21 BLATV.pdf

(75 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Rozdział 21
Miałam serdecznie dość tego wszystkiego. Zewnętrznie byłam
spokojna i opanowana, ale w środku krzyczałam. Był to krzyk rozpaczy,
tęsknoty i bólu. Ciągłe pytania o zastawę, kolory, kwiaty doprowadzały
mnie do załamania nerwowego. Spędzałam sporo czasu z Jasperem, ale
przyznaję, że nadal coś czułam do starszego Cullena. Jednak, ten
zielonooki bufon denerwował mnie za każdym razem samym swoim
spojrzeniem ociekającym sarkazmem i samozadowoleniem. Do tego
parlament i ministrowie, to dopiero jest banda idiotów! Mój jakże
wspaniały ojciec, tak jakby ich popierał. Dzięki Bogu miałam Alice i
Emmeta, którzy byli po mojej stronie. Wieczorami często rozmyślałam o
swoim życiu. O tym, jak wyglądało wcześniej i jak wkrótce będzie
wyglądało. Błyszczący diament na palcu tylko ciążył.
Dzisiaj mam razem z Allie i Rose wyjść, aby kupić suknie dla druhen
na co nie miałam aktualnie ochoty, mimo to, zawsze jest to jakieś zajęcie
na oderwanie myśli od niebezpiecznych tematów. Ubrałam się w; brązowe,
obcisłe rurki i żółtą koszulkę na ramiączka z dekoltem w V. Na ramiona
narzuciłam brązową marynarkę, której rękawy podwinęłam do łokci, a
następnie włożyłam czarne dwudziesto centymetrowe szpilki. Mały
wisiorek z diamentową koroną tylko dopełnił efektu. Wyglądałam
elegancko i swobodnie – tak jak lubię. Wkrótce potem zeszłam na dół, do
holu gdzie miałam się spotkać z All i Rose. Mam cholerne szczęście do
nieszczęścia – w holu stał nie kto inny, jak starszy Cullen, o dziwo bez
swojej pijawki.
- Księżniczka Isabella. - Skłonił się.
- Ach, książę Edwarda – Podjęłam jego grę. Skinęłam głową z
uśmiechem.
- Zakupy? - Spytał, unosząc lewą brew i uśmiechając się przy tym słodko.
- Owszem. - Przytaknęłam.
- To uroczo. - Stwierdził. - Pragniesz zadowolić mego brata?
- Raczej gości. - Mruknęłam, podchodząc do lustra. Będąc przy lustrze,
wyciągnęłam z torebki błyszczyk i pomalowałam sobie usta, przy całej
czynności Edward uważnie mi się przyglądał.
- A myślałem, że znam Cię z nieco innej strony... - Powiedział, patrząc na
moje odbicie w lustrze.
- Przestań. - Skarciłam go, odwracając się w Jego stronę. - Ktoś może Cię
usłyszeć.
- Och. - Udawał oburzenie. - Jeszcze wybuchłby skandal i nie doszło do
ślubu, cóż za strata.
- Chciałbyś. - Zmrużyłam oczy.
- Oczywiście. Nie chcę mieć w rodzinie tak zepsutej, rozpuszczonej i
kła...
- Edwardzie, Isabello. - Rozległ się głos Rosalie.
- Rose. - Wyprostował się. - Siostrzyczko, jak zwykle wyglądasz
prześlicznie.
- Mhm, dziękuję. - Zerknęła podejrzliwie na mnie, lecz po chwili
przeniosła swój wzrok na brata.
- Wybierasz się gdzieś? - Spytał.
- Jasne, na zakupy z Bells i Allie – Posłała mu szeroki uśmiech. - No
wiesz, suknie dla mnie i Alice i pewne dodatki na noc poślubną. - Puściła
mi oczko. CZEMU ZIEMIA SIĘ NIE ROZSTĄPI I MNIE NIE
POCHŁONIE ?!
- Rozumiem. - Posłał mi znaczący uśmiech. - Z pewnością będzie udana. -
Miałam ochotę walnąć go w głowę wazonem, który stał niedaleko.
- Są uroczą parą. - Przyznała.
- Pewnie. - Przytaknął. - Może wybiorę się z Wami? Jako tragarz. - Już
gorszego pomysłu nie mógł wymyślić!
- Obawiam się, że nie. - Uważnie go obserwowała. - To damski wypad. -
Dodała.
- Wielka szkoda.
- Sprawdź lepiej co z twoim garniturem, dość długo się spóźniają z jego
dostawą. - Przypomniała. - W ogóle się nie starasz.
- Rose, co innego gdyby to był mój ślub. - Powiedział i spojrzał na mnie,
podkreślając słowo: Mój. Nagle, wzorki na wazonie wydały mi się bardzo
interesujące.
- Najmocniej przepraszam, madame. - Skłonił się nisko w kierunku
Rosalie. - Obiecuję poprawę.
- Nie błaznuj. - Skarciła brata. - Chodź Bella, idziemy. - Zwróciła się do
mnie. - Alice czeka w limuzynie.
- Jasne. - Zwróciłam się do zielonookiego: - Do zobaczenia, Edwardzie. -
Usłyszałam cichą odpowiedź, wyżej wymienionego, a następnie ruszyłam
za siostrą Cullena. Po chwili jechałyśmy już do centrum, gdzie mieściły
się najdroższe sklepy najbardziej znanych marek oraz obsługa, gotowa
spełnić każdą naszą zachciankę, w końcu rodzina królewska miała swoje
przywileje. Co szło w parze z górą pieniędzy, które zostawiałyśmy w ich
kasach.
Na miejscu odwiedziłyśmy ciekawsze sklepy, zaczynając od H&M
kończąc na mniej znanych, ale równie drogich butikach. Znalazłyśmy
piękne sukienki w kolorze brzoskwini. Na obu dziewczynach sukienka
wyglądała idealnie, podkreślając ich atuty. A przecież to i tak sukienki,
tylko na ceremonię zaślubin, ponieważ nie wypadałoby im być na weselu
w takich samych sukienkach nawet zważając na to, że obie są druhnami.
Szofer odniósł nasze zakupy do samochodu, a my ruszyłyśmy do mojej
ulubionej kawiarni. Kochałam tą kawiarnię, bo była taka... Taka ludzka.
Ciepła. I zawsze kojarzyła mi się z uczuciem. Miłością. Przyjaźnią.
Szczęściem. Lubiłam przesiadywać tutaj i obserwować ludzi. To takie...
zwyczajne. Patrzeć na spokojne, przeciętne życie człowieka.
- Bella. Bell! - Szarpnęła mnie Alice, delikatnie za ramie.
- Tak, co się stało? - Alice pokręciła głową i dodała:
- Nic, po prostu odleciałaś.
- Nie, wyraźnie słyszałam to, co do mnie mówiłaś. - Rose zakasłała,
tłumiąc chichot.
- To co mówiłam? - Spytała All, z rozbawionym uśmiechem.
- No... No, okej. Odleciałam. Ale tylko na chwilę! - Dodałam kiedy obie
dziewczyny roześmiały się.
- Nie martw się siostrzyczko, tym razem Ci wybaczę. - Rzekła Alice,
nadal się śmiejąc i obejmując mnie przyjaźnie ramieniem. W kawiarni,
usiadłyśmy w kącie pomieszczenia przy stoliku tak, aby móc obserwować
to co się dzieje we wnętrzu pomieszczenia. Oczywiście – ochrona stała
niedaleko. Każda zamówiła sobie po ciastku i napoju, po czym zaczęłyśmy
omawiać kwestię wesela. Po kilku minutach spostrzegłam, że Rosalie nie
spuszcza ze mnie wzroku.
- Idę do toalety. - Oznajmiła All, po czym wstała od stolika i ruszyła w
kierunku toalet.
- Bella. - Odezwała się w końcu, blondynka.
- Tak, Rose?
- Powiedz mi prawdę. - Wyprostowałam się jak struna i spojrzałam na
wyraz twarzy Rosalie. Była śmiertelnie poważna.
- Na jaki temat? - Spuściłam oczy na drewniany stolik.
- Wy coś ukrywacie. Ty i mój brat. Coś was łączy...
- Co niby? - Szybko podniosłam głowę i czekałam w napięciu na to, co
powie siostra narzeczonego. - W sumie racja, przepraszam. W końcu
wychodzę za niego za mąż.
- Nie mówię o Jasperze, tylko o Edwardzie, głupolu. - Zmarszczyłam
brwi. Zauważyła coś?! Nie, to niemożliwe.
- Co? - Zamrugałam kilka razy powiekami, nadal będąc w szoku.
- Widzę jak na siebie patrzycie. - Wyznała. - On nigdy nie patrzył tak na
nikogo, jak na ciebie. A patrzy z takim... Oddaniem – Zawahała się. - I
miłością. Tak, jakby był gotów w każdej chwili oddać za Ciebie życie.
Nie. - Pokręciła głową. - Jakbyś TY była jego życiem.
- A jesteś pewna, że to nie był Jasper? - Próbowałam wszystko obrócić w
żart.
- Wcale nie. - Upierała się przy swoim. - Ty też tak masz. Na widok Ed'a
coś w twoich oczach się zmienia, iskrzą. Mogę nawet zaproponować
stwierdzenie, że promienieją.
- Wiesz, nie przepadamy za sobą.
- To nie to. - Naciskała. - Jesteście w sobie zakochani, prawda? - Spojrzała
z powagą na mnie.
- Opowiadasz głupstwa, Rose.
- Wtedy kiedy wyjechałaś – Poczułam się przerażona tym, jak szybko
kojarzyła fakty. - On też zniknął. - Wyraźnie odtwarzała te sytuacje w
pamięci. - Byliście razem, prawda?
- Rose... - Zaczęłam, niepewna jak zacząć. Rosalie wystarczył sam wyraz
mojej twarzy na potwierdzenie jej słów.
- Boże - Pisnęła, szeptem.
- Rose...
- Wychodzisz za Jaspera. - Oskarżyła mnie, krzycząc szeptem.
- Wiem i nawet nie wyobrażasz sobie jakie to trudne dla mnie. -
Spuściłam oczy. - Nawet nie wiesz jak Mi przykro.
- Spałaś z nim?
- Rosalie! - Syknęłam.
- Jezu. - Mruknęła, załamując ręce i badawczo obserwując rumieniec
wpełzający na moją twarz.
- To było jakiś czas temu. - Okłamuje samą siebie.
- W waszych oczach widać coś całkowicie innego.
- Rose, nawet gdyby sytuacja nie byłaby tak poplątana to i tak by nie
wyszło. On jest z Tanyą, a ja z Jasperem. I dobrze jest tak, jak jest. I tak
pozostanie – Stwierdziłam, widząc jej minę.
- Przecież można coś zrobić. - Mówiła. - Cokolwiek.
- Wszystko prawie gotowe. - Wymruczałam. - Nie będę już nic zmieniała.
Nie mogę zawieść rodziny, kraju...
- Na pierwszym miejscu powinno być twoje własne szczęście. Tak, jesteś
księżniczką, ale również kobietą, która ma prawo kochać i być szczęśliwa.
- Na ręce, poczułam uścisk dłoni blondynki siedzącej naprzeciwko.
- Nie rozumiem Cię. To twoi bracia. - Powiedziałam, czekając na jej
reakcję.
- Właśnie dlatego chcę ich szczęścia. Wiem, że Jazz cię lubi, ale nie
kocha. Za to Edward Cię kocha. - Mówiła z przejęciem. - Tak rzadko
okazuje uczucia, a teraz jest mu źle. Prawe w ogóle się nie uśmiecha.
Chciałabym mu pomóc, ale wiem, że teraz nie mogę. Za to Ty możesz. -
Dodała, widząc, że na nią patrzę.
- Nie chcę zranić Jaspera, ani jego dumy. Rodzice tak zdecydowali.
- Przemyśl to. Lepiej, aby jedna osoba cierpiała, niż czwórka osób. -
Oznajmiła. - Tanya nie kocha Edwarda. Ona leci tylko na jego tytuł i forsę.
- Ciągnęła. - Poza tym nie cierpię jej – to pusta laleczka.
- Z tym się zgadzam!
- No widzisz. - Westchnęłam.
- Nie rozstaliśmy się w zgodzie, każde z nas zawiodło. - Przyznałam. -
Teraz już nawet nie ma czego ratować. Czasem sama miłość nie wystarcza.
- Proszę Cię, Bella. Nie daj mu, ze złości ożenić się z nią, to harpia.
- Rose, stawiasz mnie w trudnej sytuacji. - Odwróciłam głowę w bok,
obserwując oszklone drzwi, które prowadziły do wyjścia.
- Proszę, chociaż z nim porozmawiaj. - Poprosiła.
- Nie mogę. - Posmutniałam.
- Bo powiem o wszystkim Jasperowi! - Zagroziła. Odwróciłam głowę i
ponownie spojrzałam na nią.
- Obie wiemy, że tego nie zrobisz. - Posłałam jej słaby uśmiech. - Nie
dałabyś rady.
- Ale wy się kochacie. - To, co zobaczyłam w jej oczach mi sprawiło ból.
Ból, zawód.
- Muszę przede wszystkim, myśleć o Kraju. Teraz tylko on się liczy.
- Nie wierzę Ci. - Oznajmiła, twardo patrząc na mnie. Zdziwiona,
zmarszczyłam brwi. Już chciałam jej odpowiedzieć, gdy z ni kąt zjawiła
się chochlica.
- Jestem. - Oznajmiła. - O czym tak debatowałyście?
- Zastanawiałyśmy się nad dodatkami na noc poślubną. - Powiedziała
Rose, posyłając mi spojrzenie typu: ,,Nawet nie zaczynaj!''. Cicho
westchnęłam, po czym się uśmiechnęłam i zwróciłam w stronę siostry:
- Rose mówi, że wszystko ma być czarne a ja, że niebieskie. Jak myślisz?
- Alice zerknęła na Rosalie, po czym na mnie i wzruszyła ramionami:
Zgłoś jeśli naruszono regulamin