ROMAN PISARSKI Wakacje w zoo.pdf

(52451 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
847172671.008.png 847172671.009.png 847172671.010.png 847172671.011.png
847172671.001.png 847172671.002.png 847172671.003.png 847172671.004.png
Na progu przygody
Co byście powiedzieli, gdyby ktoś zaprosił was na całe wakacje
do ogrodu zoologicznego? Chyba wzięlibyście to za żart! Zaska-
kujące propozycje rzadko przyjmowane są na serio, nawet wtedy,
gdy wydają się bardzo ciekawe.
Nic dziwnego, że Wojtek Zagórski, uczeń jednej ze szkół war-
szawskich, i jego młodszy brat, Marcin, uśmiechnęli się z niedo-
wierzaniem, gdy w kilka dni po rozdaniu świadectw matka po-
wiedziała z tajemniczą miną:
— Jedziemy na całe lato do ZOO!
— A gdzie będziemy mieszkali? — spytał Wojtek.
— Właśnie w ZOO! — uśmiechnęła się mama. Wyjęła z szu-
flady list i pokazała go chłopcom. Był to list od cioci Ali, która
mieszkała w Zabrzu.
Kochana Basiu! — pisała ciocia. — Tym razem posyłam wam
pozdrowienia aż z Oliwy, z ogrodu zoologicznego, w którym je-
stem już od kilku dni razem z Gosią i Anią. Czy pamiętasz na-
szego kuzyna Pawia, który przed samą wojną wyjechał do Szwe-
cji? Rok temu wrócił do kraju i obecnie jest lekarzem zwierząt
w oliwskim ZOO. Ponieważ zaprosił nas do siebie na całe waka- *
cje, postanowiłam z tego skorzystać. Jak się okazuje, dobrze zro-
biłam.
Bardzo tu ładnie. ZOO jest ogromne i prześlicznie położone
wśród malowniczych pagórków, lasów i stawów. Mieszkamy
w wygodnym domku letnim, tuż obok zagrody reniferów. Przy-
jedź natychmiast z obu chłopcami, pomieścimy się wszyscy. Pa-
weł, chociaż stary kawaler, lubi dzieci i kazał napisać, że ucieszy
847172671.005.png
się, jeśli je zobaczy. Ciekaw jest i ciebie. Kiedy wyjeżdżał z kraju,
miał zaledwie siedemnaście lat, a ty byłaś dwunastoletnią dziew-
czynką. Ale pamięta ciebie doskonale.
Przyjedź więc, wiem, że i tak wybierasz się nad morze. Pogoda
niezła, trzeba ją wykorzystać. Czekam na odpowiedź i całuję was
serdecznie.
Ala
— Już wysłałam telegram, że przyjeżdżamy — powiedziała
mama i schowała list. — Zaraz zaczniemy się pakować.
— Brawo! — krzyknął Wojtek i fiknął kozła na dywanie. Mar-
cin z radości zaczął skakać na jednej nodze. Wreszcie stanął
i spytał:
*
— A tatuś? Czy pojedzie razem z nami?
: Tatuś nas tylko odwiezie. Ma dużo pracy i będzie musiał
(wrócić do Warszawy.
W tej chwili rozległ się dzwonek i chłopcy wybiegli na ko-
rytarz.
— Tatusiu! — krzyknął Marcin otwierając drzwi. — Czy po-
jedziesz z nami do ZOO? My tam będziemy mieszkali!
— W ZOO? — zaśmiał się ojciec. — Zupełnie niezły pomysł.
Zawsze mówiłem, że to najlepsze miejsce dla moich dwóch szym-
pansów.
— Nie żartuj! Przeczytaj...
Mama wyjęła z koperty list i podała tatusiowi. Przebiegł go
oczami i zdjął okulary.
— Ano cóż — powiedział. — Jedźcie i bawcie się dobrze!
Odwiozę was. A przy sposobności zabiorę ten kufer z książkami
Pawła.
Wyjął ze skrytki skórzany kuferek i zaczął go otwierać. Sapał
przy tym i manipulował długo przy zamku. Zamknięcie było
bardzo skomplikowane i niełatwo się otwierało.
— Bardzo dziwny kufer — powiedział Wojtek. — Taki sta-
roświecki. Ma chyba sto lat.
—• Ma więcej — mruknął tatuś. Podniósł wreszcie wieko i za-
czął wyjmować książki* Były to grube tomiska, oprawione w skó-
847172671.006.png
rę. Wojtek zerknął ciekawie i otworzył jedną. Na tytułowej kar-
cie widniał napis w jakimś nieznanym języku.
— „DE RANA ET LACERTA" — przesylabizował powoli
chłopiec. — Po jakiemu to, tatusiu?
— Po łacinie. O żabie i jaszczurce. To uczona rozprawa przy-
rodnicza, drukowana jeszcze za czasów Stefana Batorego. Bardzo
" cenna.
— Naprawdę? — zdziwił się Wojtek. — Taka starzyzna?
— Właśnie dlatego. Opiekuję się tymi książkami jeszcze od
czasów wojny. To spuścizna po ojcu wujka Pawła. Obiecałem, że
przechowam ją do powrotu Pawełka. Trafia się właśnie okazja,
aby mu wszystko doręczyć.
— To kuferek też tatuś zabierze?
— Oczywiście. Kufer nie mniej cenny od tych starodruków.
Ma kilka skrytek, ale nie próbowałem ich otwierać. Kryją jakąś-
tajemnicę rodzinną. To nie moja sprawa, ale Pawła, niech się
sam nią zajmie.
— Zapakowałam już bieliznę i ubrania — odezwała się mama,
wychodząc z drugiego pokoju. — Co jeszcze weźmiemy?
— Nasze łuki! — zawołał Wojtek.
— A po co? — zaniepokoiła się mama. — Nie wiem, czy wuj
Paweł ucieszy się, kiedy zobaczy ciebie z łukiem.
— Niech się mama nie boi! Urządzimy sobie strzelnicę w ja-
kimś kąciku i nikomu nie będziemy przeszkadzać.
— Ja zabieram kuszę — odezwał się Marcinek. — Może przy-
dać się na dziki.
— Mądrala — uśmiechnął się na to pobłażliwie starszy brat. —
W ZOO zwierzęta nie chodzą samopas. Strzelać do nich nie wolno!
•— Ale kusza będzie potrzebna!
— Będzie, będzie. Ale co najwyżej wtedy, gdy wybuchnie
wojna z Krzyżakami.
— Dalibyście już spokój z wojaczką — wtrącił się ojciec. —
Tłuczecie się z tymi Krzyżakami od lat i jeszcze się wam nie
znudziło.
— Bo oni zawsze zaczynają.
7
847172671.007.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin