Ryszard Rogiński - Blokada wielkiej twierdzy.pdf
(
464 KB
)
Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
„BRONIĆ SIĘ DO OSTATKA”
„Twierdza zostaje pozostawiona samej sobie i ma bronić się do ostatka” - ten stanowczy
rozkaz Naczelnego Dowództwa Austro-Węgier, wydany 16 września 1914 roku, dotarł do
każdego żołnierza w oblężonym Przemyślu.
Do jego wykonania podporucznik Altmann przygotowywał się od ponad roku, czyli od
chwili, w której powierzono mu dowodzenie fortem numer jeden w siedliskiej grupie for-
tecznej, na wschód od Przemyśla. Fort ów zbudowano według najnowszych wzorów. Na
szczycie jego głównego bloku znajdowały się cztery szybkostrzelne armaty kalibru 80 mm,
umieszczone w pancernych obrotowych wieżach, a także pancerna kopuła obserwacyjna.
Amunicję do armat dostarczano z magazynów znajdujących się na najniższych kondygna-
cjach za pomocą mechanicznych podnośników. We wnętrzu fortu, przykrytego betonowy-
mi stropami wielometrowej grubości, oprócz pomieszczeń amunicyjnych znajdowały się
izby żołnierskie, magazyny prowiantowe, studnia i elektrownia. Główny wał forteczny
oddzielała od przedpola fosa z betonowymi pionowymi ścianami. Po obu jej stronach
znajdowały się w narożach schrony bojowe dla dział i karabinów maszynowych, które
ogniem bocznym mogły bronić dostępu do bloku głównego. Sektory ostrzału tak dobrano,
że nie istniały martwe pola. Przedpola fortu chronione były zaporami ciągłymi z drutów
kolczastych, oświetlanymi nocą przy użyciu reflektorów. Wszystkie obiekty łączyły pod-
ziemne chodniki.
Podporucznik Altmann drzemał w swoim pomieszczeniu w najniższej kondygnacji for-
tu, kiedy odezwał się ostry dzwonek telefonu.
- Panie poruczniku - meldował podoficer dyżurny pełniący służbę w pancernej kopule
obserwacyjnej - Rosjanie rozbili nam reflektor. Coraz silniejszy ostrzał artyleryjski. Chyba
coś się szykuje.
Podporucznika w jednej chwili opuściła senność. Spojrzał na zegarek: trzecia rano. Na
kalendarzu przekreślił miniony dzień. Dziś mamy siódmy października, dwudziesty pierw-
szy dzień oblężenia - pomyślał.
Dowódca fortu numer jeden pobiegł znajomymi krętymi korytarzami i schodami w gó-
rę, do swego stanowiska dowodzenia. Rosyjska artyleria z minuty na minutę wzmagała
ogień, detonujące granaty niemal pokryły fort, a po pancernej kopule dzwoniły odłamki. W
błyskających płomieniach wybuchów Altmann przez szczeliny obserwacyjne ujrzał ukazu-
jące się na wale przed fosą sylwetki.
- Rosjanie! - stwierdził z przerażeniem.
- Jak oni tu dotarli?!
Kapitan Woroncew ze swoją kompanią rzeczywiście przedostał się w centralny rejon
fortu. Czołgając się Rosjanie sforsowali zapory z drutu i zlikwidowali wysunięte posterunki
austriackie. Teraz mieli przed sobą zionący ogniem fort. Kapitan popatrzył na lewo i na
prawo. Na pierwszy rzut oka stwierdził, że z półtorej setki żołnierzy, ruszających razem z
nim do szturmu, teraz towarzyszyła mu zaledwie połowa, ale i tak wykonanie zadania było
realne, mogło nastąpić niemal natychmiast. Wczoraj odczytano im podpisany przez cara
rozkaz natychmiastowego zdobycia twierdzy. I on, Woroncew, może być pierwszy. Czuł,
jak ogarnia go fala bojowego uniesienia. Wiedział, że jego żołnierze nie boją się śmierci.
- Naprzód! Z tym okrzykiem skoczył w oświetloną jedynie błyskami strzałów armatnich
i karabinów maszynowych fosę.
Porwani przykładem kapitana rzucili się w czarną czeluść jego żołnierze. Nie działali
jednak na oślep. Przed szturmem dowódcy i saperzy dokładnie zapoznali się z planami
umocnień. Był na nich każdy szczegół ważny dla nacierających: usytuowanie stanowisk
armat i karabinów maszynowych, wejścia do fortu. W wyłom w obronie, wycięty przez
żołnierzy Woroncewa, rzuciły się posiłki. Spieszyli saperzy z materiałami wybuchowymi i
drewnianymi klocami do zaślepiania otworów strzelniczych.
Sukces był tuż, tuż. Telefonista, który dotarł tu ciągnąc ciężką szpulę z kablem, krzy-
czał do słuchawki: „Jesteśmy w forcie”. Meldunek pobiegł wyżej - do dowódcy 12 dywizji,
której żołnierze otrzymali zadanie zdobycia fortów siedliskich, oraz do generała Szczerba-
czewa, dowódcy 11 armii, który dostał od cara polecenie opanowania w ciągu trzech dni
przemyskiej twierdzy.
Była to już trzecia doba nieustannego szturmu najpotężniejszych umocnień, osłaniają-
cych miasto od wschodu. Rosjanie słusznie sądzili, że przerwanie pierścienia obrony w tym
miejscu oprócz powodzenia militarnego przyniesie sukces psychologiczny, wywołując
panikę wśród obrońców.
Trzy tygodnie oblężenia przyzwyczaiły podporucznika Altmanna do stałych pojedyn-
ków ogniowych i odpierania ataków piechoty, które do tej pory załamywały się w krzyżo-
wym ogniu fortecznych dział i karabinów maszynowych.
Altmann przywarł do szczeliny w pancernej kopule obserwacyjnej. Niewiele mógł jed-
nak zobaczyć oprócz błysków wystrzałów. Artyleria rosyjska przeniosła ogień w głąb
obrony, nie chcąc razić swoich. Skulony przy centralce telefonicznej dyżurny głośno prze-
kazywał meldunki:
- Sierżant Nowak mówi, że jakieś drzewo zasłoniło mu strzelnicę działa i karabinów
maszynowych w tradytorze
1
flankującym wnętrze fosy. Plutonowy Schmidt melduje, że
Rosjanie ostrzeliwują z karabinów maszynowych wejście numer trzy. Pancerne drzwi za-
mknięte, ogień z bocznych strzelnic zatrzymał szturmujących. Panie poruczniku - zwrócił
się do Altmanna - porucznik Swerlinga chce rozmawiać.
- Niedobrze jest! - krzyczał Swerlinga. - Rosjanie obsiedli nas jak wszy! Biorę honwe-
dów i spróbuję ich spędzić. Wychodzę na powierzchnię w drugim sektorze. Nie strzelajcie
w tym kierunku!
Dwuszereg węgierskich żołnierzy czekających w długim betonowym korytarzu, zakoń-
czonym stalowymi wrotami, lekko falował. Wszyscy wiedzieli, że nieprzyjaciel wdarł się
na teren fortu. Tu, głęboko pod ziemią, osłonięci wielometrową warstwą betonu, czuli się w
miarę bezpieczni. Ale co będzie za chwilę?
Głośnym echem odbiło się po korytarzu trzaśnięcie drzwi, zza których wypadł porucz-
nik Swerlinga z karabinem w ręku.
- Bagnet na broń! - wykrzyknął. - Za mną! - padła następna komenda.
Swerlinga ruszył szybkim krokiem do wyjścia. Przed drzwiami zatrzymał się, stanęli
także idący za nim żołnierze. Metalowe płyty w minimalnym stopniu tłumiły wybuchy i
kanonadę szalejącą na zewnątrz. Porucznik popatrzył na swoich łudzi. Byli już co prawda
w ogniu, ale mieli stanąć z wrogiem oko w oko.
Poczuł, że serce nagle podjeżdża mu pod gardło. Chyba się boję - przemknęło mu przez
myśl. Zakrzyknął:
- Albo my, albo oni! Fort znacie! Oczyścić go z wrogów! Odryglowano ciężkie wrota,
1
Stały artyleryjski obiekt fortyfikacyjny
za którymi panowała ciemność. - Za mną! - zawołał Swerlinga i skoczył z karabinem do
przodu. Węgrzy rzucili się za nim. W mroku dostrzegli sylwetki w obcych mundurach.
Padło kilka strzałów. Honwedzi ruszyli do walki wręcz. Forteczny dziedziniec wypełniły
przeraźliwe krzyki. Swerlingę zapiekło coś w udo, ale stwierdził, że dalej może się poru-
szać. Gestem ręki wskazał swoim żołnierzom wąskie schody, prowadzące z głębokiego
dziedzińca na wał. Pobiegli we wskazanym kierunku. Z góry powitała ich salwa karabino-
wa, trzech od razu osunęło się na ziemię. Porucznik uskoczył za filar i zawołał, by ostrze-
liwać zejście prowadzące w dół. Ogień z obu stron wzmagał się, liczba obrońców topniała
w oczach.
Swerlinga ocenił sytuację jako beznadziejną i rozkazał pozostałym wycofać się do wnę-
trza fortu. Gdy zamknęły się pancerne drzwi, porucznik zobaczył czekającego nań Alt-
manna, któremu towarzyszyło kilku żołnierzy.
- Co tam się dzieje? - zapytał Altmann. - Rosjanie są wszędzie! To piekło! - odparł
Swerlinga, opierając się ciężko o ścianę. Poczuł ból w nodze. W świetle migocącej, słabej
żarówki zobaczył, że po jego bucie ścieka strużka krwi.
Podbiegł sanitariusz, rozciął nogawkę spodni. Pocisk rozorał porucznikowi udo jedynie
po wierzchu, rana, choć wyglądała okropnie, nie była groźna. Kilka wprawnych ruchów i
bandaż zatamował krwawienie.
- Powinieneś iść do szpitala - powiedział Altmann.
- To może ty mnie tam zaprowadzisz? - ironicznie uśmiechnął się Swerlinga.
- Jesteśmy tu całkowicie zablokowani. Mogą nas wytłuc jak szczury w pułapce. Przez
chwilę wszyscy milczeli, wsłuchując się w dudniące wybuchy i ostre trzaski karabinowe.
Na zewnątrz jeszcze walczyła część załogi fortu.
- Jest na to rada! - wykrzyknął nagle Swerlinga. Pociągnął za sobą Altmanna do naj-
bliższego aparatu telefonicznego i zażądał połączenia z dowódcą odcinka obrony. Krótko
przedstawił mu położenie. - Możecie nam pomóc - mówił gorączkowo - kładąc na nas
ogień za wszystkich pobliskich stanowisk ogniowych.
- Pan zwariował, poruczniku! - przerwał mu przełożony.
- Niezupełnie - odparł Swerlinga. - Chodzi o to, by nasza artyleria strzelała szrapnelami.
Ich odłamki są niegroźne dla pancernej baterii, a obezwładnimy w ten sposób Rosjan. Póź-
niej powinien wyjść kontratak naszej piechoty. My go wesprzemy ogniem z wnętrza fortu.
Plik z chomika:
piotrtrep
Inne pliki z tego folderu:
W. Leonhard - Miniaturowa armada.pdf
(4590 KB)
Zbigniew Neugebauer - Czternastu spod Werhraty.pdf
(13395 KB)
Andrzej Błażej - Ślady na granicy.pdf
(4716 KB)
Andrzej Jankowski - Płomienie na szczytach.pdf
(4367 KB)
Andrzej Krawczyk - Operacja -Drawa-.pdf
(4473 KB)
Inne foldery tego chomika:
01. Komiksy
04. Świat Janusza Christy
Moje tłumaczenia
Playlisty
zachomikowane
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin