Nowy61(1).txt

(26 KB) Pobierz
Otworzyła oczy i zobaczyła chudš, pomarszczonš twarz,
otoczonš siwymi włosami. Wargi w tej twarzy były wšskie jak
blizna, a oczy miały tę samš barwę spłowiałego błękitu co
oczy Rolanda. Eldred Jonas. Stojšcy za nim mężczyzna w daw-
nych, dobrych czasach stawiał jej ojcu drinki; Hash Renfrew.
Trzeci, jeden z ka-tet Jonasa, wchodził włanie do chaty. Strach
cisnšł serce dziewczyny; bała się o siebie i bała się o She-
emiego. Nie była pewna, czy chłopiec potrafi zrozumieć, co
się z nimi dzieje. Jest tu dwóch sporód trzech mężczyzn, którzy
próbowali go zabić, pomylała. Zrozumie przynajmniej tyle.
	Miło cię spotkać, liczna pani  powiedział Jonas tonem
towarzyskiej pogawędki, obserwujšc, jak dziewczyna strzšsa
z powiek resztki snu.  No, doskonale. Piękna sai, taka jak

 
ty, nie powinna nocować samotnie na takim pustkowiu,
nie obawiaj się jednak, odprowadzimy cię tam, gdzie twoje
miejsce.
Zerknšł na rudego w płaszczu, wychodzšcego z chaty.
	Znalazłe tam co, Clay? Cokolwiek?
Reynolds potrzšsnšł głowš.
	Cisza i spokój, szefie.
Sheemie, pomylała Susan. Gdzie jeste, Sheemie?
Jonas pomacał jej pier.
	Ładna. Delikatna i słodka. Nic dziwnego, że tak spodo-
bała się Dearbornowi.
	Zabierz swoje brudne, wytatuowane łapy, łobuzie!
Stary umiechnšł się, lecz cofnšł rękę. Spojrzał na muła.
	Znam go. To własnoć mojej dobrej przyjaciółki Coral.
Mało ci było wszystkiego, że została także złodziejkš? Wstyd,
doprawdy wstyd. Ach, to młode pokolenie! Zgadzacie się ze
mnš, sai Renfrew?  Stary przyjaciel jej ojca nie odpowie-
dział. Twarz miał nieruchomš, ale mogło się wydawać, że
wstydzi się swej obecnoci w tym miejscu. Jonas znów spojrzał
na dziewczynę, wšskie wargi skrzywił w parodii dobrodusznego
umiechu.  No cóż, po morderstwie kradzież muła przy-
chodzi łatwo, prawda?
Susan nie odpowiedziała. Patrzyła, jak siwy Łowca gładzi
po łbie Capiego.
	Cóż takiego mieli ze sobš ci chłopcy, że potrzebowali
jucznego muła?
	Całuny  odpowiedziała spokojnie, choć wargi miała
zdrętwiałe.  Całuny dla ciebie i twoich przyjaciół. Straszny
ciężar, biedne zwierzę aż się pod nim uginało.
	W kraju, z którego pochodzę...  Jonas wcišż się
umiechał i nie przestawał gładzić muła po nozdrzach. Głu-
piemu zwierzakowi najwyraniej się to podobało, wycišgnšł
szyję, małe lepka przymknšł z rozkoszy.  ...Jest takie
powiedzenie: Cwane dziewczynki idš do piekła". Znasz je?
Doprawdy, nie przyszło ci do głowy, że mężczyni zabierajšcy
ładunek niesiony przez juczne zwierzę i odjeżdżajšcy, gdzie
oczy poniosš, na ogół nie wracajš?
Susan nie odpowiedziała.

 
	Odeszli w sinš dal, liczna pani. Łatwe dziewczęta łatwo się
zapomina, jak mówi stare powiedzenie. Wiesz, dokšd pojechali?
	Wiem  powiedziała cicho, niemal niesłyszalnie.
Jonas umiechnšł się nagle, bardzo zadowolony z siebie.
	Jeli podzielisz się z nami swš wiedzš, lżej ci będzie na
wiecie. Zgadzasz się ze mnš, Renfrew?
	Ano. To zdrajcy, Susan. Pracujš dla Dobrego Człowieka.
Jeli wiesz, gdzie sš lub co zamierzajš, powiedz nam.
Dziewczyna, wpatrzona z napięciem w twarz białowłosego
Łowcy, powiedziała cicho: Zbliż się". Jej zdrętwiałe wargi
nie chciały się poruszać, zabrzmiało to raczej jak liż się", ale
Eldred Jonas zrozumiał. Pochylił się z wycišgniętš szyjš, przez
co zadziwiajšco przypominał Caprichosa.
Napluła mu w twarz.
Stary cofnšł się, zdumiony, w obrzydzeniu.
	Ach, suko!  krzyknšł i uderzył Susan otwartš dłoniš
tak mocno, że przewróciła się na bok, a przed oczami zoba-
czyła czarne gwiazdy. Czuła, jak prawy policzek puchnie jej
niczym balon. Gdyby uderzył cal, dwa cale niżej, złamałby mi
kark. Może tak byłoby najlepiej? Podniosła dłoń, wytarła krew
cieknšcš z prawej dziurki w nosie.
Jonas spojrzał na Hasha Renfrew, który zrobił krok
w przód, lecz zdołał się powstrzymać.
	Wsadcie jš na konia i zwišżcie jej ręce z przodu. Ale
mocno  rozkazał. Kopnšł dziewczynę w ramię, aż potoczyła
się w stronę chaty.  Splunęła mi w twarz, co? Splunęła
w twarz Eldredowi Jonasowi, suko.
Renfrew podał mu chustę. Białowłosy Łowca otarł niš
twarz, przykucnšł obok Susan i wytarł chustę o jej włosy.
Brutalnie poderwał jš na nogi. Dziewczyna płakała z bólu, ale
nawet nie jęknęła.
	Być może nigdy już nie zobaczę twojego przyjaciela,
moja piękna panno o słodkich cycuszkach, ale mam ciebie,
prawda? Ano tak. Jeli Dearborn zechce sprawiać mi kłopoty,
odpłacę za nie tobie, z nawišzkš. I dopilnuję, żeby się o tym
dowiedział. Na mnie zawsze możesz liczyć.
Nagle przestał się umiechać i pchnšł jš tak mocno, że
omal znowu się nie przewróciła.

 
 Wsiadaj na konia i pospiesz się, nim przyjdzie mi ochota
na zniekształcenie nożem twojej licznej buzi.
Sheemie, ukryty w trawie, przerażony i cicho ronišcy łzy,
patrzył, jak Susan pluje w twarz Łowcy Trumny i pada na
ziemię po uderzeniu tak mocnym, że mogłoby jš zabić. Omal
nie wybiegł wówczas z ukrycia, lecz co  być może roz-
brzmiewajšcy w głowie głos jego przyjaciela Arthura  po-
wstrzymało go w ostatniej chwili. Dzięki temu głosowi zro-
zumiał, że ujawniajšc się, osišgnšłby tylko tyle, że sam zostałby
zabity.
Widział, jak wsadzajš Susan na konia. Jeden z mężczyzn,
nie Łowca Trumny, ale potężnie zbudowany ranczer, którego
od czasu do czasu widywał w Odpoczynku Wędrowca, próbo-
wał jej pomóc, ale odepchnęła go butem. Mężczyzna odsunšł
się, czerwony na twarzy.
Nie denerwuj ich, pomylał Sheemie. Na bogów, nie denerwuj
ich, bo znowu zacznš cię bić. Och, twoja biedna twarz! I krew
cieknie ci z nosa, ano tak.
	To twoja ostatnia szansa  powiedział Jonas.  Gdzie
oni sš i co zamierzajš zrobić?
	Id do piekła  odparła dziewczyna.
Białowłosy Łowca umiechnšł się kwano.
	Zapewne spotkam cię tam w swoim czasie.  Spojrzał
na drugiego, młodszego Łowcę.  Sprawdziłe tę chatę do-
kładnie?
	Cokolwiek mieli, zabrali ze sobš  odpowiedział ru-
dy.  Została tylko ta laleczka Dearborna.
Jonas wskoczył na konia. Rozemiał się bardzo, bardzo
gronie.
	No dobra. Jedziemy!  rozkazał.
Wjechali z powrotem na Złš Trawę. Zamknęła się za nimi
i zrobiło się tak, jakby wcale ich tu nie było... tylko że Susan
także znikła, no i Capi. Prowadził go wielki ranczer, jadšcy za
dziewczynš.

 
Kiedy już nabrał pewnoci, że nie wrócš, Sheemie wyszedł
z kryjówki, zapinajšc spodnie. Spojrzał w lad za Rolandem
i jego przyjaciółmi, potem w stronę, w którš zabrali Susan. Co
powinien zrobić?
Niemal natychmiast uwiadomił sobie, że tak naprawdę nie
ma żadnego wyboru. cieżka, którš wydeptali w trawie Ro-
land, Alain i jego najlepszy przyjaciel Arthur Heath (tak mylał
o Cuthbercie i tak zawsze miał myleć) znikła. Trawa zdšżyła
się już podnieć. Po Susan i jej porywaczach pozostał jednak
wyrany lad. I może, jeli nim pójdzie, zdoła zrobić co dla
dziewczyny. Jako jej pomóc.
Ruszył na ratunek Susan; poczštkowo szybkim marszem,
a kiedy obawa, że oddział Jonasa zawróci i wyjedzie wprost na
niego, znikła, biegiem. Miał ić tym tropem przez niemal cały
dzień.
Cuthbert, niegrzeszšcy cierpliwociš nawet w najbardziej
sprzyjajšcych okolicznociach, w miarę upływu czasu stawał
się coraz niecierpliwszy. Robiło się janiej, nadchodził praw-
dziwy wit. Plony, pomylał, wreszcie nadeszły Plony, a my tu
siedzimy gotowi, z ostrymi nożami w dłoniach... i nie mamy
czego tymi nożami cišć.
Dwukrotnie spytał Alaina, czy co słyszy". Za pierwszym
razem Alain tylko chrzšknšł, za drugim spytał, co właciwie
ma usłyszeć, skoro kto bez przerwy kłapie mu pyskiem nad
głowš. Bert, któremu zadanie dwóch krótkich pytań w cišgu
piętnastu minut nie wydawało się bynajmniej kłapaniem
pyskiem", odszedł urażony i usiadł przy koniu. Po chwili
dołšczył do niego Roland.
	Czekanie  poskarżył się Cuthbert.  Tu, w Mejis, nie
robilimy nic innego poza czekaniem, a to jest co najgorszego
pod słońcem.
	Nie będziemy czekać wiele dłużej  powiedział spokoj-
nie Roland.

 
Oddział Jonasa dołšczył do ludzi Lengylla, oczekujšcych
w tymczasowym obozie, mniej więcej w godzinę po tym, jak
nad horyzontem pojawiło się słońce. Quint, Rhea i vaqueros
Renfrew już tam byli. Jonas z aprobatš zauważył, że pijš kawę.
Lengyll zrobił krok w ich kierunku, dostrzegł Susan jadšcš
konno z zawišzanymi rękami i natychmiast cofnšł się, jakby nagle
zapragnšł schować się w mysiš dziurę. Żadnej mysiej dziury
w pobliżu nie było, więc stanšł i nawet wyprostował się dumnie.
Susan cisnęła konia łydkami, a kiedy Reynolds spróbował
chwycić jš za ramię, pochyliła się; nie dała się złapać, przynaj-
mniej na razie.
	Któż to, jeli nie Francis Lengyll!  powitała go. 
Gdzie to się ludzie nie spotykajš!
	Susan, bardzo martwi mnie spotkanie w takich okolicz-
nociach.  Czerwienił się od brody po czoło, zupełnie jakby
jego twarz zalewała krwista fala przypływu.  Popadła w złe
towarzystwo, dziewczyno... a złe towarzystwo w końcu zawsze
opuszcza człowieka, by sam zatańczył do swojej muzyki.
Susan rozemiała się głono.
	Złe towarzystwo! No, ty wiesz wszystko o złym towarzys-
twie, prawda, Fran?
Ranczer odwrócił się, zawstydzony, sztywny i niezgrabny.
Susan wyjęła ze strzemienia nogę w ciężkim bucie i nim
ktokolwiek zdołał jš powstrzymać, kopnęła go mocno między
łopatki. Lengyll padł na brzuch z komicznie zaskoczonym
wyrazem twarzy.
	Nie ma mowy, ty cipo!  wrzasnšł Renfrew i z całej siły
uderzył jš w twarz. Susan zachwiała się w siodle, lecz nie
spadła, a kiedy oprzytomniała po ciosie, pomylała przede
wszystkim, że tym razem oberwała w lewy policzek, więc
zachowana została przynajmniej jaka proporcja. Nie spojrzała
nawet na Hasha Renfrew, całš swš uwagę skupiła na Lengyllu,
który usiłował pozbierać się z ziemi. Sprawiał wrażenie nie-
przytomnego ze zdumienia.
	Zabiłe mi ojca!  wrzasnęła ile...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin