Obudziła go mucha, która brzęczała mu przy uchu. Otworzył oczy i znów je szybko zamknšł. Strzecha? Tu powinien być szpital, pełen odzianych w białe kitle lekarzy o uroczystych twarzach i zmęczonych pielęgniarek ze strzykawkami, znajomych twarzy udajšcych pogodę... kwiatów przysłanych przez kierownictwo zakładów... zapachów rodków dezynfekcyjnych i szumu froterek... bólu i niepokoju, i przygnębiajšcego żaru goršczki. Potem były sny i delirium... mgła i olbrzymi mężczyzna o bršzowej skórze i długich czarnych włosach, z brutalnš, szerokš twarzš o wysokich kociach policzkowych, szerokš szczękš i barbarzyńskim tatuażem na czole. Widział tę monstrualnš nagš postać wrzeszczšcš na niego, wygrażajšcš mu. A wreszcie ujrzał tę samš twarz ostatniej nocy w lustrze. Pod wilgotnym przecieradłem obmacał jedno ramię dłoniš drugiej ręki. To ciało cišgle tu było. Wallie Smith nigdy nie miał ramienia takiego jak to. Więc, wbrew jego nadziei, nie zniknšł miraż. Gdzie w pobliżu ptak wykrzykiwał idiotyczny dwunutowy refren i dochodziły głosy, bardziej oddalone, a potem zapiał kogut, zawsze pełen nadziei. - Skorzystać z jucznych mułów! - kto krzyczał na pobliskim pagórku. Potem doszedł go bardzo niewyrany sygnał tršbki... i jako tło tego wszystkiego głęboki grzmot wodospadu, najbardziej odległy ze wszystkich dwięków. Odgłos kopyt zabrzmiał echem w małym pokoju. "Skorzystać z jucznych mułów!" Zaciekawiło go, czy muły wyglšdajš tak samo jak tamten absurdalny koń, którego widział, z pyskiem wielbłšda i tułowiem psa basseta. To nie przepadło. Encefizlitis często powoduje dziwne efekty umysłowe, mówili. Pomylał, że skończyło się delirium, dziwne wizje, ból i chaos. Ale teraz to samo stało się bardziej realne, bardziej przerażajšce. I w niczym nie przypominało delirium. Musi pamiętać, że to wszystko jest halucynacjš. Wyleczš go jako i wywlokš z powrotem do realnego wiata, wiata szpitalnych dwięków i szpitalnych zapachów, daleko od tego szaleństwa smrodu, mulich kopyt i kogutów. Niechętnie otworzył oczy i usiadł. Tylko kobieta odeszła. Teraz, jeli ona jest realna... Czuł się realny, rozkosznie realny. Oczywicie, halucynacje seksualne powinny być najwyraniejsze, prawda? To było sensowne. Wszystko inne nie. Jaki rodzaj edypowskich odpadów wyfantazjowało mu to supermęskie ciało, które sobie wyczarował? I jaki rodzaj podwiadomej spronoci odsłonił w sobie, kiedy jego złudzenie wynalazło niewolnicę? Jeste trochę niepewny siebie, mały Wallie? Ech! Wstał i przecišgnšł się. Czuł się dobrze, fantastycznie dobrze. Podszedł do lustra a dokładnie badał tę okrutnš barbarzyńskš twarz z wytatuowanymi siedmioma mieczami. Czy to takim pragnšł być, czy to sš jego podwiadome pragnienia odsłonięte przez delirium? Czyżby uważał się za niewłaciwego osobnika i przez cały czas pragnšł być dużym, silnym, fantastycznym bohaterem? Napletek sprawiał mu więcej kłopotu niż cała reszta. Jeli się w niego uszczypnšł, bolało. Jak mógł odczuwać ból w czym, co zostało odcięte, gdy był niemowlęciem? Nie pozostał lad po operacji wyrostka robaczkowego, ale na lewym kolanie miał czerwone przyrodzone znamię, podejrzanš bliznę na prawym ramieniu i kilka niewyranych znaczków na bokach, przeważnie z prawej strony. Nie był więc całkowicie doskonałym egzemplarzem i to najbardziej go dziwiło. Sznur mułów przybliżył się z tupotem i zatrzymał się niedaleko. Znowu usłyszał mulnika, wykrzykujšcego swe zawołanie. Podszedł do okna i wyjrzał, uważajšc, żeby go nie dostrzeżono. Dwaj mężczyni płacili mulnikowi i wsiadali na muły, a pół tuzina innych już dosiadało swoich. Muły okazały się jeszcze bardziej groteskowe niż konie - miały długie uszy i wielbłšdzie pyski. Potem przypomniał sobie piercienie, które zobaczył na nocnym niebie. To piercienie ostatecznie złamały jego niepewnš samokontrolę. To, co wyczarował w swym szaleństwie, było nie tylko wyobrażonym krajem; to był cały wyobrażony wiat, otoczona piercieniem planeta. I ludzie zadziwili go trochę - mali, choć może tylko dlatego, że on wydawał się być znacznie większy od przeciętnej. Wszyscy mieli bršzowš skórę, a włosy jasno-lub ciemnobršzowe. Jedna z kobiet na mule miała czerwone. Może pomalowane? To byli porzšdni, sprawni ludzie, przeważnie szczupli i zwinni, zdawali się miać i gadać bez przerwy... rysy mieli porednie pomiędzy amerykańskimi Indianami a rasš białš. Mogli wyjć z filmu dokumentalnego o dżunglach Ameryki Południowej, a może Azji Południowo-Wschodniej. Bez zarostu - potarł swój podbródek i nie natrafił na lad po szczecinie, nie miał też włosów na piersiach i nogach. Byli też inni ludzie, wędrujšcy w górę i w dół drogš - mężczyni w przepaskach biodrowych i kobiety w prostych ubiorach, podobnych do ręczników kšpielowych,przewišzanych pod ramionami i sięgajšcych im do kolan . Ubiór Jji był krótszy, ale to dlatego, że trudniła się prostytucjš. Poganiacz mułów miał skórzane bryczesy. Starzec nosił szatę, która okrywała go całego, z wyjštkiem głowy i dłoni. Potem zobaczył parę w rednim wieku, zbliżajšcš się do karawany mułów, i ci ubrani byli w suknie, ale bez rękawów, czyli że wielkoć okrycia musiała zależeć od wieku. To nie był zły pomysł: pokazać ładnie wyglšdajšcych młodzików i ukryć staroć. Niektórzy z mężczyzn i kobiet w jego wiecie mogliby się tu nauczyć jednej czy dwóch rzeczy. Wallie przypomniał sobie surowo, że to wszystko jestiluzjš. Jednak czuł się tak dobrze! I wszystko go ciekawiło! Chciał zbadać ten fantastyczny wiat... ale nie miał ubrania. Czy w ten sposób jego podwiadomoć mówiła mu, że ma pozostać w pokoju szpitalnym? Nie miał w ogóle nic - nie mógł nawet znaleć szmaty, z której korzystał poprzedniego wieczoru. Był nagi jak więty turecki! Nigdy nie opowiadał się za posiadaniem wielu rzeczy, za bardzo lubił podróżować. Jego dzieciństwo było nieustannym odbijaniem się od jednego z rodziców do drugiego, od ciotki do wujka, potem były szkoły, wreszcie kolejne posady. Korzenie to co, czego nigdy nie posiadał, tak samo jak ziemskie dobra. Ale żeby nie mieć niczego do okrycia się oprócz przecieradła... Iluzja! Delirium! Karawana mułów odjechała. Przez chwilę przyglšdał się przechodniom, a potem odwrócił się. Pomylał o testach i zaczšł od starannego zmierzenia swojego tętna. Choć nie miał zegarka, żeby sprawdzić, uznał, że jest powolne, jak tętno sportowca. Opadł na brudnš, mierdzšcš podłogę i zrobił pięćdziesišt szybkich pompek. Podniósł się, jeszcze raz zbadał tętno. Wydawało się odrobinę szybsze. Wallie Smith mógłby wykonać dziesięć, może piętnacie, nigdy pięćdziesišt pompek, a jego serce po czym takim oszalałoby.To nie udowodniło wiele. Zabrzęczała mucha i złapał jš w locie, żeby sprawdzić, czy naprawdę potrafi to zrobić. Potrafił, ale to również niczego nie udowodniło. Przez kurtynę z paciorków wszedł do rodka mały chłopiec i umiechnšł się do niego. Był nagi, bršzowy jak orzech i chudy. Miał kędzierzawe bršzowe włosy, psotny wyraz twarzy i brakowało mu zęba. Wyglšdał na osiem, dziewięć lat i niósł wieżo zerwanš ulistnionš gałšzkę. - Dzień dobry, panie Smith! - jego umiech stał się szerszy. Wallie poczuł przelotnš ulgę - żadnego więcej "władcowania"! Pozostał na kolanach, ponieważ to sprawiło, że ich oczy były mniej więcej na tym samym poziomie . - Dzień dobry. Kim jeste? - Jestem posłańcem. - Tak? Dla mnie wyglšdasz jak mały, nagi chłopiec. Jak powiniene wyglšdać? - Jak mały, nagi chłopiec - rozemiał się chłopiec. Wepchnšł się na jedno z krzeseł. - Miałem nadzieję, że możesz być lekarzem. - Ale Wallie, niestety, miał wiadomoć brudu, owadów, smrodu. Czy to mógł być szpital? - Nie ma już lekarzy - chłopiec potrzšsnšł głowš. - Tu nazywajš ich uzdrawiaczami i mšdrze pan zrobi, trzymajšc się od nich z daleka. Wallie usiadł i skrzyżował nogi. Kamienie pod jego poladkami były zimne i gruboziarniste. - Dobra, zwracasz się do mnie "pan", więc może zaczynam powoli zdrowieć po tym małym ukšszeniu. Chłopiec potrzšsnšł głowš. - Ostatniej nocy mówił pan w języku Ludu. Ma pan słownictwo Shonsu, więc dlatego nie mógł pan przypomnieć sobie niektórych słów, które chciał pan powiedzieć. On był wietnym szermierzem, ale nie intelektualistš. Wallie poczuł skurcz w sercu. - Jeli rzeczywicie jeste małym, nagim chłopcem, to nie powiniene wiedzieć o tych rzeczach ani mówić w ten sposób. Chłopiec znów się umiechnšł. Zaczšł machać nogami i wysunšł się do przodu, wspierajšc się na rękach i przygarbiajšc drobne plecy. - Ja nie powiedziałem, że jestem tym, na kogo wyglšdam. Powiedziałem, na kogo powinienem wyglšdać! Powinienem przekonać pana, że to jest prawdziwy wiat i że został pan tu umieszczony w pewnym celu. Jego umiech był zaraliwy. Wallie stwierdził, że odpowiada chłopcu również umiechem. - Jak na razie nie robisz tego zbyt dobrze. Chłopiec figlarnie uniósł brew. - Kobieta pana nie przekonała? Uważałbym, że była bardzo przekonujšca. Mały podglšdacz? Wallie zdławił gniew. Ten chłopiec był zwyczajnie jeszcze jednym płodem jego rozstrojonego mózgu, więc oczywicie wiedział, co się zdarzyło w nocy. - To było najbardziej niemożliwe ze wszystkiego - powiedział. - Każdy mężczyzna ma aspiracje, chłopcze, ale w praktyce występujš pewne ograniczenia. To było o wiele za dobre, żeby mogło być prawdziwe. Chłopiec westchnšł. - Mężczyni wiata sš o wiele jurniejsi niż mężczyni Ziemi, panie Smith. Walter Smith nie żyje. Encephalitis, meningitis... to tylko nazwy. Stšd nie ma drogi powrotnej, panie Smith. Wsz...
sunzi