Cornick Nicola - Waśń rodowa 02 - W aurze skandalu.pdf

(776 KB) Pobierz
Nicola Cornick
W aurze skandalu
964334401.002.png
PROLOG
Grudzień 1813 roku
Gdy Kit Mostyn stanął tego wieczoru w drzwiach Almacka,
trudno było orzec, kto był bardziej zaskoczony - opiekunki
zgromadzonych tu, pełnych nadziei debiutantek, czy Kit. Almack nie
należał do miejsc, w których zazwyczaj szukał rozrywki, toteż tego
dnia dość długo, aczkolwiek bez przekonania, zmagał się z impulsem,
który kazał mu tu przybyć. Impuls ów był tak silny, że Kit nie mógł
się oprzeć, a ponieważ nie zwykł spierać się z przeznaczeniem, w
końcu postanowił się poddać.
Pannę Eleonorę Trevithick, córkę zmarłego wicehrabiego
Trevithicka i młodszą siostrę obecnego earla, zobaczył zaraz po
wejściu do sali balowej. Tańczyła z podstarzałym lubieżnikiem,
lordem Kemble'em. Na widok tych dwojga Kit omal nie stracił
panowania nad sobą. W końcu zmuszony był przyznać w duchu, że
nie ma większego znaczenia, kto jest partnerem Eleonory, liczy się
bowiem tylko to, że nie on sam.
Smukła, słodka Eleonora Trevithick była najskromniejszą i
najniewinniejszą z debiutantek, a jednak od początku między nią i
Kitem powstało wzajemne przyciąganie, z którego obydwoje zdawali
sobie sprawę, jak też i obydwoje wiedzieli, że muszą je zignorować.
Spadło to na Kita jak grom z jasnego nieba, a choć nigdy o tym nie
rozmawiali, wyczuwał, że siła tego przyciągania na równi przeraża i
fascynuje Eleonorę. On początkowo cynicznie zaparł się swych uczuć,
bo przecież mężczyzna w jego wieku i z jego doświadczeniem, jeśli
idzie o płeć przeciwną, nie mógł zakochać się w panience, która
dopiero zadebiutowała w towarzystwie. Uczucia, które w nim
wzbudziła, nie mogły więc być niczym innym jak pożądaniem, silnym
wprawdzie, bezsprzecznie zaskakującym, ale bez wątpienia
przelotnym.
Mylił się. Pragnął Eleonory Trevithick przez cały ubiegły rok, od
pierwszego wspólnego tańca na balu wydanym z okazji jej
osiemnastych urodzin, i nic nie wskazywało na to, że pragnienie
słabnie. Wprost przeciwnie. Kit był bliski przyznania, że zakochał się,
tyle że nie chciał być wobec siebie aż tak szczery. To by go jeszcze
bardziej osłabiło. Nie można mieć wszystkiego, czego się chce, a on
nie mógł mieć Eleonory.
964334401.003.png
Kit, którego tytuł i pozycja czyniły w oczach większości młodych
dam i ich opiekunek ze wszech miar pożądanym kandydatem na męża,
był zarazem człowiekiem, którego zaloty nie mogły zostać
zaaprobowane przez krewnych Eleonory. Między rodzinami
Trevithicków i Mostynów ciągnęła się waśń wszczęta przed setkami
lat, toteż ilekroć spotykali się na gruncie towarzyskim, wicehrabina
wdowa, matka Eleonory, udawała, że go nie widzi. Na domiar złego
jego kuzynka Beth toczyła ostatnio spór z obecnym earlem o prawo do
części posiadłości Trevithicka. Kit nie miał zamiaru dać się w to
wciągnąć. Nie szukał też żony, miał bowiem inne zobowiązania.
A jednak...
Podszedł do Eleonory najszybciej, jak zdołał, wyprzedzając
młodego wicehrabiego, przekonanego, że następny taniec należy do
niego. Kit zdawał sobie sprawę, że oczy zebranych skierowane są na
nich, widział, że lady Trevithick nadyma się jak rozgniewany indor,
słyszał też poskrzypywanie jej wyplatanego krzesełka, kiedy
niespokojnie kręciła się, jakby szukając ratunku. Zignorował ją
jednakże, zlekceważył badawcze spojrzenia innych kobiet
towarzyszących dziewczętom i zazdrosne, gniewne zerknięcia
niektórych debiutantek. Z uśmiechem spojrzał Eleonorze prosto w
oczy.
- Dobry wieczór, panno Trevithick. Jakże miło panią widzieć.
Eleonora apatycznie odwzajemniła spojrzenie. Nie uśmiechnęła
się. W jej ciemnych oczach, typowych dla Trevithicków, nie było
zwykłej żywości. Zaraz zresztą uciekła wzrokiem i patrzyła teraz
ponad ramieniem przybysza w kierunku rzędu krzeseł przy parkiecie,
gdzie ramię w ramię siedzieli jej matka i lord Kemble.
- Dziękuję, milordzie.
Kit nieznacznie zmarszczył brwi. Nie spodziewał się wprawdzie,
że Eleonora zareaguje z większym entuzjazmem, była zbyt dobrze
urodzona, by wystawiać swoje uczucia na widok publiczny, ale będąc
z natury spostrzegawczym, nie mógł nie zauważyć, że dzieje się coś
złego, a nawet bardzo złego. Dziewczyna twarz miała ściągniętą,
mroczną, jakby pozbawiono ją światła. Wciąż unikała wzroku
stojącego przed nią Kita.
Kit ujął jej dłonie.
964334401.004.png
- Eleonoro - powiedział z naleganiem w głosie. Uniosła głowę.
Przez ułamek sekundy dostrzegł w jej oczach ogrom bezbrzeżnej
tęsknoty i serce w nim zamarło. Zaraz jednak spuściła powieki.
- Zapewne chce mi pan życzyć szczęścia, milordzie - zaczęła
cicho, niemniej wyraźnie. - Jestem zaręczona z lordem Kemble'em.
- Nie! - To słowo wyrwało mu się z ust, zanim zdołał się
opanować. Ścisnął jej dłonie. Skrzywiła się z bólu, toteż zmusił się, by
je uwolnić. - Nie - powtórzył, tym razem bardzo spokojnie. - To
niemożliwe.
- Zapewniam pana, że tak właśnie jest. - Ciemne rzęsy Eleonory
zatrzepotały nerwowo. - Zawiadomienie ukaże się jutro w „Morning
Post". Wszystko zostało już uzgodnione.
- To niemożliwe!
Przez chwilę wpatrywała się w niego, a w jej wzroku dostrzegł
błaganie.
- Dlaczego? Pan przecież nie ma do zaproponowania niczego w
zamian, milordzie.
Do tej pory rozmawiali cicho, teraz jednak Eleonora podniosła
głos, jakby nie była w stanie zapanować nad bólem. Na jej bladą twarz
nagle napłynął rumieniec, który po chwili znikł, przez co policzki
dziewczyny wydały się jeszcze bielsze niż przed chwilą.
- Bardzo przepraszam - rzekła, z trudem odzyskując panowanie
nad sobą. - Nie powinnam była tego mówić.
Serce mu się krajało. Pod tą kruchą godnością dostrzegał rozpacz,
co go głęboko poruszyło. Owładnęło nim pragnienie otoczenia
Eleonory opieką, silniejsze niż cokolwiek, czego doświadczył dotąd.
- Jeśli mógłbym pani w czymś pomóc... Przerwał mu
ugrzeczniony głos lorda Kemble'a:
- Eleonoro! Zdaje się, że pora na naszego walca. - Skłonił się
Kitowi, bacznie zerkając spod obwisłych powiek. - Do usług, Mostyn.
Nie pogratulujesz mi? Cały ten garnuszek miodu jest mój. Kit odkłonił
się.
- Nie bądź taki pewny, Kemble, dobrze ci radzę. - Uśmiechnął się
do Eleonory. - Panno Trevithick, teraz już muszę panią pożegnać.
Obserwował, jak Kemble prowadzi narzeczoną na środek sali.
Ten typ emanował pełną samozadowolenia, odrażającą wprost
lubieżnością. Myśl o kruchej figurce Eleonory przygniecionej jego
cielskiem, oddanej jego żądzy, była nie do wytrzymania dla Kita.
964334401.005.png
Chciał wyzwać tamtego na pojedynek i wpakować w niego kulę. A
właściwie nie był pewien, czy zawracałby sobie głowę
formalnościami pojedynku, raczej zastrzeliłby go chyba na miejscu.
Mógłby też po prostu udusić Kemble'a jego własnym fularem.
Eleonora uśmiechnęła się sztywno, gdy narzeczony wziął ją w
objęcia. Ruszyli do walca. Kit odwrócił się i mijając grupki
rozszczebiotanych debiutantek, skierował się w stronę drzwi. Zimne
nocne powietrze nieco ostudziło jego gniew. Musiał pomyśleć, musiał
zdecydować, co teraz. Gdyby nie było to tak piekielnie
skomplikowane...
Zanim doszedł do domu przy Upper Grosvenor Street, jego
zdenerwowanie ustąpiło miejsca chłodnemu rozumowaniu, niemniej
wciąż nie miał pojęcia, co należałoby uczynić. Wiedział tylko, że
Eleonora Trevithick należy do niego, a więc nie można dopuścić do
jej małżeństwa z lordem Kemble'em.
Później, dużo później do gabinetu wszedł kamerdyner i oznajmił,
że w holu czeka jakaś młoda dama, która prosi o przyjęcie przez lorda.
Kit zdążył do tego czasu wypić pół butelki brandy, a więc tylko się
roześmiał.
- Nie wydaje mi się to dobrym pomysłem, a tobie, Carrick? -
mruknął. - Po pierwsze, jestem do niczego, a po drugie, młode damy -
zaakcentował te słowa - o tej porze zapewne leżą grzecznie w
łóżkach... same... a nie spacerują po londyńskich ulicach.
Jednakże Carrick, który był na tyle światowym kamerdynerem,
by wiedzieć, że jego pan ma rację, obstawał przy swoim.
- Pozwolę sobie zauważyć, milordzie, że to z pewnością dama.
Młoda dama, milordzie, zrozpaczona.
Kit westchnął z irytacją. W pierwszej chwili przyszło mu do
głowy, że to Eleonora Trevithick postanowiła go odwiedzić, ale
szybko porzucił tę myśl, uznawszy ją tylko za swe pobożne życzenie.
Eleonora, osóbka nadzwyczaj dbała o formy, była tak dobrze
wychowana, że nie pozwoliłaby sobie na podobnie karygodny krok. Z
pewnością nawet nie przy - szłoby jej do głowy udać się samotnie do
domu dżentelmena, zwłaszcza w środku nocy. Godne szacunku młode
damy nie postępowały w ten sposób.
W takim razie musiała być to dama innego pokroju. Może po
prostu przedsiębiorcza prostytutka, a niewykluczone, że jakaś
debiutantka, mająca mniej skrupułów i zdecydowana złapać go w
964334401.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin