04 Babie lato - Rebecca Hagan Lee.pdf

(1127 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Rebecca Haqan Lee
Babie lato
Dla Karen Marie Dunlap, prawdziwego Skarbu
i pierwowzoru fikcyjnych. Dziękuję Ci za przyjaźń,
wsparcie, zachętę, wiarę we mnie i bezgraniczny entu­
zjazm, z jakim od trzeciej klasy szkoły podstawowej aż
do dziś czytasz moje opowieści - i znasz je wszystkie.
Mam nadzieję, że i tym razem Cię nie zawiodłam.
Oraz dla trzech „aniołów stróżów", które do końca
wierzyły w tę opowieść i sprawiły, że mogła zostać
opublikowana: dla mojej przyjaciółki i mentorki Tere­
sy Medeiros, agentki Laury Blake Peterson i dla redak­
torki Cindy Hwang.
Pozostaję z wdzięcznością.
„Jak zrzec się grzechu jednak w zapale niestygnąć,
Jak kochać winowajcę a winą się wzdrygnąć?"*
Aleksander Pope (1688-1744)
angielski poeta satyryk
PROLOG
Hongkong, grudzień
1870
Pragnęła, aby jej wybaczył. Inaczej nie mogła żyć.
On jednak jeszcze nie był do tego gotów. Potrzebował
czasu. Czasu, który ukoi ból. Czasu, który wyleczy ra­
ny. Czasu, który pozwoli zapomnieć.
Ukryła się więc przed nim. Wyrzekła się śmiechu,
radości, zabawy, miłości i słońca, które niegdyś stano­
wiły istotę jej dni. Odizolowała się, dopuszczając do
siebie jedynie pokojówkę. Wyrzekła się widoku naj­
droższej twarzy mężczyzny, którego kochała.
Błagała o wybaczenie.
On jednak wybaczyć nie umiał.
Nigdy nawet słowem nie wspomniał o jej straszli­
wym występku.
* „Heloiza do Abejlarda" w „Wybór poezji Alexandra Pope'a wier­
szem z angielskiego przełożonych przez Ludwika Kamińskiego",
Warszawa 1822, Zawadzki i Węcki.
7
Nie ukarał jej. Nie krzyczał, nie głodził jej.
Nie zrobił żadnej z tych rzeczy, które zmniejszyłyby
poczucie winy, przygniatające jej serce. Po prostu pa­
trzył na nią, a w jego oczach błyszczały łzy. I milczał.
Nie umiała wrócić do dawnego życia. Zamknęła się
w sobie, a każdy jej dzień i długie nocne godziny wy­
pełniał płacz.
Gorzko szlochając, modliła się, by jej darował winę.
On zaś każdej nocy, leżąc samotnie w łóżku w po­
koju obok jej sypialni, modlił się o siłę ; aby spojrzeć
jej w oczy i powiedzieć, że ją rozgrzesza.
Bardzo tego chciał, chciał znów ją kochać. Tęsknił
za tym, co ich łączyło. Kiedyś. Teraz jednak nie umiał
niczego zmienić. Słowa przebaczenia nie chciały
przejść mu przez gardło. A nie chciał kłamać. Znała go
zbyt dobrze, zbyt długo kochała. Dostrzegłaby fałsz
w jego oczach, usłyszała w jego głosie, wyczuła w do­
tyku rąk. Wiedział, że dopóki nie wyrzuci z pamięci
jej postępku, nic się nie zmieni. Ale wiedział też, że do
końca życia nie zapomni, co z robiła.
Dzień po dniu, wsłuchując się w jej łkanie, prosił
Boga, aby umiała sama sobie darować winę. I wreszcie
przestała płakać.
Pewnej nocy w jej sypialni zapadła cisza.
8
1
San Francisco, Kalifornia, kwiecień 1873
Ze snu wyrwał Jamesa Craiga rozdzierający szloch.
Mężczyzna od razu rozpoznał ten dźwięk. Otwo­
rzył oczy, wstał z łóżka i próbował odnaleźć w ciem­
nościach drzwi oddzielające ich sypialnie.
Po omacku sięgając do klamki, łagodnie wyszeptał:
- Mei Ling?
Żadnej odpowiedzi, wciąż tylko ten rozpaczliwy
płacz. Dopiero po chwili James zorientował się, że na
próżno szuka drzwi i klamki. Przed nim była tylko po­
kryta wzorzystą tapetą ściana.
Przytomniejąc, oparł o nią czoło. Powoli docierało
do niego, że znajduje się w San Francisco, nie w Hong­
kongu. Obudził się w hotelu oddalonym o tysiące mil
od sypialni, którą zobaczył we śnie. Od domu w Hong­
kongu dzieli go ocean. Poczuł, jak wzdłuż kręgosłupa
spływa mu strużka potu. Wziął głęboki oddech, pró­
bując się jakoś pozbierać. W myślach porządkował
wspomnienia wywołane kobiecym szlochem.
- Nic pani nie jest? - zapytał szeptem z ustami przy
ścianie, choć pewien był, że kobieta po drugiej stronie
i tak go nie usłyszy. Wiedział też, że tak płakać może
jedynie ktoś, kto bezgranicznie cierpi.
James westchnął ciężko. Nie chciał znów myśleć
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin