Nowy23(1).txt

(7 KB) Pobierz
To nie był pierwszy raz, przynajmniej dla mnie. Niewidzialne paluchy grzebały mi 
w mózgu już wczeniej, wzniecajšc chmury błota i rozdrapujšc stare rany. W 
wykonaniu Rorschacha było to o wiele silniejsze, za to Chelsea była, powiedziałbym... 
...dokładniejsza. 
Nazywała to makramš: glejowe aktywizacje, kaskadowe reakcje, cięcie i sklejanie 
krytycznych splotów nerwowych. Ja ukradkiem czytywałem sobie o ludzkiej 
architekturze, Chelsea za jš zmieniała - wyszukiwała najważniejsze węzły i trochę je 
poszturchiwała, wrzucała kamyki do strumyków wpływajšcych do rzek wspomnień i 

obserwowała, jak daleko w dole psychiki fale kumulujš się w potężnš kaskadę. Spięcie 
czego na krótko i wyzwolenie szczęcia zajmowało jej tyle, co zrobienie kanapki, 
pogodzenie cię z całym dzieciństwem - tyle co przerwa obiadowa, góra trzy. 
Ta dziedzina, jak wiele innych domen ludzkiej myli, nauczyła się obywać bez 
niej. Ludzka natura trafiła na rutynowš tamę montażowš, zresztš sama ludzkoć 
stawała się z producenta produktem. Ale jednak. Dla mnie umiejętnoci Chelsea 
rzucały nowe, osobliwe wiatło na dziwny, stary wiat: umysłowe wycinanki nie dla 
dobra jakiego abstrakcyjnego społeczeństwa, lecz dla prostych i egoistycznych 
potrzeb jednej osoby. 
- Pozwól, dam ci dar szczęcia - powiedziała. 
- Właciwie już jestem całkiem szczęliwy. 
- Będziesz bardziej. TREM, ja stawiam. 
- Trem? 
- Tymczasowa Regulacja Emocjonalna. Nadal mam uprawnienia w szpitalu 
Saksa. 
- Ja już miałem grzebane w głowie. Przestawisz jeszcze jednš synapsę i zmienię 
się w kogo innego. 
- To bzdura i dobrze o tym wiesz. Inaczej każde nowe przeżycie robiłoby z ciebie 
innš osobę. 
Zastanowiłem się. 
- Może i tak jest. 
Ale ona nie chciała odpucić i nie trafiały do niej żadne argumenty przeciwne 
szczęciu - tak więc pewnego popołudnia wygrzebała z szafki siatkę do włosów 
wysadzanš szarymi zatłuszczonymi podkładkami. Siatka była nadprzewodzšca, cienka 
jak pajęczyna, lekka jak mgiełka i potrafiła wykryć najdrobniejsze drgnienie myli. 
Podkładki stanowiły ceramiczne magnesy, zalewajšce mózg swymi polami. 
Wszczepka Chelsea łšczyła się ze stacjš bazowš, grajšcš na interferencjach jednego i 
drugiego. 
- Kiedy tylko na te magnesy potrzebna była machina wielkoci łazienki. - 
Położyła mnie na kanapie, nacišgnęła siateczkę na czaszkę. - To jedyny cud w tym 
przenonym urzšdzonku. Da się wykryć aktywne obszary i pyknšć je, jeli trzeba, ale 
efekty TREM-u po jakim czasie zanikajš. Żeby były trwałe, trzeba by pójć do 
szpitala. 
- A czego właciwie szukamy? Wypartych wspomnień? 

- Nie ma czego takiego. - Umiechnęła się z otuchš. - Sš tylko wspomnienia, 
które chcielimy ignorować. Jakby myleć naokoło, rozumiesz. 
- Mylałem, że włanie na czym takim polega dar szczęcia. Bo czemu... 
Położyła mi opuszkę na ustach. 
- Nie chcesz, to nie wierz, Cygnus, ale ludzie czasem chcš ignorować nawet dobre 
wspomnienia. Na przykład jeli co im się podobało, a sšdzš, że nie powinno. Albo... - 
ucałowała mnie w czoło - jeli mylš, że nie zasługujš na szczęcie. 
- Czyli ty chcesz zrobić... 
- To jest jak zupa na winie, nigdy nie wiadomo jak smakuje, dopóki nie 
spróbujesz. Zamknij oczy. 
Gdzie między uszami usłyszałem ciche mruczenie. Głos Chelsea poprowadził 
mnie przez ciemnoć. 
- Pamiętaj, że wspomnienia to nie archiwa historycznych materiałów. Właciwie 
sš... improwizowane. Cała masa rzeczy, które kojarzysz z jakim zdarzeniem, może 
być obiektywnie fałszywa, nawet jeli pamiętasz je bardzo wyranie. Mózg ma 
zabawny nawyk tworzenia montaży, dostawiania szczegółów post factum. To 
oczywicie nie znaczy, że twoje wspomnienia nie sš prawdziwe, rozumiesz? Sš 
szczerym odbiciem twojego ówczesnego sposobu postrzegania wiata i wszystkie 
wspólnie ukształtowały twoje widzenie. Ale to nie fotografie. Raczej obrazy 
impresjonistyczne. Jasne? 
- Jasne. 
- O - powiedziała. - Co mam. 
- Co? 
- Skupienie funkcjonalne. Mocno używane na niskim poziomie, ale nie na tyle, 
żeby wejć w wiadomoć. Ciekawe, co się stanie, jak tu... 
I nagle miałem dziesięć lat, wróciłem wczeniej do domu, dopiero co wszedłem 
do kuchni, gdzie w powietrzu wisiał zapach spalonego masła i czosnku. W pokoju 
obok tata i Helen kłócili się. Pokrywa od kosza na mieci była podniesiona - Helen 
czasem wystarczało tylko tyle. Ale awantura była o co innego; Helen po prostu 
chciała dobrze dla nas wszystkich, tato za mówił, że sš pewne granice i że nie 
tędy droga. Ona odpowiedziała, że nie wiesz, jak to jest, prawie go nie widujesz, i 
wtedy już wiedziałem: kłócš się o mnie. Nie było to niczym niezwykłym. 
Naprawdę jednak przeraziło mnie, że tato kontratakował. Pierwszy raz w życiu. 
- Czego takiego nie wciska się komu na siłę. Zwłaszcza potajemnie. 

Ojciec nigdy nie krzyczał, teraz głos miał niski i równy jak zawsze, ale zimniejszy 
niż kiedykolwiek i twardy jak stal. 
- Bzdury i tyle - odparła Helen. - Rodzice zawsze podejmujš decyzje w zastępstwie 
dzieci, w ich najlepszym interesie, szczególnie jeli chodzi o medyczne... 
- To nie jest problem medyczny. - Tym razem naprawdę podniósł głos. - To jest... 
- Nie medyczny? A jaki? To chyba szczyt wyparcia, nawet jak na ciebie! Może nie 
zauważyłe, ale ma wycięte pół mózgu! Mylisz, że wyleczy się bez pomocy? To jest ta 
twoja surowa ojcowska miłoć? Może od razu pozbawisz go jedzenia i wody? 
- Gdyby opiaty były wskazane, lekarz by je przepisał. 
Poczułem, jak marszczy mi się twarz na dwięk nieznanego słowa. Z otwartego 
kosza kusiło co małego i białego. 
- Jim, bšd rozsšdny. On jest taki nieobecny, prawie się do mnie nie odzywa. 
- Mówili, że to trochę potrwa. 
- Ale dwa lata! Trzeba trochę pomóc naturze, to nic złego. Kupuje się w normalnej 
aptece, bez recepty, do cholery! 
- Nie o to chodzi. 
Pusta fiolka po lekarstwach. Które z nich to wyrzuciło i zapomniało zamknšć 
pokrywę. Wycišgnšłem jš spomiędzy kuchennych resztek i przypomniałem sobie 
napis z etykietki. 
- Może chodzi o to, że kto, kto jest w domu góra trzy miesišce na rok, ma 
czelnoć osšdzać, jakim ja jestem rodzicem. Jeli chcesz mieć co do powiedzenia w 
kwestii wychowywania syna, może najpierw trochę się nim zajmij. A na razie 
odpierdol się, i to już! 
- Nie będziesz już karmić mojego syna tym gównem - powiedział ojciec. 
BONDFAST FORMULA IV 
ľ-OPIOIDALNY AKTYWATOR RECEPTORÓW / STYMULATOR INTEGRACJI MATERNALNEJ 
WZMACNIAMY WIĘ MATKI I DZIECKA OD ROKU 2042 
- Ach tak? I ty mi zabronisz, ty drobny pracoholiczku? Jeste za bardzo 
zapracowany, żeby w ogóle mieć pojęcie, co się dzieje w twojej własnej rodzinie. 
Mylisz, kurwa, że z tej swojej orbity będziesz mi co dyktować? Mylisz... 
Nagle z salonu dobiegł tylko cichy odgłos dławienia się. Wyjrzałem zza rogu. 
Ojciec trzymał Helen za gardło. 

- Mylę - zachrypiał - że jeli będzie trzeba, nie pozwolę ci zrobić czego Siriemu. I 
ty dobrze o tym wiesz. 
Wtedy mnie zobaczył. A potem ona. Oderwał dłoń od jej szyi, a minę miał dziwnie 
zakłopotanš. 
Lecz u niej nie dało się nie dostrzec triumfu. 













Zgłoś jeśli naruszono regulamin