Wiggs Susan - Spotkanie nad jeziorem.pdf

(1139 KB) Pobierz
Susan Wiggs
Kroniki znad jeziora 05
Spotkanie nad jeziorem
Fireside
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lotnisko LaGuardia
Wyjście 21
Przeciwsłoneczne okulary tak naprawdę niczego nie ukrywały. Na
widok kogoś, kto je nosi w pochmurny zimowy dzień, ludzie zakładają,
że ten ktoś próbuje coś ukryć. Na przykład to, że pił, płakał albo wdał
się w bijatykę.
Lub wszystko razem.
Kimberly van Dorn zazwyczaj lubiła być w centrum uwagi.
Ostatniego wieczoru włożyła wystrzałową suknię z szokująco wysokim
rozcięciem na boku właśnie po to, żeby przyciągać spojrzenia. Nie
mogła jednak przewidzieć, że wieczór skończy się takim skandalem. No
bo i jak?
Teraz, pod koniec wyczerpującego nocnego lotu, kiedy samolot
kołował po pasie, wciąż nie zdejmowała ciemnych okularów. Klasa
turystyczna. Nigdy nią nie latała. W pierwszej klasie nie było już miejsc,
niechętnie musiała więc zrezygnować z wygody na rzecz ważniejszego
celu, czyli jak najszybszego wyruszenia w drogę. Dlatego też znalazła
się na fotelu 29-E, w samym środku centralnej części samolotu,
wciśnięta między obcych ludzi. Czasami potrzeba ucieczki jest
ważniejsza niż miejsce dla nóg.
Do diabła, kto zaprojektował klasę turystyczną? Była pewna, że na
jej ramieniu odbił się ślad ucha towarzysza podróży. Po czwartym piwie
zapadł w drzemkę, a jego głowa bezustannie opadała w stronę Kimberly.
Chyba nie ma nic gorszego niż facet z kiwającą się głową.
Może tylko facet, któremu nie tylko kiwa się głowa, lecz który też
cuchnie piwskiem, pomyślała, próbując otrząsnąć się po męczącej
transkontynentalnej nocy. Myśli jednak nie dały się odpędzić, podobnie
jak ból w nogach. Z jednej strony kiwający się, chrapiący pijaczyna, a z
drugiej potwornie gadatliwy starszy pan, który nie przestawał opowiadać
o dręczącej go bezsenności. A także o zapaleniu stawów i o tym, jak
bardzo nie podoba mu się film z Judem Lawem, który Kim próbowała
oglądać, licząc, że skłoni go do milczenia.
Jak tu się dziwić, że nigdy nie latała klasą turystyczną? Jednak
nocny lot nie był najgorszą rzeczą, która jej się przydarzyła. Na pewno
nie...
Stała w przejściu i czekała, aż pasażerowie z dwudziestu ośmiu
rzędów przed nią wysiądą z samolotu. Miała wrażenie, że trwa to całą
wieczność, bowiem ludzie grzebali w schowkach nad fotelami, zbierali
rzeczy i jednocześnie rozmawiali przez komórki.
Wyjęła telefon i przez chwilę trzymała kciuk nad przyciskiem.
Powinna zadzwonić do mamy i powiedzieć, że wraca do domu. Może
później, zdecydowała w końcu, chowając komórkę. Teraz już nie
musiała się śpieszyć.
Zupełnie nie była gotowa na posępny zimowy poranek. Ignorując
zaciekawione spojrzenia współpasażerów, wlokła się wąskim przejściem
między fotelami, pozostawiając za sobą rozsypane cekiny. Nie bez
powodu taki strój nazywano wieczorowym. Suknię z delikatnej
jedwabnej tkaniny zaprojektowano w taki sposób, by prezentowała się
rewelacyjnie w blasku świec w romantycznym klubie lub oświetlonym
pochodniami ogrodzie południowej Kalifornii. Z pewnością nie
nadawała się do pokazywania w bezlitosnym blasku sobotniego świtu na
nowojorskim lotnisku.
Zadziwiające, że nawet kreacja z salonu na Rodeo Drive w świetle
dziennym może wyglądać tandetnie, a już szczególnie w połączeniu z
długim rozcięciem na boku, gołymi nogami, odsłoniętymi palcami w
szpilkach zapinanych na krzyżujący się w kostce pasek. Jeszcze
poprzedniego wieczoru to wszystko świadczyło o klasie, teraz Kimberly
można było wziąć jedynie za dziwkę.
Wieczorem nie myślała o poranku, tylko pragnęła jak najszybciej
uciec. W tej chwili miała wrażenie, jakby milion lat upłynęło od
momentu, gdy pełna nadziei i optymizmu starannie dobierała strój.
Współpraca z Lloydem Johnsonem, gwiazdą Lakersów i
najważniejszym klientem firmy PR, dla której pracowała, miała być
zwieńczeniem zawodowej kariery Kim. W dodatku Lloyd znalazł w
końcu dom w Manhattan Beach, gdzie mieli zamieszkać razem.
Wszystko wskazywało, że to będzie jej wieczór, wspaniała chwila
triumfu, a nawet wielki zwrot w życiu, gdyby Lloyd zdecydował się
zadać jedno pytanie. Cóż, faktycznie był to zwrot, jednak nie taki,
jakiego się spodziewała. Cała poświęciła się pracy, robiła karierę jako
specjalistka zajmująca się wizerunkiem wybitnych sportowców. I z dnia
na dzień nie tylko to, lecz w ogóle całe jej życie legło w gruzach.
Dotarła wreszcie do wyjścia. Ledwie stanęła w rękawie, otworzyły
się drzwi bezpieczeństwa, a gwałtowny lodowaty powiew szarpnął
jedwabną suknią i prześlizgnął się po odsłoniętych nogach. Jęknęła
głośno i mocniej zacisnęła dłoń na szalu z frędzlami, jedynym okryciu,
jakie miała, i otuliła nagie ramiona. W drugiej ręce trzymała wysadzaną
kryształkami wieczorową torebkę.
Dobry Boże, całkiem o tym zapomniała... Zimna panującego na
Wschodnim Wybrzeżu w żaden sposób nie da się porównać z
temperaturami w Kalifornii. Próbowała zebrać długie rude włosy, ale już
było za późno, wiatr zdążył je potargać. Wyczuła też palcami, że straciła
jeden kolczyk. Cudownie.
Trzymając wysoko głowę, przeszła do terminalu. Szła równym
spokojnym krokiem, choć prawdę mówiąc, miała ochotę paść na
podłogę, skulić się i zastygnąć w bezruchu. Pantofle od Louboutina z
czerwonymi podeszwami i na ośmiocentymetrowych obcasach, które tak
bajecznie wyglądały w zestawie z obcisłą sukienką na jednym
ramiączku, teraz stały się koszmarem.
Przeklinając w duchu modne buty i przyciskając do siebie
jedwabny szal, omiotła wzrokiem hol, rozglądając się za sklepem,
musiała bowiem kupić jakieś ubranie na ostatni etap podróży do
Avalonu, miasteczka w górach Catskill, gdzie mieszkała jej matka.
Poprzedniego wieczoru nie miała czasu, by cokolwiek zabrać, nawet nie
była w stanie o tym pomyśleć. I tak ledwie zdążyła na ten lot.
Ku jej rozpaczy wszystkie kioski i sklepy były jeszcze zamknięte.
Nigdy dotąd nie chciała tak bardzo zdobyć pary klapek i koszulki z
napisem „Kocham Nowy Jork”, jako że czekała ją długa droga,
szczególnie na tych obcasach, do hali lotów lokalnych.
Z przeciwnej strony sali przyglądał jej się jakiś facet, który stał ze
Zgłoś jeśli naruszono regulamin