Wiesław Godzic - Szybciej krócej głośniej.pdf

(132 KB) Pobierz
Szybciej krócej głośniej
Gdy mówimy o kulturze tabloidowej lub tabloidyzacji prasy radia i telewizji
znajdujemy się w centrum debaty o najistotniejszych problemach
współczesności a nie – jak chciałaby większość jej krytyków – o jej
dewiacyjnych obrzeżach
Powiększ
Tabloidy przeorały praktykę dziennikarską
ostatnich kilkunastu lat
Powiększ
Czytaj także
Początki dojrzałej audiowizualnej kultury tabloidowej związane są najsilniej z telewizją,
a szczególnie z programem „America's Most Wanted”, jego producentem Johnem
Walshem i stacją nadawczą Fox Television Network. Walsh ściśle współpracował z policją
w poszukiwaniu zbiegłych przestępców. Wyglądało to na ogół tak, że policja ochoczo
pomagała rekonstruować zdarzenia: prawdziwi byli funkcjonariusze, broń, lokalizacja,
954111962.001.png 954111962.002.png
scenariusz wydarzeń, a groźny przestępca „grał” oczywiście samego siebie. Producent
wysłał do publiczności bardzo czytelny przekaz: „Nie jestem policjantem ani śledczym.
W USA jest w tej chwili 280 tys. zbiegłych bandytów i to społeczeństwo amerykańskie ma
szansę powiedzieć, że nie jest obojętne w tej sprawie”.
I nie było: ponad 2 tys. Amerykanów dzwoniło po programie do stacji, żeby podzielić się
uwagami, poprzeć inicjatywę obywatelską lub po prostu powiadomić o niepokojących
obserwacjach. Policja była zadowolona z takiej pomocy, obywatele poczuli się coraz
lepszymi obywatelami, natomiast telewidzowie mieli przyjemność oglądania kolejnych
prawie prawdziwych działań stróżów prawa.
Wstaw sobie prezydenta
W ślady Foxa poszły magazyny informacyjne. Powstało pojęcie tabloidowych newsów.
Charakteryzowały się pomieszaniem życia publicznego z prywatnym, używaniem
sensacyjnego stylu, sceptycznego czasem, ale zawsze populistycznego tonu
i zaciemnianiem granicy między dokumentem a fikcją, między informacją a rozrywką.
Były one na ogół superemocjonalne, a nacisk kładły na melodramatyczne rozstrzygnięcia,
używając często ironii i humoru. Co ważniejsze: przedstawiały głosy tych, których nie
można było usłyszeć w poważnych wiadomościach. Ich główny wyróżnik polegał na byciu
dziwacznym i odmiennym – widoczna jest tutaj reakcja przeciwko gustom z wyższej
półki. Koncentrowały się na ogół na aktach społecznego i moralnego bezładu.
Interesujące jest, że tabloidowa kultura jest w zasadzie słabo zgenderowana
(upłciowiona? – przepraszam za słowo, ciągle szukam odpowiednika) – na ogół
przedstawia na równi męski i kobiecy punkt widzenia. Repertuar jej tematów to:
seksualne dwuznaczności (a najlepiej wykorzystywanie seksualne dzieci i kobiet),
kłopotliwe relacje rodzinne, zjawiska paranormalne wymykające się interpretacji nauki.
Tabloidy jednocześnie pokazują, że to, co wydawało nam się normalne, takim nie jest –
natomiast dotychczasową egzotykę przedstawiają jako zdarzenia banalne. Udziwnianie
normalnego i jednoczesne banalizowanie dziwacznego – o to chyba najbardziej chodzi
w kulturze tabloidowej.
Tabloidy przeorały praktykę dziennikarską ostatnich kilkunastu lat. Z jednej strony stała
się ona drapieżna i krwiożercza. Z drugiej – dziennikarstwo zaczęło być łączone
z wyrazistymi orientacjami politycznymi i koncepcjami teoretycznymi. Na przykład:
podkreśla się, że to prezydentura Ronalda Reagana była doskonałym przykładem wzrostu
znaczenia mediów, znikania granicy między znakiem a referentem, powstawaniem
sytuacji, w której dominującą logiką kultury jest niekończące się przejście od
przedstawiania do symulacji. Jak ma być inaczej – mówią analitycy – skoro słabiutki
aktor dzięki znajomości oszukańczych praktyk przemysłu medialnego został prezydentem
światowej superpotęgi?
Z kolei komik David Sternberg puścił w obieg określenie, którego używamy nie tylko
w stosunku do mieszkańców domu Wielkiego Brata: „Nie jestem prezydentem, ale
odgrywałem kiedyś prezydenta w TV”. A w tym samym czasie wyborczym demokraci
porównywali oddziaływanie najważniejszego medium i demokracji w ten sposób:
„Z elekcją jest jak z interaktywną telewizją: głosujesz po to, żeby na cztery lata wstawić
kogoś na ekran telewizora i wyrzucić kogoś innego”. Media są więc wszechwładne,
a najpotężniejsze są te, które trafiają w proste gusta jak najszerszej publiczności.
Najniższy wspólny mianownik kultury
Nie dziwią więc obszary zainteresowań kultury tabloidowej. Jeden z ważniejszych to
system sprawiedliwości śledzony z niezwykłą uwagą (dobrym przykładem był proces O.J.
Simpsona). A w TV tabloidowej niekończąca się parada „śmieciowych”, konfrontacyjnych,
dziwacznych rozmów, sitcomów i reality shows, sygnowanych nazwiskami od Jerry'ego
Springera, Jenny Jones, Jackassa, Dirty'ego Sancheza aż do Kuby Wojewódzkiego,
Kiepskich, Big Brothera, Łysych i blondynek, a nawet wielu wydań polskich newsów
prawie wszystkich stacji. Telewizję-śmiecia zapowiadały przemiany w kinie
dokumentalnym oraz działalność twórców wideo rejestrujących „samo życie”.
Telewizja-śmieć to na ogół przykłady produktu-towaru, który w kulturze wyznacza
pozycję najniższego wspólnego mianownika. Chodzi w niej o to, żeby jak najwięcej
towaru niskiej jakości (a więc także wyprodukowanego za niewielkie pieniądze) sprzedać
jak największej liczbie odbiorców. Widownia ma otrzymać prosty obraz samej siebie albo
przynajmniej w to uwierzyć.
Zdecydowana większość uczestników ekscentrycznych shows to ludzie zwyczajni, którzy
chcą zaistnieć w telewizji. Co to znaczy być w telewizji? To w pewien sposób grać siebie
samych. I tak na przykład pierwsi uczestnicy „Randki w ciemno” byli przekonani, że gdy
producent prosił ich o naturalne zachowanie, to powinni kląć i świntuszyć, bo tak się robi
w telewizji.
Talk-show tego typu jest ważnym doświadczeniem poznawczym, gdyż funkcjonuje
pomiędzy fałszem a prawdą. Rzecz polega na tym, że producenci chcą programów
przewidywalnych – muszą więc opierać się na scenariuszach. Z drugiej zaś strony talk-
show domaga się emocji, a te najpewniej budowane są na podłożu autentycznych
zachowań. Ludzie grają siebie: to rzeczywiste działanie, ale jest ono jednocześnie
przedstawieniem; granie siebie bywa autentyczne, ale rządzi się niewątpliwie regułami
przedstawienia. W większości ekscentrycznych talk-shows najczęściej używanym słowem
jest prawda: prowadzący o nią pyta, publiczność w studiu nieustannie o niej mówi,
a zaproszeni goście twierdzą, że tylko prawda wychodzi z ich ust. Gdy tymczasem to, co
w istocie talk-show tego typu ma do zaproponowania, to zamazanie granicy między
prawdą i fałszem – uczynieniem jej na dłuższą metę nieużyteczną.
Prawda własnego doświadczenia
W tego typu prezentacjach mamy na ogół do czynienia z prawdą własnego doświadczenia
życiowego. Jakkolwiek ludzie wierzą w ekspertów, to jeszcze bardziej wierzą, że sami są
ekspertami w zakresie prawdy swojego życia. Tym bardziej że doświadczenia tego typu
są silnie powiązane z terapeutycznym charakterem tego gatunku telewizyjnego. Na
przykład wiele rozmów telewizyjnych, polegających na intymnych wyzwaniach
( confession talk show ), porusza ważne problemy społeczne, ale nie są one w stanie
połączyć jednostkowych faktów z rozleglejszym społecznym kontekstem. Zatem czy
ekscentryczny talk-show pozwala ludziom lepiej zrozumieć świat, czy też mamy raczej do
czynienia z sytuacją, w której terapeuta zastępuje eksperta i staje się głosem, przez
który przemawia społeczna emocja?
W latach 70. w Wielkiej Brytanii powstał ruch nazwany Social Action Broadcasting, który
szerzył ideę tworzenia społeczeństwa obywatelskiego w dużym stopniu wykorzystującego
media (telewizję w szczególności). Stwierdzenie, że telewizja nie reprezentuje poglądów
społeczeństwa, lecz jedynie elitarny punkt widzenia, prowadziło do przekonania, że
„zwykli ludzie” powinni wypowiadać się także poprzez inne alternatywne gatunki.
Patrzę na to jednak z niedowierzaniem i myślę, że różnica między wczesnymi filmami
Michaela Moore'a a późniejszym, nagrodzonym Oscarem, każe wątpić w możliwość
istnienia takich rozwiązań. Moore w najgłośniejszym wczesnym filmie („Roger and Me”)
chciał porozmawiać z szefem General Motors, żeby dowiedzieć się o przyczynach
zamknięcia zakładów w swojej rodzinnej miejscowości. Był gniewnym filmowcem, który
występował w imieniu swoich widzów, nie przestając być niepokornym artystą.
W nagrodzonym „Fahrenheit 9/11” z pozycji artysty przeszedł na stronę „ludu” (flirtując
z władzą instytucji kinematograficznych) – manipulował, wykrzywiał fakty i włączał je
w jednoznaczny politycznie kontekst. Krytykował, ale nie był krytyczny; był emocjonalny,
ale nie zdystansowany. A o taką mniej więcej postawę chodzi w tabloidowej kulturze.
Sprawdzian wykonania
Czasem mówi się, że kicz z tabloidem w jednej chodzą parze. Gdy teoretycy sztuki
wprowadzają pojęcie człowieka kiczowego i świadomości kiczowej, to rozsądnie pytają,
czy zła jest sztuka, czy też źli są odbiorcy. Ci ostatni deprawują sztukę swoim złym
odbiorem, stymulują produkcje dzieł dostosowanych do ich gustów. Kicz to „rak na
zdrowym ciele sztuki”: także – jak tabloid – polega na wybujałej uczuciowości, na
nastawieniu na własne przeżycia – jest ogólnie nieautentyczny. Ale widzę tu jednak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin