trzy-kolorowe-aniolki-108-11f8.pdf

(747 KB) Pobierz
trzy
Gdy święty Mikołaj skończył robotę z pomocą swoich aniołków, powiedział im jak co
dzień:
– Idźcie spać. Bo jutro jeszcze mamy dużo do roboty.
Aniołki były tak zmęczone, że ledwo na nóżkach stały, ledwo miały siłę, by poruszać
skrzydełkami. Bo roboty było co niemiara.
Najpierw musiały czytać listy od dzieci ze świętym Mikołajem, z mamusiami tych dzieci,
z tatusiami, z babciami i dziadziami. A tych listów przyszło mnóstwo. A poza tym: niektó-
re były nabazgrane tak, że trudno było się nawet domyślić, co tam jest napisane.
Potem szukały tego, o co dzieci prosiły i tego, o co dzieci nie prosiły, z mamusiami dzieci
i z ich tatusiami, braćmi, siostrami, siostrami ciociami, z wujkami, z kolegami, koleżanka-
mi w sklepach, sklepikach, domach towarowych, po szafach, kufrach, pawlaczach, kre-
densach, najrozmaitszych szuladach, szuladkach – wybierały, co trzeba było. A to buciki,
a to rajtuzki, a to skarpetki, a to nawet narty, a to sweterki, żeby nie były za duże ani za
małe, ani za czerwone, ani za niebieskie, ani za ciasne, ani za szerokie, ani za krótkie, ani za
długie, ale w sam raz, a to zabawki – i samochodziki, i pociągi, i lalki, i misie.
Wreszcie pakowały do pudełek, ładnie układały, równiutko, żeby nic nie pomiąć, nie
uszkodzić, a nawet wiązały wstążeczkami, wiązały w kokardki. A jak nie do pudełek, to
do woreczków. Upychały do pudeł i toreb jeszcze słodycze, wszystko wiązały sznurecz-
kami, podpisywały: „Od świętego Mikołaja dla grzecznej Basi, Kasi czy Joasi, grzeczne-
go Władka, Sławka czy Łukaszka”, a czasem dopisywały: „żeby zawsze był taki dobry,
tak się dobrze uczył, tak pomagał mamie”. A czasem całkiem inaczej: „Dla nie-
grzecznej Basi, Kasi czy Joasi, dla niegrzecznego Władka, Sławka czy
Łukaszka, z życzeniami, żeby nie był taki naburmuszony
jak bąk na wiosnę” albo „żeby nie był taki leni-
wy jak leniwiec”, albo żeby nie był
taki, owaki i tak dalej.
ks. Mieczysław Maliński
aniołki
98
bliżej przedszkola 9.108 wrzesień 2010
982077335.007.png 982077335.008.png
blizejprzedszkola.pl
Umęczyły się aniołki. Bo trzeba było nie tylko la-
tać, ale rączkami też trzeba było się napracować
i nóżkami też trzeba było się nachodzić. Miały już
ze zmęczenia zaczerwienione buzie, a nawet uszka,
a i łapki od wiązania sznurkami. Oczka im się same
zamykały. Wobec tego święty Mikołaj powtórzył:
– Aniołki, proszę spać.
– A co będzie dalej z tymi darami od świętego Mi-
kołaja? – zapytało złote aniolątko.
– Widać, żeś ty nowy. Z tymi podarunkami będzie
tak – odpowiedział święty Mikołaj – że jutro, jak
tylko zrobi się ciemno, wezmą je mamy, taty, bab-
cie, dziadziowie, bracia i siostry, koledzy i koleżan-
ki, wszyscy ze swoimi aniołami stróżami, i położą
pod poduszkę swoim dzieciom.
– Nie my? – zdziwiło się srebrne maleństwo.
– Wy już ledwo na nóżkach stoicie, wy teraz mu-
sicie sobie odpocząć.
– A to szkoda – powiedziało niebieskie nieustra-
szone maleństwo – bo ja chętnie bym dzieciom
rozdawał podarunki. Z ich mamusiami, z ich ta-
tusiami, siostrzyczkami, braciszkami, babciami,
dziadziami, ciociami, wujkami, kolegami i kole-
żankami. Nie, nie zbudziłbym żadnego ani nie
potrąciłbym lampy, ani drzwi by nie skrzypnęły,
ani nie zaszeleściłaby iranka.
– Jak dorośniesz, to i ty może kiedy będziesz
aniołem stróżem.
– Trzeba dorosnąć? – zaniepokoiło się pierwsze.
– A tak, bo jak możesz radzić, pomagać, gdy nie
będziesz sam bardzo mądry i doświadczony.
– Aha – powiedziało drugie i trzecie maleństwo
bez przekonania.
– No, ale teraz już spać – powtórzył święty Mi-
kołaj.
Wobec tego każdy aniołek położył się na wygod-
nym obłoczku, podsunął sobie pod główkę drugi
obłoczek, przykrył się trzecim obłoczkiem i spał.
A obłoczki były dobre, widziały, jak aniołki są
zmęczone, zrobiły się jeszcze bardziej mięciutkie
i cieplutkie. Otuliły umordowane aniołki i leciut-
ko zaczęły je kołysać do snu. W niebie zrobiło się
prawie ciemno, prawie noc. I aniołki już spały.
Święty Mikołaj też się napracował. Niby on tylko
pokrzykiwał, ale i myślał, a to też praca. Usiadł
więc ciężko w swoim fotelu, głęboko odetchnął,
przymknął oczy i poczuł, że ze zmęczenia aż mu
szumi w głowie i wszystko się kręci. Ale po chwi-
li otworzył oczy i rozejrzał się już całkiem przy-
tomny. I tak patrzył i patrzył, a tutaj na chmurce
aniołek leży i tam na chmurce aniołek leży i śpią
jak susły, prędziutko, żeby odpocząć. No bo jutro
kolejny dzień ciężkiej pracy i trzeba nabrać sił.
Naraz święty Mikołaj jakoś poczuł się niespokoj-
ny. Czuł, że coś mu dolega. Nie bardzo wiedział,
co to może być. Poruszył się na fotelu. „Czy mnie
coś nie gniecie?” Ale go nie gniotło. Fotel był wy-
godny. „Czy mnie coś nie uwiera?” Ale nic go nie
uwierało. Aż wreszcie spostrzegł, że to go uwie-
ra sumienie: że jakaś się niesprawiedliwość dzieje
i on w to jest zamieszany. Rozejrzał się jeszcze raz
wokół siebie. Znowu zobaczył swoje umordowa-
ne aniołki śpiące jak susły. Tak, to jest to. Zaczął
myśleć sobie święty Mikołaj, a nawet mruczeć do
siebie:
– To aniołki dla dzieci robi-
ły paczki po to, żeby każ-
de...
99
bliżej przedszkola 9.108 wrzesień 2010
982077335.009.png 982077335.010.png
Bajkolandia
Z kolei przeniósł wzrok na ziemię, na śpiące matki, ojców, babcie, dziadziów,
ciocie – umordowanych przygotowywaniem paczek dla swoich pociech.
Niektórzy jeszcze nie spali, ale kończyli swoje prace nad paczkami.
I już wiedział, co mu tak dokucza. Nawet zaczął mruczeć do siebie:
– A to przecież też dzieci, choć mają trzydzieści a nawet sześć-
dziesiąt lat. Ja też o nich powinienem pamiętać. Tylko najpierw
porozumiem się z Panem Bogiem.
Nie musiał daleko chodzić, bo na szczęście Pan Bóg jest wszędzie.
A Pan Bóg jak najbardziej z tym pomysłem się zgadzał.
– Ale to nie wszystko. Pomóż mi – prosił święty Mikołaj.
– Jak sobie to wyobrażasz? – pytał uśmiechnięty Pan Bóg.
– Przez aniołów stróżów. Niech oni mi pomogą, bo już najwyższy
czas. Przecież mamy tylko jeden dzień do mojego święta. I moi aniołko-
wie sami nie nadążą.
– Dobrze, zezwalam.
Archanioł Gabriel był zachwycony. Wszystkim aniołom stróżom przekazał należne
polecenie. Rano aniołki świętego Mikołaja wstały ze snu, przebudzone pierwszymi pro-
mykami wschodzącego słońca, gdy się dowiedziały, jaka je robota czeka, w czym mają
pomagać aniołom stróżom, aż zatrzepotały z radości skrzydełkami. Aż rączki wznosiły
z podziwu, aż zaczęły śpiewać z dziękczynienia, i to tak głośno, i tak pięknie, że aż ludzie na ulicach
przystawali, dziwując się, skąd im tak nagle radośnie i ciepło w duszy, choć na zewnątrz zimno.
I zaczęło się. Przy śniadaniu w domu albo w szkole na przerwie coraz to jakiemuś maluszkowi,
starszakowi albo całkiem dużemu chłopcu, dziewczynce z kokardami albo i bez wpadało do
głowy i jak tylko mama się oddaliła od stołu na dwa kroki, szeptało toto takie małe do swojej
mniejszej siostrzyczki albo większego braciszka – szeptało tak, że można było słyszeć na końcu
drugiego pokoju:
– A święty Mikołaj przyjdzie do mamusi i tatusia?
– Nie przyjdzie. Bo przychodzi tylko do dzieci – odpowiadało mu to drugie, większe albo mniejsze.
– No to jak nie przyjdzie, to mamie i tatusiowi będzie smutno.
– No, ale co na to możesz poradzić?
– A może byśmy się zabawili w świętego Mikołaja i zrobili jedną paczkę mamie, a jedną tacie – to pierw-
sze nie ustępowało, wspomagane przez świętego anioła.
– No i co wsadzisz do paczki. Przecież trzeba mieć dużo pieniędzy, żeby taką paczkę zrobić – odpowia-
dało to drugie.
Bywało, że na tym się sprawa kończyła, ale bywało, że pierwsze, popychane przez swojego anioła stró-
ża, nie dawało za wygraną.
– A ja w skarbonce mam trochę pieniędzy. Zresztą wiem, że to na pewno nie trzeba
drogiego prezentu, żeby rodzicom sprawić radość. Można by coś nary-
sować, namalować, wyciąć.
– Namalować, narysować, wyciąć – przedrzeźniało drugie. – Ta-
kie coś to się daje na imieniny, a nie na świętego Mikołaja.
Bywało, że wtedy to pierwsze załamywało się ostatecznie, ale cza-
sem, poszturchiwane przez świętego anioła, brnęło uparcie dalej:
– To kupię mamie sitko do herbaty, bo tamto już sczerniało. Albo
grzebień do włosów. Mama lubi się czesać. Albo...
– Albo, albo, albo – przedrzeźniało to drugie. – Dajże mi święty
spokój, rób sobie, co chcesz, i nie denerwuj mnie.
A naprawdę, to to drugie było zdenerwowane, bo jego anioł stróż nie
dawał mu spokoju, a ono go nie chciało słuchać. Bywały i dzieci myślące
tylko o sobie albo leniwe, albo skąpe, albo jedno i drugie, i trzecie i nie chcia-
ły słuchać tego, co im anioł stróż mówił. Ale bywały i takie, które wreszcie zro-
zumiały, zachwyciły się pomysłem anielskim i zabierały się z ich pomocą do roboty.
100
bliżej przedszkola 9.108 wrzesień 2010
982077335.001.png 982077335.002.png
blizejprzedszkola.pl
I zaczęło się szukanie w głowach odpowiedzi na pytanie, co mogłoby mamie sprawić radość, co mogłoby
tatusiowi sprawić radość.
– No, na pewno nowy samochód, ale skąd go wziąć? To może coś mniejszego, tańszego, ale co? No, na
pewno futro karakułowe, tym bardziej, że idzie zima. Ale skąd wziąć takie futro? Może jednak coś tańsze-
go i mniejszego.
– Może rękawiczki skórzane, bo faktycznie przydałyby się. Tylko czy na takie starczy również pieniędzy.
A może by tak zwyczajne, jednopalcowe?
– A właściwie szkoda, że to tak późno, bo można by nawet samemu zrobić z włóczki. Jak nie rękawiczki,
to grube skarpetki na mrozy albo szalik – zawsze to prostsza robota.
– To może na przyszły rok, a w tym roku? Może ostatecznie ten grzebień do włosów albo lepiej szczotkę.
Pomiędzy rodzeństwem trwały gorączkowe narady, doprowadzające czasem do wybuchów, spięć, a na-
wet rękoczynów.
– A może jakiś dobry krem do twarzy albo do rąk. Mama ciągle narzeka, że jej pękają dłonie.
– To ja kupię krem, a ty co innego.
– To ja, nie ty, to ja pierwszy powiedziałem, to moje prawo.
– A właśnie że ja.
Czasem dopiero z największym wysiłkiem udawało się aniołkom zażegnywać wzbierającą burzę, a cza-
sem się nie udawało. Aniołki miały pełne ręce roboty.
– A tatusiowi co? Z tatusiem zawsze kłopot, bo to nie wiadomo, co mu może sprawić
przyjemność oprócz skarpetek, rękawiczek, szalików, krawatów, czapek narciarskich,
długopisów, które wciąż gubi, zestawu lamastrów kolorowych, które
my od tatusia wciąż „pożyczamy”, spinaczy do papieru, ślicznej pa-
peterii, tym bardziej że tata nie lubi odpisywać na listy, to się może
zachęci. No i co jeszcze, no i co jeszcze?
– Przecież zrozum. To nie chodzi o to, żeby był drogi prezent, ale
traiony, taki, który sprawiłby radość, nawet drobną. Żebyśmy się
potraili domyślić. No właśnie, ale co?
A potem trwało gorączkowe latanie po sklepach, w których okazywało
się, że nic nie ma z tego, co sobie człowiek wymyślił, bo przeważnie
jeszcze było wczoraj albo przed tygodniem – trzeba było przyjść wcześniej,
a następne przyjdą może w przyszłym tygodniu , a tymczasem potrzeba tego już
dzisiaj. dzisiaj jak było, to nie takie piękne, nie takie kolorowe, nie takie cieka-
we. Ale już w ostatecznej rozpaczy trzeba było kupić, choć to nie takie, i usiłować
zrobić z tego coś bardziej sensownego, a przynajmniej zapakować w ładne, kolorowe
papiery i ozdobić pięknym podpisem: „Ukochanej mamie od świętego Mikołaja”.
– Coś ty, zwariował? To będzie wiadomo, że od ciebie. Nie możesz pisać „mamie”.
– No to jak? Nazwiskiem i imieniem? To za sztywno, za poważnie.
– Ale trai.
– A przy tym drugim dopisać: „Żeby tatuś więcej był w domu”.
– A tak się nie domyśli?
– Przecież to święty Mikołaj, ma prawo upominać nie tylko małe dzieci, ale i duże.
– No to dopisz. I żeby mniej palił papierosów, a najlepiej wcale, tak jak my nie palimy.
– Aleś ty jest. Znowu to samo: jakie „my”. Najwyżej: „tak jak ja nie palę” i podpisać się: święty
Mikołaj. I dodać rózgę, żeby się poprawił. No, nie taką dużą, wystarczy malutka.
Wreszcie podarunki zostały zapakowane, podpisane i schowane, żeby nikt ich nie znalazł, kto
znaleźć nie powinien, do samego wieczora, kiedy to na palcach, cichuteńko, będą podłożone
rodzicom pod poduszkę, a przynajmniej na stoliczek nocny czy gdzieś w pobliżu. Ale były wy-
jątki. Do takich wyjątków święty Mikołaj wysyłał swoich wypróbowanych pomocników, którzy czasem
– choć młodzi wiekiem – pomagali ludziom, rozwiązywali ich skomplikowane problemy.
Pierwsze aniolątko znalazło się w domu, gdzie dwójka dzieciaków była niepocieszona.
– Nie było żadnego listu od taty? – dziwiła się dziewczynka.
– Pytałem mamę dzisiaj już trzy razy – potwierdził chłopiec.
101
bliżej przedszkola 9.108 wrzesień 2010
982077335.003.png 982077335.004.png
Bajkolandia
– Ani żadnego telefonu?
– Od taty nie było.
– No to jak to będzie: święty Mikołaj bez taty?
– Dotąd tata zawsze był.
– A obiecał, że przyjedzie.
– Nie obiecał, tylko powiedział, że się postara.
– To znaczy, że nie wiadomo.
Aniołek podszepnął chłopcu:
– Powinniśmy robić wszystko tak, jakby miał
przyjechać na pewno.
Chłopiec usłyszał to jak odkrycie Ameryki i oświad-
czył z zachwytem siostrzyczce:
– A my wszystko będziemy tak robili, jak gdyby
tata przyjeżdżał na pewno!
Drugie aniolątko zostało posłane do mieszkania na
wysokim piętrze wieżowca. W czyściutko utrzyma-
nym pokoju na łóżku leżała chora mama. Rozma-
wiała właśnie przez telefon ze swoją przyjaciółką:
– Przecież nie mogę tego zrobić mojej małej, że
w przeddzień świętego Mikołaja powędruję do
szpitala. Sam lekarz nie jest jeszcze przekonany,
że tak należy postąpić.
– No to gdzie problem – odezwał się głos w słu-
chawce.
– Nie zdążyłam nic przygotować dla mojej ma-
luchy.
– A to kłopot.
Aniolątko natychmiast włączyło się w akcję i pod-
powiedziało:
– A może byś była łaskawa kupić jakiś drobiazg
dla mojej córeczki?
– Mam pomysł – powtórzyła chora. – Tylko nie
śmiem cię prosić.
– Mów, mów.
– A może byś ty coś kupiła dla mojej małej. Ja ci
wyrównam wydatek przy okazji.
– Ależ oczywiście. Tylko przyślj mi ją. Ja to tak
zapakuję, że nie spostrzeże się, co niesie.
– No to cudownie. Bardzo ci dziękuję za pomoc.
Trzecie aniolątko zostało posłane do mieszkania,
gdzie chłopiec mówił do swojej matki:
– Tylko pamiętaj. Ja nie chcę żadnego prezentu
od świętego Mikołaja.
– Wiem, mówiłeś. Ty chcesz tylko tego, żeby wró-
cił twój ojciec a mój mąż.
– Tak, tylko tego.
– Ty wiesz, że ja o niczym innym nie marzę.
Aniolątko trzecie milczało. Nie wiedziało, co po-
wiedzieć. Jak doradzić. Wreszcie wymyśliło:
– Pomódlmy się razem do Boga w tej sprawie – pod-
szepnęło mamie.
Mama przyjęła ten pomysł:
– Może byśmy poprosili Boga, by tata wrócił.
– Zgoda, możemy się pomodlić, ale również trze-
ba coś robić.
– Co my możemy zrobić? Przecież nawet nie wie-
my, dokąd tata wyjechał.
– A właśnie. Byłoby wszystko jasne, gdybyśmy
znali adres tej pani, z którą mama tatę widywała.
Aniołki powróciły do nieba znowu umordowa-
ne, że strach. Ale szczęśliwe, że tym razem mogły
pracować z dziećmi. Bo takie małe aniołki święte-
go Mikołaja wszystkich ludzi kochają, ale najbar-
dziej dzieci. W niebie trwał rejwach jak rzadko.
Bo każdy chciał opowiedzieć, jak to z jego dzie-
ckiem było. Aż święty Mikołaj z trudem zapędził
aniołki do spania i uciszył je, zapowiadając, że
chce o coś ważnego zapytać:
– Kto chce ze mną i z aniołami stróżami, z mama-
mi, tatusiami, babciami, ciociami, wujkami i dzieć-
mi rozdawać podarunki, ręka do góry.
Nawet nie skończył zdania, a podniosły się ręce
i rozległ się taki okrzyk radości, że aż wszystkie
chmury i chmurki zadrżały ze zdziwienia.
I zaczęło się rozdawanie. Już zaraz po kolacji
mamy i taty wpędzali swoje dzieci do łóżek. One
tym chętniej to robiły, bo obiecywały sobie, że
prędziutko się wyśpią zaraz z wieczora, a w nocy
będą czekały na przyjście świętego Mikołaja, żeby
go zobaczyć, i aniołki też. A potem po cichutku
wyjmą paczkę przygotowaną dla rodziców i tak
dalej, i tak dalej.
Ale to, co było wymyślone bardzo logicznie i pro-
sto, w praktyce się przeważnie bardzo kompli-
kowało i tak toczyła się noc pełna przygód, nie-
spodzianek, piętrzyły się potknięcia, powstawały
sytuacje niebezpieczne, ale na szczęście kończyło
się wszystko wcześniej czy później wybuchami ra-
dości przy otwieraniu paczek, ich rozwjaniu, oglą-
daniu, próbowaniu, przymierzaniu, podziwianiu.
Noc urocza, jedyna, zawsze za krótka, najlepiej,
żeby trwała całe życie, pełna cudów i miłości.
Przeciągająca się na cały dzień. Bo co rusz wpada-
ła do domu, nawet już po południu, a to ciocia, a to
wujek, a to nawet sąsiadka, kolega czy koleżanka,
twierdząc, że spotkała na klatce schodowej, przed
domem, a nawet daleko na ulicy, świętego Mikoła-
ja i ten, już nie mając czasu, prosił, aby podać pacz-
kę pod wskazany adres.
KS. MIECZYSłAW MALIŃSKI
102
bliżej przedszkola 9.108 wrzesień 2010
982077335.005.png 982077335.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin