Miasto schodow - Bennett, Robert Jackson.pdf

(1724 KB) Pobierz
Dla Ashlee,
która pozwala mi uwierzyć
w lepsze jutro.
I Olwos rzekła im:
– Moje dzieci, dlaczegóż to uczyniłyście? Dlaczegóż na niebie kłębi się dym?
Dlaczegóż rozpętałyście wojnę w dalekich krainach i przelałyście krew w obcych
krajach?
A one odpowiedziały Jej:
– Ogłosiłaś nas Twym ludem, co uradowało nas i uszczęśliwiło. Lecz
odnaleźliśmy tych, którzy nie należeli do Twego ludu, którzy nie chcieli do niego
dołączyć ani o Tobie słuchać. Nie chcieli otworzyć uszu na Twe pieśni ani
wypowiadać swymi językami Twych słów, więc cisnęliśmy nimi o skały,
zniszczyliśmy ich domy, przelaliśmy ich krew i rozrzuciliśmy ich prochy. Mieliśmy
takie prawo, ponieważ jesteśmy Twym ludem. Niesiemy Twe błogosławieństwa.
Należymy do Ciebie i dlatego postępujemy właściwie Czyż nie tak właśnie
powiedziałaś?
I Olwos zabrakło słów.
— KSIĘGA CZERWONEGO LOTOSU, CZĘŚĆ IV, 13.51-13.59
KTOŚ JESZCZE GORSZY
B
ULIKOV
– 1719
W
takim razie uważam, że należy zapytać o
intencje
– mówi Vasilij
Yarosław. – Zdaję sobie sprawę, że sąd może się ze mną nie
zgadzać – ten sąd podejmował dotąd decyzje z myślą raczej o efektach niż
intencjach – ale nie można przecież ukarać uczciwego, drobnego
przedsiębiorcy tak wysoką grzywną z powodu niezamierzonych zniszczeń,
prawda? Szczególnie gdy dotyczą one, cóż, dość
abstrakcyjnych
zagadnień?
Kaszel niesie się po sali sądowej, grzebiąc brzemienną ciszę. Za oknem
cienie sunących chmur ścigają się po murach Bułykowa.
Pani gubernator Turyin Mulaghesh tłumi westchnienie i spogląda na
zegarek.
Jeśli będzie gadać jeszcze przez sześć minut,
myśli,
będziemy mieli
nowy rekord.
– Wysłuchaliście zeznań moich przyjaciół, – mówi Yarosław – moich
sąsiadów, pracowników, rodziny, moich… moich bankierów. Ludzi, którzy
mnie dobrze znają, którzy nie mają powodów, by kłamać. Raz po raz
powtarzają, że to tylko niefortunny zbieg okoliczności!
Mulaghesh spogląda w prawo, wzdłuż sądowej ławy. Oskarżyciel
Jindash, którego twarz stanowi podręcznikową ilustrację troski, szkicuje na
papierze firmowym Ministerstwa Spraw Zagranicznych własną dłoń. Po
lewej naczelny dyplomata Troonyi wpatruje się bez zażenowania w hojnie
obdarzoną przez naturę dziewczynę siedzącą w pierwszym rzędzie sali
rozpraw. Na końcu ławy sądu najwyższego, obok Troonyi’ego, stoi puste
krzesło, na którym zwykle zasiada gościnnie profesor Efrem Pangyui, który
jednak ostatnio coraz rzadziej pojawia się na postępowaniach sądowych.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin