Auguet Roland - Kaligula.pdf

(766 KB) Pobierz
1048730571.001.png
Roland Auguet
KALIGULA
Czyli władza w ręku dwudziestolatka
Przełożył Wojciech Gilewski
Payot, Paris 1975
PIW1990
2
GENEZA TYRANII
ZBRUKAĆ CIAŁA, NAPIĘTNOWAĆ DUSZE...
18 marca 37 roku n.e. Kaligula wszedł do historii, stając się oficjalnie władcą imperium. Jednakże,
ponieważ nic, co dotyczy naszego bohatera, nie jest banalne, data ta nie jest w pełni prawdziwa.
Według Tacyta bowiem już dwa dni wcześniej cesarz Tyberiusz, którego stan zdrowia od pewnego
czasu stale się pogarszał, zaczął przejawiać oznaki słabości, pozwalające spodziewać się rychłej
śmierci: „Już wśród wielkiego zbiegowiska winszujących wystąpił Gajusz Cezar, aby wziąć w
posiadanie władzę, kiedy nagle doniesiono, że Tyberiuszowi wraca głos i wzrok i że wzywają
służbę, aby dla pokrzepienia osłabionemu posiłek podała. Wtedy powstał ogólny popłoch: ludzie
rozpraszają się na wszystkie strony, każdy przybiera minę smutną albo nieświadomą; Cezar
nieporuszony milczał spadłszy ze szczytu swych nadziei i ostateczności oczekiwał. Wtedy Makron
[chodzi o dowódcę gwardii] nie tracąc głowy każe starca mnóstwem narzuconych nań koców udusić i
pokój jego opuścić. Tak skończył Tyberiusz w siedemdziesiątym ósmym roku życia."
Jak się dalej okaże, ta wersja wydarzeń właściwie mija się z prawdą. Daje jednak dużo do myślenia.
Kaligula jest trzecim z kolei cesarzem Rzymu i drugim, który zyskuje pożałowania godną reputację:
zabójstwem toruje sobie drogę do władzy, jako że mord jest prawem tego ustroju, przynajmniej
wedle obrazu, jaki o nim pozostawiono. Mord i terror. Morduje się niespodziewanie: ktoś obchodzi
urodziny, w domu panuje świąteczny nastrój; przychodzą żołnierze, wyrywają go spośród grona
zaproszonych gości, wloką przed senat, który skazuje go na śmierć. Dokonuje się masowych
egzekucji: „Leżało ogromne mnóstwo pomordowanych - czytamy jeszcze u Tacyta - wszelakiej płci,
wszelakiego wieku, znakomici i nieznani, rozproszeni albo w stosach. A krewnym ani przyjaciołom
nie pozwalano do nich przystąpić, opłakać ich, a nawet dłużej na nich patrzeć; ustawieni dokoła
strażnicy, którzy każdego głośną skargę podsłuchiwali, od rozkładających się nie odstępowali
trupów, aż je do Tybru zawleczono. gdzie płynących albo do brzegów zagnanych nikt nie palił ani
nawet nie dotykał. Ustało współczucie dla losu ludzkiego pod potęgą grozy, a w miarę jak wzrastało
okrucieństwo, ograniczała się litość..."
Oto dlaczego w niektórych przypadkach ludzie nie czekają i sami odbierają sobie życie. Gra warta
świeczki - mówią. To prawda. W ten sposób można sobie zapewnić godziwy pochówek - nie gnije
człowiek przynajmniej na brzegu Tybru jak owi nieszczęśnicy, których opisywaliśmy przed chwilą.
Ponadto można też uchronić od ruiny rodzinę: unika się wówczas konfiskaty majątku, która czeka
niechybnie skazańca. Ci, którzy nie mają potomstwa, mogą oczywiście zdobyć się na ten luksus i dać
upust całej swej nienawiści w testamencie czy też okazać swą pogardę godną śmiercią. Ktoś
postanowił pewnego dnia zażyć truciznę w czasie obrad senatu, aby zaprotestować przeciwko
bezwolności swych kolegów. Wolny wybór chwili śmierci zakrawa na prowokację. Należy zatrzeć
złe wrażenie. Wloką go do więzienia, ręce oprawcy zaciskają się na gardle zesztywniałego już od
trucizny trupa. Poprzez ten „ceremoniał" śmierć jego staje się podła, jest to śmierć skazańca, a nie
człowieka, który umiera z własnego wyboru. Ten świat bowiem nikomu nie daje żadnego wyboru:
ani tego, co by chciał powiedzieć, ani wyboru milczenia. Ani nawet kary. Jest to 3
piekło, które podejrzliwa władza przykrawa na miarę każdego.
Bądź też tak się nam to tylko przedstawia. Jeśli bliżej się temu przyjrzeć, sprawy mają się nieco
inaczej.
Jeden z anglosaskich historyków - w książce, która jeśli nawet często zawiera ziarno prawdy, to
tylko iżby tym łacniej popaść w błąd - zauważył, że owe hekatomby, o których nam piszą,
sprowadzały się w końcowym rozrachunku do skazania paru dziesiątków ludzi pod rządami, które
obejmują okres dwudziestu, trzydziestu lat. Pisząc: „Nie widać końca zbrodni", lub też: „Trwają
masowe prześladowania", Tacyt popada niewątpliwie w retorykę. Po bliższej weryfikacji okazuje
się, iż chodzi o sześć osób, z których żadna ostatecznie nie została skazana. Widocznie umiłowanie
zasad prowadzi go do ignorowania faktów. To zaś dlatego, że punkt wyjścia stanowi dlań pogląd, iż
władza może być dobra; że taka nawet była niegdyś, za czasów republiki, i że stała się niedobra. Ta
manicheistyczna koncepcja prowadzi go do zaciemniania obrazu rzeczy. Stąd też owa dramatyczna
przesada. Stąd również szkodliwe uproszczenia: wszelkie zło pochodzi od cesarza, cesarz -jest złem.
Cesarz, a więc w konsekwencji człowiek, jego życie prywatne bowiem także podlega temu prawu.
Weźmy na przykład takiego Tyberiusza, który szuka schronienia na Kaprei, aby ukryć tam hańbę
„swoich zbrodni i żądz, którymi w tak nieposkromiony sposób zapłonął, że na modłę królów
barbarzyńskich młódź wolno urodzoną porubstwem kalał. Nie tylko piękność i powaby ciała, lecz u
jednych chłopięca skromność, u drugich blask przodków były dlań do chuci podnietą. Wtedy to
dopiero wynaleziono nie znane przedtem nazwy sellarii tudzież sprintriae, pochodzące od
plugawości miejsca i rozmaitości oddawania się; a wyznaczeni do poszukiwania i sprowadzania
ofiar niewolnicy stosowali dary wobec ochotnych, groźby wobec opornych, jeśli zaś tych krewny lub
ojciec zatrzymywał - gwałty, porywania i własne swe zachcianki, jak wobec jeńców."
Otóż owo rzekomo rozpustne życie Tyberiusza na Kaprei nie znajduje właściwie potwierdzenia.
Tacyt wszelako przedstawia je nam jako rzecz pewną: cesarz musi być rozpustnikiem, jest bowiem
tyranem. A każdy tyran odczuwa nieodpartą potrzebę upokarzania: doznaje rozkoszy brukając i
bezczeszcząc. Ciała, lecz również - poprzez nie - to, co najświętsze: postacie przodków, cześć
wielkich rodów, które zapracowały na chwałę Rzymu. Stąd owo natrętne podkreślanie niektórych
urywków cytowanego powyżej fragmentu -
tak jakby Tyberiusz, bardziej perwersyjny w ostatecznym rozrachunku od władcy haremu, którego
wybór jest na ogół zdrowszy, każdego poranka dokonywał w myślach przeglądu genealogii wielkich
rodów, wyszukując w nich tę niewinną i wolno urodzoną „młódź", która byłaby w stanie przywrócić
jego zmęczonym zmysłom chęć zadawania gwałtu.
Łatwo zrozumieć, dlaczego człowiek, który sam będąc uwikłany w dramaty, jakie przeżywało
imperium -
a tak było w przypadku Tacyta, że wspomnimy tylko jego - niczego nie obwija w bawełnę i uwypukla
najpotworniejsze z ludzkiego punktu widzenia aspekty tego reżimu ucisku, jaki zapanował od czasów
Augusta. Nawet kosztem podania nazbyt uproszczonej jego definicji: podła tyrania, która ciemięży
cały lud.
Bezsprzecznie w Rzymie istnieje tyrania, lecz nie przybiera ona aż tak prymitywnej postaci. Tak,
terror staje się tam czasami chlebem powszednim, ale terror nie jest jednostronny. Wizja to
manicheistyczna -
powiedzieliśmy wcześniej - która obarcza człowieka dzierżącego ster władzy wszelkimi przywarami
i zbrodniami. Jest to prawdą w odniesieniu do większości cesarzy, przede wszystkim zaś w stosunku
do Kaliguli: zagadka, jaką stanowi jego panowanie, nie może znaleźć wyjaśnienia, jeśli fakt ten
stracimy z pola widzenia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin