Tuż przed rozpłataniem mu czaszki.doc

(118 KB) Pobierz
„Tuż przed rozpłataniem mu czaszki — jeden z napastników powiedział do 23-letniego mechanika, imieniem Hitiyise: ‘Musisz umrzeć, ponieważ jesteś Tutsi’” — donosiło czasopismo U

„Tuż przed rozpłataniem mu czaszki — jeden z napastników powiedział do 23-letniego mechanika, imieniem Hitiyise: ‘Musisz umrzeć, ponieważ jesteś Tutsi’” — donosiło czasopismo U.S.News & World Report.

KOŚCIÓŁ katolicki w Afryce ma dziesiątki milionów wiernych, lecz boryka się z poważnymi trudnościami.

Walki plemienne

Ostatnio szczególnych kłopotów przysparzają Kościołowi takie kraje afrykańskie, jak Burundi i Ruanda, gdzie katolicyzm jest religią dominującą. Wiosną 1994 roku, serwisy informacyjne na całym świecie zaczęły donosić o toczących się tam walkach plemiennych, w wyniku których setki tysięcy ludzi zginęło z rąk swoich sąsiadów — katolickich współwyznawców. Naoczni świadkowie mówili, że „widzieli, jak w rzezi brały udział nawet kobiety z dziećmi na plecach”. Walczyły także same dzieci, zabijając inne dzieci.

Pismo National Catolic Reporter wspomina o udręce głowy Kościoła. Powiedziano w nim, że „najnowsze doniesienia o konflikcie w małym kraju afrykańskim [Burundi], zamieszkałym głównie przez katolików, sprawiły niewymowny ból papieżowi”

Jeszcze większa ujmę przyniosła Kościołowi masakra w Ruandzie. National Catolic Reporter przytacza dalej słowa papieża: „Walki w tym kraju [Ruandzie] przybrały formę rzeczywistego ludobójstwa, za które, niestety, również katolicy są odpowiedzialni”

Zacznijmy tą historię od początku:

Ruanda

Trochę historii

„AFRYKAŃSKA Szwajcaria” — takie miano przylgnęło do leżącej w sercu czarnego kontynentu Ruandy. Jej bujna roślinność oglądana z lotu ptaka przywodzi na myśl ogród Eden. Nic dziwnego, że kraj ten nazywano rajem.

Swego czasu każde ścięte drzewo zastępowano tu dwoma nowymi. Co roku jeden dzień był poświęcony zalesianiu. Drogi obsadzono drzewami owocowymi. Po całym kraju można było swobodnie i wygodnie się poruszać. Wyasfaltowano główne trakty, łączące poszczególne prefektury ze stolicą, Kigali, która rozrastała się jak na drożdżach. Zarobki przeciętnego robotnika starczały mu do końca miesiąca.

Tymczasem niemal z dnia na dzień sytuacja w Ruandzie przybrała tragiczny obrót.

 

Nagły kres istniejącego ładu

Dnia 6 kwietnia 1994 roku, około godziny dwudziestej, prezydenci Ruandy i Burundi, obaj pochodzący z plemienia Hutu, zginęli w katastrofie lotniczej w Kigali. Tej nocy w stolicy nieustannie rozlegały się gwizdki policyjne, zablokowano też ulice. Wczesnym rankiem żołnierze oraz cywile, uzbrojeni w maczety zaczęli mordować członków plemienia Tutsi. Rozszalała tłuszcza wdzierała się do kolejnych budynków, niszcząc wszystko i mordując.

Rzeź trwała wiele tygodni. Jak się ocenia, wymordowano co najmniej pół miliona Ruandyjczyków. Tysiące osób — zwłaszcza z plemienia Tutsi — ratowało się ucieczką.

Do lipca, siły Ruandyjskiego Fontu Patriotycznego, zdominowanego przez Tutsi, odniosły zwycięstwo nad wojskami rządowymi, utworzonymi głównie z Hutu, którzy setkami tysięcy zaczęli uciekać z kraju. Zapanował chaos, gdyż co najmniej dwa miliony Ruandyjczyków poszukiwały schronienia w pośpiesznie zakładanych obozach dla uchodźców na terenie sąsiednich państw.

ruandyjscy uchodźcyUchodźcy z Ruandy, przekraczający most w Ruzizi, w drodze do Zairu.

 

Niewysłowione cierpienia

Poprzez relacje telewizyjne, cały świat obserwował wręcz niewyobrażalne cierpienia ludzkie. Setki tysięcy uchodźców docierało do sąsiednich krajów i wegetowało tam w opłakanych warunkach sanitarnych.
Pewien Świadek Jehowy, przybyły z Francji w ramach akcji niesienia pomocy, tak opisał to, co wraz z pozostałymi wysłannikami zobaczył 30 lipca:„Ujrzeliśmy koszmarne sceny. Wzdłuż drogi — kilometr za kilometrem — leżały zwłoki. Zbiorowe mogiły były wypełnione tysiącami ciał. Kiedy przedzieraliśmy się przez rojowisko ludzi, czuliśmy nieznośny odór. Tuż obok zmarłych bawiły się dzieci. Widzieliśmy ciała rodziców, których dzieci jeszcze żyły i kurczowo tuliły się do ich pleców. Takie widoki wciąż się powtarzały i boleśnie wryły się nam w pamięć. Przytłaczało nas uczucie całkowitej bezsiły. Nikt nie może pozostać spokojny w obliczu takich okropności i spustoszeń”.

Obóz dla ruandyjskich uchodźcówDzieci zatykają nosy, przechodząc obok zwłok, w pobliżu uchodźców w Zairze, gdzie schroniły się przed masakra w Ruandzie.

Niewysłowiona masakra ogarnęła cały kraj, a liczbę śmiertelnych ofiar szacuje się na pół miliona. Z ośmiu milionów mieszkańców Ruandy — dwa lub trzy miliony (a może nawet więcej) opuściło swe domy. Wielu szukało schronienia w sąsiednich państwach, głównie w Zairze i Tanzanii.

Co wywołało tak bezprzykładną rzeź oraz ów exodus? Czy nie można było temu zapobiec? Wróćmy jeszcze na chwilę do sytuacji, panującej w Ruandzie, zanim kraj zalała fala przemocy.

Hutu i Tutsi

Ruanda oraz sąsiednie Burundi zamieszkiwane są przez plemię Hutu (Bahutu) z grupy Bantu — ludzi zazwyczaj krępych — oraz Tutsi, znanych także jako Watussi, którzy z reguły są wyżsi i mają jaśniejszą skórę. W obu tych krajach Hutu stanowią 85, a Tutsi 14 procent ludności. Najstarsze doniesienia o starciach pomiędzy członkami tych grup etnicznych pochodzą z XV wieku. Jednakże na ogół panował tam pokój.

„Żyliśmy ze sobą w zgodzie” — powiedziała 29-letnia kobieta o 3000 Hutu i Tutsi mieszkających w wiosce Ruganda, położonej kilka kilometrów na wschód od Zairu. Tymczasem w kwietniu bandy Hutu, napadając wioskę, wymordowały prawie wszystkich Tutsi. W gazecie The New York Times wyjaśniono:

„Historia tej wioski to historia całej Ruandy: Hutu i Tutsi mieszkali razem, zawierali między sobą małżeństwa, nie przykładając wagi do przynależności plemiennej, nie wiedząc nawet, kto jest Hutu, a kto Tutsi.

Trupy przed kościołem w Ruandzie

I nagle coś się zmieniło. W kwietniu kraj opanowały rozszalałe zgraje Hutu, którzy zabijali każdego napotkanego Tutsi. Kiedy rozpoczęła się masakra — Tutsi szukali schronienia w kościołach. Ale motłoch docierał i tam, zmieniając świątynie, mające być azylem, w cmentarzyska, które wciąż jeszcze są zbryzgane krwią”. (patrz zdjęcie obok)

Co wywołało te krwawe starcia? Dnia 6 kwietnia w katastrofie lotniczej w Kigali zginęli prezydenci Ruandy i Burundi, oboje należący do plemienia Hutu. Wydarzenie to dało początek rzezi nie tylko Tutsi, ale też każdego Hutu podejrzanego o sympatyzowanie z nimi.

W tym samym czasie zaostrzyły się walki pomiędzy partyzantami z RFP (Ruandyjski Front Patriotyczny), pochodzącymi głównie z plemienia Tutsi, a wojskami rządowymi, w których przeważali Hutu. Do lipca RFP zdołał pokonać wojska rządowe i opanował Kigali oraz większość terytorium Ruandy. Na początku lipca, setki tysięcy Hutu opuściło kraj w obawie przed odwetem.

Kto ponosi odpowiedzialność?

Pewien rolnik z plemienia Tutsi, poproszony o wyjaśnienie, dlaczego w kwietniu wybuchły rozruchy, powiedział: „To wina złych przywódców”.

Przez całe wieki, przywódcy polityczni rzeczywiście rozpowszechniali kłamliwe informacje o swych przeciwnikach. Kierowani przez „władcę tego świata”, Szatana Diabła, podżegali swych poddanych do zwalczania i zabijania przedstawicieli innej rasy, plemienia czy narodowości (porównaj wersety z Biblii: Jana 12:31; 2 Koryntian 4:4; 1Jana 5:19). Podobnie było w Ruandzie. „Politycy nieustannie rozbudzali poczucie odrębności etnicznej i podsycali strach przed innym plemieniem — w wypadku Hutu, żeby utrzymać się przy władzy, a w wypadku Tutsi, by zyskać poparcie dla frontu opozycyjnego” — czytamy w The New York Times.

Nikt by nie przypuszczał, że mieszkańcy Ruandy mogą się nawzajem nienawidzić i zabijać, ponieważ mają oni ze sobą wiele wspólnego. „Hutu i Tutsi mówią tym samym językiem i na ogół zachowują te same tradycje” — napisał reporter Raymond Bonner. „Przez wiele pokoleń zawierali małżeństwa mieszane, tak więc różnice w wyglądzie zewnętrznym — to, że Tutsi są wysocy i szczupli, a Hutu bardziej krępi — do tego stopnia się zatarły, iż Ruandyjczycy często nie są pewni, do którego plemienia ktoś należy”.

Jednakże ostatnie akcje propagandowe pociągnęły za sobą wręcz niewiarogodne skutki. Alex de Waal — szef organizacji humanitarnej pod nazwą African Rights, następująco zobrazował sytuację: „Podobno na terenach zajętych przez RFP chłopi są zaskoczeni, że wbrew temu, co słyszeli przez radio, żołnierze Tutsi nie mają rogów, ogonów i oczu świecących w ciemności”.

Na sposób myślenia ludzi wpływają nie tylko przywódcy polityczni — kształtuje go też religia. A jakie wyznania dominują w Ruandzie? Czy one również ponoszą odpowiedzialność za tragedię, do jakiej tam doszło?

Rola religii

W dziele The World Book Encyclopedia (1994) napisano o Ruandzie: „Jej mieszkańcy są przeważnie katolikami. (…) Większość szkół podstawowych i średnich znajduje się pod patronatem Kościoła katolickiego lub innych kościołów chrześcijańskich”. A w gazecie National Catholic Reporter nazwano nawet Ruandę „krajem w 70 procentach katolickim”.

W brytyjskim piśmie The Observer wyjaśniono, jaką rolę w Ruandzie odgrywała religia: „Kiedy w latach trzydziestych kościoły walczyły o kontrolę nad szkolnictwem, katolicy poparli arystokrację Tutsi, a protestanci sprzymierzyli się z uciskaną większością Hutu. W roku 1959 władzę przejęło plemię Hutu i nagle zaczęli je faworyzować zarówno katolicy, jak i protestanci — ci drudzy wciąż udzielają mu znacznego poparcia”.

Ale czy, na przykład, protestanccy przywódcy religijni potępili tamtejszą masakrę?
The Observer donosi: „Zapytano dwóch duchownych [anglikańskich], czy napiętnowali morderców, którzy napełnili nawy ruandyjskich kościołów ciałami dzieci z odciętymi głowami. Nie chcieli mówić na ten temat. Na pytania odpowiadali wymijająco, stali się nerwowi, zaczęli podnosić głos i wtedy okazało się, w czym tkwi sedno kryzysu w Ruandzie — wysoko postawieni członkowie Kościoła anglikańskiego służą jako chłopcy na posyłki swym politycznym panom, którzy podjudzają do mordu i napełniają rzeki krwią”.

W Ruandzie kościoły chrześcijaństwa w gruncie rzeczy postępują tak samo, jak gdzie indziej. Na przykład brytyjski generał brygady Frank P.Crozier tak się wypowiedział o poparciu, jakiego udzieliły podczas pierwszej wojny światowej przywódcom politycznym: „Kościoły chrześcijańskie świetnie potrafią rozpalać żądzę krwi, a my chętnie z tego korzystamy”.

A zatem spora część winy za to, co się stało, spada na przywódców religijnych! W piśmie National Catholic Reporter z 3 czerwca 1994 roku czytamy: „Walki w tym afrykańskim kraju przybrały formę ,rzeczywistego, prawdziwego ludobójstwa, za które niestety również katolicy są odpowiedzialni” — przyznał papież.

Najwyraźniej kościoły nie nauczały prawdziwych zasad chrześcijańskich, opartych między innymi na Księdze Izajasza 2:4 i Ewangelii według Mateusza 26:52. Jak podaje francuska gazeta Le Monde, pewien ksiądz ubolewał: „Mordują się nawzajem, zupełnie zapominając, że są braćmi”. Inny ruandyjski duchowny wyznał:„Po stu latach wygłaszania kazań o miłości i przebaczaniu, chrześcijanie zabijają chrześcijan. To całkowite fiasko”. We wspomnianej gazecie zapytano:„Czy można się uwolnić od myśli, że Tutsi i Hutu, którzy walczą ze sobą w Burundi i Ruandzie, byli szkoleni przez tych samych misjonarzy chrześcijańskich i chodzili do tych samych kościołów?”

dziecko przy zamordowanej matceTa matka należy do setek tysięcy osób, zamordowanych w Ruandzie z rąk katolickich współwyznawców.

Prawdziwi chrześcijanie są inni

Prawdziwi naśladowcy Jezusa Chrystusa postępują zgodnie z jego przykazaniem, ‘żeby się wzajemnie miłowali’ (Jana 13:34). Czy możesz sobie wyobrazić Jezusa albo któregoś z apostołów, jak maczetą sieka kogoś na kawałki? Ludzie, którzy tak okrutnie zabijają drugich, okazują się w ten sposób „dziećmi Diabła” (1 Jana 3:10-12).

Gwoli sprawiedliwości — należy tutaj wspomnieć o jednej społeczności, która nie brała udziału w tej rzezi. To — oczywiście — Świadkowie Jehowy. Ci, pokojowo usposobieni ludzie, znani są z tego, iż nie biorą udziału w żadnych wojnach, rewolucjach, strajkach ani w innych konfliktach, do których podżegają politycy tego świata, kierowani przez Szatana Diabła (Jana 17:14-16; 18:36; Objawienie 12:9). Swym postępowaniem dowodzą raczej, iż darzą się nawzajem prawdziwą miłością. Dlatego też, podczas tych krwawych zajść, Świadkowie z plemienia Hutu bez wahania narażali życie, aby chronić swych braci Tutsi i na odwrót.

topNa podstawie m.in. Przebudźcie się!, nr 1 z 8 stycznia 1995, Strażnica, nr 24 z 15 grudnia 1994 roku oraz książki „Nostradamus”

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin