Anne McCaffrey
Opowieści Nerilki
tom VIII cyklu
Jeźdźcy smoków z Pernu
Przełożyła Aleksandra Januszewska
Warownia Fort
Nerilka - córka pana Warowni Fort, Tolocampa i lady Pendry
Bracia i siostry wedle starszeństwa: Campen, Pendora (zamężna), Mostar, Doral, Theskin, Silma, Nerilka, Gallen, Jess, Peth, Amilla, Mercia i Merin (bliźnięta), Kista, Gabin, Mara, Nia i Lilia
Munchaun - ulubiony stryj Nerilki, starszy brat Tolocampa
Sira - ciotka nadzorująca tkanie
Lucil - ciotka sprawująca opiekę nad najmłodszymi dziećmi w Warowni
Felim - szef kuchni
Brandy - rządca Warowni
Casmodian - główny harfiarz
Theng - naczelnik straży
Sim - osobisty pomocnik Nerilki
Garben - pan małej Warowni, konkurent Nerilki
Anella - druga żona Tolocampa
Cech Harfiarski i Cech Uzdrowicieli
mistrz uzdrowiciel Capiam
mistrz uzdrowiciel Tirone
Desdra - czeladniczka kształcąca się w sztuce lekarskiej
mistrz Fortine, główny zastępca Capiama
mistrz Brace, główny zastępca Tirone’a
Macabir - uzdrowiciel w obozie dla internowanych
Siedziba Górska
Bestrum - pan małej Warowni graniczącej z Fortem i Ruathą
Gana - żona Bestruma
Pol - parobek zajmujący się biegoniami
Sal - jego brat
Trelbin - uzdrowiciel uznany za zmarłego
Warownia Ruatha
Alessan - nowo ustanowiony pan Warowni
Oklina - jego młodsza siostra
Tuero - czeladnik harfiarski przebywający w Warowni podczas epidemii
Dag - główny nadzorca stajni
Fergal - wnuczek Daga
Deefer - mieszkaniec Warowni
Lord Leef - nieżyjący ojciec Alessana
Suriana - zmarła żona Alessana, wychowana wraz z Nerilką w Warowni Mgieł
Jeźdźcy smoków z różnych Weyrów
Moreta - pani Weyru Fort, ujeżdżająca Orlith
Leri - była pani Weyru Fort, jeżdżąca na Holth
Falga - pani Weyru Dalekich Rubieży jeżdżąca na Tamianth
Bessera - pani Weyru Dalekich Rubieży, jeżdżąca na Odioth
Kamiana - pani Weyru Fort, jeżdżąca na Pelianth
G’drel -jeździec smoka z Weyru Fort, smok - spiżowy Dorianth
B’lenon - jeździec z Weyru Dalekich Rubieży, smok - spiżowy Nabeth
Sh’gall - pan Weyru Fort, smok - spiżowy Kadith
M’tani - pan Weyru Telgar, smok - spiżowy Hogarth
S’peren - jeździec z Weyru Fort, smok - spiżowy Clioth
K’lon -jeździec z Weyru Fort, smok - błękitny Rogeth
M’barak -jeździec z Weyru Fort, smok - błękitny Arith
Pozostali
Ratoshigan - pan Warowni, Południowy Boli
Balfor - mistrz hodowli, Warownia Keroon
PROLOG
Jeśli Czytelnik nie zapoznał się dotąd z serią Jeźdźcy Smoków z Pern, pewne szczegóły mogą okazać się dla niego niezrozumiałe. Opowieści Nerilki stanowią uzupełnienie poprzedniego tomu “Moreta, Pani smoków z Pern”. Jest to historia przedstawiona z punktu widzenia jednej z drugoplanowych postaci tamtej powieści.
A zatem przedstawiamy tło wydarzeń:
Rukbat w gwiazdozbiorze Strzelca to złota gwiazda typu G. Miała pięć planet, dwa pasy asteroidów i zbłąkaną planetę, którą przyciągnęła tysiąc lat temu. Kiedy ludzie osiedlili się na trzeciej planecie Rukbatu i nazwali ją Pernem, nie zwrócili szczególnej uwagi na dziwne ciało niebieskie obiegające gwiazdę po niezwykłej orbicie. Dwa pokolenia kolonistów nie zaprzątały sobie głowy jaskrawą Czerwoną Gwiazdą - aż droga kosmicznego włóczęgi przywiodła go w peryhelium siostrzanej planety. Gdy tego układu nie zakłócały inne planety systemu, pasożytnicze organizmy żyjące na powierzchni przybysza z głębin kosmosu usiłowały pokonać przestrzeń dzielącą je od planety o łagodniejszym, umiarkowanym klimacie. Wówczas z nieba nad Pernem opadały srebrne Nici niszcząc wszystko, z czym się zetknęły. Koloniści ponosili na początku nieoszacowane straty. W rezultacie zmagań z plagą zagrażającą życiu na Pernie więź z ojczystą planetą, i tak krucha, uległa ostatecznemu zerwaniu.
Chcąc odpierać ataki śmiercionośnych Nici - a Perneńczycy już dawno przerobili statki kosmiczne na narzędzia rolnicze i zarzucili wyszukane technologie, nie znajdujące zastosowania na tej sielankowej planecie - ludzie o otwartych głowach podjęli długofalowe działania. W pierwszej fazie przystąpili do hodowli specjalnej odmiany ognistego jaszczura, stworzenia występującego w ich nowym świecie. Mężczyzn i kobiety odznaczających się wysokim stopniem empatii oraz pewnymi zdolnościami telepatycznymi uczono, jak przestawać z tymi niezwykłymi zwierzętami.
Smoki - zawdzięczały tę nazwę podobieństwu do baśniowych ziemskich stworów - odznaczały się dwiema cennymi właściwościami: mogły w jednej chwili przenosić się z miejsca na miejsce, a po przeżuciu skały zawierającej fosfinę wydychały płonący gaz. Ponieważ potrafiły latać, były w stanie spalić Nici w powietrzu.
W ciągu kilku pokoleń nauczono się w pełni wykorzystywać potencjał smoków. Drugą fazę planu obrony obliczono na jeszcze dłuższy okres. Nici - przemierzające przestrzeń kosmiczną mikroskopijne zarodniki - pochłaniały żarłocznie wszelką materię organiczną, a gdy dosięgały ziemi, zagłębiały się w gruncie i rozmnażały z przerażającą szybkością. Wyhodowano zatem symbiotyk, który miał zwalczyć pasożyta. Uzyskaną larwę wprowadzono w glebę Południowego Kontynentu. Zgodnie z planem, smoki miały stanowić pierwszą linię obrony i zwęglać Nici w locie, chroniąc domostwa i bydło osadników. Larwa - symbiotyk - miała zaś chronić roślinność pożerając Nici, które zdołały przedrzeć się przez ogień smoków.
Twórcy dwuetapowego planu obrony nie uwzględnili warunków geologicznych. Południowy Kontynent, na pozór atrakcyjniejszy niż ląd północny o surowszym klimacie, podlegał wciąż, jak się okazało, geologicznej transformacji, która zmusiła w końcu kolonistów do ucieczki przed Nićmi na skalistą tarczę Północy.
Pierwsza Warownia na kontynencie północnym, wzniesiona u wschodnich podnóży Wielkiego Łańcucha Górskiego Zachodu, okazała się wkrótce za ciasna dla kolonistów i rosnącej liczby smoków. Drugą założono nieco dalej na północ nad wielkim jeziorem rozciągniętym u stóp górskiej jaskini. Ale i Warownia Ruatha - jak nazwano tę siedzibę - uległa wkrótce przeludnieniu. Czerwona Gwiazda ukazywała się na wschodzie, Perneńczycy postanowili zatem założyć osiedle we wschodnich górach. Warunkiem było znalezienie odpowiedniego miejsca, gdyż jedynie lita skała i metal, którego na Pernie dotkliwie brakowało, nie poddawały się niszczącemu działaniu Nici.
Skrzydlate, ogoniaste i ziejące ogniem smoki w procesie hodowli doszły do takich rozmiarów, że potrzebne im były bardziej rozległe pomieszczenia niż te, które były im w stanie zapewnić górskie siedziby. Puste wnętrza stożków wygasłych wulkanów, jeden powyżej Warowni, drugi w Górach Benden, okazały się dostatecznie obszerne i po niewielkich zmianach nadawały się do zamieszkania.
Smoki i ich jeźdźcy z wysoczyzn oraz mieszkańcy jaskiniowych siedzib mieli do wykonania różne obowiązki. W ten sposób wykształciły się różne obyczaje, które z czasem okrzepły w tradycję i stały się obowiązującym prawem. Kiedy zbliżała się pora Opadu - gdy o świcie Czerwona Gwiazda wschodziła nad Gwiezdnymi Kamieniami ustawionymi na obrzeżach każdego Weyru - smoki i ich jeźdźcy szykowali się, by osłaniać lud Pernu.
Potem nastąpiła przerwa długości dwustu Obrotów planety Pern. Czerwona Gwiazda niczym więzień tkwiła wówczas na dalekim krańcu orbity. Plaga Nici ustała. Perneńczycy usunęli ślady zniszczeń i obsiali pola. Założyli sady i pomyśleli o zalesieniu ogołoconych przez Nici górskich zboczy. Udało im się nawet zapomnieć o tym, że kiedyś groziła im zagłada. Wędrowna planeta powróciła jednak, a wraz z nią na następne pięćdziesiąt lat powróciły śmiercionośne Opady Nici. Perneńczycy ponownie dziękowali odległym o wiele pokoleń przodkom za to, że wyhodowali smoki, które spopielały ognistym oddechem Opad, zanim dosięgnął powierzchni planety.
Hodowcy smoków także prosperowali w czasie lat spokoju. Założyli wówczas cztery nowe osady.
Wspomnienie ziemskiego pochodzenia z każdym pokoleniem zacierało się coraz bardziej w pamięci Perneńczyków, aż przerodziło się w mit. Znaczenie Południowej Półkuli oraz zasady postępowania wypracowane przez wcześniejsze pokolenia kolonistów uległy zniekształceniu i zagubiły się pod wpływem niedogodności życia na niebezpiecznej planecie.
Do czasu szóstego Przejścia Czerwonej Gwiazdy wykształcił się skomplikowany system socjalno-polityczno-ekonomiczny, który miał ułatwić przeciwstawienie się powracającemu zagrożeniu. Sześć Weyrów, jak nazwano stare wulkaniczne siedziby hodowców smoków, podjęło się bronić Pernu. Każdy Weyr wziął - dosłownie - pod swe skrzydła określoną część Północnego Kontynentu. Reszta ludności zgodziła się utrzymywać Weyry, jako że przy wulkanicznych siedzibach nie było ziemi ornej, a jeźdźcy nie mogli zaprzestać szkolenia smoków i poświecić się innym zajęciom w okresach spokoju. Gdy zaś Czerwona Gwiazda pojawiła się ponownie, cały ich czas wypełniała walka z Nićmi.
Osady, lub inaczej Warownie, rozwinęły się tam, gdzie znaleziono odpowiednią jaskinię. Niektóre były większe i strategicznie lepiej położone od innych. Utrzymywanie w ryzach przerażonej ludności podczas Opadów Nici wymagało silnej ręki. Gospodarka żywnością przy zawsze niepewnych żniwach była możliwa tylko przy mądrej administracji, do zarządzania ludźmi i zapewnienia im zdrowych warunków życia i pracy musiano stosować środki nadzwyczajne.
Jednostki szczególnie uzdolnione w dziedzinie obróbki metali, tkactwa, hodowli zwierząt, uprawy roli, rybołówstwa, wydobywania kruszców tworzyły Cechy przy każdej z większych Warowni. Podlegały one jednej siedzibie Cechu, gdzie uczono rzemiosła i przechowywano jego tajniki z pokolenia na pokolenie. Panowie Warowni nie mogli odmówić produktów swoich Cechów innym Warowniom, gdyż Cechy cieszyły się niezależnością. Mistrzowie rzemiosł winni byli posłuszeństwo Mistrzowi Cechu konkretnego rzemiosła, który wybór na to stanowisko zawdzięczał biegłości zawodowej i zdolnościom administracyjnym. Odpowiadał on za działalność swojego Cechu i za równy, sprawiedliwy podział wszystkich produktów.
Panowie Warowni, Mistrzowie Cechów oraz, naturalnie, jeźdźcy smoków, od których cały Pern oczekiwał ochrony podczas Opadów Nici, mieli prawa i przywileje.
W Weyrach dokonała się największa rewolucja społeczna, gdyż potrzeby smoków uznano za absolutnie priorytetowe. Wśród smoków złote i zielone należały do rodzaju żeńskiego, spiżowe, błękitne i brunatne - do męskiego. Spośród smoków rodzaju żeńskiego jedynie złote odznaczały się płodnością; zielone były bezpłodne na skutek żucia ogniowej skały. Miało to dobre strony, gdyż ich seksualna nadpobudliwość doprowadziłaby do nadmiernego wzrostu smoczej populacji. Były za to najzręczniejsze i niezrównane w walce z Nićmi, nieustraszone i agresywne. Błękitne samce odznaczały się silniejszą budową aniżeli ich mniejsze siostry, charakterystyczną zaś cechą brunatnych i spiżowych była ich wytrwałość podczas długich, zaciętych zmagań z Nićmi. Teoretycznie, wielkie złote samice, płodne królowe, parzyły się z tymi smokami, z którymi zetknęły się podczas lotu godowego. W zasadzie jednak zaszczyt ten przypadał spiżowym. W rezultacie jeździec na spiżowym smoku, którego wierzchowiec odbył lot godowy z najstarszą królową Weyru, stawał się przywódcą Weyru i kierował walką podczas Opadu Nici. Największa odpowiedzialność spoczywała jednak na jeźdźcu królowej. Pani Weyru troszczyła się o wyżywienie i utrzymanie smoków, a także dbała o dobro Weyru i jego mieszkańców. Obdarzona silną osobowością pełniła rolę nie mniej ważną dla przetrwania Weyru jak smoki dla przetrwania osadnictwa Pernu.
Na niej spoczywała troska o zaopatrzenie Weyru, wychowanie dzieci i wyszukiwanie w Warowniach i Cechach kandydatów na opiekunów nowo wyklutych smoków. Mieszkańcy Weyru cieszyli się dużym prestiżem i żyło im się łatwiej niż innym. Warownie i Cechy szczyciły się zatem, że ich dzieci wychowywano tam właśnie, i chełpiły się znakomitymi członkami rodu, którzy zostali jeźdźcami smoków.
Obecnie, za 1541 Obrotu wedle perneńskiej rachuby czasu, gdy szósty z kolei obieg Czerwonej Gwiazdy zbliżał się do końca, osadnicy, Lordowie Warowni, Mistrzowie Cechów i hodowcy smoków stanęli wobec nowej groźby, równie straszliwej jak Nici.
Rozdział I
3.1 L1553 Przerwa
Nie jestem harfiarką, nie spodziewajcie się zatem gładkiej opowieści. To moja własna historia i na tyle dokładna, na ile pamięć zdoła ją odtworzyć; moja pamięć, tak więc przedstawię jedynie swój własny punkt widzenia. Nikt nie zaprzeczy, że dane mi było przeżyć chwile doniosłe w historii Pernu, czasy tragedii. Wyszłam cało z Wielkiej Zarazy, choć moje serce nadal krwawi z powodu tych, których zabrała niewczesna śmierć - i tak będzie zawsze.
Udało mi się w końcu przyjąć wobec śmierci postawę akceptacji. Najstraszliwsze nawet samooskarżenia nie tchną życia w zmarłych. Jak wielu innych, żałuję tego, czego nie zrobiłam albo nie powiedziałam moim siostrom, do których teraz nie dotrze me słowo. Nie usłyszą pożegnania, tak jak owego dnia, który okazał się ostatnim, kiedym je widziała.
Tego uroczego poranka, kiedy mój ojciec, lord Tolocamp, moja matka, lady Pendra i cztery młodsze siostry wyruszyli w podróż do Warowni Ruatha na jarmark, który miał się odbyć za cztery dni, nie pożegnałam się z nimi wcale i nie życzyłam im szczęśliwej podróży. Przyznaję, że później, dopóki nie odzyskałam zdrowego rozsądku, martwiłam się, że zły los dosięgnął je z powodu mej nieczułości. Ale znalazło się wtedy z pewnością dość żegnających, a krasomówstwo brata mego Campena wywarło lepsze wrażenie, aniżeli wywarłoby moje mrukliwe i wymuszone okazywanie uczuć. Memu bratu powierzono nadzór nad Warownią na czas nieobecności ojca. Zamierzał tę sposobność wykorzystać jak najlepiej. Campen to dobry chłopak, pomimo braku poczucia humoru i niewielkiej wrażliwości. Jest prostolinijny i prawy na wskroś. Chciał zadziwić ojca swoją zaradnością i zręcznością w zarządzaniu Warownią. Aby ten plan się powiódł, rodzice musieli bezpiecznie powrócić do domu. Mogłam uprzedzić biednego Campena, że nie ma co spodziewać się wielkich pochwał ze strony ojca, bo lord Tolocamp od swego syna i dziedzica i tak oczekiwał zaradności i zręczności. Przy pożegnaniu udających się w podróż obecni byli wszyscy z wojskowej załogi Warowni, mieszkańcy i uczniowie Cechu Hafciarzy. Dość było dobrych życzeń, aby zadowolić wszystkich podróżników. Nikt nie zauważyłby mojej nieobecności. Nikt z wyjątkiem, być może, mojej bystrookiej siostry Amilli, której uwadze nie uszło nic, co później mogłoby okazać się dla niej pożyteczne.
Tak naprawdę nie pragnęłam, aby ich co złego spotkało, tym bardziej że poprzedniego dnia nastąpił Opad, choć obyło się bez większych szkód na polach. Nie życzyłam im też radości. Zostawiono mnie bowiem specjalnie i ciężko mi było słuchać paplania sióstr żywiących próżne nadzieje na podboje miłosne podczas jarmarku w Warowni Ruatha.
Brutalne wykreślenie mnie - jednym ruchem ręki mego pana ojca - z listy podróżnych było kolejnym dowodem niezrozumienia z jego strony. Jakże to typowe dla niego - niewrażliwość na ludzkie uczucia - przynajmniej do czasu, gdy wróciwszy z Ruathy, zamknął się na długie tygodnie we własnych pokojach.
Wyłączono mnie bez szczególnego powodu. Jedna osoba więcej nie utrudniałaby wyprawy. Nawet kiedy zwróciłam się z błaganiem do matki przypominając jej, że wykonywałam wszystkie nieprzyjemne prace wyznaczone dziewczętom, odepchnęła mnie. Okrutnie rozczarowana pogrzebałam ostatecznie swoje szansę przypominając, że wychowywałam się z Surianą, zmarłą na skutek nieszczęśliwego upadku z biegonia żoną Alessana, pana Ruathy.
Lord Alessan z pewnością nie ucieszyłby się widokiem twojej twarzy. Przypominałaby mu o bolesnej stracie - mówiła matka.
Nigdy mnie nie widział - zaprotestowałam - A Suriana była moją przyjaciółką. Wiesz, że pisała do mnie z Ruathy. Gdyby doczekała tej chwili i stała się panią Warowni, zaprosiłaby mnie, jestem tego pewna.
Od pełnego Obrotu leży w grobie, Nerilko - powiedziała matka chłodnym tonem. - Lord Alessan musi wybrać nową narzeczoną.
Nie myślisz chyba, że moje siostry mają jakąkolwiek szansę, aby zwrócić na siebie uwagę Alessana... - zaczęłam.
Nie poniżaj się, Nerilko. Myśl nie o sobie, ale o swoim rodzie - odparła gniewnie matka. - Nasza Warownia jest pierwszą osadą i nie ma rodziny na Pernie, któr...
renfri73