Nowacka_Ewa_-_Jak_okiełznac_wronego_rumaka.pdf

(255 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Nowacka Ewa
Jak okiełznać wronego rumaka
Siedmioróg
Projekt okładki i ilustracje: Marzena Zacharewicz
© Copyright by Siedmioróg ISBN 83-7162-579-0
Wydawnictwo Siedmioróg ul. Swiątnicka 7, 52-018 Wrocław Księgarnia internetowa:
www.siedmiorog.com.pl Wrocław 1999
Upał taki, że mózg staje. Od ścian domów, chodników, jezdni bucha żar. Rozgrzane, nieruchome
powietrze cuchnie benzyną i topiącym się
asfaltem. Przy przechodzeniu jezdni podeszwy grzęzną w lepkiej, kleistej masie, silą trzeba odrywać
stopy.
Na wypalonej trawie kulą się osowiałe gołębie, pewnie nie drgnęłyby nawet na widok skradającego się
kota. Zresztą jaki kot chciałby polować w takim upale?
Jeszcze się chodzi do szkoły, chociaż stopnie już wystawione, posiedzenie rady pedagogicznej było we
wtorek. Kto miał poprawić oceny, już poprawił. Dlaczego nie można wcześniej rozpocząć wakacji? A w
ogóle, czego się można jeszcze nauczyć w takim upale, kiedy pot skapuje na kartki podręcznika, a zamiast
wzorów wypisywanych na tablicy widzi się wielką porcję lodów albo szklankę pełną zimnego,
pomarańczowego soku?
W łazience ukryła się Pusia, bo w łazience jest najchłod-niej. Leży na kafelkach pod umywalką i wygląda
tak, jakby
5
jej było zupełnie wszystko jedno. Nawet nie raczy podnieść głowy, żeby spojrzeć na Pawła.
— Gorąco — mówi zupełnie niepotrzebnie Paweł, przecież Pusia sama wie doskonale, że jest
gorąco. — Chcesz zimnego mleka z lodówki?
Drgnięcie koniuszka ogona może oznaczać, że kotka akceptuje propozycję.
— Przyniosę ci. Leż, Puśka.
Klops. Nie ma mleka. Jest owocowy jogurt, butelka wody mineralnej i trochę truskawek na talerzyku.
Pusia nie lubi słodkich jogurtów, o wodzie mineralnej i truskawkach nie warto nawet jej wspominać, ale
chyba trzeba nalać trochę tej wody na miseczkę, zawsze to lepsze niż nic.
W zamku chrobocze klucz. Kto to może być? Mama ani ojciec nic nie wspominali o wcześniejs2ym
powrocie. Małolaty, Małgośka i Jaś, w świetlicy. Dziadek wyjechał do jakiegoś swojego kolegi, zabrał ze
sobą wędkę w pokrowcu i brezentowe wiaderko na złowione ryby. I duże pudło z błystkami, woblerami i
sztucznymi muszkami.
Już wiadomo, kto chrobocze kluczem. W przedpokoju stoi babcia Lusia w kwiecistej, sięgającej stóp
sukni. Zmieniła kolor włosów, jeszcze tydzień temu była blondynką, dzisiaj jest ruda. Zdaniem Pawła
bardzo ruda. Za ruda.
— Co mi się tak przyglądasz? — chce wiedzieć babcia i zaraz dodaje: — Prawda, jaka ładna kiecka?
Dziadek może jeździć na ryby, a ja sobie mogę kupić odlotowy łaszek dla poprawy humoru.
Babcia Lusia już taka jest. Babcie innych chłopaków pieką szarlotki i placki z kruszonką, przyszywają
oberwane gu-
6
ziki, pielęgnują kwiatki w doniczkach na parapetach, oglądają seriale w telewizji i siedząc na ławkach
przed blokiem, rozmawiają z innymi babciami. Babcia Lusia nie umie piec ciasta, nie znosi przyszywać
guzików, kwiaty uznaje tylko w wazonie i unika j ak ognia towarzystwa innych babć. Mimo to Paweł lubi
babcię Lusię, chociaż czasem wolałby mieć taką babcię jak wszyscy.
— Nie zaprosisz mnie do pokoju?
— Ale tam jest bałagan.
— Myślisz, że nie widziałam bałaganu? — Na krześle leżą zwinięte w kłąb skarpetki, pod krzesłem
stoją porzucone kapcie, na stole piętrzy się góra papierów, obok której stoi nie dopita szklanka herbaty i
brudny talerzyk wymazany twarożkiem ze szczypiorem. — Usiądę na chwilę. Masz chyba coś zimnego do
picia?
Nalana hojnie woda przelewa się przez obręb szklanki.
— Zdaje się, że ci przeszkodziłam — jak się przyzwyczaić, te rude włosy są nawet fajne. — Nie
bardzo znam się na tych waszych grach. W twoim wieku grywałam w domino, warcaby i bierki. Możesz
mi wyjaśnić, na czym to polega?
Wystarczy się obrócić, żeby zobaczyć, o co babcia pyta. Na ekranie telewizora krzyżują się, plączą,
pełzają, wikłają różnokolorowe linie, drgają, pulsując wszystkimi barwami tęczy. Skąd się znowu wzięły?
— Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha. O co chodzi?
Przełknąwszy ślinę Paweł wykrztusza odpowiedź.
— To jest taka gra. Nazywa się „Skrzydła czasu".
— Sama widzę, że to gra, a nie hipopotam. Czy mogłabym w to z tobą zagrać?
7
Powiedzieć prawdę czy zacząć kręcić, że nie zna reguł, że tata ma dopiero pokazać, jak się w to gra, że to
nic ciekawego i w ten upał odechciewa się żyć, i on, Paweł, zaraz wyłączy telewizor, bo go strasznie boli
głowa, a jak patrzy na te migające kolory, to boli go sto razy gorzej.
Te wszystkie myśli kicają pod czaszką jak króliki, jedne w lewo, inne w prawo, tak i siak. Trudno coś
powiedzieć, naprawdę bardzo trudno. Jakieś czary czy co?
— Co tak stoisz jak kołek? Czemu nic nie mówisz?
Najlepsza będzie jednak prawda.
— W to się wcale nie gra.
Wyciągniętą z torebki chusteczką babcia ociera sobie czoło.
— No, to zgaś ten telewizor. Oczy bolą.
8
Powiedzieć prawdę czy zacząć kręcić, że nie zna reguł, że tata ma dopiero pokazać, jak się w to gra, że to
nic ciekawego i w ten upał odechciewa się żyć, i on, Paweł, zaraz wyłączy telewizor, bo go strasznie boli
głowa, a jak patrzy na te migające kolory, to boli go sto razy gorzej.
Te wszystkie myśli kicają pod czaszką jak króliki, jedne w lewo, inne w prawo, tak i siak. Trudno coś
powiedzieć, naprawdę bardzo trudno. Jakieś czary czy co?
— Co tak stoisz jak kołek? Czemu nic nie mówisz?
Najlepsza będzie jednak prawda.
-wsSlfc
— W to się wcale nie gra.
Wyciągniętą z torebki chusteczką babcia ociera sobie czoło.
— No, to zgaś ten telewizor. Oczy bolą.
8
: „:.. Ł ' *,
J0
Mimo naciśnięcia wyłącznika plansza dalej pulsuje stoma kolorami. Paweł pochyla się i wyciąga wtyczkę z
kontaktu. Kłębowisko barwnych linii wcale nie znika, migocze i drga.
— Ciekawostka przyrodnicza — babcia Lusia wychyla się do przodu. — Nigdy nie widziałam czegoś
podobnego. Będę musiała zapytać twojego taty, jak to w ogóle jest możliwe.
Oczywiście, joystick leży, jakby nigdy nic, na brzegu stołu, obok pomazanego zaschniętym twarożkiem
talerzyka i nie dopitej szklanki. Już dobrze wiadomo, o co chodzi.
— Babciu, jak wyjdę do kuchni, weź joystick i wyłącz tę
grę-
— Dlaczego chcesz iść do kuchni? I dlaczego ja mam to wyłączyć? Ty nie możesz?
— Bo ja się boję.
— Chłop pod niebo i boi się. Czego?
— I tak mi nie uwierzysz.
Babcia Lusia wyjmuje z torebki całą paczkę higienicznych chusteczek. Rozrywa celofan.
— Od tego upału pokręciło ci się w łepetynie, Pawełku. Co to za tajemnice?
— To — palec Pawła celuje w ekran pełen pulsujących kolorów. — To może cię gdzieś przenieść, ale
wcale nie wiadomo gdzie.
— Przenieść? Chcesz powiedzieć, że mogłoby przenieść tam, gdzie jest chłodniej? Zawsze chciałam
zobaczyć norweskie fiordy. A co trzeba zrobić, żeby przeniosło?
— Nacisnąć przycisk. Ale przenoś się sama, babciu. Ja wychodzę do kuchni.
10
Na wszelki wypadek Paweł zamyka nie tylko drzwi od pokoju, ale także drzwi kuchni. Ma nadzieję, że
Pusia nie wyjdzie z łazienki, bo kotka potrafi, jeśli chce, skoczyć na klamkę.
— Paweł!
Nie ma rady, trzeba porzucić bezpieczne schronienie w kuchni.
— Z tym przenoszeniem to jak? Powietrzem?
— Nie wiem.
— Można wrócić?
— Można, ale...
— W Norwegii jest na pewno chłodne, świeże powietrze — babcia na moment odkłada joystick, by
znów wytrzeć spot-niale czoło. — Zaryzykuję.
I nim Paweł zdąży zrobić choćby jeden krok ku drzwiom,
babcia naciska przycisk.
- • -
Każde kapnięcie kropli deszczu po prostu boli. Lodowate drobiny wody padają na rozgrzane ciało,
sprawiając, że tężeje gęsią skórką. Zęby zaczynają szczękać o siebie, zgrabiałe palce ściskają się w kułaki.
Trudno wyrwać stopy z gęstego, mlaszczącego błota, ale trzeba to zrobić, by uciec spod skośnych biczów
ulewy.
Zatrzymali się oboje na brzegu czegoś, co być może jest drogą, bo w głębokich koleinach gromadzi się
woda, w wądołach stoją całe przepastne jeziora. Za plecami mają splątane chaszcze, za którymi zaczynają
się drzewa wielkiego
11
boru: stare sosny o śmigłych, rudych pniach, krępe dęby, buki o jasnej korze, zwięzłe graby, a niżej gęsty
podrost: leszczyny, kaliny, kruszyny i sto innych.
— To chyba nie jest Norwegia — babcia Lusia wygląda jak półtora nieszczęścia. Rude włosy zwisają
smutnymi, mokrymi kosmykami, kwiecista sukienka lepi się niczym wilgotny papier, babcia wygląda jak
lalka niechlujnie zapakowana przez leniwego sprzedawcę. Tusz z rzęs spłynął po policzkach i można by
przysięgać, że babcia płacze czarnymi łzami. — Pawełku, to nie jest Norwegia!
Żadna niespodzianka. „Skrzydła czasu" nikogo nie przenoszą zgodnie z życzeniem, Paweł wie o tym
doskonale, szkoda tylko, że nie potrafił tego dostatecznie jasno wytłumaczyć, zanim babcia nacisnęła
przycisk. Dokąd trafili tym razem?
Niebo zasnute chmurami wygląda swojsko, las także, tyle że wydaje się ogromny i mroczny. Deszcz jest
Zgłoś jeśli naruszono regulamin