Łukasz "torero" Karcz Rozkład normalny Kolejne opowiadanie autora publikowanego w 3(VI)'01 numerze magazynu Esensja opowiadania "Teoria z pisku" - No i mówię ci tato, patrzę, a te gnidy wyskakujš na mnie z maszynówkami, no to ja oddział po kštach kryć się i podcišgam jednego z raketblasterem, całe szczęcie, że draniom skończyły się punkty ruchu, bo nie było się gdzie skryć i jak im przyp... znaczy przywaliłem, to finito i nie było czego sprzštać, nie zadzierajcie więcej z Lone Ravenem uffffff... - Andrzej pomylał z ulgš, że gdyby wraże oddziały stawiły opór, to jego syn nie wytrzymałby streszczenia misji i jak enter w pacierzu udusiłby się podczas opowiadania. Skończyło się na głębokim wdechu i Maciek, oznajmiwszy przebieg dzisiejszych batalii i zmitygowany ojcowskim wzrokiem, zabrał się wreszcie za kolację. - Dzwonił Krzysiek, nie odbierałe, to zadzwonił tutaj. Prosił, żeby przekazać ci, że ršbnšłe się w kalkulacjach o siedem i pół tysišca i że ta reklama wyjdzie was tyle taniej. le przekalkulowałe jakie odsłony banerów na jakim Infocomie czy odwrotnie... - Goka umiechnęła się z zakłopotaniem. - Gdzie idziesz, siadaj, zupa ci wystygnie! Jutro wczenie wstaniesz, zrobisz co trzeba i zaczniemy wreszcie normalny weekend. - Zasadniczo nigdzie nie idę. Już nigdzie. Od jutra pucimy te reklamy i będziemy czekać na strumyczek cieplutkich euro. Założę się, że ta wredota wyczekała mnie do ostatniego możliwego terminu i dopiero teraz wyskoczyła z tym błędem, żeby mnie ostatecznie przekonać. Maciek, co powiesz na nocnš sesję "El Quichote"? Mama, nie patrz się na nas krzywo, jutro przecież zaczyna się weekend... *** Tak naprawdę wcale nie chodziło o bezpieczeństwo, jak tłumaczył adminowi. Wbrew temu, co tamten pewnie mylał, był w stanie obiektywnie ocenić ryzyko wynikajšce z możliwoci czytania poczty z komputera spoza sieci. Tak naprawdę chciał po prostu nie mieć pokusy zerkania co i rusz, żeby sprawdzić, czy akurat jaki żółty czy czarny milioner nie wypatrzył go sobie jako podwykonawcę dla jakiego projektu software'owego, który rzuci dla niego wiat do stóp. Przezwyciężył już mentalnie wiadomoć, że nie umrze w wyniku pięciu minut spędzonych bez towarzystwa "złomu", ale nie potrafił jeszcze przezwyciężyć tego na poziomie odruchów. Z drugiej strony to całe gadanie o słabej woli i takich tam, lansowane zdecydowanie za długo powyżej jego poziomu odpornoci i sšczšce się ze wszystkich możliwych przekaziorów obchodziło go szerokim łukiem, więc pewnego dnia po prostu poszedł do "nory" i kazał Małemu odcišć dostęp do poczty z domowej podsieci. Nadawca listu nie bawił się najwyraniej w podobne rozważania, bo nagłówki emaila miały datę z soboty, z trzeciej nad ranem. Student, najwięcej trzydzieci lat - konstatacja wynikajšca z pory wysłania była szybsza od wzroku przebiegajšcego pobieżnie treć maila, że zainteresowani przez kampanię reklamowš, że drugi koniec Polski, że duży projekt programistyczny, że poszukujš wykwalifikowanej kadry blablablabla, że będzie przejazdem we wtorek i trzeba będzie to obgadać et cetera et cetera z poważaniem. Dogadali się bez kłopotu, a po zakrapianej kolacji Andrzej drugi raz w życiu nie był w stanie wrócić do domu o własnych siłach. Zdał sprawy Krzykowi, a wyczekiwany od trzech lat urlop w Wetlinie udał się ich trójce jak jeszcze nigdy dotšd. Robota zaczęła się zaraz po powrocie. Wiedział, że bruderszafta wypili nieco za szybko, ale tamten okazał się być pierwszym, z którym Andrzej potrafił zrozumieć się bez słów od czasu zakończenia studiów. Miał wrażenie, że zna Wacka od czasów, kiedy jeszcze wierzył we wszystko, w co trzeba wierzyć, żeby nie wegetować z dnia na dzień, odcinajšc już tylko machinalnie materialne kupony od nieco bardziej w porównaniu z innymi ludmi pofałdowanej przestrzeni między uszami. *** Był też pierwszym klientem, do którego Andrzej odważył się odezwać w taki sposób. Goka dawno poszła już spać, nie mówišc o Maćku, a oni siedzieli w salonie popijajšc od czasu do czasu z karafki, w której odbijały się ich postacie i ciężka szafa gdańska, za którš Andrzej zebrał od żony największy opieprz w życiu. - Wacek, płacisz mi, zasadniczo nie moja sprawa, ale czuję, że kręcisz. Nie chcesz, nie musisz mówić, ale nie chcę też, żeby uważał nas za kretynów nie potrafišcych zwęszyć jakiego smrodu. - O co ci chodzi? Nie doszła która transza płatnoci, to mów normalnie. Pogonię księgowš, ale o takie rzeczy mnie nie posšdzaj. - Nie w tym rzecz, finanse w porzšdku i pewnie wiesz, że jeste jednym z naszych najlepszych klientów. Kiedy zlecałe nam ten program do statystyk, maskowałe się doć dobrze, faktycznie na rynku nie ma programu oferujšcego taki zestaw funkcji analitycznych, że o interfejsie do MBase'a nie wspomnę, skšd ty w ogóle wytrzasnšłe takie cudeńko. Ale nie wmówisz mi, że ostatnie zlecenie jest robione pod system telemetryczny. Przypadkowo kiedy bawiłem się takimi zabawkami, kolega równie przypadkowo siedzi w prawie. No i przypadkowo skumałem, że zabawy ze skanowaniem fal mózgowych to dla naszych biur zajmujšcych się analizš oglšdalnoci TV czy słuchalnociš radia to doć daleka przyszłoć, a na Zachodzie czwarta konwencja strasburska uregulowała to doć dokładnie. Znaczy zupełnie zakazała takich rzeczy, poza militariami i zastosowaniami lekarskimi. - Andrzej umiechnšł się. - Mam nadzieję, że pracujesz dla łapiduchów, bo generałowie nie lubiš wtryniajšcych nos w nie swoje sprawy... Wacek milczał. Kiedy wreszcie się odezwał, lekko się umiechnšł i widać było, że kamień spadł mu z serca. - Częciowo masz rację. Z tym, że to moja własna wojna. - ?... - Masz rację co do tego, że nie jest to robione dla telemetrii. Przynajmniej nie bezporednio. Dobrze, że na to wpadłe, teraz będzie się nam łatwiej pracować, bo że wejdziesz w to ze swoimi ludmi, ani przez moment nie wštpię. Uznasz mnie pewnie za kretyna, ale wolę w to wpucić ciebie, skoro już trochę się znamy, niż dalej odgrywać tę komedię i ewentualnie szukać innej firmy koderskiej. - Mam uraz z dzieciństwa i do ciemnych pokoi boję się wchodzić do tej pory... - Przepraszam za banał, ale czy nigdy nie mylałe o władzy nad ludmi? O władzy przez duże W? Lekceważšce milczenie jeszcze długo wydawało się Andrzejowi właciwš reakcjš. *** - Tutaj masz obiecanš kopertę. Ten moduł, który nam podesłałe, to jeszcze nie do końca to, o co mi chodziło, ale miałem za to fory przez możliwoć przeskanowania cię dłużej, niż kogokolwiek innego. Przynajmniej dobrowolnie... - Wacek umiechnšł się paskudnie. - Pozwoliłem sobie rozbić całoć na cały tydzień, tak jak się umawialimy. W tym czasie żadnych zakupów, spacerek dwie godziny dziennie gdzie chcesz, w obrębie Rynku. Kopertę dobrze schowaj, żeby nie miał wymówki. Pamiętaj. Mógłbym skleić to w jeden dzień, ale pewnie nie przekonałbym cię do końca. I tak pewnie nie uwierzysz. Otwórz kopertę za tydzień, a wtedy może usłyszę od ciebie, że... *** - ... to niemożliwe... Ty draniu, powiedz, że to niemożliwe... że kręcisz... - Andrzej nie miał sił normalnie mówić, blady jak papier ciężko opadł na krzesło. - Jak podmieniłe te kartki? - Nijak, nie podmieniałem ich. - Wacek już się nie umiechał. - Trochę poczytałem ci głowę i potraktowałem statystycznie takš trochę większš bazę danych. Rozumiem, że się nie pomyliłem zbytnio? Andrzej w milczeniu podał mu spięte kartki. Na każdej widniało kilkanacie punktów, każdy zaczynajšcy się od nazwy ulicy i opisu sytuacji. Po każdej następował opis reakcji... "1. Róg Kopernika i Kosynierów. Sytuacja: grajek grajšcy 'Yesterday' na cymbałach. Reakcja: przystanięcie (nie przystaje zazwyczaj przy grajkach - Rumunach, przystaje przy Rosjanach), datek między 2 i 5 euro, góra nieostra (bez 5 euro)." Andrzej dał Rosjaninowi dwie dwójki. Pamiętał, że akurat po kupnie gazety kioskarka wydała mu wczeniej jeszcze poza nimi jeszcze trzy euro. Punkt odhaczył czerwonym długopisem. "[...] 15. Ks. Blachnickiego obok Teatru 'Romantica'. Sytuacja: krzyczšcy pijak. Reakcja: jeli wczeniej (do półgodziny) telefon od Krzyka, że transza się opónia, 'Odpieprz się'. Jeli brak telefonu - zignorowanie". Krzysiek zadzwonił, pijak na reakcję Andrzeja tak się rozindyczył, że trzeba było dzwonić na policję... A wydawało mu się, że ta furia przez SMSa od Goki, że wróci póniej do domu... Na osiemdziesišt cztery punkty przypadło siedemdziesišt szeć czerwonych ptaszków. - Wiesz co, Wacek, nawet nie chce mi się klšć... - Chcesz wykładu? Reakcje słownikowe mam już opracowane doć dobrze. Kwestia tego, ile zdań badanego dasz radę zarejestrować i w jakich konfiguracjach powtarzajš się słowa. Okrelenie prawdopodobieństwa, że w następnym zdaniu nie użyjesz wulgaryzmu czy wtršcisz imię rozmówcy, nie jest wbrew pozorom trudne. Prawdziwa zabawa zaczyna się przy efelu, znaczy "feedback lookup". Sam to wymyliłem, zrobi wrażenie na inwestorach, jak już się dorobimy gotowego projektu, z którym będzie można ruszać w wiat - umiechnšł się. - Schody zaczynajš się dopiero tutaj, przy parametryzacji reakcji - schemat korelacji zachowań i bodców, wagi znaczenia czynników emocjonalnych, zmęczenia, otoczenia, wpływ znużenia smogiem akustycznym na definiowanie poziomu istotnoci... Zaprojektowałem już dwadziecia defoltów. Z poczštku mylałem, że zrobię jeden wzór, co jak bardziej skomplikowane "siła głosu równa się kwadrat czynnika stresowego razy trzeci pierwiastek z wartoci hałasu tła", ale to nie wypaliło, model okazał się za prosty i za mało precyzyjny. Wystarczajšcš dokładnoć odwzorowania da się uzyskać według mnie dopiero przy okreleniu dwudziestu trzech, może czterech typów osobowoci, podcišgnięciu jednostki pod jeden z nich i estymacji parametrów. Ale ...
Poszukiwany