POZWÓLCIE OGARNĄĆ SIĘ MIŁOŚCI - CZ. IV (2).rtf

(44 KB) Pobierz

 

Wszystkie Dary, którymi was wyposażyłem - z Miłości - na życie wasze, mogą stać się wam przeszkodą na drodze ku Mnie, jeżeli nie zechcecie zrozumieć intencji Moich.

Jesteście wszyscy jedną rodziną, wspólnotą

Z trudem, w smutku i cierpieniu powracacie ku życiu wedle Praw Moich, które odrzuciliście, by zyskać, jak mniemaliście, niezależność i wolność ludzką wynurzoną z nicości dzięki Miłości Mojej. Z Niej i w Niej żyjecie.. Ten błąd rozumu ludzkiego skaził każdego z was. I każdy z was sam musi naprawić swój błąd poprzez świadomy, dobrowolny, wytrwały - w czasie - wysiłek odszukania prawdy i potwierdzenia jej życiem.

Tak szanuję osobistą godność waszą, iż oczekuję od każdego człowieka jego wolnego wyboru. Wasze życie jest odpowiedzią waszą.

Rozważcie teraz, jak wielka jest Pomoc Moja. Prowadziłem was i przygotowywałem przez długie wieki - objawiając wam Siebie - do spotkania, z Bogiem żywym, który przyjął naturę człowieka, by przekreślić przepaść pomiędzy Stwórcą a jego stworzeniem. On objawił wam - Sobą - że jestem Miłością. Miłość ofiarowała się za was, by was wyzwolić i od dwu tysięcy lat ten, kto przyjmuje Słowo Moje - wolnym się staje.

Jak to się dzieje, że nadal trwacie w ciemności błędu? Jak silne jest wasze skażenie, że każdy z was, aby do Mnie dojść, musi stawać przeciw światu? I ten, kto Mnie wybiera, przechodzi drogą cierpienia, szyderstwa i samotności, bo tak mało w was jest poczucia wspólnoty, chęci pomocy, współczucia... Nie tego dla was chciałem. Dałem wam słowa nadziei, radości, pokoju. Jezus Chrystus, Bóg-Człowiek ofiarowuje wam stałą obecność Swoją, Przyjaźń, Miłość Swoją. Ofiarowuje się nieustannie każdemu z was. Lecz każdy z was - sprzymierzony z Jezusem - czyż nie staje się już - wspólnotą? Czy ta cudowna, bo oparta na stałości, miłości i mocy Boga, wspólnota nie powinna rozrastać się?

Przecież Bóg pragnie obdarzać, przygarniać, uszczęśliwiać i wciąż nowych przyjaciół pociągać ku sobie. A więc nie w Nim jest przyczyna tak małej pomocy, nikłego oddziaływania, słabego udzielania się waszej małej wspólnoty.

Zastanówcie się, dzieci...

W waszej przyjaźni z Jezusem - On żyje w całej Pełni Bóstwa i miłuje, uświęca, obdarza wedle Swej Nieskończoności Dobra.

Kto więc umniejsza Jego działanie? Kto je uniemożliwia? Wy sami!

Co zatem jest przyczyną waszego sprzeciwiania się woli Boga nieustannie udzielającego się, zawsze pragnącego nieść pomoc?... Zawarliście Przyjaźń z Bogiem. Zawierzyliście Mu siebie, bo wiecie już, że jesteście kochani zawsze i bezwarunkowo. Już nie jesteście niespokojni, nie poszukujecie prawdy na oślep, odsunęły się wasze lęki, przestaliście bać się zagrożeń świata, ufacie Panu Swemu i nie ma już w was tylu żalów, pretensji do losu, zawiści. Pozbyliście się pragnień świata i już nie pociągają was jego pożądliwość, żądza władzy, bogactwa, sławy. Z targowiska świata wycofaliście się w umiarkowanie, spokój wewnętrzny, uciszenie przed Panem. A świat? Czyż nie obchodzi was ocean nieszczęścia wokół was? Dary, którymi obdarowałem was, nadal są nie wykorzystane. Służą bowiem tylko wam.

Nie tego chcę. Nie po to wam je dałem.

Wasza wiedza przynosi wam korzyści. Tak samo - wasze stanowisko, władza, wasz spryt, wasze zdolności organizacyjne, wasze talenty, wasze warunki, dobra, które posiadacie, pochwały, którymi was darzą. Pomoc, którą wam daję. Ja zaś chcę, aby wiedza wasza i sprawność służyły potrzebującym również darmo i całą dobę, gdy trzeba. Stanowisko macie, by służyć społeczeństwu, im wyższe - tym więcej, a władzę - by wspomagać, chronić, opiekować się, uczyć przykładem własnym, jak obracać ją na dobro dla bliźnich. Spryt wasz tym jest potrzebny, którym go poskąpiłem. Dobrobyt - by go dzielić z innymi, przede wszystkim z tymi, którzy go nie mają. Talenty - by nieść radość, światło i prawdę - wedle zdolności waszych. Wasze zdolności praktyczne są po to, by organizować pomoc możliwie najlepszą, usprawniać działania, tworzyć nowe, lepsze formy życia, a wszystko, z czego tak dumni jesteście, zużyć dla bliźnich z taką miłością, jaką Ja do nich mam i z jakiej was tak obdarzyłem, zawierzając wam.

Ciągle uczę was, dzieci, odpowiedzialności za świat; uczę was też odpowiedzialności przed oczyma świata za to, kim staliście się - Przyjaciółmi Mymi - żyjącymi we wspólnocie ze Mną, Który Miłością jestem.

Oczekuję od was odpowiedzi na miarę godności, którą obdarowałem was.

Odpowiedzi moich synów i córek, którzy dobrowolnie podejmują dział swój, aby na nim budować Moje Panowanie. Cokolwiek bowiem obejmiecie swoją uwagą, troską i miłością, to może zostać wyrwane chaosowi, obojętności i nienawiści świata, jeśli wespół ze Mną działacie. Może stać się obszarem miłości braterskiej, pokoju i radości. Tam, gdzie wy Mnie wprowadzicie, Ja mogę zakładać podwaliny Mojego Królestwa na ziemi.

Wasza wola odrzucająca miłość do siebie samego jest wolą wyjścia ze skorupy egoizmu, wolą rozbicia muru oddzielającego was od waszej ludzkiej rodziny i podzielenia życia swego z nią, wspólnie w dobrych chwilach i w złych. Podczas gdy miłość do siebie samego coraz silniej was zamyka przed wszystkim, co nie jest wam przydatne, przyjemne, korzystne i dla was osobiście wygodne, a w miarę postępu czasu przeradza się w namiętną obronę „swojego" przed możliwością utraty lub ubytku (a wszystko, co sądzicie, że „zdobyliście", z Mojej Łaski i dopuszczenia macie, na niedługi czas życia użyczone wam).

- Miłość do siebie samego jest nienasycona. Jeśli jej nic nie ogranicza, nie hamuje, zaczyna toczyć was jak rak i przychodzi czas, kiedy mimo świadomości choroby swojej duszy za późno już jest, aby ją uleczyć. Zaczynacie już odczuwać miłość do choroby, gdyż i ona jest „wasza". Wtedy możecie być na wieczność straceni dla Mego Królestwa, dla życia. Dlatego, że niezdolni staliście się do miłowania. Stanowicie dla siebie samych jedyny obiekt miłości i cel.

Żyjecie jak złośliwa komórka w zdrowym ciele ludzkości, rozrastająca się jego kosztem, sprzecznie z dobrem całego organizmu, zatruwając go waszym jadem. Jest nim bezwzględność, brak listości, obojętność i cynizm. Kto nie jest z wami - jest nikim, a jeśli stoi między wami a dobrem przez was pożądanym, zostanie zniszczony, a w najlepszym razie odtrącony, wzgardzony, oszukany, okradziony lub wyzyskany. Przez takich, jak wy, świat został podzielony na wilki i owce. Lecz tak rozmnożyły się wilki, że im za ciasno na ziemi i rozpocznie się pożeranie wzajemne.

Dopuściliście, aby miłość własna ogarnęła całe narody. Choć w każdym z nich żyje krzywda, bieda, głód i zniewolenie, nikt przeciwdziałać im nie chce, bo ogół obrócił się ku miłości do siebie samego i zagarnianiu każdy dla siebie - ile się da ze wspólnego dobra ludzkości - Mojego Daru.

Teraz ci najbardziej przedsiębiorczy, najżarłoczniejsi i najbardziej cyniczni (bo taki jest koniec wieńczący dzieło miłości własnej: pogarda dla słabszych od siebie i uboższych, bezwzględność, cynizm i okrucieństwo) zaatakują podobnych sobie, by im się dostały wszystkie dobra świata i władza nad całą ludzkością. Zawsze nieprzyjaciel wasz korzysta z błędów i wad waszych, podsycając w was to, co mu przydatne. Tym usilniej wzywam was, abyście porzucili to, co niegodne jest dzieci Moich, i pojednali się z bliźnimi waszymi. Ażebyście zechcieli położyć znak równości pomiędzy miłością siebie samego a umiłowaniem innych ludzi tak, abyśmy mogli miłować wspólnie.

To jest początek Mojej Drogi. Z tego punktu: „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego" rozpoczyna się powrót całej ludzkości - ku Ojcu.

I tego będę was teraz uczył, dzieci Moje.

Mówiłem wam, dzieci, że wasza miłość własna ostatnia Mi się poddaje. Przyczyną jest nadal brak zawierzenia Mnie i niewiara w to, że dbam o was i o was się troszczę, że znana jest Mi każda myśl wasza, każdy lęk, zmartwienie czy zła przygoda i że Ja Sam wszystkiemu zaradzę.

Nadal nie ufacie Mi i polegacie na sobie. Im więcej pragnień i pożądań rządzi wami, tym więcej trudu i zainteresowania poświęcacie zabiegom wokół swego dobra. Gdybyż to było chociaż prawdziwe dobro! Niestety jest wręcz przeciwnie. Czas poświęcony zaspokajaniu swoich zachcianek, pożądań i przyjemności odebrany jest bliźnim waszym. Dla Mnie też go nie macie. Uważacie, że nie szkodzicie nikomu, jeśli dbacie o siebie i własne potrzeby, przy czym potrzeby te będą wciąż rosły, bo ojcu kłamstwa o to chodzi, ażeby przesłoniły wam to wszystko, co nie jest wam przydatne, przyjemne lub co zdobi was we własnych oczach. I ażebyście nigdy nie znaleźli czasu na służbę inną niż usługiwanie sobie.

To Ja mówię, dziecko. Pomimo twojej nędzy nie pozostawię cię, a przeciwnie - mocniejszą pomoc ci dam, bo chcę ci pomóc, a nie - pognębić. Wszak jestem Ojcem twoim i zależy Mi na tobie. Sądzisz, że nie zmieniasz się i nie zauważasz, że powoli dorastasz.

Ja patrzę na was inaczej niż wy oglądacie samych siebie i braci waszych. Wy uważacie, że dowodem waszego dojrzewania jest coraz większa doskonałość - i przeraża was, że w sobie jej nie dostrzegacie. A Ja powiadam ci, że gdybyś uznała swoją nieskazitelność w służbie Mojej, byłabyś stracona dla wszystkich Moich starań. Nie ma bowiem nieskazitelności wśród was - sług Moich i ci, którzy najbliżej Mnie stoją, najlepiej rozumieją nicość swoją, bezużyteczność i słabość. Wiedzą też, że cokolwiek dobrego przez nich staje się - sprawiam to Ja i tylko Ja, Miłosiernym będąc wobec ich nędzy.

Dlatego jednakowoż to czynię, że oni liczą na Mnie i ode Mnie spodziewają się wszystkiego, poznawszy wprzódy swoją nieumiejętność i lichość.

Tak więc dojrzałymi do skutecznej współpracy ze Mną ci są, którzy odwrócili się od możliwości własnych, zrozumiawszy, iż mało są warte, a uchwycili się Miłości Mojej, zaufali Jej i stale we wszystkim polegają na Mnie.

Doprawdy, nawet gdybym nie miłował ich, dla ich ufności dałbym im pomoc Moją.

Lecz Ja miłuję was nieskończenie i każdy dzień przez was przeżyty pełen jest łaski Mojej, a tylko wy nie podejmujecie Jej i pomocy Mojej nie chcecie. Przed radą Moją uciekacie, zasłaniając uszy i odwracacie się, aby Mnie nie zobaczyć. Dlatego tak czynicie, aby w spokoju sumienia przeprowadzać plany swoje; ażeby nie wiedzieć, nie zrozumieć, a więc nie przyjąć nic z tego, co Ja mam wam do zaproponowania. Godziłoby to bowiem w wasze własne pragnienia, jak przypuszczacie, ponieważ pragnienia wasze ogniskują się na zaspokojeniu swoich zachcianek i upodobań i zapewnieniu sobie jak największej korzyści czy przyjemności.

Stosownie do wad waszych może to być wygoda, poważanie, bogactwo, towarzystwo miłe, dom wasz nieustannie przystrajany coraz bogaciej, czy wy sami tak strojni, że oczy wszystkich podążają za wami i głoszą okazałość waszą.

Nie łudźcie się. To o was chodzi, o was, którzy oddaliście Mi swoje życie i Mnie uznali Panem jego. Wydaje się wam, że mówię wam o „celnikach" i „poganach", a wyście sługami Moimi?...

- Nigdy nieprzyjaciel nie miał sług chętniejszych, gorliwszych i bardziej na Prawdę Moją zamkniętych niż kapłani Moi, uczeni w piśmie i faryzeusze.

Ci, którzy najbliżej Świątyni żyli i byli Mnie najwierniejsi - w swoim mniemaniu - ci posunęli się aż do zbrodni, by Światło Moje i Prawdę zagasić.

Tym, co czyni was ślepymi na prawdę Moją, co was obleka w głupotę pychy i wielkiego o sobie mniemania, jest wasza miłość własna.

Kiedy oddajecie się na służbę Bogu swemu, a nie pokonacie miłości własnej, rośnie ona i na czas nie poskromiona - oplata was całkowicie i zniewala.

Uczciwiej byłoby powiedzieć Mi: „Odchodzę ku własnym sprawom, gdyż teraz wydają mi się one ważniejsze niż służba Tobie". I Ja bym was zrozumiał. Lecz wy już głęboko weszliście w życie Mojego Kościoła i dużo już zysku osiągnęliście. Dlatego nie chcecie zaczynać życia od nowa ubogimi środkami. Chcecie wszystko zdobyć dla siebie, lecz korzystając z Mojego bogactwa. Trzeba wam więc zachować pozory, udawać... I tak rośnie w was kłamstwo, obłuda i fałsz przeżerają was. I stajecie się jak groby na zewnątrz pobielane, a we wnętrzu swym pełne robactwa.

Miłość własna, dzieci, dla tych, którzy Mnie chcą służyć - jest wrogiem śmiertelnym. Zabija wasze dusze - obłudą.

Początkowo możecie nie zauważyć, co wami kieruje - miłość do Mnie czy do siebie. Wyszukujecie motywacje. Snujecie usprawiedliwienia i zawsze rozstrzygacie wątpliwości na własną korzyść. Wasze „ego", dom swój stroicie w bogactwo talentów, w miłosierdzie na pokaz, uroki towarzyskie, tanią dobroć i wyrozumiałość dla nędzy innych. Jesteście koleżeńscy, tolerancyjni, wykształceni, nowocześni, wolni od przesądów. Są to wszystko przynęty, bo chcecie, aby was lubiano, chwalono, zapraszano, wywyższano. Lubicie towarzystwo tych, którzy cenią was i każdemu pokazujecie wasze klejnoty - Moje Dary - aby was podziwiano. Ponieważ Mnie służycie, na Mnie rozkwita chwała wasza. Ja podłożem się staję powodzenia waszego. Świat podziwia waszą wymowę, waszą inteligencję, waszą dobroczynność i oddanie, wasze stopnie naukowe i wiedzę o Mnie. Dary Moje pozwalają wam błyszczeć w waszym środowisku. Pozwalają też na duże zyski osobiste, karierę, wygodę, uznanie publiczne, a wy bierzecie zewsząd, coraz chętniej i więcej. Rośnie wasza dobra opinia o sobie, a z nią wzrastają wymagania. Należy się wam coraz więcej, wszystko! Za co - pytam was? Za dary Moje darmo wam dane? Za Miłość Moją i opiekę? Za to, że więcej wam dałem niż innym dzieciom Moim?... O jakże zakłamani jesteście, jak niegodni! Czymże Ja Sam stałem się dla was? Narzędziem waszej chwały.

Ileż hałasu czynicie wokół siebie, jak zwracacie na siebie uwagę i wszędzie, gdzie znajdziecie się, chcecie coś znaczyć, wyróżniać się, zajmować pierwsze miejsca. Wszystko to czynicie pozornie „dla Mnie", w rzeczywistości dla zadowolenia własnego. I jakże boli was lekceważenie otoczenia, jego obojętność, brak uznania.

Cały czas, dzieci, zajmują was sądy i opinie innych - o was; dla oczu otoczenia pracujecie - niekiedy ofiarnie i z dużym wysiłkiem, lecz dla miłości siebie samego potraficie znieść wiele i z poświęceniem działacie, bo miłość własna to ołtarz waszego życia. Uwielbiacie sami siebie i pragniecie skłonić do tego samego innych ludzi. Niestety inni też wielbią - każdy siebie - i nieskłonni są porzucić własne bożki dla cudzych.

Dlatego trwa przetarg wśród ludu - pozornie Mego - na miejsca zaszczytne, rynki i place publiczne, gdzie by was widziano z daleka.

I na stopniach Kościoła Mego ten zgiełk słyszę i już nie widać prawie tych, którzy prawdziwie Mi służą. Bo chociaż dużo dobra zdolni byliby dokonać - ze Mną - zagłuszają ich i spychają w kąty krzykliwi głosiciele własnej chwały.

A Ja dalej wzywam was, dzieci Moje, do uciszenia się, do pokory i milczenia. Nie walczcie tą samą bronią, co świat, bo on bije się o własną chwałę, a wy - Mojej służycie.

Ja zaś - Pan Panów, Król Królów, Przedwieczny i Nieograniczony nie potrzebuję bicia bębnów i okrzyków tłumu. Potrzebuję was samych. Miłości waszej spodziewam się i na nią czekam.

Jakże kochać Mnie - ponad wszystko - mogą ci, którzy tą wielką, zupełną miłością kochają samych siebie?

Nikt z was dwom panom służyć nie może... Dlatego, jeśli prawdziwa jest Miłość wasza, coraz silniej ku Mnie pociągać was będzie, a o sobie coraz mniej starania mieć będziecie.

Zrozumcie Mnie dobrze, dzieci Moje.

Obowiązki stanu są naturalnym miejscem służby waszej. I one powinny zająć w waszym życiu miejsce im należne. Spełniać je trzeba w pełni SWEGO CZŁOWIECZEŃSTWA, a nie - jak to robicie - ledwie służąc swymi umiejętnościami, swoim wykształceniem, sprawnością lub siłą. Tam, gdzie jesteście - teraz, w tym dniu i godzinie - służcie CAŁYM SOBĄ, inaczej - jakież będzie wasze świadectwo? W jednym miejscu będziecie dobrzy, a w drugim źli. Dla jednych braci waszych będziecie życzliwi, serdeczni, usłużni, dla drugich zaś złośliwi, opryskliwi, nieżyczliwi i niechętni im? W modlitwie wspólnej prosić będziecie o zdrowie i pomoc Moją, ale do tych, którzy pomocy waszej potrzebują, nie pójdziecie, pomimo że o potrzebach ich wiecie i pomimo że sami bez przerwy korzystacie z pomocy innych i taką pomoc uważacie za oczywistą.

Jakże często od swoich obowiązków, zobowiązań i codzienności uciekacie ku temu, co jest wam miłe. Miłe - nie wam samym, a waszej naturze cielesnej, która wszystkie swe zmysły natęża, by łapczywie i nienasycenie zaspokajać ich liche pożądania. Zawsze też macie wytłumaczenie, że inni jeszcze więcej posiadają i życia używają bardziej niż wy.

Kimże są ci inni? Czy też oddali Mi życie? Bo jeśli nie, niechże sobie żyją, jak chcą - wedle własnych planów. Cóż Ja mam do nich? Nie chcą Mnie i sami odpowiadają za własne postępowanie. A kiedy przyjdzie choroba, kalectwo, samotność, bezradność i lęk przed śmiercią, jakże trudno im będzie odnaleźć Mnie. Być może całe swoje życie zmarnują. Jeśli dobra, nie czynią i miłosiernymi nie są, cóż Mi oddadzą za dar istnienia, aby wytłumaczyć siebie przede Mną?... Jeśli zaś powołują się na Mnie i twierdzą, że Mnie służą - żyjąc tak cieleśnie, jak żyje świat - kłamią i oszukują was, bo Ja do sług obłudnych i zdradliwych nie przyznam się. I w Dom Mój nie wejdą, więc nie naśladujcie ich, nie lekceważcie Sprawiedliwości Mojej.

Kto kłamie Mi i pragnie oszukać Mnie tak, jak pozorami oszukuje was, ten spotka się ze Mną, który znam sumienia wasze i sprawiedliwie rozliczę fałszywe sługi.

Pamiętajcie więc, że na oczach Moich żyjecie i ukryte pragnienia waszego serca wołają do Mnie. Dobrowolnie też wybraliście Mnie. Jeśli nie możecie sprostać pragnieniom duszy waszej, wołajcie Mnie na pomoc, a Ja przybędę prędko.

Jeżeli zaś chcecie odejść ku światu, gdyż nadal on wydaje się wam godniejszy posiadania niż Ja, Zbawiciel wasz, powiedzcie Mi to szczerze. Ja nikogo siłą do Siebie nie pociągam, gdyż tylko prawdziwej miłości od was pragnę, a miłość z serca płynie i kupić ani wymusić się nie da.

Kiedy w prawdzie serca staniecie przede Mną, zrozumiem was i nie odrzucę, a nadal pomagać wam będę, abyście w świecie pożarci nie zostali. I darów raz danych nie odbiorę wam. Zdobądźcie się zatem na odwagę i prawdę wobec Mnie, a także wobec świata, który was ocenia. Lepiej dla was będzie tak postąpić niż dwom panom służyć, bo wtedy obłuda wasza do zgorszenia prowadzi; i uczynię was odpowiedzialnymi za świadectwo fałszywe i zgorszenie ludzkie.

Kto Mnie wybiera, zdecydować się musi na walkę ze światem. Kto Mnie uznaje najwyższą wartością, ku Niej powinien zwrócić się całą mocą swej osoby. Bo nie ma dwu słońc - jest Jedno i ono swym Światłem wszelkie inne gasi. I żadne równać się z nim nie może.

Kto ku Słońcu się zwraca, w świetle żyje, wzrasta i dojrzały owoc przynosi. Kto wybiera ciemności, ten wprędce blasku słońca wytrzymać nie zdoła i precz odejść musi, by ukryć się w mroku. Ja jestem Światłem świata. Kto Mnie wybierze, wybór swój czyni na wieczność.

Skarżyłaś się, córko, że nie widzisz dookoła siebie przykładów ludzi rzeczywiście i głęboko żyjących ze Mną, świadczących o zjednoczeniu. Niełatwo ich ujrzeć. Złoto ciężkie jest i w głębinach morza spoczywa, a na powierzchni piana tylko istnieć może, lecz za to wiadać ją z dala. Zwłaszcza gdy woda jest wzburzona. Wy teraz żyjecie wśród huraganów, chociaż niezupełnie zdajecie sobie sprawę z tego, jak są niszczące i wściekłe. Cała powierzchnia oceanu życia waszego biała jest od piany. Dlatego wzywam was do zejścia w głąb waszej duszy. Ryczące, potężne fale szaleją, grzmią i rozbijają wszystko, co im się sprzeciwia, a szczątki porywają ze sobą. Lecz w głębinach woda jest cicha i spokojna. Tu nie dociera zgiełk wichrów i walczyć z nimi nie trzeba ani lękać się ich, ni bać się zguby.

To porównanie zaledwie. Nie dno morza, lecz głębia duszy waszej jest miejscem, gdzie chętnie przebywam i rozmawiam z wami. Bo wymiana myśli wymaga ciszy. Dla rozmowy z Przyjacielem potrzebny jest spokój i czas wolny, a także pragnienie spotkania się. Przyjaciel prawdziwy oczekuje przybycia tego, kogo pragnie jego serce i nic go nie odrywa ani nie rozprasza, gdy oczekiwany przybędzie. Jakże spodziewać się możecie spotkania ze Mną, kiedy dajecie się unosić wściekłym i zderzającym się ze sobą falom, zajęci przede wszystkim staraniem o utrzymanie na powierzchni waszej łodzi, waszego ładunku, tego wszystkiego, co nagromadziliście i o co drżycie?

Nie jestem częścią dóbr waszych, jednym z pakunków pomiędzy innymi. Jestem Jedynym Dobrem. Jedyną Wartością, wartą zabiegów. Kto Mnie wybiera, wiedzieć musi, że posiadł Skarb Świata, któremu nic nie dorówna.

- Więc po cóż jeszcze wciąż szuka?...

- Bo nie jest pewien, czy Ja mu wystarczę. Nadal nie rozumie, co posiadł. Nie włożył bowiem trudu w zdobycie Mnie, gdyż Ja sam oddałem się jego nieznajomości i niedoświadczeniu. Z miłości tak się pospieszyłem. Kto z was by Mnie posiadł, gdybym czekał na dojrzałość człowieka?...

Mówiłem wam przypowieść o perle i skarbie zakopanym. Ci, którzy odnajdują Mnie po długim i żmudnym poszukiwaniu, nieraz przedtem złudzeni pozorami i oszukani, ci stawszy się znawcami, rozpoznają Blask Mój, kiedy odnaleźć im Siebie pozwolę.

Lecz że oszczędzić wam pragnie niecierpliwa Miłość Moja trudu błądzenia i udręki złudzeń, oddaję się wam jak chleb powszedni, dostępny każdemu.

Ta Łaskawość i Dostępność Moja zamiast pobudzać was do wdzięczności i zwiększać miłość waszą, powoduje w was przyzwyczajenie. Stajecie się oziębli i leniwi. Wygodnie jest wam traktować Mnie jako Dobro wam należne. „Coś", czego można używać, kiedy się tylko chce i to bez przygotowania, w przelocie, po co można sięgać. Mówię o skaramentach Moich, o Mnie samym w Pełni Majestatu Mego odpuszczającym wam winy i wstępującym w serca wasze w szacie z okruchu chleba.

Jakże lekceważycie Mnie, jak spoufaliliście się, że traktujecie Boga swego jak zabieg leczniczy, jak przelotne spotkanie, jak posiłek prędko spożyty.

Gdzie jest miłość wasza, cześć, pragnienie spotkania się ze Mną, wysłuchania Mnie, zrozumienia rad Moich?...

Dlatego wzywam was do uciszenia się, umiarkowania w potrzebach waszych, do zejścia w milczeniu w głąb duszy waszej, aby tam w spokoju, bez pośpiechu, napięć i emocji odbywały się rozmowy Nasze. Inaczej jakże skutecznie pomóc wam zdołam?

Kto z was może, niech znajdzie czas tylko Mnie poświęcony, lecz nie jest konieczne, a tylko byłoby wam przydatne: miejsce, gdzie oddalilibyście się od zgiełku i drobnych spraw świata, które się piętrzeą nad wami, i czas wyzwalający was z rygorów i pośpiechu.

Pamiętajcie jednak, że Ja pragnę żyć z wami zawsze i wszędzie i takiego wspólnego życia nauczyć was pragnę. Nie odwlekajcie zatem pory nauki waszej, a wykorzystujcie w tym celu wasze wolne chwile. Jeśli macie warunki, by być w ciszy, w domu waszym - tam się spotkajmy. Jeśli wolicie przyjść do Mnie, zapraszam was przed tabernakulum - schronienie Moje. Moja przyroda, cały Mój świat może być terenem Naszego spotkania. Kiedy zechcecie spotkać się ze Mną w tłumie, a trudno wam się skupić, macie Pismo Moje. Ja do was mówię poprzez wszystko, z czym spotykacie się w dniu waszym. Chciejcie tylko zatrzymać pęd waszych myśli, ustalić je we Mnie.

Czyż nie działam we wszystkim? Czyż nie jestem obecny w każdym wydarzeniu, w każdym z bliźnich waszych, w każdym z obowiązków waszych?

Ale wy nie pytacie Mnie - czego was uczę, co chcę wam powiedzieć, co wam ukazuję, przed czym przestrzegam, do czego was zachęcam.

Nieustannie trwa nauka Moja. Jestem niezmordowany w Moich wychowawczych zabiegach, tylko wy nie chcecie ich zauważyć, a nawet kiedy zauważycie już, to nie wyciągacie należytych wniosków. Mówicie po prostu: „Pan mi to dał", „zesłał", „pokazał".

Nie pytacie, po co to robię, a przecież pragnę, byście sami zechcieli współpracować ze Mną.    

Ja nie wybieram spośród wielu, lecz szansę daję każdemu i dla każdego znajdę pracę w Dziele Moim. Jednakże niewielu chce pracować dla Mnie bez nagrody. Chociaż nie zdają sobie często sprawy, dlaczego odmawiają Mi - Ja to wiem. Przyczyną jest brak uznania publicznego, świadomość, że nikt ich wysiłku nie oceni, nie pochwali, nie wynagrodzi. Tak odchodzą wciąż ode Mnie ci, którzy sądzili, że kochają Mnie i służyć Mnie pragną, nie - sobie. Jednak wtedy, kiedy praca ich odbywała się w ukryciu, w zapomnieniu, bez uznania opinii ludzkiej - wtedy wydawała się im niepotrzebna, żmudna, i żadnej satysfakcji nie otrzymywała ich miłość własna wciąż czujnie chłonąca podziw świata. Czy jest jednakże inny sprawdzian waszej prawdziwej Miłości do Mnie?

Jak mogę poznać, że prawdziwie i szczerze kochacie Mnie, a nie działania wasze? Wasze książki, artykuły, wykłady i kazania przeznaczone są dla ludzi i od nich zbieracie oklaski.

Kiedy Ja przygotowuję Dzieło Moje, działam w ciszy i najuboższymi środkami. Nie potrzeba Mi nic ponad to, co jest konieczne - współpraca człowieka ze Mną. Resztę uzupełniam Sam.

Ja działam z Miłości do was i dla was przygotowuję plan pomocy. Potrzebna Mi równie bezinteresowna wasza służba - we wspólnym zrozumieniu jej pożyteczności dla biednych braci waszych, którzy wciąż za mało otrzymują pomocy od Mojego Kościoła. Sięgam więc do waszego współczucia, chęci służenia bliźnim, pragnienia niesienia im ratunku, podtrzymywania i rady, bo jeśli Mnie kochacie, to serca wasze biją zgodnie z Moim Sercem i tego samego pragniemy.

Pragnę dać wam udział w Moim Dziele darzenia Dobrem. Nie ma w nim miejsca na zapłatę ludzką i chwałę. To jest służba. Lecz jest to Moje Dzieło i dlatego da rzeczywistą pomoc tym, którzy Mnie Samego szukają. Wy zaś pomagacie Mi z dobrej woli i kierowani tymi samymi pobudkami.

Powiedziałem wam, dzieci, że pragnę abyście sami chcieli współpracować ze Mną nad rozwojem własnym. Nie mówię tu o lekturach waszych, gdyż każdy chce więcej wiedzieć i poznawać lepiej obiekt swojej Miłości.

Mówię o Moim nauczaniu; wskazuję wam wasze braki i niedoskonałości, a wy uznajecie - że prawdę mówię o was. I cóż dalej się dzieje? Otóż nic!

A przecież jeśli w życiu zrobicie coś niedbale - poprawiacie to, jeśli zepsujecie - staracie się naprawić. Jeśli egzaminów nie zdacie - musicie je zdać raz jeszcze.

A w Mojej szkole? Nie przez słuchanie Słów Moich ulepszacie się, a przez praktykowanie ich. Ja ukazuję wam obraz wasz niedoskonały i bardzo jeszcze brudny. Lecz czas już, abyście myli się sami. I tak, jak mycie powtarzacie - tak systematycznie powracać musicie do czynów, słów, myśli szlachetnych i czystych w intencjach waszych.

Zacznijcie, dzieci, od spraw najprostszych i najmniej was kosztujących. Dawajcie ludziom uśmiech - nie za coś, a każdemu i stale.

Świat taki jest smutny i przygnębiony, taki ponury, lecz dla was - ze Mną razem - jest przecież nieustającą okazją do darzenia. Więc dawajcie uśmiech, kilka słów życzliwych, łagodność i spokój wśród chaosu i rozgorączkowanych namiętności tłumu. Ja zaś za wami stać będę i niewidzialnie wspomagać.

Jeśli do was nikt się nie uśmiecha, nie podtrzymuje was ani wspomaga - tym bardziej wy to czyńcie, bo poznaliście smak opuszczenia; czyńcie tak po to, by go innym oszczędzić, a nie - oddać.

W każdym akcie miłości, życzliwości, pomocy Ja żyję w was. Umacniajcie więc wasze życie ze Mną co dzień bardziej, codziennie częściej.

Śpieszycie się stale, lecz są chwile, w których musicie czekać. W sklepach, w urzędach, w poczekalniach lekarzy i dentystów, w czasie przejazdów, na dyżurach, wtedy gdy deszcz przeczekujecie ukryci lub burzę. Jeśli jesteście z bliźnimi waszymi, patrzcie na nich nie jak na kłody lub kamienie, lecz tak, jak spoglądam Ja - ze współczuciem, troską, miłością, z zainteresowaniem ich odrębnością, z radością, gdy się cieszą i pragnąc pocieszyć ich, gdy cierpią lub smucą się. Nie zawsze możecie pomóc, porozmawiać, ale na pewno możecie oddawać braci waszych Mnie, z prośbą, bym Ja sam zatroszczył się o nich. Nawet gdy oni nie proszą - dla waszych próśb pomogę im.

Martwicie się i niepokoicie o powołania wasze. Wielu z was wciąż oczekuje, szuka, pyta i nie znajduje jednoznacznej odpowiedzi. Cóż to znaczy? Otóż każdego z was prowadzę drogą odmienną, dla niego samego najłatwiejszą do przyjęcia. Lecz najczęściej jest to droga wyboru. Wśród wielu dóbr, którymi napełniłem ziemię, możecie sami, dobrowolnie wybrać takie, ku któremu skłania się wasze serce. Im mniej pożądliwości świata i pychy jest w was, tym wybór jest wcześniejszy i szybszy. Lecz też nie zawsze ostateczny, gdyż w miarę waszego wewnętrznego dojrzewania - a nie utożsamiajcie go z wiekiem - horyzonty wasze poszerzają się i wtedy poza wartościami cennymi dla was spostrzegacie dalsze, wyższe, doskonalsze. Wtedy to, co drogie wam było, jesteście gotowi pozostawić, aby zdobyć skarb jeszcze wspanialszy. I robicie to sami. Ja tylko odsłaniam oczom waszym - jeśli poszukujecie z uporem i nie zadowalacie się tym, co posiedliście - ukazuję wam większe Dobro. Jakże często jest to właśnie brak Dobra w jakiejś dziedzinie życia rodziny ludzkiej - wołający swą pustką, aby go Dobrem napełnić.

Wzywam was przecież do ratowania świata wraz ze Mną. A Ja działam miłowaniem was, leczeniem i wyzwalaniem z nędz waszych. Dlatego Przyjaciołom Moim ukazuję rany i wrzody świata potrzebujące lekarzy, ratunku, zmiłowania.

Zatem największym Dobrem, godnym pracy całego waszego życia, może się stać zejście wraz ze Mną w ciemności grzechu, nieszczęścia ludzkiego, głodu ciała, i głodu ducha. Serce Moje wyrywa się ku tym, którzy się najgorzej mają, lecz ręce niosące Moje Dobro - to wasze ręce. Prawie ich nie widzę. Wiele rąk wciąż się wyciąga, ale to, co daję im, obracają na własny użytek, ku własnej chwale. Tak mało w was jest bezinteresownej miłości!

Dusze dziecięce, proste, czyste i szczere słyszą wezwanie Moje wcześnie, jeśli nie płonie w nich ogień miłości własnej. Jeżeli nie cenią tak wielce swojej osoby, że dla niej tylko pragną wszelkich bogactw świata. Dlatego najubożsi sercem i cisi - najszczodrzej Mi się oddają.

Lecz i oni w miarę osiągania zaszczytów i wygody jakże często odmieniają swe serca, bo poznają złudny blask świata, którego przedtem nie znali i żal im straconych iluzji, które za prawdziwe wartości przyjmują. Tak więc zdradzają Mnie, odchodząc ku światu.

Na każdej drodze rosną trujące kwiaty i z każdej - inne - mogą was ode Mnie oderwać, gwałtownie lub z wolna, niepostrzeżenie sącząc jad świata. Dlatego lepiej jest dla wielu z was, abyście pierwej poznali miraże, by tym mocniej uchwycić się później rzeczywistości Mojej.

Czytajcie życiorysy świętych Moich - tych, którzy aż do końca życia wytrwali przy Mnie; czyż nie zdumiewa was rozmaitość wezwań i metod Moich? Rozważcie też, iż nie od razu widzieli oni całość zamiarów Moich względem nich i to nie dlatego, że nie chciałem im ich ukazać. Przyczyną jest to, że Ja buduję na waszej wierności i wytrwałości. Im więcej jej okazujecie pomimo przeszkód, sprzeciwów, niepokojów, pozornego braku Mojej odpowiedzi, tym bardziej Ja polegać mogę na was w przyszłości. Od was samych zatem zależy zakres waszej pracy na Moim polu. Zaś od waszej bezinteresownej miłości do bliźnich waszych, od waszego pragnienia obdarzania ich, dzielenia z nimi ich niedoli, wspomagania, nauczania (zawsze przykładem własnym) i waszego dążenia do ulżenia im w tym, w czym możecie i co już czynicie, zależy wasze współdziałanie ze Mną w świecie.

Zrozumcie Mnie dobrze, dzieci. Mnie na was samych zależy. Każdego z was wprowadzić pragnę do Mego Domu. Bezinteresowna miłość bliźniego i praca dla dobra innych ludzi, jeśli jest rzeczywiście zupełna i tylko ich ma na celu - łączy was ze Mną w najściślejszą wspólnotę i wtedy Ja buduję Moje Dzieło na waszej ofiarności i zapomnieniu o sobie. Jeśli jednak działanie wasze w świecie ma motywację egoistyczną lub grozi wam, iż zamiast służyć zbudujecie na Moim Dziele pomnik własnej pychy, będę wam utrudniał taką drogę i nic dobrego wtedy nie powstanie prócz waszego martwego posągu na rynku świata, jeśli z uporem dążyć będziecie do osiągnięcia uznania, popularności, wyniesienia i władzy pomimo braku zachęty Mojej.

Największe dzieła powierzam najskromniejszym, najcichszym, doświadczonym w próbach i przeciwnoś...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin