Branki w jasyrze t3 - Łuszczewska Jadwiga (Deotyma).pdf

(2962 KB) Pobierz
BRANKI W JASSYRZE
przez
DEOTYMĘ,
z illustracjami E. M. Andriollego.
Tom III.
„O! Bo lepiej pójść na mary,
Jak w niewolę na Tatary."
WARSZAWA.
Własność, nakład i druk S. Lewentala,[...]
Nowy Świat Nr. 41.
CZĘŚĆ PIĄTA.
TAJEMNICZA GÓRA.
Odjechali. — Po tych czterech miesiącach radości, upojenia, zapomnienia, rzeczywistość po-
wracała jeszcze pustsza i czarniejsza niż pierwej. To jakby ostatnie echo życia, dla człowieka zako-
panego żywcem. O... słyszy... ktoś przybliża się do grobu... ktoś stąpa nad jego głową — dzwoni
żelaznem narzędziem — podważa kamień... wyraźnie go podważa i wąziutkie pasemko światła
przebłysnęło... i znów kamień opadł. Ów ktoś, odchodzi... Czy się rozmyślił i zniechęcił? Czy go kto
odwołał? Niewiadomo, ale to pewne że odchodzi. Kroki jego coraz dalej giną... Cicho. Już co teraz,
to wszystko się skończyło—już nic nie pozostaje, tylko śmierć — powolna — głucha — bez świad-
ków ani pocieszenia. Jedyną pocieszającą nadzieją: wieczność.
A i ta wieczność, ach kiedyż ona przyjdzie? Dla naszych branek, takie powolne konanie może
trwać lat wiele... Kilkanaście? Może kilkadziesiąt? One jeszcze takie młode! Ludmiła ledwie wybie-
gła po-za rok dwudziesty, Elżbieta jeszcze niema lat trzydziestu. Jaka długa i okropna przyszłość!
A jednak, trzeba żyć. Póki Pan nie odwoła, trzeba czekać.
Żyją z dnia na dzień, karmiąc się wspomnieniami.
A tymczasem wypadki biegną w koło nich z gwałtownością, która staje się tak uderzającą, że
nawet uwagę branek w końcu na siebie zwraca.
W parę miesięcy po zakończeniu Kuryłtaju, najniespodziewaniej umarła Turakina,
Wielu oczom, ta śmierć wydała się objawem gniewu niebieskiego. Chrześcjanie widzieli w niej
karę za otrucie Xięcia Jarosława, Szamanie słuszną pomstę za lekceważenie ich przestróg. Pomimo
niesłychanych skarbów jakie rozrzuciła między rzesze, mało kto żałował ex-Rejentki, chyba gronko
jej ulubieńców i ulubienic, które wnet rozsypało się z popłochem, bo Kujuk zawzięcie tępił wszyst-
kie ślady rozuzdanych rządów matki, i zazdrośnie chciał dowieść że potrafi panować inaczej.
Abdurraman już wiązał w paki swoje bogactwa krwią nasiąkłe, już miał umknąć w dalekie stro-
ny, pomiędzy braci Muzułmanów, kiedy go zaskoczył wyrok śmierci, nagły, błyskawiczny, jednem
cięciem szabli wykonany.
Po tym pierwszym gromie, wszyscy inni pierzchli, skryli się jak pod ziemie.
Jedna tylko Fatma chciała dalej trząść państwem, ufna że zawojuje samego cesarza. Kujuk, ser-
cem już zawojowany gdzieindziej, z przekonania zawzięcie niecierpiący Islamu, uśmiechnął się
okrutnie, i postanowił nietylko już usunąć, ale i przykładnie ukarać niewolnicę, która śmiała mu się
narzucać za panią.
O zaczepkę nie było trudno. Istniał w Mongolji pewien powód oskarżenia, używany nieochyb-
nie, ile razy brakowało wszelkich innych powodów: proces o czary. Niech tylko ktoś z rodziny ce-
sarskiej zachorował, wnet podejrzenie padało na osoby których Dwór chciał się pozbyć.
I teraz właśnie, ciężko zapadł jeden z braci Kujuka. Sam chory, czy z przypadku, czy z podmó-
wienia, oskarżał Fatmę że go urzekła sztukami Perskiej Magji, a gdy wkrótce — na domiar nieszczę-
ścia — umarł, cesarz kazał ją tejże nocy stawić przed Mangussarem. Wielki Sędzia przesłuchał szy-
dersko jej zaklęć i przysiąg niewinności, na łzy płynące z jej cudnych czarnych oczu, ruszył ramio-
nami, a niemogąc wydobyć żadnego wyznania, wydał ją w ręce katów. Brana z kolei na różne,
prawdziwie Tatarskie tortury, przyznała się do wszelkich win i czarów jakie tylko Sędzia zechciał
wmówić w ofiarę, poczem zmiłowano się nakoniec, i zgaszono w niej ostatnią iskrę życia.
Cały Dwór zadrżał.
Elżbieta, słysząc wyszeptywane szczegóły tej kaźni, westchnęła i rzekła:
Widzisz Ludko. Mówiłaś mi że czasem brała cię chętka mieszania się w ich zatargi, osią-
gnięcia jakiejś władzy między niemi. Widzisz na czem się to kończy.
Prawda. — Odparła posępnie Ludmiła, i uczuła się wyleczona z marzeń o zdradnej po-
mście, ale razem i posmutniała— jeszcze jeden cel życia niknął z przed jej oczu,
Nietylko Dwór zadrżał. Całe państwo drżało. Nowy Chaan okazywał się. surowym strażnikiem
starych praw i starego porządku. Najdalsi Wielkorządcy, którzy za Rejencji byli się już niemal otrzą-
snęli ze wszelkiego zwierzchnictwa, teraz na pierwszą wiadomość o wyborze Kujuka, wracali do-
browolnie w karby posłuszeństwa.
Kujuk wstępując na tron, snuł szerokie zamiary chwały. Chciał wskrzesić czasy Dżyngischana,
marzył o nowej, olbrzymiej wyprawie na Zachód. Zobowiązał się nawet solennie do niej, kiedy to w
kilka dni po koronacji, w oczach całego narodu, zatknął chorągiew zwróconą ku zachodzącemu
słońcu. Śniły mu się po nocach winnice Węgierskie, z których go tak wcześnie wyrwała wieść o
śmierci ojca. Śnił ifiu się jakiś tryumfalny wjazd do tego Rzymu, o którym chrześcjanie zawrotne
cuda prawią, który ma być piękniejszy niż samo Karakorum. OS Gdyby można n stóp swoich zoba-
czyć tego Papieża, co jest jakoby drugim Wielkim Chaanem, co śmiał mu w liście przesyłać nauki!
Kujuk marzył, jak to sprawiwszy wielką rzeź na Zachodzie, jednemu tylko temu starcowi wspania-
łomyślnie daruje życie, — bo śmierć kapłanów podobno nie przynosi szczęścia — i jak go sobie
sprowadzi do Mongolji, aby mu razem z Lamami i Szamanami błogosławił kumys. Wtedy żaden już
pod słońcem śmiertelnik nie będzie mógł równać się z Kujukiem, i spełnią się słowa pieczęci:
„Na niebie jeden Bóg—na ziemi jeden Chan."
Wszystko też zdawało się sprzyjać rojeniom przyszłego zdobywcy. Nie brakło ani bogactw, ani
wojsk, ani ochoty w narodzie wypoczętym przez kilka lat bezczynności. Jedna tylko stawała na dro-
dze przeszkoda, pozornie drobna, a przecież niezwalczona: brak zdrowia. Kujuk, przeszalawszy mło-
dość, oddawszy się nichamownie trunkom, teraz targany i łamany wikłaniną przeróżnych cierpień,
zapadał w jakąś dziwną, coraz cięższą niemoc, na którą Szamanie sami, nic nie mogli czy nie chcieli
poradzić. To też dawno już ich porzucił, i zasięgał rady Nestorjan, którzy z pewnem powodzeniem
uprawiali medycynę. Kujuk przeważnie otaczał się niemi, czy to dla przypodobania się chrześcjań-
skiej xiężnie Siurkukteni, czy na złość Mahometanom, czy może tylko pod wrażeniem dziecinnych
przypomnień, bo niegdyś nauczycielem jego był Nestorjanin Kadak, dostępujący teraz przy swoim
ukoronowanym uczniu, coraz wyższych godności. Carpini mówi o nim:
„Kadak, całego cesarstwa Prokurator , inni zwą go Intendentem państwa Miał też Kujuk wielu
sekretarzy i doradców Nestorjan, a xięży ich — jak widzieliśmy — darzył stalą płacą, i pozwalał aby
przed jego drzwiami stawiali swój ołtarz. Ztąd ciągła nadzieja że sani kiedyś jawnie przystanie do
ich wiary, ciągła, choć zawsze omylana.
Cesarz ani wątpił o swojem pręcikiem wyzdrowieniu. W zimie pocieszał się obietnicami wiosny
— z wiosną obiecywał sobie że go łowy jesienne postawią na nogi. Gorączkowo zajęty wyprawą
Zachodnią, kazał do niej czynić wielkie przygotowania. Sam tymczasem koczował, pędzony nie-
ustannym niepokojem. Jak to zwykle chorzy, niemógł sobie nigdzie znaleźć miejsca. Uprzykrzyły
mu się brzegi Selengi i Orchonu, oświadczył że chce jechać aż nad rzekę Imil, do Ujguiji, której po-
wietrze—jak twierdził—będzie dla niego zdrowsze.
Ciągnąc ku Bisz-Bałykowi, po drodze, gdzie tylko spostrzegł jakie siedliska ludzkie, wszędzie
kazał mieszkańcom rozdawać pieniądze i sztuki jedwabiu; kapłanom przeróżnych wyznań sypał hoj-
ne dary. Tak na wszelkie sposoby chciał wypraszać sobie łaski Duchów, i otrzymywać u ludzi mo-
dlitwy za swoje uzdrowienie, bo Kujuk żarliwie pragnął życia, ter?z kiedy nakoniec warto mu było
żyć.
Jechał nadzwyczaj szumnie, ze Dworem raczej podobnym do wojska, i coraz nowe poczty po
drodze przygarniał.
Gruchnęła wieść, że ta podróż, przedsięwzięta niby dla „zmiany powietrza", jest wyprawą skie-
rowaną przeciwko Batemu, na którego cesarz śmiertelnie się gniewał, bo xiąże Kapczacki, jedyny z
pomiędzy wszystkich Dżin- gischanidów, jeszcze go nie był uznał urzędownie, i dotąd się ociągał ze
złożeniem hołdu.
Xiężna Siurkukteni, dowiedziawszy się o groźnem nadciąganiu cesarza ku górom Ałtajskim, po-
słała Batemu tajemne ostrzeżenie. Czy przy tem ostrzeżeniu była jaka rada czy umowa, to pozostało
między niemi wieczną tajemnicą. My wiemy tylko, że Xiążę Batu wyszedł nakoniec na spotkanie
swego monarchy. Jednak ciągnął powoli — tak bardzo powoli — że zanim to spotkanie nastąpiło,
tymczasem padła wiadomość niespodziana i straszna jak piorun z jasnego nieba: Chaan Kujuk na
drodze nagle... umarł.
Mówiono, że został otruty. I to trucizną podaną w najzdradliwszym kształcie, bo w lekarstwie.
A była w tym kształcie nietylko zdradliwość, ale i złośliwość; chciano tym sposobem winę zwa-
lić na biednych lekarzy Nestorjańskich, których zaprawdę trudno posądzić o tak bezmyślną zbrodnię,
boć właśnie Nestorjanie najwięcej tracili na śmierci Kujuka, swego wszechwładnego przyjaciela i
dobroczyńcy ?
Inna to ręka zaprawiła i podsunęła to lekarstwo... Czyja?
Tu wszystkie Kroniki natrącają imię Xięcia Batego.
Czemu ten Xiążę tak zawzięcie prześladował Turakine i syna jej Kujuka? Trudno to na pierwszy
rzut oka zrozumieć. Nie popychała go żądza władzy, bo dla siebie nie pragnął Najwyższego Chań-
stwa, i zobaczymy wkrótce że umiał te skromność udowodnić czynem. Ze wszystkich jego po-
stępków, zabiegów i ofiar, wyziera inna żądza : bezgraniczna chęć przypodobania się „Północnej
Sabie." Cała jego polityka zmierzała do spełnienia jej życzeń. A w obecnej chwili chodziło może
nawet o więcej, o proste ocalenie jej przed rozkochanym Kujukiem, który pewnie na to tylko nadcią-
gał w te strony, aby starłszy potęgę Batego, porwać czarodziejkę z jej Ałtajskich Ułu- sów, jak Tuluj
porwał ją niegdyś z ojcowskich namiotów.
Na ten raz, Siurkukteni znalazła obrońcę — i to nieprzebierającego w środkach.
I znów o jej spojrzenie rozbiła się nawa państwa.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin