134 - Silniejszy niż śmierć.pdf

(1158 KB) Pobierz
1035728195.001.png
1035728195.002.png
Rozdział I
—Był już pełny, słoneczny dzień, kiedy opalizujący w
świetle Radosny ptak Drongo. jak go sarkastycznie
nazywałem, pojawił się znowu, po raz pierwszy od dobrych
kilku lat. Nabierając pod skrzydła ciepłego. lipcowego
powietrza opadł na otaczający mnie i pulsujący w rytm mego
oddechu kokon, który też wychynął nic wiedzieć skąd.
Drżałem. Ptak z nieopisaną i przez to przerażającą
powolnością złożył swoje nietoperzowate skrzydła i wlepił we
mnie wzrok. Patrzyliśmy na siebie z nienawiścią. Łysy łeb i
szyja z chodzącą w górę i w dół ostrą grdyką upodabniały go
do wyleniałego amerykańskiego kondora, który stara się
połknąć piłkę tenisową.
To nie było absolutnie śmieszne. Zresztą nie przypomina
żadnego ze znanych mi choćby z albumów okazów fauny. Czy
zresztą jakikolwiek ziemski ptak ma włosy zamiast piór?
Zamiast szponów ludzkie dłonie? Jego dziób miał wyraz —
właśnie tak! — szyderczy. Cały był jednym wielkim
szyderstwem zc mnie. Byłem tego pewny, zresztą
potwierdzenie widziałem w jego wyłupiastych ślepiach.
—Rozstawiając wygodniej te swoje przeraźliwe dłonio—
łapy i machając błoniastymi skrzydłami trzep- nął dziobem w
powlokę mojej klatki. Wysoki, napięty dźwięk niemal
rozsadził mi czaszkę. Starałem się rozpaczliwie zasłonić sobie
uszy. ale nie mogłem, gdyż ręce (nie wiem. czy to już
powiedziałem) miałem bezwładne. Wolno mi było tylko
zaciskać pięści. Nic nie znaczący, śmieszny gest...
Dźwięczny ton potoczył się z równą siłą jeszcze raz i
jeszcze. Wiedziałem, ogromnie dokładnie wiedziałem, co
stanie się dalej. Najlepszym wyjściem było po prostu
zdechnąć z przerażenia, ale ten dźwięk wyparł ze mnie
wszystkie uczucia... Facet bez twarzy siedzący w kącie —
klatka była półprzezroczysta i paraboloidalna. ale jakimś
cudem miała również kąty — drgnął i leniwie posunął się w
moim kierunku. Spieszyć się nic musiał, miał kupę czasu i
wiedział o tym. W trójpalczastej dłoni tlił mu się papieros.
Metodycznie, w takt uderzeń dzioba, przytykał mi jego
żarzący się koniec do twarzy, poczynając od kącików warg
ukosem w stronę oczu. Mogłem je tylko zamknąć, podobnie
jak pięści, i miało to ten sam efekt.
Chyba zacząłem krzyczeć, raczej na pewno tak, bo usta
miałem otwarte, ale dźwięk uderzeń dzioba wypełniał tak
szczelnie to w gruncie rzeczy niewielkie pomieszczenie, że
nie było w nim już miejsca na mój krzyk. Żar był tuż obok
oczodołów. za następnym razem... Aaaaaa!!! Z wysiłkiem
skręcającym mi kręgi szarpnąłem głową i w tym samym
momencie usłyszałem własny ryk. Było gorąco jak we
wnętrzu hutniczego pieca. Uczucie to powoli, bardzo powoli
mijało...
Z trudem uchyliłem powieki. Leżałem brzuchem na
podłodze koło fotela. Musiałem się z niego zsunąć w nocy. bo
ciało miałem pokracznie skręcone. Przyciskałem nim do
podłogi ręce, ścierpnięte teraz i nieczule, gdy próbowałem
nimi poruszyć. To tłumaczyło ich unieruchomienie w tym...
śnie? Nie bytem wcale pewien, czy był to jeszcze tylko sen,
czy już. jawa. Niezmienność pojawiania się w pewnych
momentach mego życia tej... wizji... była niepokojąca i
naprawdę nie wiedziałem, czy oznacza to nieistotny, choć
nieprzyjemny majak, co się zdarza, czy też mam już
przyjaciela... Jak się ma przyjaciela, to wtedy to, co wydaje
się jedynie potwornym snem, jest najzupełniej realnym
koszmarem. Nieskończenie realnym koszmarem. I nie jest
wcale lżej ze świadomo ścią, że powstaje on w tobie, bo wiesz
to dopiero potem...
Czyżby tak zaczynało się delirium?! Ta myśl dźgnęła mnie
na tyle mocno, że znalazłem siłę na przekręcenie się na
wznak i oparcie głowy o najbliższą nogę fotela. Po chwili
podciągnąłem się tak. aby spoczywała na brzegu siedzenia.
Zimny pot. który mnie oblał po tych zabiegach, otrzeźwił
mnie jeszcze bardziej, oczywiście po dobrze znanym i
nieuchronnym osłabieniu, wywołującym deszcz mroczków
przed oczami. Byłem ju ż zdolny do tępego patrzenia w głąb
jasnego pomieszczenia, w którym z wielkim trudem
rozpoznałem własny pokój. Mimo to zawirowało mi w głowie
pytanie, jakie zawsze zjawia się przy takich okazjach; ..gdzie
ja jestem?". „W swoim domu. Idioto""— słuchałem tego
wewnętrznego dialogu jak ktoś obcy, siedzący obok—
Rozświetlone wnętrze było pełne spokoju i przynosiło ulg ę,
choć głowę miałem jeszcze pełną nic tak odległych
wspomnień potężnego wysokiego tonu, który...
Z wysiłkiem przerwałem bieg tej myśli. Na regale lśnił
czerwony punkt, obok, nieco niżej, drugi — słabo widoczny w
słońcu. Gramofon i wzmacniacz. Nie wyłączyłem ich widać...
wczoraj?... dzisiaj?
Na talerzu le żała płyta.
Podniosłem się z gracją stracha na wróble i gdy serce oraz
pulsowanie w skroniach wróciły mi do rytmu stanu przędza
wałowego, pomału, dotykając prawą ręką ściany,
przyczłapałem do półek. Zdjąłem płyt ę... Mad mun nrica
Burdona. Wpatrzyłem się bezmyślnie w czarny krążek i
usilnie, choć opornie mi to szło. starałem się przypomnieć
sobie ostatnie dwa dni...
— W imieniu Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej Sąd.
Wojewódzki w Warszawie... w składzie... po rozpatrzeniu w
IV Wydziale Karnym — równe, spokojne słowa rozlegały się
głębokim echem, w zupełnej ciszy obszernej sali... — w
dniu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin