Spolszczył
Wacław Rogowicz
Od tłumacza
Ósmego czerwca, w nocy...
Moi sąsiedzi...
Doliną Punaru...
Od pewnego czasu spochmurniałem...
Huczne wesele...
Tkliwość, gwałtowność, powaga...
Wieczorami, w łożu...
Te ostatnie wiersze...
Od jakichś dwóch tygodni...
Pora była kłaść się na spoczynek...
Trzeba mi było wracać...
Tekst wg wydania z 1925 r.
Są książki pisane nie przez ludzi pióra, których literatowi uzupełniać nie wolno. Oryginał Noa noa, w wydaniu czasopisma literacko-artystycznego La Plume w Paryżu, dziś już rzadkość bibliograficzna, nosi w nagłówku nazwiska dwóch autorów: Paul Gauguin et Charles Morice. Krytyk Morice zajął się „fachowym przyrządzeniem” pamiętnika malarza, i, moim zdaniem, to współpracownictwo nie wyszło książce na dobre. Gauguin spisał swe bezpośrednie wrażenia i przeżycia wyniesione z dwuletniego pobytu na polinezyjskiej wyspie Tahiti śród krajowców-Maorysów. Morice dał, w formie lirycznej impresji, długi i niepotrzebny wstęp-konspekt ( Point de vue), upstrzył Noa noa na zimno polerowanymi wierszami i powplatał w książkę dywagacje prozą, żmudnie stylizowane, na motywach bądź zasłyszanych od Gauguin’a, bądź zaczerpniętych z jego notatek lub oceanijskich obrazów i rzeźb.
Ta sztuczna domieszka literatury ma się tak do wzruszających swą prostotą i szczerością, pulsujących czarem pierwotnej przyrody, aż wreszcie skrystalizowanych w głęboki panteizm wynurzeń wielkiego neoprymitywisty, jak kawiarniana „grenadina”, w której nie ma ani kropli naturalnego soku granatu, do wystałego, czystego i tęgiego burgunda.
Noa noa znaczy po maorysku: nader wonna.
Chcąc ocalić „bukiet” tej książki o przedziwnym zapachu, starałem się odcedzić z niej całą paryską grenadinę egzotyzującego literata, kierując się po prostu węchem tam, gdzie tekst malarza nie został wyodrębniony.
Nie krzywdzę więc pana Morice’a, opuszczając jego nazwisko w polskim wydaniu tej książki: w świadomości swej nie korzystałem z jego współpracy przy spolszczeniu Noa noa.
Oczyszczenie tekstu Nader wonnej od każących go dodatków niefortunnego „współautora” uważałem za swój obowiązek, i wobec pamięci genialnego rewolucjonisty w sztuce malarskiej na przełomie XIX i XX wieku, i wobec polskiego czytelnika, któremu należało dać pamiętnik niepospolitego człowieka w formie możliwie najwierniej odtwarzającej autentyczny jego rękopis.
W. R.
Ona jest bardzo subtelna i nader płochliwa, bardzo dumna i mądra, ta Ewa pozłocista – i ja nie wymyśliłem mieszaniny przerażeń i rozkoszy, tworzącej maoryski czar.
Paweł Gauguin do Karola Morice'a
Ósmego czerwca, w nocy, po sześćdziesięciu trzech dniach podróży, sześćdziesięciu trzech dniach gorączkowego wyczekiwania dostrzegliśmy zygzaki dziwacznych ogni na morzu. Na tle ciemnego nieba odcinał się czarny, ząbkowaty stożek.
Okrążaliśmy Mooreę, by ujrzeć Tahiti.
W kilka godzin potem zaczęło dnieć; zbliżając się powoli do raf, weszliśmy w przesmyk i bez szwanku zarzuciliśmy kotwicę w przystani.
Ta część wyspy, na pierwszy rzut oka, nie ma w sobie nic nadzwyczajnego, nic na przykład, co można by porównać ze wspaniałą zatoką Rio de Janeiro.
Jest to wierzchołek góry zatopiony w morzu w zamierzchłe dni potopu. Sam tylko szczyt panował nad wodami; jakaś...
wojtekg4