Stephen King- Czarny Lud.txt

(27 KB) Pobierz
Stephen King
Czarny Lud






- Przyszedłem do pana, ponieważ chcę co panu opowiedzieć  odezwał się mężczyzna spoczywajšcy na leżance w gabinecie doktora Harpera.
 Człowiek ten nazywał się Lester Billings i pochodził z Waterbury w Connecticut. Historia choroby, którš wręczyła lekarzowi siostra Vickers, informowała, że pacjent miał dwadziecia osiem lat, pracował w firmie przemysłowej w Nowym Jorku, był rozwiedziony i miał troje dzieci. Wszystkie nie żyły.
- Nie mogłem pójć do księdza, bo nie jestem katolikiem. Nie mogłem pójć do prawnika, bo nie zrobiłem nic, w czym prawnik mógłby mi pomóc. Ja, panie doktorze, zabiłem swoje dzieci. Po kolei. Wszystkie.
  Doktor Harper włšczył magnetofon.
  Billings leżał na kanapce nieruchomo i sztywno, jakby połknšł kij od szczotki. Leżanka była trochę za krótka i stopy pacjenta wystawały poza mebel. Przedstawiał sobš obraz człowieka, który cierpliwie znosi nieuniknione upokorzenie. Ręce złożył na piersiach w pozie nieboszczyka. Twarz miał spokojnš, ale pełnš czułoci. Patrzył w nieskazitelnie biały sufit, zupełnie jakby obserwował jakie zmieniajšce się tam obrazy.
- Czy chodzi o to, że pan naprawdę je zabił, czy też...
- Nie.  Zniecierpliwione machnięcie rękš.  Ale jestem za to odpowiedzialny. Dennyego w szećdziesištym siódmym. Shril w siedemdziesištym pierwszym. Andyego w tym roku. Chcę panu o tym opowiedzieć.
  Doktor Harper milczał. Pomylał sobie, że Billings wyglšda staro i nędznie. Włosy miał przerzedzone, cerę ziemistš. Oczy zdradzały wszelkie nieszczęsne sekrety whisky.
- Nie rozumie pan, że zostały zamordowane? Tylko że nikt w to nie wierzy. Gdyby dano mi wiarę, wszystko byłoby w porzšdku.
- Dlaczego?
- Ponieważ...
  Billings urwał i gwałtownie wsparł się na łokciach, rzucajšc bystre spojrzenie w drugi koniec pokoju.
- Co to jest?  warknšł.
  Oczy zwęziły mu się tak, że tworzyły tylko ciemne szparki.
- Gdzie?
- Tamte drzwi.
- Szafa  wyjanił doktor Harper.  Chowam w niej płaszcz i kalosze.
- Proszę jš otworzyć. Chcę zobaczyć co jest w rodku.
  Doktor Harper bez słowa wstał, przeszedł przez gabinet i otworzył szafę. Na jednym z czterech czy pięciu wieszaków wisiał ciemny płaszcz przeciwdeszczowy. Niżej widać było parę lnišcych niegowców. W jednej z nich ostrożnie wetknięto numer Timesa. Poza tym szafa była pusta.
- W porzšdku?  zapytał lekarz.
- W porzšdku.
  Billings opadł na plecy i przybrał poprzedniš pozycję.
  Doktor Harper wrócił na krzesło i popatrzył na pacjenta.
- A więc twierdzi pan, że gdyby udowodniono panu, że zamordował pan troje swoich dzieci, skończyłyby się problemy? Dlaczego?
- Trafiłbym do więzienia  wyjanił bez chwili wachania Billings.  Dostałbym dożywocie. A w więzieniu do każdej celi można zaglšdać. Do każdej.
  Umiechnšł się w przestrzeń.
- W jaki sposób zamordował pan swoje dzieci?
- Proszę mnie nie naciskać.
  Billings odwrócił się w jego stronę i popatrzył żałonie.
- Niech pan się nie obawia. Wszystko panu opowiem. Nie jestem taki jak reszta pańskich cudaków, którzy stšpajš dumnie, udajšc, że sš Napoleonem, albo tłumaczš, że brali heroinę, bo mamusia ich nie kochała. Wiem, że pan mi nie wierzy. Ale nie dbam o to. To bez znaczenia. Wystarczy mi, jeli wszystko opowiem.
- W porzšdku.  Doktor Harper wyjšł fajkę.
- Z Ritš ożeniłem się w tysišc dziewięćset szećdziesištym pištym roku. Miałem wówczas dwadziecia jeden lat, a ona osiemnacie. Była w cišży. Z Dennym.  Skrzywił się.  Musiałem przerwać naukę i ić do pracy. Ale niewiele mnie to obeszło. Kochałem ich. Bylimy szczęliwi.
  Rita ponownie zaszła w cišże zaraz po urodzeniu Dennyego i w grudniu szećdziesištego szóstego na wiat przyszła Shril. Andy urodził się latem szećdziesištego dziewištego, ale wtedy Denny już nie żył. Andyego nie planowalimy. Rita się pomyliła. Sama mi to powiedziała. Mówiła, że te wszystkie rodki antykoncepcyjne nie zawsze skutkujš. ale ja mylę, że to nie był przypadek. Dzieci wišżš mężczynie ręce, sam pan o tym najlepiej wie. A kobiety to bardzo lubiš; zwłaszcza jeli mężczyzna jest od nich mšdrzejszy. Nie sšdzi pan, że jest w tym odrobina prawdy?
  Harper dyplomatycznie chrzšknšł.
- Tak czy owak, nieważne. Kochałem ich  cišgnšł mciwie Billings, jakby darzył dzieci uczuciem na przekór swojej żonie.
- Kto zabił pańskie dzieci?  zapytał Harper.
- Czarny lud  odrzekł szybko Lester Billings.  Wszystkie zabił Czarny lud. Po prostu wyłaził z szafy i zabijał.  Odwrócił się na bok i wytrzeszczył zęby.  Myli pan, że zwariowałem. Ma pan to wypisane na twarzy. Ale mnie to nic a nic nie obchodzi. Chcę jedynie o wszystkim panu opowiedzieć i umrzeć.
- Słucham.
- Zaczęło się, kiedy Denny miał dwa latka, a Shril była jeszcze niemowlęciem. Zaczšł płakać, gdy Rita położyła go do łóżka. Rozumie pan, mielimy w domu dwie sypialnie. Shril spała w kołysce wstawionej do naszego pokoju. W pierwszej chwili mylałem, że dzieciak płacze dlatego, że nie pozwolilimy mu zabrać do łóżka butelki. Rita powiedziała, żebym nie robił z tego problemu i dał mu spokój. Ale w taki włanie sposób rozpuszcza się dzieci. Psuje się je, bo się im na wszystko pozwala. A póniej taki złamie rodzicom serce albo zmajstruje jakiej dziewczynie bachora, albo wemie się za narkotyki. Może też zostać pedziem. Czy wyobraża pan sobie, że pewnego dnia dowiaduje się pan, że pański dzieciak, pański syn, jest pedziem?
  W każdym razie, kiedy nieustannie wszczynał takie awantury, zaczšłem osobicie kłać go spać. Jak nie przestawał się mazać, to dostawał klapsa. Kiedy Rita owiadczyła mi, że Denny cišgle powtarza słowo wiatło. No cóż, nie wiem, czy mężczyzna potrafi zrozumieć, co mówiš tak małe dzieci. Może tylko matka.
  Rita chciała zostawiać mu zapalonš lampkę nocnš. Wie pan taki kinkiet z rysunkami myszki Micky, psa Huckleberryego czy z czym innym. Nie pozwoliłem. Jeli dziecko od małego boi się ciemnoci, będzie się bało również wtedy, gdy doronie.
  No dobrze. Denny umarł pierwszego lata po narodzinach Shril. Położyłem go do łóżka, a on natychmiast zaczšł ryczeć. Tym razem usłyszałem co powiedział. Wskazał szafę i rzekł: Czarny Lud, tatusiu, Czarny Lud.
  Zgasiłem wiatło i wróciłem do naszego pokoju. Zapytałem Ritę, dlaczego uczy dziecko takich dziwnych wyrazów. Kusiło mnie nawet, żeby jej przyłożyć, ale opanowałem się. Owiadczyła, że niczego takiego go nie uczyła. Nazwałem jš kłamczuchš.
  Widzi pan, to było dla mnie bardzo ciężkie lato. Udało mi się zdobyć tylko robotę w magazynach, gdzie ładowałem na ciężarówki skrzynki z pepsi-colš. Czułem się zmordowany jak koń. Na dodatek Shril bez przerwy budziła się w nocy i płakała, a Rita wstawała, wycišgała jš z kołyski i wšchała pieluchy. Mówię panu, czasami miałem ochotę wyrzucić obie przez okno. Chryste Nazareński, dzieci potrafiš nieraz człowieka doprowadzić do szału. Człowiek mógłby ich nawet zabić.
  Cóż, mała obudziła mnie o czwartej nad ranem, zgodnie z własnym harmonogramem. Pół pišc, nie otwierajšc nawet oczu, poczłapałem do łazienki, a póniej Rita poprosiła, żebym  sprawdził, czy Danny dobrze pi. Powiedziałem, żeby zrobiła to sama, i wróciłem do łóżka. Zasypiałem już, kiedy zaczęła krzyczeć.
  Wyskoczyłem z pocieli i pobiegłem do pokoju Dennyego. Leżał na plecach i nie żył. Był biały jak mška, z wyjštkiem tych miejsc, gdzie... gdzie opadła krew... Na łydkach, na tyle głowy, na... na poladkach. Miał otwarte oczy. Widzi pan, one były najgorsze. Szeroko otwarte i szkliste jak oczy w głowie łosia, która wisi nad kominkiem. Jak na zdjęciach z Wietnamu pokazujšce martwe dzieci żółtków. Ale amerykańskie dziecko nie powinno tak wyglšdać. Martwe i leżšce na plecach. Na noc wkładalimy mu gumowe majtki z pieluchš, ponieważ przez kilka ostatnich tygodni moczył się przez sen. Okropne. Jak ja tego dzieciaka kochałem.
  Billings powoli potrzšsnšł głowš i znów przesłał lekarzowi sztuczny, wystraszony umiech.
- Rita miała zadartš wysoko głowę i krzyczała. Chciała wycišgnšć Dennyego z łóżka i tulić w ramionach, ale jej nie pozwoliłem. Policja bardzo nie lubi, kiedy niszczy się lady. Wiedziałem...
- Wiedział pan, że to był Czarny Lud?  spytał cicho Harper.
- Och, nie! Wtedy jeszcze nie. Ale zauważyłem jedno. Nie przywišzywałem do tego znaczenia, lecz ten drobny szczegół utkwił mi mocno w pamięci.
- Jaki szczegół?
- Drzwi od szafy były uchylone. Odrobinę. Zaledwie szpara. Ale wiedziałem, że przecież je dokładnie zamknšłem. Rozumie pan, w rodku były plastikowe worki na ubrania. Dzieciak zacznie się nimi bawić i kaput. Uduszenie. Sam pan najlepiej wie, prawda?
- Wiem. Co było dalej?
  Billings wzruszył ramionami.
- Pochowalimy go.
  Popatrzył żałonie na ręce, które rzucały ziemię na trzy małe trumienki.
- Czy wszczęto dochodzenie?
- Pewnie.  Oczy Billingsa szyderczo rozbłysły.  Pojawił się jaki wsiowy konował ze stetoskopem, czarnš walizkš pełnš pastylek od kaszlu dla dzieci, a w zanadrzu miał dyplom weterynarza. Uduszenie się poduszkš; tak to okrelił! Słyszał pan kiedy takie gówno? Dzieciak miał trzy lata!
- Do uduszenia się poduszkš najczęciej wród dzieci w pierwszym roku życia  odparł ostrożnie Harper.  Niemniej diagnozy takie wstawia się do aktu zgonu do lat pięciu, żeby lepiej...
- Opowiadasz pan głupoty!  wykrzyknšł rozelony Billings.
  Harper bez słowa ponownie zapalił fajkę.
- W miesišc po pogrzebie przenielimy Shril do dawnego pokoju Dennyego. Rita za nic w wiecie nie chciała się na to zgodzić, ale w końcu ostatnie słowo należało do mnie. Uczyniłem to z ciężkim sercem; proszę mi wierzyć. Jezu, jak ja bardzo chciałem żeby Shril spała z nami. Ale człowiek nie może być nadopiekuńczy. W ten sposób wyrzšdza się tylko dziecku krzywdę. Kiedy byłem mały, matka zabierała mnie na plażę i bez przerwy wrzeszczała o                                                                          ...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin