Nowy29(1).txt

(11 KB) Pobierz
Księga pišta:
Jak miecz uratował szermierza

1

Następnego ranka, gdy Nnanji uczył fechtunku Matarro, Tomiyano podszedł do Shonsu z kwanym umiechem na twarzy, Przyniósł dwa florety. Ta deklaracja poddaństwa tylko potwierŹdziła domysły Walliego. Od tej pory Szafir znajdował się pod jeŹgo komendš. Rodzina już wczeniej miewała starcia z piratami, ale nigdy równie gronych. W dodatku tym razem nie poniosła żadnych strat. Żeglarze przejrzeli na oczy i postanowili współpraŹcować z szermierzami, zwłaszcza że byli im szczerze wdzięczni. Już nie zamierzali straszyć pasażerów wysadzeniem na brzeg. NaŹwet gburowaty kapitan wyranie odtajał.
Dwa dni póniej, zaznajomiony przez Walliego z kilkoma podŹstępnymi sztuczkami oraz niedocišgnięciami Nnanjiego, Tomiyano sprawił adeptowi solidne lanie, ku jego wielkiemu zaskoczeŹniu. Od tej pory ich codzienne pojedynki stały się głównš rozrywkš na żaglowcu. Wallie z trudem znajdował spokojnš chwilę między kolejnymi lekcjami. Poziom fechtunku na Szafirze osišgnšł zawrotnš wysokoć.
W Cha nowicjusz Katanji ze zdumieniem odkrył, że przebieraŹnie się za niewolnika jest teraz nie tylko dozwolone, ale wręcz oczekiwane. Wchodzenie do wieży, rozmowa z czarnoksiężnikaŹmi i inne tego rodzaju szaleństwa były nadal zabronione, ale chłoŹpak sprawiał wrażenie niezwykle szczerego, gdy obiecywał, że zachowa ostrożnoć.
W Cha Brota pozbyła się marmuru i obuwia, a kupiła duże beczki wina. Szafir kontynuował rejs w górę Rzeki. Góry cišgnꏳy się od południa aż po południowy zachód.
Pierwszej nocy po opuszczeniu Cha Tomiyano poczęstował wszystkich winem. Kolacja szybko przerodziła się w hucznš zabawę.
- To zaczarowane wino! - oznajmił kapitan. - Nie uwierzycie, ile zażšdali za nie handlarze, ale dowiedziałem się, że na prawym brzegu jest bardzo poszukiwane.
Wallie domylił się prawdy, zanim spróbował trunku. Po odŹstawieniu butelki od ust wszyscy obecni krztusili się i łapali poŹwietrze.
- Co najmniej szeć razy droższe od zwykłego? - zapytał.
Kapitan skinšł głowš z podejrzliwš minš.
- Prawie osiem razy. Dlaczego pytasz?
Wallie ostrożnie pocišgnšł łyk. To był prawie czysty spirytus doprawiony winem, ordynarna, mocna brandy.
- Jeli masz trochę zwykłego wina, kapitanie, jutro je zaczaruję, ale jego iloć zmniejszy się pięciokrotnie.
Rozemiał się na widok sceptycznej miny Trzeciego.
Miedziany kocioł destylacyjny z Ki San leżał zapomniany w kšcie rufówki. Następnego ranka Wallie zaniósł go do kambuza i przedestylował trochę wina na oczach osłupiałych żeglarzy.
- Proszę. Jeli osiedlicie się na lšdzie, będziecie mogli zostać winiarzami. Podejrzewam jednak, że czarnoksiężnikom nie spodobałaby się konkurencja, więc nie radzę.
Żeglarze popatrzyli na niego z przesšdnym lękiem i owiadŹczyli, że nie majš takich ambicji.
Było do przewidzenia, że używajšc kotłów destylacyjnych nie wiadomo do jakich celów, magowie wczeniej czy póniej wyŹprodukujš alkohol. Walliego bardziej zaintrygowało odkrycie, że na tej umiejętnoci zbijajš majštek. Do listy rzeczy, które chciał wiedzieć, dodał pytanie: Co jeszcze sprzedajš czarnoksiężnicy oprócz magicznych wywarów i zaczarowanego" wina?

Po lewobrzeżnym Cha następnym miastem było Wo leżšce na prawym brzegu. Gdy Szafir cumował w porcie, ulicš szła orkiestra, a za niš rozbawieni mieszkańcy. Urzędnik portowy wtoczył się po trapie, a Tomiyano cofnšł o krok, kiedy m꿏czyzna przemówił.
- Witamy w Wo na karnawale!
Brota zatarła pulchne ręce na myl o ładunku wzmocnionego wina, natomiast WaUiego ogarnęły złe przeczucia.
- Założę się o jutrzejsze czyszczenie latryny, że nie porozmaŹwiamy z dowódcš - szepnšł do protegowanego.
Nnanji nie przyjšł zakładu. Za bardzo ufał przepowiedniom mentora. W końcu zgodził się na godzinę fechtowania jako pewŹnš wygranš dla obu.
- Id sprzedawać wino, pani - powiedział Siódmy do Broty. -Wiadomo, co będzie robić reszta z nas. Tak, bracie?
- Tak. Jest karnawał!
Wallie spojrzał na Jję.
- Taniec, wino, piew i piękne kobiety w przezroczystych sukŹniach.
Niewolnica spuciła wzrok.
- Nie umiem tańczyć, najdroższy.
-	I maski - dodał Wallie.

Nie pomylił się co do dowódcy. Jedynymi napotkanymi szerŹmierzami okazali się dwaj juniorzy, tak pijani, że nie mogli natraŹfić dłońmi na rękojeci mieczy. Wciekły Nnanji chciał obcišć im kucyki, ale mentor w porę go odcišgnšł. Wprawdzie pasażerom już nie groziło wysadzenie na brzeg, ale Siódmemu najwyraniej nie było dane zwerbować odpowiednich żołnierzy. Miał nadzieję, że chociaż przyswoi lekcję, zanim dotrš do Ov.
Przeliczył się co do pięknych sukien. Mieszkańcy Wo nie mogli sobie pozwolić na takie luksusy. Uczestnicy karnawału mieli na sobie skšpe stroje, ale brak kreacji nadrabiali z naŹwišzkš malowidłami, które służyły jednoczenie jako kostiuŹmy i maski. Na statku szybko znaleziono farby i młodsi członŹkowie załogi potworzyli pary, żeby nawzajem się udekorować. Nnanji zaoferował usługi Thanie, ale w końcu musiał przystać na Katanjiego.
Wallie i Jja udali się do swojej kabiny. Tam odkryli, że maloŹwanie ciał jest zabawniejsze niż projektowanie sukni, któremu to zajęciu oddawali się kiedy w wištynnych koszarach. Zepsuli kilka dzieł, nim udało im się skoncentrować na sztuce.
Tamtej nocy tańczyli na ulicach w blasku ognisk. Grała muzyŹka, wino lalo się strumieniami. Powietrze chłodziło pomalowanš skórę, rozgrzewanš z kolei szalonymi tarantelami i goršcymi fan-dangami oraz winem z cynamonem i godzikami.
Jja okazała się urodzonš tancerkš. Wkrótce uczyła swojego właciciela. Wszyscy hulali do białego rana.
Nnanji miał na sobie cztery odcienie zieleni, a Thana przeobraziła się w złotego elfa z baniowego lasu. Skaczšc nie do taktu, ale z wielkim entuzjazmem, para wygrała maraton taneczny.
Jja janiała od srebrnych gwiazd rozsianych na granatowym tle, a Wallie był arlekinem. Oboje dostali głównš nagrodę dla najurodziwszej pary karnawału.

W Gor dwaj czarnoksiężnicy zatrzymali Tomiyano na ulicy i wypytali o bliznę, statek, pracę i osobiste zwyczaje. Kapitan wrócił na Szafir czerwony ze złoci i najwyraniej wystraszony. Obiecał sobie, że w przyszłoci będzie ostrożniejszy.
Wallie powoli zdobywał wiedzę na temat czarnoksiężników, ale nadal nie miał pojęcia, jak z nimi walczyć. Usłyszał kolejne historie, w większoci zapewne legendy, o błyskawicach i tajeŹmniczych mocach oraz wstrzšsajšce relacje naocznych wiadŹków, którzy widzieli, jak szermierze zaatakowali na łšce grupę i czarnoksiężników i przy bezchmurnym niebie zginęli wszyscy od wielkiego pioruna. Ciała były podobno bardzo okaleczone, tak jak w Ov. Czyżby znowu dzieło demonów ognia?
Wieże budziły w ludziach wielki strach. W nocy mieszkańŹcy trzymali się od nich z daleka, obawiajšc się dziwnych odgłoŹsów i wiateł. Katanji twierdził, że wszystkie budowle sš idenŹtyczne i przy każdej hoduje się ptaki. Co najmniej w jednej skupowano końskš urynę i najlepsze skóry. W innej nowicjusz widział dostawę omiornic. Czarnoksiężnicy dobrze zarabiali na wzmacnianiu wina. Sprzedawali wywary na miłoć i za opłatš przepowiadali przyszłoć. Wydawało się, że jest ich troŹchę mniej niż szermierzy, których zastšpili, ale czy to było wiaŹdomo, kto jest czarnoksiężnikiem? Mogło ich wielu kršżyć w przebraniu. Wallie nie znajdował granic ich mocy ani słaŹbych punktów.
Wzgórza zaczęły przybierać kolory jesieni, a dni pędziły jak jaskółki. Góry przesunęły się na zachód. Załoga i pasażerowie coŹraz mniej się różnili. Nawet Nnanji czasami zakładał przepaskę biodrowš i migał z żeglarzami po linach.
Thana nadal uwodziła Shonsu i ignorowała awanse CzwarteŹgo. Z poczštku Wallie uważał, że protegowanym kieruje wyłšczŹnie żšdza, ale potem doszedł do wniosku, że jest to młodzieńcze zauroczenie. Thana była chyba pierwszš kobietš, która odtršciła Nnanjiego, a poza tym stanowiła jedyny na statku obiekt godny zainteresowania. Wytrwałoć okazała się jednš z cech, których mentor nie podejrzewał u adepta. Niestety talenty towarzyskie rudzielca pozostały takie jak dawniej, a zaloty odpowiadały jego manierom przy stole: dużo entuzjazmu i mało finezji. Skšd chłopak miał wiedzieć, jak zabiegać o damy? Wallie nie zamierzał jednak udzielać mu żadnych rad, skoro Nnanji był zbyt dumny, żeby o nie prosić.

Zawinęli najpierw do lewobrzeżnego Gor, a potem do Shan na prawym brzegu, miłego miasteczka garncarzy i mleczarzy. ŁaŹdownie Szafira wypełniły się wielkimi żółtymi kręgami sera, a załoga żartowała, że Bogini nagradza nawet szczury.
Wallie, pełen obaw, ruszył na poszukiwania dowódcy. ZastaŹnawiał się, jakie nieszczęcie sprowadzi jego wizyta na niczego nie podejrzewajšcš ofiarę. Nie zdziwił się, gdy usłyszał, że doŹwódca i jego zastępca włanie polujš na kaczki. Po raz pierwszy spotkał paru kompetentnych szermierzy redniej rangi. Niestety wszyscy byli szczęliwie żonaci i przekroczyli wiek, w którym chętnie szuka się przygód. Wallie nawet nie próbował ich werboŹwać. Nic nie wiedzieli o czarnoksiężnikach ani nie starali się doŹwiedzieć.
Kolejnym miastem było Amb położone na lewym brzegu. Tam Brota kupiła kilka bel płótna żaglowego i narzędzia: piły, siekieŹry, łopaty i skrzynki gwodzi. Gdy wniesiono ostatnie towary, na Szafirze zjawił się goć: pomarszczony, siwiejšcy kapłan pištej rangi. Drobnymi kroczkami wszedł po trapie za Honakurš.
Wallie, Nnanji i Tomiyano, którzy nie mogli zejć na lšd w miecie czarnoksiężników, obserwowali ich z nadbudówki rufowej. Nie słyszeli rozmowy, ale widzieli, jak złote monety przeszły z ręki do ręki. Gdy Honakurš zjawił się w kajucie, miał zadowolonš minę.
Usiadł zmęczony na jednej ze skrzyń.
- Ciekawy rozwój sytuacji. Czeka nas misja dobroczynna!
Nie powiedział nic więcej, póki nie wysšczył szklanki wina i nie zjadł paru wieżych ciasteczek imbirowych Liny.
Wallie wiedział, że musi cierpliwie poczekać. Kapłan go zaŹskakiwał. Sprawiał wrażenie, że cieszy się ka...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin