Knutsson Gosta - Nie ma to jak Filonek!.doc

(2442 KB) Pobierz

61

 


Zapraszam do lektury

- ciocia Ola

Rozdział pierwszy

Już blisko Gwiazdka!

- Niedługo Gwiazdka, ale super - cieszył się Morusek.

- Co za okropne wyrażenie: super - powiedziała z ubole-waniem Maja Śmietanka do Filonka Bezogonka. - Nie rozu-miem, skąd je wziął.

- Czy to Mons cię tak nauczył mówić? - spytał Filo­nek Moruska.

- Absolutnie! - zaśmiał się Morusek.

- Absolutnie super, absolutnie super! - przekrzykiwali się nawzajem Mufek i Mi.

l wszystkie trzy kocięta zniknęły na podwórzu. Maja westchnęła.

- W tym roku nie będziemy kupować tylu prezentów ­stwierdził Filonek. - Dzieci muszą oczywiście dostać jakieś drobiazgi, ale my sami powinniśmy się bez nich obejść. Trzeba oszczędzać, jeśli ma nam wystarczyć na podatki i wszystko inne.

- Ja też tak myślę - zgodziła się Maja. - To znaczy, pewnie, że coś całkiem niedużego chciałabym, oczywiście, dostać. - l Maja oblizała swój różowy nosek.

- C o ś na pewno dostaniesz - zapewnił Filonek. ­- Ale dla mnie nie musisz nic kupować. To znaczy jeśli koniecznie chcesz, możesz mi coś kupić, tylko żeby nie było zbyt drogie.

- Moim zdaniem prezenty gwiazdkowe to nonsens - wtrącił się grubas Pulpet, który właśnie przyszedł z wi­zytą. - Najważniejsze, żeby było dość na świątecznym stole. Nie ma-cie chyba zamiaru oszczędzać również na jedzeniu?

- Z pewnością najesz się do syta - uspokoił go Filo­nek. - Jeśli w ogóle potrafisz się nasycić.

- Pragnę zwrócić uwagę - odparł obruszony Pulpet ­że w sto-sunku do moich rozmiarów jadam niezwykle ma­ło. A jeśli już chodzi o moją objętość, to nie jestem ani odrobinę tłusty, tylko postawny. Co się zaś tyczy prezen­tów, to jak już mówi-łem, są moim zdaniem bez sensu, ale jasne, że jeśli koniecznie chcecie mi coś dać, to nie mogę wam przecież tego zabronić.

 

Filonek i Maja przechadzali się ulicą Królewską, oglą­dając świąteczne wystawy.

Wszędzie roiło się od ludzi, a z ciemniejącego nieba łagodnie spadały drobne, białe płatki śniegu.

- Jakie mnóstwo różności na wystawach - wes­tchnęła Maja. - Ale my mamy być oszczędni, więc tylko popatrzymy.

- Sklepy dla ludzi są niezłe - powiedział Filonek ­lecz trochę dalej, na rogu, jest też koci sklep.

- Kupuje się tam koty? - zdziwiła się Maja.

- Nie, przeciwnie - wyjaśnił Filonek. - Właścicielką sklepu jest stara kotka imieniem Hilda, mówią na nią Hilda na Rogu. Sprzedaje mnóstwo ładnych rzeczy, a kupują wyłącznie koty.

- No tak - westchnęła Maja - ale my musimy się ogra­niczać, więc ten sklep nie bardzo nas interesuje.

- Ja w każdym razie zamierzam wejść i popatrzeć ­stwierdził Filonek. - Zaraz będziemy na miejscu. To chy­ba następna przecznica.

I rzeczywiście! Oto okienko piwniczne Hildy. Kto miał dobre oczy (a takich oczu nie ma żaden człowiek), mógł dostrzec maleńki szyld z napisem Hilda na Rogu.

- Jeśli tu chwilkę zaczekasz, to wejdę i popatrzę - po­wie-dział Filonek do Mai.

- Dlaczego ja nie mogę też wejść i pooglądać? - spyta­ła Maja.

- Wiesz przecież, że wkrótce Gwiazdka - tłumaczył Filonek. - Więc może się zdarzyć, że ktoś nie chce poka­zać, co kupu-je... no, rozumiesz chyba, co mam na myśli.

- Ach, o to ci chodzi - rozjaśniła się Maja. - W takim razie chętnie zaczekam. Nie będziesz zbyt długo?

- Najwyżej pięć minut - zapewnił Filonek.

- To znaczy - poprawiła się Maja - możesz tam być nawet dziesięć minut, bylebyś tylko znalazł dla mnie coś ładnego... to jest... chciałam powiedzieć, że zawsze trzeba dokładnie wybierać, gdy się coś kupuje.

Filonek dał susa do sklepiku Hildy.

Rozdział drugi

U Hildy na Rogu

W tym starym sklepiku było naprawdę przytulnie. W wiszą-cej latarni płonęła świeca, a za ladą ze skrzy­nek po cukrze stała sama Hilda z ołówkiem zatkniętym za ucho.

- Dobry wieczór - powiedział Filonek i grzecznie się ukłonił.

- Dobry wieczór, dobry wieczór - zaskrzypiała Hilda na Ro-gu. - A czego to młodzieniec sobie życzy?

- Chciałem obejrzeć jakiś prezent - odparł Filonek. -Dla młodej damy. Ona jest białoczarna. Nosek ma ró­żowy.

- Czy to ma być coś z biżuterii? - spytała Rilda. ­- Może zabawka? Albo coś użytecznego?

- Właściwie sam nie wiem - westchnął Filonek, obli­zując z zakłopotaniem nos. - A co jest do wyboru?

- 0, wybór jest ogromny - zachęcała Hilda na Rogu.

- Co pan powie na przykład o tych kokardkach? Albo o tym naszyjniku z prawdziwych mysich zębów? Albo o tym ślicznym klejnociku, który można przypiąć do jed­wabnej wstążeczki?

- Czy on jest ze złota? - zainteresował się Filonek.

- Tak jakby - wyjaśniła Rilda na Rogu. - Oczywiście, nie z prawdziwego złota, ale coś w tym rodzaju. Nadzwyczaj piękna ozdoba. Szczególnie odpowiednia dla biało­czarnej kociczki.

- Z różowym noskiem - uzupełnił Filonek.

- Właśnie dlatego będzie dla niej znakomita - zapewniała Hilda. - Na przykład dla osoby z czarnym noskiem byłaby całkiem nieodpowiednia. Wtedy bym szanownemu panu sama odradzała kupno.

- Niebrzydki ten klejnocik - wahał się Filonek.

- Czarująco piękny - zachwycała się Bilda.

- Ciekaw jestem, ile też mniej więcej takie coś może kosz-tować? - zapytał Filonek.

- Pięć - odpowiedziała Hilda na Rogu.

Całkiem tanio - pomyślał Filonek, głośno zaś powie­dział:

- Ja chyba to wezmę. A nie da się przypadkiem trochę opuścić ceny, teraz, przed Gwiazdką?

Hilda zamachała z protestem przednimi łapami.

- Mowy nie ma! - zawołała. - To jest przeogromnie tanio! Jestem pewna, że ktokolwiek inny wziąłby nie mniej niż dziesięć...

Hilda zapakowała klejnocik w bibułkę, a Filonek rzucił na la-dę pięć öre.

- Proszę bardzo - powiedział. - Reszty nie trzeba!

- 0, to już jest bezczelność - oburzyła się Hilda. - Jeszcze cztery korony i dziewięćdziesiąt pięć öre, jeśli łaska!

- Ale to przecież kosztuje pięć... - wyjąkał Filonek.

- Pięć k o r o n - powiedziała Hilda na Rogu.

- Ach, tak - zasępił się Filonek.

Ogromnie to było nieprzyjemne. Hilda odebrała mu paczusz-kę.

- Już ja się nie dam oszukać - powiedziała, i jestem prawie pewny, że nawet prychnęła. W każdym razie Filo­nek pośpiesznie opuścił sklep.

Gdzie się podziała Maja?

- Maju! - zawołał.

Nikt mu nie odpowiedział. I ani śladu Mai.

- Dziwne - powiedział sam do siebie Filonek. - Nie poszła chyba do domu? Byłem przecież w tym sklepie nie dłużej niż trzy, cztery minuty.

Czekał przez chwilę na tym samym rogu, ale że Mai wciąż nie było, powędrował do domu, na Stromą.

W domu Pulpet pilnował maluchów.

- A gdzie podziałeś Maję? - zapytał.

Rozdział trzeci

Handlarz starzyzną Graciarski

Co też się mogło stać z małą, śliczną Mają Śmietanką? Otóż za chwilę usłyszysz coś okropnego. Kiedy Maja stała przed sklepem Hildy, czekając na Filonka, zrobiło jej się zimno. Zaczęła więc przechadzać się tą ciemną przecznicą. Pomyślała, że może jakaś mysz też wybrała się tam na spacer, i w takim razie...

Jednak nie pojawiła się żadna mysz. Za to jak spod ziemi wyrósł potężny mężczyzna i Maja nie zdążyła nawet mrugnąć, gdy wpakował ją do worka, który mocno zawiązał.

Potem udał się do handlarza starzyzną, Graciarskiego, który miał mały sklepik na tyłach ulicy.

- Mam do sprzedania kota - powiedział. - Jest biało­czarny i bardzo ładny. Dasz mi dwie korony, Graciarski?

- Dostaniesz jedną koronę - odparł Graciarski.

- Niech ci będzie! - zgodził się mężczyzna z workiem. - Dawaj koronę! Bierz kota!

I handlarz starzyzną Graciarski posadził małą, śliczną Maję w swoim oknie wystawowym. A na szyi powiesił jej tabliczkę, na której było napisane:

 

DO SPRZEDANIA

ZA JEDYNE PIĘĆ KORON!

 

Mons, bardziej złośliwy niż zwykle, oraz Bill i Bull, jeszcze głupsi niż zwykle, wyszli na spacer.

Wszyscy trzej bardzo lubili się włóczyć po miejskich za-kach. I teraz weszli w uliczkę, gdzie miał swój sklepik hand-larz starzyzną Graciarski.

- Popatrzcie! - zawołał Mons. - Tam siedzi Maja!

- Kto siedzi gdzie? - zapytał BilL

- I w takim razie po co? - dodał Bull.

- Maja! - szydził Mons. - Na wystawie! U Graciarskiego! Patrzcie tylko! Ale siedzi ta głupia pannica!

- Siedzi, to właściwe słowo - stwierdził Bill.

- Dokładnie tak, siedzi - zgodził się Bull.

- Myli się, kto przypuszcza, że dostanie za nią pięć koron - zawyrokował Mons. - Co najwyżej pięć öre!

- Co najniżej pięć öre – przytaknęli Bill i Bull.

- Ale gdybym to ja siedział na wystawie, kosztowałbym najmniej dziesięć tysięcy milionów koron - przechwalał się Mons.

- Dziesięć militysięcy - wtórowali Bill i Bull.

- Proszę was, wypuśćcie mnie stąd! - wołała zza szyby Maja.

Ale Mons tylko się pogardliwie uśmiechnął, po czym wszyscy trzej odeszli.

Na Stromej spotkali Filonka, który, pochlipując, chodził i szukał Mai.

- Czego beczysz? - prychnął Mons.

- Maja zaginęła - pojękiwał Filonek.

- Myśmy ją widzieli, myśmy ją widzieli! - zawołali Bill i Bull.

- Milczeć! - syknął na nich Mons. - Wcale jej nie widzie-liście! Nie słuchaj ich paplania, Filonku!

- Gdzie ją widzieliście? - niecierpliwił się Filonek.

- Wcale jej nie widzieliśmy - zapewnili Bill i Bull. ­- Wcale jej nie widzieliśmy na wystawie u handlarza sta­rzyzną Graciarskiego!

Mons przyłożył im obu, a Filonek pobiegł do domu po Pulpeta.

- Pulpet, chodź! - zawołał. - Szybko do handlarza starzyzną Graciarskiego!

Lecz na wystawie u Graciarskiego - ani śladu Mai!

- Ciągnąłeś mnie taki szmat drogi całkiem niepotrzebnie - stękał Pulpet.

Filonek był bliski płaczu.

- Bill i Buli są zbyt głupi, żeby wymyślić coś, co nie jest prawdą - tłumaczył.

- Sam przecież widzisz - powiedział Pulpet.

- Słuchaj! - zawołał Filonek. - Tuż przed naszym przyjściem z tego sklepiku wyszedł jakiś człowiek z koszy­kiem! A może w tym koszyku była Maja!

- Ale ty wymyślasz - westchnął Pulpet.

Filonek węszył dookoła.

- Biegniemy tą ulicą! - zawołał. - On chyba poszedł w tę stronę!

- Ojojoj, co za pośpiech, co za gonitwa! - narzekał Pulpet.

- O, tam! - przynaglał Filonek. - Widzisz, tam idzie! Z ko-szykiem! A w koszyku coś popiskuje! Poznaję, to piszczy Maja!

Pulpet przystanął i nasłuchiwał.

- Rzeczywiście - przyznał. - No, to trzeba się tą sprawą zająć.

I puścił się szalonym pędem. O to nikt by go nigdy nie po-dejrzewał! Zaraz też dogonił obcego mężczyznę i wczepił się zębami w nogawkę jego spodni.

- Na pomoc, ratunku! - wrzasnął tamten i z prze­rażenia upuścił koszyk, z którego wyskoczyła mała, śliczna Maja!

 

W domu czekał na Filonka list. List był od jego miłej ciotki Ingi.

Drogi Filonku! - pisała ciocia. - Bardzo dawno nie dosta­łeś ode mnie żadnego prezentu, więc najwyższy czas to napra­wić. Kup sobie coś naprawdę miłego za ten banknocik!

W liście leżało pięć koron.

- Muszę szybko załatwić pewną sprawę - powiedział Filon...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin