Nowy39(1).txt

(4 KB) Pobierz
Wynurzenie
Wnętrze Beebe zionie niczym czarna jama pomiędzy jego stopami. Dobiega stamtšd niezidentyfikowany szelest; mężczyzna dostrzega jaki ruch, ciemnoć przemieszczajšcš się poród ciemnoci. Nagle co błyska; dwie plamy odbitego wiatła w kolorze koci słoniowej, niemal niezauważalne na czarnym tle. Przez chwilę wiszš bez ruchu, po czym zaczynajš się wznosić. Wokół nich z mroku wyłania się blada twarz.
   Kobieta wychodzi z wnętrza stacji, ociekajšc wodš; wydaje się, że przyniosła ze sobš częć tej ciemnoci. Mrok podšża za niš do kšta kabiny pasażerskiej i okrywa jš niczym koc. Kobieta nie odzywa się ani słowem.
   Joel zaglšda w głšb jamy, po czym znów kieruje wzrok na ryftowca.
   - Czy kto jeszcze, ee...
   Kobieta kręci głowš; gest jest tak nieznaczny, że Joel niemal go nie zauważa.
   - Tam był - to znaczy, ten drugi...
   Kobieta musi być tym ryfterem, który kilka minut temu wisiał przed iluminatorem: CLARKE, głosi naszywka na jej ramieniu. Ale ten drugi, ten który dał nogę jak uchodca przyłapany po nieodpowiedniej stronie ogrodzenia - według sonaru wcišż znajduje się gdzie nieopodal. Trzyma się blisko dna, trzydzieci metrów poza kręgiem wiatła. I po prostu tam siedzi.
   - Nikt więcej nie przyjdzie - mówi kobieta. Jej głos jest cichy i martwy.
   - Nikt? - Dwoje na całš szecioosobowš załogę? Joel zwiększa zakres wywietlacza; dalej też nikogo nie widać. Chyba, że chowajš się za skałami, czy co w tym stylu.
   Spoglšda znów w głšb gardła Beebe. Albo kryjš się gdzie tam, jak trolle, i czekajš...
   Gwałtownie zatrzaskuje właz i zamyka go na głucho.
   - Clarke, tak? Co tu się dzieje?
   Kobieta mruga.
   - Mylisz, że ja wiem? - Sprawia wrażenie zaskoczonej pytaniem. - Sšdziłam, że to ty będziesz potrafił mi odpowiedzieć.
   - Wiem tylko, że GA płaci mi w chuj kasy za wzięcie nocnej zmiany w ostatniej chwili. - Joel przemieszcza się na dziób skafu i opada na fotel pilota. Rzuca okiem na sonar. Ten dziwny sukinsyn dalej tam jest. - Wydaje mi się, że nie powinienem nikogo zostawiać.
   - No i tego nie zrobisz - oznajmia Clarke.
   - Włanie, że tak. Widzę go na wywietlaczu.
   Ta nie odpowiada. Joel odwraca się i spoglšda na niš.
   - Dobra - odzywa się wreszcie kobieta. - W takim razie sam po niego id.
   Joel przez kilka sekund wpatruje się jej w oczy. Właciwie to wcale nie chcę wiedzieć, dochodzi ostatecznie do wniosku.
   Odwraca się, nie mówišc już nic więcej, i nadmuchuje zbiorniki. Zyskawszy nagle nonoć, skaf zaczyna walczyć z unieruchamiajšcymi go zaciskami dokujšcymi. Joel wciska guzik, a te wypuszczajš go na wolnoć. Maszyna odskakuje od Beebe niczym żywe stworzenie, chwieje się nieco napotykajšc na kleisty opór wody, po czym powoli pnie się do góry.
   - Ty... - Głos dochodzi zza jego pleców.
   Joel odwraca się.
   - Ty naprawdę nie wiesz, co tu jest grane? - pyta Clarke.
   - Zadzwonili do mnie jakie dwanacie godzin temu. Kurs do Beebe o północy, powiedzieli. Kiedy dotarłem do Astorii dowiedziałem się, że mam wszystkich ewakuować. Powiedzieli, że będziecie już na mnie czekać, gotowi.
   Jej wargi wyginajš się nieznacznie. To nie do końca umiech, ale w przypadku tych psycholi temu grymasowi pewnie do niego najbliżej. Kobiecie z nim do twarzy, w pewien zimny, odległy sposób. Gdyby zdjšć jej z oczu nakładki, bez problemu mógłby umiecić jš w swoim programie do wirtualnej rzeczywistoci.
   - Co stało się z całš resztš? - postanawia zaryzykować.
   - Nic - pada odpowied. - Po prostu nabawilimy się... lekkiej paranoi.
   Joel chrzška.
   - Wcale się nie dziwię. Gdyby to mnie wsadzili tu na rok, paranoja byłaby moim najmniejszym problemem.
   Znów ten przelotny, upiorny umiech.
   - Ale tak na serio - naciska. - Dlaczego reszta zdecydowała się zostać? To jaki akcja robotnicza? Jeden z tych - jak to się kiedy nazywało? - strajków, czy jak mu tam?
   - Co w tym stylu. - Clarke spoglšda na gród nad swojš głowš. - Ile do powierzchni?
   - Obawiam się, że dobre dwadziecia minut. Skafy GA to jebane sterówce. Cała reszta może cigać się z delfinami, a najlepsze, co mi uda się wycisnšć z tego czego, to szybkie kołysanie. Jednak ma to swoje dobre strony. - Joel posyła kobiecie rozbrajajšcy umiech. - Płacš mi od godziny.
   - Dobra twoja - rzuca Clarke.
   
   
   
   
   
   
   
   
   
   
Zgłoś jeśli naruszono regulamin