie.
Na razie nie zanosi się, by znalazła się kolejna grupa gotowa przyjąć sakrament bierzmowania.
Więźniom brakuje po prostu wytrwałości w przygotowaniach.
Zapytani o swoje życie religijne na wolności i obecnie, osadzeni prawie jednomyślnie przyznają, że
wcześniej na praktyki religijne jakoś nie mieli czasu, ale życzliwość i upór księdza pozwoliły im
poznać i pogłębić prawdy wiary.
- Ksiądz Jankowski nie jest typowym kapłanem, który trafił do aresztu jakby z obowiązku, aby
odprawiać nabożeństwo. On stara się także poprzez rozmowy z więźniami pełnić rolę
wychowawcy. Liczymy się z jego zdaniem. Oczywiście są osoby, które poprzez kapłana chciałyby
coś utargować dla siebie, ale zarówno ksiądz Jankowski, jak i my jesteśmy już doświadczonymi
pracownikami więziennictwa, tak że w większości wypadków wyłapujemy próby oszustwa - dodaje
dyrektor zakładu karnego.
Każdego roku w sierpniu ksiądz Jankowski decyduje się wziąć odpowiedzialność za kilku
osadzonych, z którymi udaje się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy.
Niestety, jak daje się zauważyć, spora grupa więźniów podczas przejścia kapłana po więziennym
„spacerniaku” nie ukrywa braku szacunku wobec jego osoby. Podobnie było wówczas, gdy kapelan
chciał przed laty przejść po celach i spróbować zachęcić do rozmowy o Bogu.
Biskup Adam Śmigielski twierdzi, że ewangelizacja jest bardzo potrzebna w miejscach
odosobnienia. - „Byłem w wiezieniu, a przyszliście do mnie”. I: „Wszystko, co uczyniliście
jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili” - cytuje na potwierdzenie swego
przekonania i dodaje: - Ja sam staram się uczestniczyć w nabożeństwach czy spotkaniach
opłatkowych, jak to miało miejsce w styczniu w areszcie śledczym w Sosnowcu, aby przekazać
słowa otuchy osadzonym. Życzę im, aby odnaleźli się w życiu i po odbyciu kary cieszyli się pełnią
wolności.
Ksiądz Biskup podkreśla, że każdy kapłan ma obowiązek ewangelizować, ale w tym specyficznym
miejscu jest to o wiele trudniejsze, dlatego kapelanom więziennym należy się wyjątkowe uznanie.
Dyrekcja aresztu dodaje, że nie zamyka bramy przed duszpasterzami innych wyznań, szanując
każdego. Dlatego nie tylko katolicki kapłan ma możliwość ewangelizacji.
Rozrywka zza krat
W czasie wolnym osadzeni mają możliwość korzystania z zajęć sportowych. Rozgrywane są
spotkania piłkarskie, siatkarskie czy tenisa stołowego. Można się „wyszaleć” na siłowni. Jest też
możliwość włączenia się w imprezy kulturalne. Pod koniec stycznia na terenie wojkowickiego
więzienia odbywa się festiwal „Blues zza krat”, w którym swoje utwory prezentują także osadzeni z
innych zakładów karnych. W organizacji koncertów pomagają zawodowi muzycy.
- Mieliśmy co prawda koncepcję zmiany repertuaru i chcieliśmy, aby festiwal dotyczył nie tylko
muzyki bluesowej, ale nie zdało to egzaminu. Muzyka bluesowa, pochodząca od niewolników
afrykańskich, bardzo pasuje do tego miejsca. Daje możliwość śpiewania o własnych problemach i
przemyśleniach, często dotyczących pobytu właśnie tutaj, lub wspomnień z czasu wolności. Zwykle
są to utwory bardzo osobiste - podkreśla dyrektor Machowicz.
Nadzieja dla bezrobotnych
Mieszkańcy Wojkowic przyzwyczaili się już do zakładu karnego. Podkreślają, że ze strony
osadzonych nie zdarzają się raczej przykre incydenty. Liczą też, że znajdą zatrudnienie dzięki jego
rozbudowie - ma bowiem powstać dodatkowo areszt śledczy na ponad 200 tymczasowo
zatrzymanych.
- Według naszych wyliczeń, będziemy musieli przyjąć przynajmniej 40 strażników. Jeżeli w
okolicy znajdą się odpowiedni ludzie, będą mieli pierwszeństwo zatrudnienia - zapewnia dyrektor
Wachowicz.
Najbardziej boli pracowników zakładów karnych statystyka, która pokazuje, że 40 procent
opuszczających więzienie do niego wraca. - Ale gdyby nie nasza resocjalizacja, recydywistów
byłoby znacznie więcej - optymistycznym akcentem kończy dyrektor Machowicz.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin