Wyprzedaże - okazja czy oszustwo.doc

(68 KB) Pobierz
Wyprzedaże - okazja czy oszustwo

1

 

http://biznes.onet.pl/wyprzedaze-okazja-czy-oszustwo,18572,5217267,1,news-detal

 

Wyprzedaże - okazja czy oszustwo

 

Była pracownica sieciówki przyznaje, że na wieszaki lub półki pod dużym napisem „-70, -50 proc.” podrzucała spodnie lub bluzki bardzo podobne do przecenionych, ale często bez metki z ceną i w rzeczywistości 2 razy droższe. - Przy kasie, gdy ktoś się zorientował zawsze tłumaczyliśmy, że jest takie zamieszanie podczas wyprzedaży, że trudno to wszystko ogarnąć. Wmawialiśmy, że to sami klienci mieszają stary towar z nowym i dlatego dochodzi do takich sytuacji - wspomina. Zwykle działało.

 

- Od wielu lat korzystam z sezonowych wyprzedaży, ale z każdym rokiem jest coraz gorzej. Kilka lat temu mogłam kupić sukienkę za 5 zł, t-shirty za 6 zł, a spodnie za 30 zł. Za kilkaset złotych ubrałam wówczas siebie i dzieci – mówi Marzena Plichta, która od wielu lat korzysta z sezonowych wyprzedaży. - Dziś, żeby upolować coś ciekawego, trzeba długo buszować między sklepowymi półkami. Ba! Trzeba bardzo uważać, żeby się na coś nie nabrać, albo nie przepłacić! Tak, tak, przepłacić! Kilka dni temu sama dałam się wpuścić w maliny – podkreśla.

Głupi babsztyl

Na wspomniany żakiet pani Marzena polowała od dłuższego czasu. Krój, kolor, dziania - wszystko idealnie jej pasowało. No i cena po obniżce 149 zł. Rozsądna. Kupiła. W międzyczasie dokupiła dwie koszulki na ramkach za 39,99 zł. No i spodnie do kompletu 110 zł. Strój do pracy jak znalazł. - Moja radość i wiara w sezonowe obniżki została zburzona, gdy pewnego dnia spotkałam koleżankę. Miała na sobie taki sam żakiet. Okazało się, że kupiła go dwa miesiące wcześnie w tej samej sieciówce za …. 149 zł – opowiada pani Marzena. Kolejny zawód przeżyła, gdy odkryła na stronie internetowej sklepu, że bluzeczki, które kupiła za 39,99 zł, przed przeceną kosztowały 19 zł. Jedynie spodnie miały jakiś niewielki procent zniżki, choć dobrze pamięta, że wybierała ze sterty, na którym górował duży napis – 50!

Podczas kolejnej wizyty w galerii poszła więc do sklepu, żeby wyjaśnić sytuację. - Miły pan poinformował mnie, że przy bluzeczkach nie było informacji o przecenie. Sklep zdecydował się na połączenie tego towaru w dwupak, ale nie oferował obniżek. To ja sama sobie wymyśliłam, że to jakaś promocja. A jeśli chodzi o żakiet, to oni chętnie to wyjaśnią, pod warunkiem, że dostarczę im jakieś dowody. Wyszłam ze sklepu zastanawiając się intensywnie, gdzie wcisnęłam paragon – wspomina i przyznaje, że zanim opuściła pomieszczenie usłyszała tylko, jak ten sam miły pan rzucił do kolegi „głupi babsztyl”, po czym obaj zarechotali między półkami. - No cóż, człowiek uczy się na własnych błędach. Gdy sobie pomyślę, jak często nieświadomie dawałam się nabrać, to aż mnie cholera bierze - mówi ze złością i zapewnia, że nie zostawi tak tej sprawy.

Chwyt marketingowy

Na forach internetowych aż roi się od komentarzy z przykładami co najmniej dziwnych obniżek, wyprzedaży i upustów. Wystarczy również popytać znajomych, sąsiadów, koleżanki z pracy, by wiedzieć, że większość z nich również uległa pokusie kupna rzeczy niespecjalnie interesującej i niespecjalnie nawet taniej, bo... była okazja. Słowo to bowiem, jak mantra  krąży po długich korytarzach galerii handlowych właśnie podczas sezonowych wyprzedaży. Oczywiście nie w każdym sklepie czyhają na nas pułapki. Nie wszyscy celowo wprowadzają nas w błąd. Jednak żaden z kilkunastu zapytanych przez nas sklepów sieciowych nie chciał wyjaśnić, o co tak naprawdę chodzi z sezonowymi wyprzedażami i dlaczego sklepy zalewa fala nieuczciwych zabiegów marketingowych wprowadzających klienta w błąd.

Bardziej rozmowni byli klienci, którzy co najmniej raz dali się złapać na sklepową  „okazję”. Marta Bielińska kupiła sweterek po symulowanej przecenie, pan Andrzej kupił spodenki, które miały kosztować 25 zł, a na paragonie dopatrzył się 35 zł. Pomyłka? - Nie sądzę – stwierdził stanowczo. To nie jedyne działania mające przyciągnąć i nakłonić klienta do zakupu. Temat z likwidacją sklepu też jest znany. To pokerowe zagranie. Cel jest prosty – wzbudzenie poczucia, że tylko teraz i tylko tu jest możliwość kupienia niepowtarzalnej odzieży! Kolejny trick to „dwa w cenie jednego” lub trzecia sztuka gratis – za jedynie 79 zł. Jednak, po dokładnym rekonesansie półek z nowym towarem może okazać się, że kupimy 3 sztuki podobnego, ale znacznie modniejszego i ładniejszego asortymentu za 80 zł.

Kolejny fortel to wyprzedaż towaru mającego dwa kody. Jeden z normalną ceną, drugi z dużą obniżką. I zazwyczaj przez „pomyłkę” pani przy kasie wbija cenę wyższą. Po zwróceniu uwagi słyszymy: Ups, rzeczywiście... takie zamieszanie mamy, że nietrudno się pomylić. Po czym często odsyła nas do innej pani, która ma to sprawdzić. Ta z kolei przez kolejne kilkanaście minut śledzi na ekranie komputera tabelki z cenami. Po tym czasie jest nam już wszystko jedno i z rezygnacją machamy ręką, odkładając towar na półkę, lub płacimy za niego w kasie normalną cenę. I o to właśnie chodzi. Klient upolowany.

- Dla mnie szczytem bezczelności była „obniżka” skarpetek w sklepie z 22 na 28 zł! Myślałem, że jest odwrotnie, ale pracownicy szybko się zreflektowali i naprawili przeoczenie zabierając wywieszkę z niższą ceną. Dopiero wtedy mnie olśniło, że w szale wyprzedaży, obniżek, upustów robi się ludziom wodę z mózgu - mówi Jerzy Surmiński.

„Do” … czyli luźne niedopowiedzenia

Co sezon, to nowe zabiegi marketingowe. - Im trudniej je wychwycić, tym lepiej. To przecież nasza praca, by sprzedać tak, aby sklep miał duży obrót, a jednocześnie, aby klient był zadowolony i wkrótce do nas wrócił – objaśnia tajniki sztuki handlowej Michał Peszta, specjalista ds. marketingu. - Dobry marketingowiec nie potrzebuje oszukiwać i wprowadzać w błąd, jest na tyle kreatywny, że znajdzie sposób, by przyciągnąć klienta i zaoferować dobrą cenę na towar – wyjaśnia. Przyznaje jednak, że nawet najstarszy chwyt typu obniżka „do” 70 proc. jest wciąż modyfikowany.

O tym, że przyimek „do” otwiera furtkę do luźniej interpretacji ceny przekonało się wielu klientów, którzy na wieszaku z taką informacją mogli znaleźć co najwyżej jedną lub dwie tanie rzeczy.  Przy reszcie ubrań można było dopatrzeć się maksymalnie 30-40-procentowego upustu. - Dziwią mnie takie metody, bo przecież producentom, sieciom i sklepom powinno zależeć na szybkim sprzedaniu kolekcji, na które kończy się sezon. Sprzedaż bez zysku jest korzystniejsza niż starta z powodu niesprzedania towaru - podsumowuje.

Zastępca Wojewódzkiego Inspektora Inspekcji Handlowej w Łodzi Barbara Warzywoda przyznaje, że temat nierzetelnie prowadzonych akcji promocyjnych i przecen w sklepach wciąż jest aktualny. - Pomimo naszego stałego monitoringu i przeprowadzanych kontroli, zdarzają się nieprawidłowości – podkreśla.

Miejski Rzecznik Konsumenta w Szczecinie, Longina Kaczmarek, także przyznaje, że przypadków  nieuczciwych działań marketingowych nie brakuje. Jako jeden z przykładów podaje sytuację, w której sprzedawcy naklejają na metce kolejne ceny, często jedna na drugiej, ale po delikatnym ich usunięciu okazuje się, że kwota wyprzedażowa nie zgadza się z tą, jaką podaje sprzedawca. - Są też przypadki, że towar po obniżce jest droższy niż oferowany w innym sklepie, gdzie wyprzedaży nie ma. Częstą praktyką jest także wywieszanie informacji wprowadzających klientów w błąd typu – „tylko trzy dni -50 proc.!” lub „całkowita likwidacja, wszystko -70 proc.”, co okazuje się nieprawdą - wylicza rzeczniczka.

Kolejnym chwytem jest wystawianie wywieszek z napisem „ostatnie sztuki sezonu”, po czym po jakimś czasie te same bluzki sklep ponownie wystawia do sprzedaży. - Zawsze trzeba być czujnym. Warto zbierać dowody, robić zdjęcia i oczywiście powiadamiać odpowiednie instytucje – radzi Longina Kaczmarek.

Narzekamy, ale rzadko zgłaszamy

- Klienci są coraz bardziej wyczuleni na wyprzedaże i coraz częściej omijają pułapki przygotowane przez sklep. Czas wyprzedaży był zawsze dla mnie okresem zabawy w kotka i myszkę, między klientem a sklepem – podkreśla Ewa, była ekspedientka jednej z wrocławskich galerii handlowych, która obecnie prowadzi niewielki butik niedaleko Rynku. Sama pamięta, gdy jeszcze jako pracownica sieciówki na wieszaki lub na półki pod dużym napisem -70, -50 podrzucała spodnie lub bluzki bardzo podobne do przecenionych, ale często bez metki z ceną i w rzeczywistości 2 razy droższe.

- Przy kasie, gdy ktoś się zorientował zawsze tłumaczyliśmy, że jest takie zamieszanie podczas wyprzedaży, że trudno to wszystko ogarnąć. Wmawialiśmy, że to sami klienci mieszają stary towar z nowym i dlatego dochodzi do takich sytuacji. Nikt nie miał o to żalu – podkreśla. Dodaje, że wielu jednak nabrało się na ten chwyt. - Gdy klienci kupowali po kilka t-shirtów, spodnie i jeszcze jakieś rzeczy, to nie wpatrywali się w paragon i nie śledzili dokładnie cen. Płacili i wychodzili – mówi na zakończenie.

Co prawda świadomość klientów jest coraz większa, ale zbyt rzadko zgłaszają takie sytuacje do rzeczników konsumentów lub do inspekcji handlowej. Ta ostatnia może przeprowadzić kontrolę promocji i wyprzedaży, a w przypadku stwierdzenia nieprawidłowości nawet ukarać mandatami lub skierować do sądu wniosek o ukaranie. Tylko w ostatnim czasie Wojewódzki Inspektorat Inspekcji Handlowej w Warszawie sprawdził 955 różnego rodzaju towarów i w wielu przypadkach stwierdził naruszenie przepisów. Dotyczyły one braku informacji o czasie obowiązywania obniżki (10 proc. przebadanych towarów), braku podania przyczyny obniżki (3 proc.), nieprzekreślenia ceny dotychczasowej na wywieszce w przypadku promocji cenowej (2 proc.), w takiej samej liczbie produktów podano, że cena w trakcie promocji była wyższa niż przed jej wprowadzeniem.

- Ponadto w 1 proc. zbadanych wyrobów oferowanych do sprzedaży z tzw. gratisami, stwierdzono, że ich ceny były wyższe od identycznych produktów bez gratisów, co może mieć znamiona nieuczciwej praktyki rynkowej - wyjaśnia Renata Jezierska, Naczelnik Wydziału Kontroli Artykułów Nieżywnościowych i Usług WIIH.

Sam Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta stara się zapobiec nieuczciwym praktykom handlowym. W komunikatach przestrzega, radzi i przypomina zasady, które mogą ochronić konsumentów przed wyprzedażowymi pułapkami. Jednocześnie przypomina najczęstsze grzechy sprzedawców, m.in. pychę, chciwość oraz nieumiarkowanie w obliczeniach.

Autor: Agnieszka Pruszkowska-Jarosz

Źródło: Onet

Zgłoś jeśli naruszono regulamin