RACHEL HAWKINS
DZIEWCZYNY Z HEX HALL
Dziękuję, Mamo i Tato,
dziękuję, Johnie i Willu,
dziękuję Wam za wszystko...
„Mówiła matka: Nie chodź, o dziecię,
Zbyt blisko szybki, co w oknie świeci,
Bo możesz ujrzeć w szklanej przestrzeni
Twarz wiedźmy bladą, co w twą się zmieni,
Czerwone usta szepczące w ciszę
Zaklęcia, których lepiej nie słyszeć!"
Sarah Morgan Bryan Piatt, tłum. A. Fulińska
PROLOG
Felicia Miller płakała w łazience. Znowu.
Wiedziałam, że to ona, ponieważ w ciągu tych trzech miesięcy, kiedy chodziłam do liceum Green Mountain, zdążyłam już dwukrotnie ją na tym przyłapać. Ponadto szlochała w bardzo charakterystyczny sposób: cienkim głosem, gwałtownie wciągając powietrze, jak małe dziecko, mimo że miała osiemnaście lat, czyli o dwa więcej niż ja.
Poprzednio nie przeszkadzałam jej, zakładając, że każda dziewczyna ma prawo popłakać sobie od czasu do czasu w szkolnej toalecie.
Ale dziś wieczór był jej bal maturalny, a płacz w eleganckiej sukni ma w sobie coś wyjątkowo smutnego. A poza tym miałam słabość do Felicii. W każdej szkole, do której chodziłam - dotychczas zaliczyłam ich dziewiętnaście, ale pewnie będzie więcej - spotykałam takie dziewczyny jak ona. I mimo że jestem chyba dziwaczna, ludzie zazwyczaj nie są dla mnie wredni - przeważnie po prostu udają, że mnie nie widzą. Felicia natomiast była klasowym pośmiewiskiem. Szkoła stanowiła dla niej niekończące się pasmo skradzionych kanapek i złośliwych uwag.
Zajrzałam pod drzwi do kabiny i zobaczyłam stopy
w żółtych sandałach z paseczków.
- Felicio? - zawołałam, stukając cicho w drzwi. - Co się stało?
Otworzyła i rzuciła mi wściekłe spojrzenie zaczerwienionych oczu.
- Co się stało? Dobrze, Sophie, zobaczmy. To jest mój bal maturalny, ale jak zapewne widzisz, nie mam pary.
- No... tak. Ale jesteś w łazience, więc pomyślałam...
- Niby co? - zapytała, wstając i wycierając nos w spory zwitek papieru toaletowego. - Że mój partner czeka na zewnątrz? - Prychnęła.
- Daj spokój. Okłamałam rodziców, że mam z kim iść na bal, więc kupili mi sukienkę... - Pacnęła ręką w żółtą taftę, jakby chciała zabić komara.
- Powiedziałam im też, że spotykamy się dopiero tutaj, więc mnie podrzucili. Jakoś... nie potrafiłam się przyznać, że nikt mnie nie zaprosił. Załamaliby się. - Przewróciła oczami. - Żałosne, co?
- Wcale nie - odpowiedziałam. - Mnóstwo dziewczyn przychodzi na bal bez chłopaków.
Obrzuciła mnie wściekłym spojrzeniem.
- A ty z kimś przyszłaś?
Owszem, przyszłam. Był to wprawdzie Ryan Hellerman, który jako jedyny miał szansę konkurować ze mną w kwestii niepopularności w Green Mountain, ale jednak liczył się jako chłopak. Poza tym mama była taka szczęśliwa, że ktoś mnie zaprosił. Uznała to za dowód, że w końcu się d o p a -sowa łam.
Dopasowanie jest dla mojej mamy bardzo ważne. Przyglądałam się Felicii stojącej w żółtej sukni i pociągającej nosem i niewiele myśląc, głupio rzuciłam:
- Mogę ci pomóc.
Felicia spojrzała na mnie zapuchniętymi oczami.
- Jak?
Objęłam ją ramieniem, zmuszając do wyprostowania się.
- Musimy wyjść z budynku.
Wyszłyśmy z łazienki i przedarłyśmy się przez zatłoczoną salę gimnastyczną. Felicia sprawiała wrażenie zaniepokojonej, kiedy wyprowadziłam ją przez wielką dwuskrzydłową bramę na parking.
- Jeśli to jakiś głupi kawał, to pamiętaj, że mam gaz w torebce - powiedziała, przyciskając do piersi niewielką kopertówkę.
- Wyluzuj. - Rozejrzałam się, żeby mieć pewność, że na parkingu nie ma nikogo oprócz nas.
Mimo że zbliżał się koniec kwietnia, w powietrzu wciąż czuło się chłód i obie dygotałyśmy w cienkich sukienkach.
- Okej - powiedziałam, odwracając się z powrotem do niej. - Gdybyś mogła wybrać dowolną osobę jako partnera na ten bal, to kto by to był?
- To jakaś wyrafinowana tortura? - zapytała.
- Odpowiedz mi.
Utkwiła wzrok w swoich żółtych bucikach.
- Kevin Bridges? - wymamrotała.
Nie, żeby mnie to zaskoczyło. Przewodniczący samorządu szkolnego, kapitan drużyny piłkarskiej, jednym słowem ciacho... Kevin Bridges był tym chłopakiem, którego niemal każda dziewczyna wybrałaby na swojego balowego partnera.
- No dobra, niech będzie Kevin - mruknęłam, wyginając palce.
Uniosłam ręce ku niebu, zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie Felicię w objęciach Kevina: ją w jasnej, żółtej sukience, jego w smokingu. Mocno skupiłam się na tym obrazie - już po zaledwie kilku sekundach poczułam lekkie drżenie pod stopami i pojawiło się wrażenie, jakby w moje wyciągnięte ręce strumieniami lała się woda. Włosy uniosł...
marc144