SZEĆDZIESIĽT JEDEN Ucieczka atmosfery kończyła się zazwyczaj mierciš tych, którzy znaleli się w jej obrębie. Szybkš mierciš. To jeden ze strażników przypadkowo uratował Tomasa Naua. W chwili gdy przepalił się kadłub, Tung rozpišł uprzšż i ruszył w stronę włazu. Uciekajšce powietrze zasysało ich wszystkich, Tung znajdował się jednak najbliżej otworu. Uderzył głowš w rozmiękły otwór i utknšł w nim aż po biodra. Qiwi zdołała się jako utrzymać przy włazie taksówki. Teraz otworzyła także właz Ll-A. Odwróciła się, pochwyciła ojca i wepchnęła go do wnętrza arsenału. Zrobiła to wszystko jednym płynnym ruchem. Nau nie zdšżył nawet zareagować, gdy odwróciła się po raz drugi, zaczepiła stopę o uchwyt na cianie i sięgnęła do jego rękawa. Pocišgnęła lekko, a gdy znalazł się już bliżej, pochwyciła mocniej i przepchnęła przez wejcie. Bezpieczny. A jeszcze pięć sekund temu byłem jak martwy. Uchodzšce powietrze syczało głono. Uszkodzony kołnierz dokujšcy mógł rozpać się w każdej chwili. - cišgnę Cirita i Marlego - powiedziała Qiwi, odsuwajšc się od włazu. - Tak! - Nau powrócił do otworu, przeklinajšc się w mylach za utratę broni. Zajrzał do wnętrza taksówki. Jeden ze strażników z pewnociš już nie żył; nogi Tunga nawet nie drgały. Marli prawdopodobnie także już nie żył, a z pewnociš nie miał siły się ratować, choć Qiwi próbowała zacišgnšć jego i Cireta do włazu. Jeszcze chwila, a tego dokona, uratuje ich równie sprawnie jak jego i Alego Lina. Qiwi była po prostu zbyt niebezpieczna, a on miał teraz ostatniš szansę, by się jej pozbyć. Nau pchnšł właz Ll-A. Ten obrócił się gładko, pchany pršdem powietrza, i zatrzasnšł z ogłuszajšcym hukiem. Jego palce błšdziły przez moment po tablicy kontrolnej, wystukujšc kod awaryjnego odrzucenia dokujšcej jednostki. Z drugiej strony ciany dobiegł huk uciekajšcego gazu, zgrzyt metalu o metal. Nau wyobraził sobie pozbawionš powietrza taksówkę wylatujšcš ze luzy. Niech Pham Nuwen ćwiczy celnoć na martwych. Cinienie szybko wróciło do normy. Nau zamknšł wewnętrzny właz i wcišgnšł Alego Lina do korytarza. Starzec mruczał co pod nosem, na wpół przytomny. Przynajmniej już nie krwawił. Me umieraj mi tu, do cholery. W tej chwili Ali był bezużytecznym kawałkiem mięsa, w przyszłoci jednak mógł się okazać bezcenny. Naprawa wszystkich zniszczeń i tak będzie bardzo kosztowna, a bez jego pomocy... Delikatnie pchnšł Alego w górę korytarza. ciany wykonano tu z zielonego plastiku. Kiedy była to krypta bezpieczeństwa na pokładzie Wspólnego dobra". Jej nieregularny kształt miał tam większy sens; teraz sala była cenna z względu na jej monolitycznš konstrukcję i opancerzenie - kilka metrów kompozytów o temperaturze topnienia wolframu. Cała siła ognia, jakš dysponował Pham Nuwen, nie mogła go tutaj dosięgnšć. Jeszcze kilka dni temu w krypcie znajdowała się większoć ciężkiego uzbrojenia, jakie pozostało im po bitwie z Queng Ho. Teraz było tu niemal całkiem pusto, pociski i wyrzutnie zostały przeniesione na pokład Niewidzialnej ręki". Nieważne. Nau zadbał o to, by na miejscu zostało doć broni. W razie potrzeby mógł zniszczyć wszystko, co zagrażałoby jego władzy. Więc co można jeszcze uratować? Nie miał najmniejszego pojęcia, czym dysponuje Pham Nuwen. Przez moment dał się ogarnšć zwštpieniu. Zawsze stawiał sobie takich ludzi za wzór, szukał w nich natchnienia, a teraz musiał stawić czoło jednemu z nich. Ale jeli wygram, zwycięstwo będzie tym cenniejsze. Miał jeszcze wiele rzeczy do zrobienia i bardzo mało czasu. Wypucił Alego, pozwolił, by ten opadł powoli na podłogę. W uchwycie przy drzwiach tkwił miejscowy wywietlacz. Nałożył go na głowę i wydał kilka krótkich komend. Automatyka była tu prymitywna, ale wystarczajšca. Teraz mógł widzieć, co dzieje się na zewnštrz krypty. Nad horyzontem wznosiły się kwatery Handlarzy, z tej strony nie nadlatywały jednak żadne taksówki, a do arsenału nie zbliżała się armia postaci w skafandrach. Przeleciał przez otwartš przestrzeń i odbezpieczył małš torpedę. Mały znaczek na skraju pola widzenia powiedział mu, że uzyskał połšczenie z Hammerfest. Po chwili znaczek zniknšł, a w jego uchu rozbrzmiał głos Phama. - Nau? - We własnej osobie. - Nau przeprowadził pocisk do tulei wyrzutni, którš Kai Omo zainstalował zaledwie przed trzydziestoma dniami. Wtedy wydawało się to zbytecznym rodkiem ostrożnoci. Teraz była to jego jedyna szansa. - Czas, by się poddał, grupmistrzu. Moje siły kontrolujš całš przestrzeń LI. Będziemy... Głos Phama był spokojny, stanowczy, niemal hipnotyzujšcy, zupełnie niepodobny do prostackiej maniery starego Phama Trinlego. Nau wyobrażał sobie, jak zwykli ludzie dajš się opętać, prowadzić temu głosowi. AleTomas Nau sam był profesjonalistš. Przerwał Nuwenowi: - Wręcz przeciwnie. To ja kontroluję jedyne miejsce, jakie może w tej chwili decydować o zwycięstwie. - Dotknšł tablicy przy tulei. Z da la dobiegło przytłumione tšpnięcie, kiedy wyrzucone pod cinienie po wietrze otworzyło tuleję i oczyciło wylot ze niegu. - Zaprogramowałem i załadowałem taktycznš broń nuklearnš. Celem sš kwatery Handlarzy. To prowizoryczna broń, ale jestem pewien, że wystarczy. - Nie możesz tego zrobić, grupmistrzu. Tam jest trzystu twoich ludzi. Nau rozemiał się .cicho. - Och, ależ mogę. Sporo stracę, ale mam jeszcze ludzi w kapsułach. Ja... naprawdę jeste Phamem Nuwenem? - Pytanie wymknęło się samo, niemal wbrew jego woli. Nuwen odpowiedział po krótkiej pauzie, jakby zajęty czym innym: - Tak. - zajmujesz się wszystkim sam, prawda? To miało sens. Zwy kły spisek zostałby wykryty już wiele lat temu. Od samego poczštku bra li w nim udział tylko Pham Nuwen i Ezr Vinh. Jak samotny wędrowiec cišgnšcy sanie przez onieżony kontynent, Nau przetrwał, prawie wygrał. - To zaszczyt poznać pana osobicie. - Mówišc to, Nau sprawdzał jedno czenie stan wyrzutni. Patrzył prosto w tuleję, była czysta, gotowa do strza łu. - Pańskim błędem jest to, że nie rozumie pan do końca etosu grupmistrzów. Widzi pan, wszyscy wyrolimy z katastrofy, ludzkiego nieszczę cia. To nasza wewnętrzna siła, nasza przewaga. Jeli zniszczę kwatery, LI znajdzie się w bardzo trudnej sytuacji. Ale moja osobista sytuacja się po prawi. Nadal będę miał stację. Nadal będę miał wielu fiksatów. Nadal bę- dę miał Niewidzialnš rękę". - Odwrócił się od wyrzutni. Spojrzał na resztę wyposażenia, pozostałe torpedy; niewykluczone, że trzeba też zniszczyć Strych Hammerfest. Tego nie brał pod uwagę nawet w najbardziej radykalnych planach zniszczenia. Może udałoby się pozostawić przy życiu choć częć twardogłowych. Inna częć jego umysłu czekała ostrożnie na to, co powie Pham Nuwen. Czy podda się jak zwykły człowiek, czy też ma serce prawdziwego grupmistrza? Odpowied na to pytanie dowodziła moralnej słaboci Phama Nuwena. Nagle w krypcie rozległ się dziwny, klaszczšcy dwięk. Ali Lin zniknšł mu z oczu, opadł do niżej położonej częci sali. Tajemniczy odgłos nie ustawał, milion metalowych płytek uderzajšcych o siebie. Może wewnętrzne wejcie? To był najniżej położony punkt w krypcie. Nau podleciał cicho do krawędzi zagłębienia. Głos Phama Nuwena z trudem przebijał się przez hałas: - Mylisz się, grupmistrzu. Nie masz... - Nau wyłšczył audio i powoli przesunšł się do przodu. Sprawdził obraz z kamer zamontowanych w ar senale. Nic. Ta prymitywna automatyka była jednoczenie ratunkiem i utrapieniem. Dobrze. Broń. Czy było tu co mniejszego niż pocisk atomo wy? Baza danych mogła nie uwzględniać takich drobiazgów. Pozwolił, by lista wyposażenia przesuwała się powoli w jego wywietlaczu, sam za podleciał pod cianę, nadal niewidoczny z dołu. Oklaski i trzaskanie nie ustawało. Ach, to siłowniki z dna jeziora, a hałas dociera tu przez tunel! Jeli kto chciał się tu zakrać niepostrzeżenie, to wybrał nie najlepszy sposób. Intruz pojawił się wreszcie w jego polu widzenia. - Ach, pan Vinh. Mylałem, że utonšł pan na dobre. Vinh wyglšdał na półprzytomnego, jego twarz była blada jak ciana. Nau nie widział jednak żadnych ladów postrzału. Ukradł jeden z moich skafandrów. Srebrny kostium dokładnie opinał ciało Handlarza, ale jego prawe ramię było lekko wykręcone, bezwładne. Vinh przytrzymywał delikatnie Alego na prawym ramieniu. Spojrzał na Naua, a nienawić jakby przywróciła mu pełnš wiadomoć. W zagłębieniu prowadzšcym do tunelu Nau nie dostrzegł dalszych intruzów, a jego poszukiwania dobiegły włanie końca; w szafce znalazł trzy karabiny! Nau odetchnšł z ulgš i umiechnšł się do Handlarza. - Dzielnie się pan spisał, panie Vinh. - Kilka sekund różnicy i Vinh przybyłby tutaj pierwszy, by zastawić na niego pułapkę. Na szczęcie stało się inaczej, a Handlarz był nieuzbrojony, ranny i słaby jako kocię. To-mas Nau stanšł pomiędzy nim i szafkš z karabinami. - Obawiam się, że nie mam czasu na dłuższš rozmowę. Odsuń się od Alego, proszę. - Przemawiał łagodnym tonem, ale nie odrywał spojrzenia od obu mężczyzn. Podniósł powoli lewš rękę, sięgajšc do szafy. Może uda mu się upić czujnoć Vinha i zabić go bez trudu. - Tomas! Qiwi stała nad nimi, przy wejciu do głównej sali arsenału. Przez moment Nau wpatrywał się w niš z niedowierzaniem. Miała rozbity nos. Jej delikatna sukienka była porozrywana i poplamiona krwiš. Ale żyła. luza musiała się zablokować. Jeli taksówka pozostała na swoim miejscu, właz pozostawał otwarty - a Qiwi udało się jako dostać do rodka. - Jestemy uwięzieni, Tomas. Zamek był zepsuty. - Och, tak! - Niepokój w głosie Naua był całkowicie autentyczny. - Właz się zatrzasnšł, słyszałem, jak ulatuje powietrze. Byłem pewien, że... że nie żyjesz. Qiw...
sunzi