Heinlein Robert A. - Zbiór opowiadań.pdf

(433 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
R OBERT H E I INLE I IN
Z B I IÓR OPOW I IADAŃ
Sp i i s s t t r r e e ś ś c c i i
Drogi muszą być w ruchu ...................................................................................................3
Wszyscy wy zmartwychwstali... ....................................................................................... 37
Długa Wachta .................................................................................................................. 50
D ROGI MUSZĄ BYĆ W RUCHU
Kto sprawia, że drogi są w ruchu?
Mówca na trybunie znieruchomiał i czekał na odpowiedź słuchaczy. Przyszła w postaci
nieskoordynowanych okrzyków wybuchających na tle wymownego szmeru niezadowolenia
płynącego po sali. - My! My! A któż by?
- Kto robi brudną robotą „tam w dole”?... Aby szanowna publiczność mogła poruszać
się wygodnie?
Tym razem odpowiedzią był zbiorowy ryk: - My!
Mówca spieszył się, by wyzyskać nastrój, słowa płynęły mu z ust gwałtownym
potokiem. Pochylił się w stronę tłumu, oczyma wbijał się w poszczególnych słuchaczy i ciskał
w nich słowami.
- Komu przemysł zawdzięcza istnienie? Drogom! Jak dostarczają żywność, którą jedzą?
Drogami! Jak się dostają do pracy? Drogami! Jak wracają do domu, do żon? Drogami! -
Przerwał dla większego efektu i zniżył glos. - Co byłoby ze społeczeństwem, gdyby nie wy,
chłopcy, gdyby nie ciągły ruch dróg? Diabli by je wzięli i wszyscy o tym wiedza. Ale kto naszą
pracą docenia? Czy mamy za nią uznanie? Do licha! Czegóż my chcemy? Czy wysunęliśmy
jakieś dzikie żądania? „Prawa opuszczenia pracy, kiedy tego zechcemy”. Ależ byle pętak z
innego resortu ma to prawo! „Równej płacy z inżynierami”. A dlaczego by nie? Kto tutaj jest
prawdziwym inżynierem? Czy trzeba być kadetem w śmiesznej czapeczce, żeby umieć
wyczyścić łożysko, czy zatrzymać rotor? Kto tu jest ważniejszy: panowie w salach kontroli czy
wy, chłopcy, tu w dole? O co jeszcze nam chodzi? O „prawo wyboru własnych inżynierów”.
Do licha, czemu nie? Kto lepiej potrafi wybrać inżynierów: pracownicy techniczni czy jakaś
głupia komisja egzaminacyjna, która nigdy nie była na dole i nie potrafi odróżnić łożysk
rotorowych od zwoju zwyczajnego drutu?
Z talentem urodzonego mówcy zniżył głos jeszcze bardziej i mówił teraz dobitnie,
urywając zdania: - Powiadam wam, chłopcy, czas już przestać się patyczkować z Zarządem
Transportu i pomyśleć o bezpośrednim działaniu. Niech sobie wrzeszczą o demokracji! My
wiemy, że to zawracanie głowy. Ale my mamy siłę, a to jest najważniejsze!
W końcowych rzędach sali podniósł się jakiś człowiek. Gdy mówca przerwał, zapytał: -
Bracie przewodniczący, czy mogę wtrącić dwa słowa?
- Głos ma brat Harvey.
- Chciałem zadać jedno pytanie: o co ten cały krzyk? Mamy najwyższą stawkę ze
wszystkich mechaników, pełne ubezpieczenia, pełną emeryturę, no i bezpieczeństwo pracy,
tyle że każdy z nas może ogłuchnąć. - Zsunął z uszu hełm przeciwhałasowy. Na sobie miał
kombinezon, widocznie przyszedł tu prosto z pracy. - To prawda, że nas obowiązuje
trzymiesięczne wypowiedzenie. Ale, chłopcy, wiedzieliśmy o tym zgłaszając się do pracy. A
drogi muszą przecież być w ruchu bez przerwy... Nie mogę stawać, kiedy jakiemuś leniuchowi
znudzi się robota... Ale przychodzi Mydlarz - przewodniczący zadzwonił i mówca się poprawił
- przepraszam, brat Mydlarz... I mówi nam, że jesteśmy potężni i że powinniśmy przejść do
akcji bez pośredniej. Bzdury! Naturalnie możemy zatrzymać drogi i narobić bigosu na cały
kraj... ale to samo potrafi byle łobuz z puszką nitrogliceryny. Do tego nie trzeba być
technikiem... I skąd ta myśl, że my jesteśmy pępkiem świata? Nasza praca jest bardzo ważna, to
prawda. Ale co robilibyśmy na przykład bez farmerów... albo hutników... czy dziesiątka innych
jeszcze zawodów?
Przerwał mu chudy człowiek o sterczących górnych zębach: - W kwestii formalnej,
bracie przewodniczący, chcę o coś zapytać brata Harveya - po czym zwracając się do tego
ostatniego ciągnął z chytrym błyskiem w oku: - Czy brat Harvey przemawia w imieniu
związku, czy tylko we własnym? A może nie wierzy w ogóle w związek? A może - urwał i od
stóp do głów przyjrzał się wyprostowanej postaci Harveya - może jest przypadkiem agentem,
co?
Harvey popatrzył na pytającego takim wzrokiem, jakby stąpnął na ropuchę.
- Sikes - powiedział - gdybyś nie był takim mikrusem, wbiłbym ci twoje zęby w
jadaczkę. Pomagałem zakładać ten związek. Strajkowałem w roku sześćdziesiątym. A gdzie ty
wtedy byłeś? Z żółtymi?
Przewodniczący zaczął gwałtownie dzwonić.
- Dosyć tego! - powiedział. - Nikt, kto zna choć trochę historię naszego związku, nie
wątpi w lojalność brata Harveya. Wracamy do porządku dziennego. - Odchrząknął i mówił
dalej. - Zazwyczaj nie wpuszczamy obcych na trybunę; w dodatku niektórzy z was wyrazili się
bardzo ujemnie o części inżynierów, którzy nami kierują w pracy. Ale jest jeden inżynier,
którego chętnie słuchamy, ilekroć zdoła oderwać się od swoich ciężkich obowiązków. Może
zresztą dlatego, że tak długi czas miał za paznokciami ten sam brud co i my. Krótko mówiąc,
oddaje głos inżynierowi Van Kleeck...
- Bratu Van Kleeck! - zawołał ktoś na sali.
- Zgoda! A więc brat Van Kleeck, zastępca naczelnego inżyniera.
- Dziękuję, bracie przewodniczący. - Gość szybko wszedł na trybunę i uśmiechnął się
serdecznie do tłumu. Cały aż się rozpływał na widok ich uznania. - Dziękuję, bracia. Myślę, że
nasz przewodniczący ma racje. Zawsze czułem się lepiej tu, w sali związkowej sektora
Sacramento - czy w każdej innej sali związkowej - niż w klubie inżynierów. Te smarkate
inżynierskie kadety wyłażą mi już bokiem. Może gdybym był skończył jakiś elegancki instytut
techniczny, miałbym dobrze widziany sposób myślenia. Ale ja wyszedłem z samych dołów... A
teraz, jeśli chodzi o wasze żądania, które Zarząd Transportu odrzucił bez żadnych wyjaśnień...
Czy mogę mówić swobodnie?
- A naturalnie! Nam można zaufać!
- Może nie powinienem mówić o tych sprawach, ale to trudno! Bardzo was dobrze
rozumiem. Drogi są wielkim osiągnięciem naszych czasów, a dzięki wam przecież są one w
ruchu. Logicznie myśląc, wasze zdanie zawsze powinno być wysłuchane, a wasze życzenia
spełnione. Więc można się było spodziewać, że nawet politycy będą mieli dość oleju w głowie,
aby to zrozumieć. Czasami, gdy nie śpię w nocy, zastanawiam się, dlaczego my, technicy, nie
przejmujemy tego wszystkiego i...
- Żona dzwoni, panie inżynierze.
- Dobrze. - Wygasił biurowy telekomunikator i chwycił słuchawkę telefonu na biurku. -
Tak, moja droga, wiem, że obiecałem, ale... Masz zupełną rację, kochanie, ale Waszyngton
domaga się stanowczo, żeby Blekinsopowi pokazać wszystko, co tylko zechce zobaczyć. A nie
wiedziałem, że przyjeżdża dzisiaj... Nie, nie mogę go nikomu podrzucić... Żadnemu z
podwładnych, to byłoby niegrzecznie. Mówiłem ci, że jest australijskim ministrem transportu...
Tak, kochanie, wiem, że grzeczność zaczyna się w domu, ale drogi muszą być w ruchu. Taką
już mam pracę. Wiedziałaś, wychodząc za mnie... A to właśnie należy do mojej pracy... Tak, to
dobrze. Na śniadanie będę na pewno w domu. Wiesz co? Przygotuj śniadanie w koszyczku i
urządzimy sobie piknik. Spotkamy się w Bakersfield... W zwykłym miejscu... Dobranoc,
kochanie. Ucałuj małą ode mnie.
Odłożył słuchawkę, a ładna, choć bardzo niezadowolona twarz żony znikła z ekranu.
Do gabinetu weszła młoda dziewczyna. Gdy otwierała drzwi, przelotnie ukazały się słowa
wypisane na ich zewnętrznej stronie: „Centrala Drogowa Diego-Reno, Biuro Głównego
Inżyniera”. Spojrzał na nią zmęczonym wzrokiem.
- Ach, to ty, Dolores. Pamiętaj, nie wychodź za inżyniera, wyjdź za artystę. Mają więcej
czasu dla domu.
- Dobrze, szefie. Pan Blekinsop czeka, szefie.
- Już? Nie spodziewałem się go tak prędko. Statek z Antypodów musiał wcześnie
przylecieć.
- Tak, szefie.
- Dolores, czy ciebie coś kiedy wzrusza? - Tak, szefie.
- Hm, to brzmi niewiarygodnie, ale ty nigdy się nie mylisz. Poproś Blekinsopa.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin