sprzecznosc-uczuc,45.pdf

(182 KB) Pobierz
filmowa psychoterapia
„33 sceny z życia”: zaczyna się od ciepłej rodzinnej kolacji w domku na wsi
Sprzeczność uczuć
„33 sceny z życia” Małgorzaty szuMowskiej opowiadają o 30-latce,
szczęśliwej córce i żonie, artystce odnoszącej sukcesy. uMiera jej
po ciężkiej chorobie Matka, poteM ojciec. o to, jak
kino powinno pokazywać sprawy życia i śMierci,
spierają się Katarzyna Miller i Manana Chyb
M.CH. Nie zawsze zgadzałyśmy się we wszystkim,
ale tak diametralnie nie różniłyśmy się do tej pory
w ocenie żadnego z omawianych w naszym cyklu
ilmów. Będziemy się spierać o jeden z najważniej-
szych, moim zdaniem, polskich ilmów ostatnich kilku
lat. „33 sceny z życia” to bardzo szczera i osobista
wypowiedź. Zasługą Szumowskiej jest odnalezienie
własnego, bardzo niesztampowego języka do opowie-
dzenia o osobistych doświadczeniach. Reżyserka
przeprowadza bohaterkę przez śmierć z całym wa-
chlarzem powiązanych z tym uczuć: złością, wygłu-
pami, buntem. Podwójna śmierć rodziców przyśpiesza
jej dojrzewanie, powoduje, że dorasta.
K.M. Bardzo jestem stęskniona za polskimi ilmami:
prawdziwymi i otwartymi, pokazującymi rzeczy
trudne, takie jak śmierć, w sposób niestereotypowy.
Ja obejrzałam męczący, nużący, nieciekawy ilm,
który ani razu mnie nie poruszył.
Mnie uderzyło, że ilekroć każdy z nas znajduje się
w podobnej sytuacji, później o niej opowiada, oczysz-
czając swoją historię z niepasujących elementów,
preparuje, cenzuruje samego siebie. Bo mówienie
o śmierci narzuca ton boleściwy, wzbierający pła-
czem. Nie kojarzy się z komizmem, dowcipem sytu-
acyjnym. A Szumowska nie boi się pokazania tego,
że najczęściej jesteśmy rozdzierani przez sprzeczne
uczucia, że osoba cierpiąca nie musi być na przykład
pozbawiona rysu śmieszności. Tak jak w scenie,
kiedy ojciec z córką śmieją się z umierającej mamy,
którą nazywają Pinokiem, bo jej się w chorobie
wydłużył nos.
Mnie rozśmieszyła tylko jedna scena. Widzimy
z lotu ptaka już drugi kondukt pogrzebowy, idący tą
samą alejką co poprzedni, słyszymy głos sióstr: masz
tiktaka? A żałobnicy zatrzymują się w konsternacji,
czy trumna zmierza we właściwym kierunku.
Tego typu momentów tam jest bardzo dużo...
Do mnie dotarł tylko ten. Natomiast przeważało we
mnie wrażenie, że zostałam emocjonalnie nadużyta.
Raz już się poczułam nadużyta przez „Plac Zbawiciela”.
Bardzo nie lubię tego ilmu.
Dla mnie to są zupełnie różne ilmy.
Dla mnie podobne, grające na emocjonalnym nie-
obyciu Polaków. Ilość bólu, cierpienia, złej woli tak
się potęguje, że jedynym wyjściem jest się zachlać
albo uprawiać przypadkowy seks. Czyli polskie
rozwiązania. Ja nie mówię, że takie zachowania się
nie zdarzają, one są. Ale poruszamy się – czego nie
znoszę w polskim kinie – po obszarze beznadziei,
wzajemnego czepialstwa, nierozumienia tego, co się
w kim dzieje, nieumiejętności komunikacji. W jed-
nym brudnośliwkowym sosie, bez światła, przestrze-
ni, dystansu, to nurzanie się w cierpiętnictwie.
Kiedy w ilmie Szumowskiej właśnie cierpiętnictwa
nie ma! Zauważ, jak ten ilm jest skonstruowany.
Zaczyna się od ciepłej rodzinnej kolacji gdzieś w wiej-
skim domu. Przy stole spotykają się ludzie, którzy
dobrze się znają, rozumieją, często ze sobą przebywa-
ją. Widać, że główna bohaterka często tam wraca, że
zawsze na ten dom może liczyć. I nagle tamto życie
przestaje istnieć, odchodzą rodzice, rozpada się jej
małżeństwo. Bohaterka zostaje pozbawiona amorty-
zatorów i zderzona z nagim życiem. Kiedy skarży się
na końcu, że nie chce dorosnąć, oznacza to, że zdała
sobie sprawę z wejścia na drogę dojrzewania.
Owszem, czuje się ten kłopot, tę sztuczność, kiedy
ktoś raptownie znajduje się w sytuacji zaprzeczają-
cej wszystkiemu, co było dotąd. Bezradność wobec
tej sytuacji. Tu się zgodzę. Ale oprócz tego nie ma
tam dla mnie nic więcej. Nie ma przekroczenia tej
bezradności.
Ja tu widzę przekroczenie: oni trwają przy śmiertel-
nie chorej matce i żonie do końca, z oddaniem się
nią opiekują, kochają ją i wiadomo, że będą kochać
również po jej śmierci. Ale najważniejsze jest co in-
nego. Szumowska pokazuje rzecz charakterystyczną
dla naszych czasów: nieprzystosowanie formy do
przeżycia. Wielkie przeżycia w ogóle przerastają
człowieka, do takich należy śmierć najbliższych.
Dlatego uporać się z nimi pomagały kiedyś rytuały.
W dzisiejszym świecie większość rytuałów zanika.
Szumowska to bardzo ciekawie pokazuje. Kapitalna
jest scena z byłym księdzem, granym przez Maćko-
wiaka. Rodzina zmarłej matki nie ma styczności
z Kościołem, ale brakuje im sakralizacji tego, co się
stało. Ściągają znajomego młodego księdza, żeby
odprawił odpowiedni obrządek, i dopiero wtedy się
dowiadują, że on już księdzem nie jest. W tej scenie
jest i komizm, i rozpacz, i metaizyka śmierci.
Dla mnie nie było to śmieszne. Nie było też żadną pro-
fanacją. Jedyne, co naprawdę mi zostało, to poczucie
bezradności. To jasne, że mamy straszliwy problem ze
śmiercią: w jaki sposób ją szanować, w jaki sposób
się bać i nie bać jednocześnie, nie tracić wobec niej
godności. Zwłaszcza że chodzi tu o śmierć rodziców.
O pożegnanie nie tylko dzieciństwa, ale też poczucia
bezpieczeństwa, które oni dają. Może jestem w innym
miejscu z powodu mojego dawnego już rozstania
z dzieciństwem i wielkiej akceptacji tego rozstania,
a też tego, że w mojej pracy, która jest spotkaniem
z innym człowiekiem, nierzadko w sytuacjach gra-
nicznych szukam dróg pomagających jak najgłębiej
i jak najwrażliwiej dotknąć. I kiedy widzę takie
zamieszanie nad grobem, wynikające z powielania
stereotypowych zachowań, nie ma tu dla mnie nic
twórczego. Wiem dobrze, że ludziom trudno jest się
podzielić rozpaczą. Wiele rodzin nie potrai zapłakać
razem po śmierci najbliższego człowieka. Ci też nie
zapłakali razem. Więc gdzie ten ich ciepły, dobry
dom? Widzę po raz kolejny, jak facet się rozwala,
kiedy odchodzi kobieta. Pokazanie tego nic już nie
wnosi, prócz tego, że znów muszę oglądać zachlanego
98 poradnik psychologiczny grudzień 2008/styczeń 2009
99
890495776.004.png 890495776.005.png 890495776.006.png 890495776.007.png
filmowa psychoterapia
szumowska pokazuje zmagania
z formą, kiedy ocieramy się
o sprawy nieodgadnione
faceta, który innego rozwiązania nie znalazł. Zdaje
się na opiekę dzieci, zamiast przeżyć to, co się stało,
zauważyć choćby, co ta strata oznacza dla jego córek.
Oczekuję od sztuki, żeby była mądra. Czekam na ob-
raz człowieka, który wspina się świadomie i z trudem
na wyższy poziom. A tutaj zobaczyłam świadectwo
bezsilności i bezmyślności naszej inteligencji. Mnie to
załamuje, bo pasuje do ogólnego obrazu polskiej inte-
ligencji, która właściwie przestaje istnieć, nie odzywa
się, nie zabiera w ważnych sprawach głosu.
Według mnie Szumowska opisuje coś innego: men-
talną sytuację współczesnego człowieka, który został
odarty z narzędzi służących do radzenia sobie ze
światem. Na przykład z metaizyką. Jaka prawdziwa
jest ta rozmowa przed pogrzebem matki, kiedy oni
się zastanawiają, w co powinni ją ubrać. Zderzenie
banalnej codzienności z czymś niepojętym. Znowu ko-
mizm i rozpacz. Sama prawda. Z wielkim wyczuciem
artystycznym reżyserka pokazuje zmagania z formą,
kiedy ocieramy się o sprawy nieodgadnione. Nie
przypominam sobie ilmu, który by o tym opowiadał.
I w dodatku w sposób tak pełen życia.
„Inwazja barbarzyńców” Denysa Arcanda była takim
ilmem. A „Niebieski” Kieślowskiego? Tam znalazł
się artystyczny przekaz rozpaczy, na którą patrzy-
my z boku, nie możemy w niej uczestniczyć, ale jej
siła i bezwzględna autentyczność każą wstrzymać
oddech. Ja tu nie czuję tej rozpaczy ani nie mam po-
czucia, że ktoś mnie do takiego przeżywania zaprasza.
Mnie ten ilm pozostawił niechętną.
Może nie traiło do ciebie to poczucie humoru,
a może oczekujesz wypełnienia pewnego modelu
psychoterapeutycznego, którego tutaj nie ma. Bo
Szumowska pokazuje również właściwe człowieko-
wi poczucie absurdu życia. Lubię, kiedy sztuce udaje
się tego dotknąć. A wy, psychoterapeuci przecież
byście chcieli nas z tego poczucia wyleczyć!
Nikogo nie można wyleczyć z poczucia absurdu ży-
cia. A poza tym rozmawiasz ze mną, a nie z „wami,
terapeutami”. Podoba mi się to, co zobaczyłaś w tym
ilmie, nie podoba mi się ilm.
l
A potem... bohaterka (Julia Jentsch)
musi dorosnąć
100 poradnik psychol ogiczny grudzień 2008/styczeń 2009
890495776.001.png 890495776.002.png 890495776.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin