Potrzeba organizacji - Kopia.doc

(42 KB) Pobierz
POTRZEBA ORGANIZACJI

Roman Dmowski

 

POTRZEBA ORGANIZACJI

(Przemówienie inauguracyjne, wygłoszone przy założeniu

Obozu Wielkiej Polski w Poznaniu

w dniu 4 grudnia 1926 roku)

 

Organizacja, która dziś swój żywot rozpoczyna, narodziła się z od dawna odczuwanej w naszym społe­czeństwie potrzeby i z długiej pracy myśli, która szukała odpowiednich warunków do stania się czynem. Jej za­łożeniem jest niezbita prawda, że w dzisiejszym okresie dziejów, zwłaszcza w naszej części świata, tylko to pań­stwo jest silne i ma trwałe podstawy bytu, za którym stoi naród silny, czynny, umiejący rozumnie kierować swymi sprawami.

Naród nasz w okresie niewoli wykazał niemałą siłę, siłę wytrwania, oporu, dzięki czemu nie dał się zniszczyć, byt swój zachował i nawet pod wielu wzglę­dami naprzód się w swoim rozwoju posunął. Od chwili wszakże, gdy posiadł z powrotem własne państwo, gdy stał się samoistnym gospodarzem na wielkim obszarze naszej Ojczyzny, nie wykazał dotychczas zdolności do stworzenia państwa, które by swą siłą, wartością swej polityki zewnętrznej i wewnętrznej zajęło w Europie stanowisko, odpowiadające jego obszarowi, liczbie lud­ności i bogactwom naturalnym kraju. W polityce nasze­go państwa niema jedności i ciągłości myśli, konse­kwentnie wykonywanego planu i, miast postąpić w tym w ciągu ośmiolecia naszych nowych dziejów, mamy ra­czej poczucie, że się cofamy. Z tym łączy się drugie, smutniejsze jeszcze poczucie, że naród nasz coraz mniej jest władcą swoich losów, że staje się jakby coraz mniej zdolnym do kierowania swymi sprawami, coraz bierniejszym, a tym samym coraz bardziej wystawionym na nie­bezpieczeństwo zależności jego losów od przypadku, lub, co gorsza, od czynników obcych.

Gdzież to zło ma swą przyczynę?

Wszelkie ciało zbiorowe może być czynne i rozum­ną myślą kierowane, o ile zdolne jest zdobyć się na odpowiednią organizację. Bez organizacji i myśl mądra, choćby tkwiła w licznych mózgach, i czyn, choćby zdol­ność do niego była powszechna, rozprasza się, ginie w bezplanowych wysiłkach.

Naród nie stanowi pod tym względem wyjątku. I jeżeli w społeczeństwie to wszystko, co przedstawia silną świadomość narodową, przywiązanie do Ojczyzny, kulturę i rozum polityczny, zdolność do czynu obywa­telskiego, nie jest zdolne zorganizować się, wytworzyć należytej hierarchii, poddać się karności w odpowiedniej mierze, w społeczeństwie takim nie może być mowy ani o silnej, jasnej myśli narodowej, ani o płodnym czynie. Naród wtedy nie jest osobą zbiorową, myślącą i czynną w polityce, ale biernym przedmiotem polityki, którą ktoś inny zań prowadzi. W naszej części świata miejsca na takie narody niema, i państwa, w których naród nie umie być świadomym swych celów i zadań, czujnym i czynnym gospodarzem zbiorowym, giną. Historia Europy do ostatnich czasów dostarcza licznych tego przykładów, a jednym z nich była nasza Ojczyzna.

Same warunki, w których nastąpiło odbudowanie państwa polskiego, nie sprzyjały należytemu zorganizo­waniu się naszego narodu do prowadzenia tego pań­stwa. W wojnie światowej, która nam przyniosła nie­podległość ojczyzny, nie kierowała nami jedna myśl, nie znaleźliśmy się wszyscy po jednej stronie walczącej, nie osiągnęliśmy niepodległości w jednolitym, zgodnym wy­siłku, któryby nas skupił do rządzenia państwem po jego odzyskaniu.

Gdyby w chwili, kiedyśmy rozpoczęli na nowo sa­moistne życie polityczne, nad wszystkimi dążeniami górę wzięło było u nas poczucie obowiązku i odpowie­dzialności pokolenia, które dostało z powrotem dawno utracone państwo — łatwo byłoby zapomnieć o tym, co nas dzieliło podczas wojny i zjednoczyć naród we wspólnym wysiłku, w kładzeniu mocnych fundamentów pod nowy gmach państwowy. W tej pracy naród by się zorganizował, a zorganizowany należycie wydałby z siebie ognisko myśli państwowej i wykształciłby się w zbiorowym twórczym czynie.

Atmosfera wszakże rewolucyjna, jaka panowała dokoła Polski w chwili zakończenia wojny światowej, znalazła i u nas odbicie. Pod jej wpływem, zamiast kłaść podwaliny i wznosić mocny zrąb państwa, odpowiada­jącego warunkom czasu i miejsca, poszliśmy za hasłami radykalnych urządzeń politycznych i daleko sięgających reform społecznych, stworzyliśmy sobie ustrój państwo­wy, niezdolny do życia. To, co wspólne wszystkim, ze­szło na plan drugi, a na pierwszy wysunęło się to, co społeczeństwo dzieli i rozbija.

Wynikiem tego było powstanie licznych, o wiele liczniejszych niż w jakimkolwiek innym państwie, organizacji partyjnych, walczących nawzajem ze sobą lub łączących się w najróżnorodniejsze krótkotrwałe kombi­nacje. W tej powodzi partii naród się zagubił.

W ciągu ośmiu lat tych rozproszonych wysiłków, bezpłodnych prób stworzenia jakiegoś stałego systemu rządzenia państwem, przychodziło stopniowo rozczaro­wanie, uczucie zawodu w szerokich masach społeczeń­stwa, poczucie bezsilności wśród próbujących kierować nimi polityków, aż wreszcie ostatnie wypadki wykaza­ły jasno, że znajdujemy się właściwie w punkcie, z któ­regośmy wyszli: państwo nie posiada trwałych, praw­nych podstaw swego ustroju; ludność jego ma poczucie, że żyje w jakichś warunkach tymczasowych; kraj nie jest zabezpieczony od popadnięcia w anarchię. Naród, dziedzic tego państwa, mający obowiązki jego gospo­darza, jest w znacznej mierze zdezorganizowany, a skutkiem tego bierny. Ma on w szerokich kołach po­czucie, że w każdej chwili wbrew swym chęciom może być wepchnięty na najbardziej zgubną dla swej przyszłości drogę.

Wśród ogromnej większości narodu spotykamy się z poczuciem zła, ze świadomością niebezpieczeństwa, w jakim państwo się znajduje. Instynkt samozacho­wawczy narodu wskazuje powszechnie źródło tego zła w rozbiciu sił narodowych, w rozkawałkowaniu narodu na liczne partie, ze wszystkich stron rozlega się woła­nie o większą jedność, o skupienie sił Polski w zgodnym działaniu.

Instynkt narodu jest na dobrej drodze. Istotnie główne źródło naszej słabości tkwi w rozbiciu, w de­zorganizacji narodu. Pierwszym warunkiem tego, ażeby państwo polskie stało się silnym i trwałym, jest taka organizacja narodu, ażeby mógł Wydać z siebie górują­cą nad wszystkim myśl państwową, ażeby zdolny był wypowiedzieć swą zbiorową wolę, zamienić ją w czyn, a tym samym stać się panem swoich losów. Jakże dojść do tego?

Ażeby znaleźć właściwą drogę, trzeba przede wszystkim zrzec się powszechnego u nas uświęconego tradycją dziejów porozbiorowych, szukania winowajców zła w tych czy innych grupach lub ludziach. Droga to do niczego, do żadnego rozumnego czynu nie prowadząca. Jest to uwalnianie siebie od odpowiedzialności, a zwalanie jej na innych. Za zło, dziejące się w kraju, wszyscy jesteśmy, całe nasze pokolenie, odpowiedzialni. Chcąc znaleźć drogę wyjścia, trzeba, miast szukania wi­nowajców, przyczyny zła zrozumieć.

Zastanawiając się zaś głębiej nad przyczynami naszego położenia we własnym państwie od chwili jego odzyskania, zrozumiemy, że po pierwsze, inaczej w da­nych warunkach na ogół być nie mogło, po wtóre że te warunki w szeregu lat ostatnich znacznie się prze­kształciły, że przede wszystkim nastąpiły ogromne zmiany w psychice politycznej społeczeństwa, które po­zwalają nam na zrobienie wielkiego kroku ku naprawie: ku zjednoczeniu narodu we wspólnej myśli i we wspólnym wysiłku.

Nastąpiło rozczarowanie do haseł radykalizmu po­litycznego i społecznego; rozszerzyło się zrozumienie, że dobrobyt mas zależy przede wszystkim od gospodar­ki, bogacącej kraj jako całość, i od ilości pracy, wy­konywanej przez jego ludność. Ujawniło się w szero­kich kołach społecznych poczucie potrzeby trwałego porządku prawnego i praworządności w państwie, po­czucie, dowodzące, że mimo zabójczych wpływów, dzia­łających na nas w porozbiorowej przeszłości, pozosta­liśmy w swej istocie narodem zachodnim, narodem cy­wilizacji rzymskiej; wreszcie powszechnie się czuje pra­gnienie organizacyjnego zjednoczenia sił narodu.

Dzisiejszy stan organizacji naszego życia politycz­nego, polegający na rozbiciu sił na zbyt liczne stron­nictwa, już nie odpowiada uświadomionym szeroko potrzebom chwili, trwa on, że tak powiemy, inercyjnie, jako przeżytek niedawnej przeszłości. Trzeba go zmie­nić, ale do tego dzieła trzeba przystępować ostrożnie, żeby nie wprowadzać większej jeszcze dezorganizacji, nie pogrążyć kraju w całkowity chaos polityczny i tym samym nie doprowadzić narodu do zupełnego bezwładu. Trzeba zacząć od budowania, a nie od burzenia. Mamy w Sejmie szereg stronnictw politycznych, usiłujących w dzisiejszych warunkach sprostać swemu zadaniu. Nie naszą rolą jest paraliżować ich działal­ność. Nie możemy też nawoływać, żeby się nagle przekształciły, zrewidowały swe programy i metody działania, lub wchodziły między sobą w nieprzygoto­wane kombinacje, co by wprowadzić musiało zamieszanie w ich pracę.

Lepiej jest, ażeby stronnictwa, które zaliczamy do narodowych, pozostały w dzisiejszej chwili tym, czym są i pracowały nadal tak, jak to uważają za najlepsze. Do nas należy, nie mieszając się w ich pracę, nie wkra­czając na sejmowy teren działania, rozwinąć pracę w kraju, skupiając rozbite dotychczas siły narodowe w jeden wielki obóz, służący jednemu wielkiemu celowi, łączący dla tego celu, wspólnego wszystkim Polakom, zasługującym na to miano, ludzi różnych poglądami osobistymi, przekonaniami, wreszcie położeniem społecznym i wynikającymi z niego interesami.

Gdy taki silny obóz stanie w kraju, dalsze trwanie dzisiejszego układu stronnictw w sejmie będzie niemoż­liwe. Wtedy — jesteśmy przekonani — i w sejmie bę­dziemy mieli jedno wielkie stronnictwo narodowe.

Widzimy jasno przed sobą ten cel, który nas wszystkich może i musi złączyć. Jest nim posiadanie silnego, na trwałych podstawach prawnych opartego państwa, zdolnego zająć należne mu stanowisko w świe­cie i zapewnić narodowi warunki wszechstronnego roz­woju duchowego i materialnego. Obszar naszej ziemi, nasza liczba, zasoby naszego kraju, pozwalają nam na zbudowanie takiego państwa, zasługującego na miano państwa wielkiego, ale żeby je zbudować i posiadać, musimy być z postępowania swego narodem wielkim. Postępowanie narodu musi być konsekwentne, uję­te w pewne karby, poddane dobrowolnej dyscyplinie, kierowane myślą rozumną i męstwem, nakazującym myśl swą wbrew przeciwieństwom wprowadzać w życie. Tak postępować może tylko naród należycie zorganizowany. Oto dlaczego tworzymy szeroką organizację sił narodowych i dlaczego nazwaliśmy ją Obozem Wielkiej Polski.

Nasza organizacja w obecnym, początkowym okre­sie swego istnienia nie będzie się zajmowała sprawami bieżącej polityki. Pozostawia je ona przedstawicielstwu kraju w izbach prawodawczych. Poświęci ona swe siły pracy organizacyjnej, pracy nad sformułowaniem i utrwaleniem swych zasad we własnych przede wszystkim sze­regach, nad wydyscyplinowaniem tych szeregów tak, ażeby zdolne były jak najsprawniej służyć wielkiemu celowi, który nam przyświeca.

Z tą pracą musimy się śpieszyć, nie możemy tra­wić czasu na długich, zazwyczaj jałowych dyskusjach, bo niewiadome, jak daleką jest chwila, kiedy czyn nasz będzie potrzebny, kiedy jedynym ratunkiem ojczyz­ny będzie silna organizacja narodu. Dlatego to od in­nych obozów politycznych różnimy się przede wszystkim typem organizacji, opartym na zasadach hierarchii, dyscypliny i odpowiedzialności osobistej kierowników za każdy dział pracy.

Tymi zasadami musimy się przejąć sami i musimy je wszczepiać w naszych rodaków. To jest jedyna dro­ga, po której postępując, sami staniemy się wielkim narodem i stworzymy silne, kwitnące państwo, posiada­jące powagę w świecie, budzące szacunek i przywiąza­nie u własnych obywateli. Dla tego celu i w myśl tych zasad, znanych już nam wszystkim, zgromadziliśmy się dziś. Mam głęboką wiarę, że przejęci nimi rozwinie­my szybko wielką pracę, która przyniesie dziejowej doniosłości owoce, że w tej pracy żałować nie będziemy sił i nie ulękniemy się żadnych przeszkód, mogących stanąć nam w drodze. W imię Boże, naprzód!

 

3

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin