Nowy3(1).txt

(28 KB) Pobierz
3

Wallie szedł wolno pomostem, zbierajšc myli. Buty stukały głucho o zniszczone deski. Idšcy obok niego Nnanji niecierpliwie czekał, jakimi rewelacjami podzieli się z nim lord Shonsu.
Na molo leżały zwierzęce odchody. Prawdopodobnie wysyłano tędy bydło do najbliższego miasta, Ov. Rzeka była tutaj bardzo szeroka. Drugi brzeg stanowił ledwo widocznš kreskę. Bezmiaru szarych wód nie ożywiał ani jeden żagiel. W Hann miała takš samš szerokoć, ale Hann leżało ćwierć wiata dalej. Honakura mówił, że Rzeka jest wszędzie, lecz w cišgu całego życia spędzonego na rozmowach z pielgrzymami nigdy nie słyszał o jej ródłach czy ujciu. Najwyraniej nie miała końca i była taka sama w każdym miejscu. Rzeka to Bogini.
Ani ladu żagli.
- Prom zniknšł!
- Tak, panie - potwierdził Nnanji bez zdziwienia w głosie.
Wallie zadrżał wobec tak namacalnej boskiej interwencji, ale po chwili wrócił mylami do sprawy, z którš musiał teraz się uporać. Dwa razy opowiadał swojš historię, lecz tym razem miało być gorzej. Honakura potraktował jš kiedy jako dowiadczenie z dziedziny teologii. Wierzšc w wiele wiatów i reinkarnację, zdziwił się tylko, że Wallie Smith wrócił do życia jako dorosły Shonsu, a nie jako niemowlę. To był cud, a kapłani wierzyli w cuda. Poza tym Honakura chciał dowiedzieć się czego o Ziemi i poprzednim życiu Walliego, co raczej nie będzie interesowało Nnanjiego.
Jji nie obchodziły powody ani szczegóły. Wystarczała jej wiadomoć, że w ciele szermierza krył się mężczyzna, którego pokochała, człowiek bez rangi i zawodu, wyobcowany ze wiata tak jak ona. Tylko w ten sposób niewolnica mogła omielić się kochać Siódmego. Z Nnanjim miało być inaczej.
Dwaj mężczyni dotarli do końca molo i zatrzymali się.
- Nnanji, muszę co wyznać. Nigdy cię nie okłamałem, ale też nie powiedziałem całej prawdy.
Czwarty zamrugał.
- A po co? To ciebie Bogini wybrała na orędownika. Jestem zaszczycony, że mogę ci pomóc. Nie musisz nic więcej mówić, lordzie Shonsu.
Wallie westchnšł.
- W takim razie cię okłamałem. Powiedziałem, że mam na imię Shonsu, a to nieprawda.
Nnanji wybałuszył oczy. Stanowiły teraz dwie jasne plamy w brudnej twarzy. Rude włosy ufarbowano mu na czarno mieszaninš sadzy i tłuszczu. Rozsmarowana po całym ciele ma, na którš złożyły się ponadto łajno, pajęczyny, kurz i krew, nadała Czwartemu komiczny wyglšd. Lecz pozory myliły. Nnanji stał się ostatnio bardzo niebezpiecznym wojownikiem, za młodym na wieżo nabyte umiejętnoci szermiercze i władzę, którš dawała mu nowa ranga. Przez kilka lat należało go pilnować, póki dojrzałoć nie dorówna szermierczemu kunsztowi. Może dlatego bogowie kazali zwišzać go nieodwołalnš przysięgš, do której miała doprowadzić ta rozmowa.
- Spotkałem się z bogiem i oto, co mi powiedział: Bogini potrzebowała szermierza. Wybrała najlepszego na wiecie: Shonsu Siódmego. Właciwie stwierdził, że nie znaleli lepszego, a to nie całkiem to samo. W każdym razie szermierz zawiódł katastrofalnie.
- Co to znaczy, panie?
- Bóg nie powiedział. Shonsu zjawił się w wištyni, przygnany przez demona. Egzorcyzmy nie poskutkowały. Bogini zabrała jego duszę, a... zostawiła demona. Przynajmniej Shonsu mylał, że to demon. To byłem ja, Wallie Smith. Tyle że nie jestem demonem.
Nie opowiadał najlepiej, ale bawiła go mina i skwapliwe potakiwania chłopaka. Inni słuchacze wykpiliby tak absurdalnš historię, natomiast Nnanji bardzo chciał w niš uwierzyć.
Młody szermierz ciężko zachorował na kult bohatera. Poprzedniego dnia wyleczył się z niego gwałtownie, ale Bogini zesłała cud, pomagajšc Swojemu orędownikowi i jednoczenie na nowo rozbudzajšc uwielbienie Nnanjiego, silniejsze niż do tej pory. Wallie mógł tylko mieć nadzieję, że chłopak z tego wyronie, a otrzewienie nie będzie zbyt bolesne ani odległe w czasie. Żaden człowiek nie potrafiłby sprostać wymaganiom Czwartego, jeli chodzi o heroiczne czyny.
Mężczyni zawrócili w stronę lšdu.
- Można na to wszystko spojrzeć inaczej, tak jak kapłani. Według nich dusza to nić, a koraliki to poszczególne wcielenia. Tym razem Bogini złamała zasady. Rozwišzała sznur i przesunęła jeden koralik.
- Ale...
- Nie potrafię tego lepiej wyjanić. Motywy bogów sš nieznane. W każdym razie nie jestem Shonsu. Nic nie pamiętam z jego życia do chwili, kiedy obudziłem się w chacie pielgrzyma, gdzie zajmowała się mnš Jja, a Honakura mamrotał, że muszę kogo zabić. Przedtem byłem Walliem Smithem.
Nie dodał, że myli po angielsku, a mówi w języku Ludzi. Nnanjiemu nie mieciło się w głowie, że może istnieć więcej niż jeden język. Wallie sam nie wiedział, jak odbywa się tłumaczenie.
- W tym drugim wiecie nie byłe szermierzem, panie?
Co miał odpowiedzieć dyrektor zakładu petrochemicznego wojownikowi epoki żelaza na wiecie, gdzie nie znano pisma? Wallie westchnšł.
- Nie. Mielimy inne rangi. Powiedzmy, że byłem aptekarzem pištej rangi.
Nnanji drgnšł i przygryzł wargę.
Detektyw inspektor Smith osłupiałby, gdyby dowiedział się, że jego syn morduje, oddaje czeć bożkom i ma niewolnicę.
- Mój ojciec był szermierzem.
Nnanji odetchnšł z ulgš. Stwierdził, że Bogini nie jest tak płocha, jak się obawiał.
- I byłe człowiekiem honoru, panie?
Tak. Wallie Smith był uczciwym facetem, porzšdnym, sumiennym i przestrzegajšcym prawa.
- Sšdzę, że tak. W każdym razie starałem się, choć nasze zwyczaje różniły się od waszych. Obiecałem bogu, że tutaj również dam z siebie wszystko.
Nnanji zdobył się na słaby umiech.
- Kiedy dowódca gwardii stwierdził, że jestem oszustem, miał rację. Nie znałem salutów ani odpowiedzi. Nie odróżniałem jednego końca miecza od drugiego.
- Przecież znasz rytuały, panie! - zaprotestował Czwarty. - Jeste doskonałym szermierzem!
- To przyszło póniej.
Wallie opowiedział, jak trzy razy spotkał półboga, jak udało mu się uwierzyć w bogów, jak otrzymał wiedzę i kunszt szermierczy Shonsu, jak dostał legendarny miecz i jak powierzono mu tajemniczš misję.
- Bóg dał mi umiejętnoć władania mieczem i znajomoć sutr, ale żadnych osobistych wspomnień Shonsu. Nie wiem, kim byli jego rodzice, skšd pochodził, kto go uczył. Pod tym względem jestem nadal Walliem Smithem.
- I nie masz znaków rodzicielskich!
- Jeden już mam. - Pokazał Nnanjiemu znak miecza, który pojawił się w nocy na jego prawej powiece. - Jeszcze wczoraj rano go nie było. Mylę, że to żart małego boga albo pochwała za wczorajsze dokonania.
Nnanji stwierdził, że woli drugie wytłumaczenie. Nie podobała mu się wizja bogów robišcych kawały.
Dotarli do końca molo i zawrócili. Opowiedziana przed chwilš historia brzmiałaby na Ziemi jeszcze dziwniej niż na wiecie. Wallie bez popiechu próbował wyjanić, jak się czuje w cudzej skórze, jak bardzo różni się jego obecne życie od poprzedniego.
- Chyba rozumiem, panie - powiedział w końcu Nnanji, patrzšc na mokre deski molo. - Bardzo mnie zaintrygowałe, bo nie postępowałe jak inni szermierze wyższych rang. Mówiłe do mnie jak przyjaciel, choć byłem tylko Drugim. Nie zabiłe Meliu i Briu, mimo że mogłe. Większoć Siódmych chętnie skorzystałaby z okazji, żeby zrobić więcej nacięć na pasie. Traktujesz Jję jak damę. Nawet Dzikš Ani potraktowałe przyjanie. Czy tak zachowuje się honorowy człowiek w twoim wiecie?
- Tak. Trudniej zdobyć przyjaciół niż napytać sobie wrogów, ale sš bardziej użyteczni.
Nnanji rozpromienił się.
- Czy to sutra?
Wallie parsknšł miechem.
- Nie, moja własna myl, ale oparta na niektórych naszych sutrach. W każdym razie jest prawdziwa. Przypomnij sobie, jak nam pomogła Dzika Ani!
Nnanji zgodził się z ocišganiem. Szermierze nie powinni szukać pomocy u niewolników.
- Złożę ci drugš przysięgę, panie, jeli wemiesz mnie na protegowanego. Nadal chcę uczyć się od ciebie rzemiosła szermierczego i kodeksu. - Po chwili dodał: - I twoich zasad honoru.
Walliemu ulżyło. Trochę się obawiał, że młody przyjaciel ucieknie przed nim jak przed szaleńcem.
- Z dumš zostanę ponownie twoim mentorem, Nnanji, bo jeste wietnym uczniem i pewnego dnia będziesz wielkim szermierzem.
Czwarty przystanšł, wycišgnšł miecz i padł na kolana. Wallie chciał mu powiedzieć jeszcze parę rzeczy, ale Nnanji nigdy nie był skłonny do wahań i głębszych refleksji.
- Ja, Nnanji, szermierz czwartej rangi, biorę sobie ciebie, Shonsu, szermierza siódmej rangi, na mistrza i mentora. PrzyŹsięgam być wiernym, posłusznym i kornym, wykonywać twoje rozkazy, uczyć się na twoim przykładzie, dbać o twój honor, w imię Bogini.
Wallie odpowiedział rytualnš formułkš. Rudzielec wstał i schował miecz. Na jego twarzy malowało się zadowolenie.
- Wspomniałe o jeszcze jednej przysiędze, mentorze? Półbóg ostrzegał, że szermierze sš uzależnieni od przysišg. Nnanji nie był wyjštkiem.
- Tak, ale najpierw muszę powiedzieć ci o swojej misji. Kiedy zapytałem, czego żšda ode mnie Bogini, usłyszałem zagadkę.
- Bóg powierzył ci zadanie i nie wyjanił, na czym ono polega? Dlaczego?
- Też chciałbym wiedzieć! Powiedział mi, że mam wolnš wolę i muszę zrobić to, co uznam za słuszne. Gdybym jedynie wypełniał rozkazy, nie byłbym sługš, tylko narzędziem.
Możliwe też, że półbóg mu nie ufał albo nie wierzył w jego odwagę czy uczciwoć. Przykra myl.
- Posłuchaj:

Najpierw w łańcuchy musisz zakuć brata,
A od drugiego wzišć mšdroć.
Gdy potężny zostanie upokorzony,
Armia zebrana, koło zatoczone,
Lekcja przyswojona,
Wtedy zwrócisz miecz,
Tam gdzie jego przeznaczenie.

Nnanji przez chwilę poruszał ustami, jakby przeżuwał słowa.
- Nie jestem dobry w zagadkach - mruknšł w końcu, wzruszajšc ramionami.
- Ja też nie byłem... póki po wczorajszej bitwie Imperkanni nie powiedział pewnej rzeczy.
Ach! Nnanji tylko na to czekał.
- Tysišc sto czterdzieci cztery? Ostatnia sutra?
Wallie skinšł głowš.
- Dotyczy ona czwartej przysięgi. Braterskiej. Od przysięgi krwi różni się tym, że wišże równych sobie ludzi, a nie wasala i pana. W rzeczywistoci jest j...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin