Banning Lynna - Wybranka templariusza.pdf

(1042 KB) Pobierz
1036711637.001.png
Lynna Banning
Wybranka templariusza
Rozdział pierwszy
Emirat Grenady , 1167
Reynaud zatrzymał wierzchowca i wychylił zmęczone ciało do przodu, omiatając wzrokiem skaliste
urwisko na przeciwległym brzegu rzeki Darro. Tuż pod nim przycią-
gała wzrok chaotyczna gmatwanina pokrytych płaskimi dachami domów i dziedzińców mauretańskiej
dzielnicy miasta. Po dwudziestu latach nieobecności wszystko wydawało się mniejsze, niż
zapamiętał. Po zewnętrznej stronie otaczającego miasto wysokiego kamiennego muru rozciągały się
gaje pomarańczowe i migdałowe. Blask pomalowanych na biało domów z niewypalanej, suszonej
cegły, skąpanych w jaskrawym popołudniowym słońcu, po prostu oślepiał.
Reynaud poczuł wzruszenie.
1036711637.002.png 1036711637.003.png
Znów był w domu.
Czy wróciłby, gdyby nie przywiodła go tu sekretna misja do emira* Yusefa? Być może Grenada była
jedynym domem, jaki kiedykolwiek miał. Jednakże długo go tu nie było i Bóg jeden wie, jak bardzo
się przez ten czas zmienił. Jak przyjmie go arabska rodzina, która go wychowała? Czy w ogóle go
rozpoznają po tych wszystkich latach?
T L R
* Emir - do VII wieku tytuł arabskiego dowódcy wojskowego, później władcy muzułmańskiego, spra-
wującego władzę wojskową i cywilną (przyp. red.).
W oddali zabrzmiał śpiew muezzina* wzywającego na wieczorną modlitwę. Słoń-
ce przybrało kształt wielkiej, krwistej pomarańczy i zaczynało się chować za łańcuchem wzgórz na
zachodzie. Jego ostatnie promienie ozłociły dachy domostw.
* Muezzin (arab.) - niższy duchowny w meczecie, zwołujący z minaretu muzułmanów do wspólnej
mo-dlitwy (przyp. red.).
Reynaud patrzył ze ściśniętym sercem. Tak bardzo kochał to miasto, gdy był
chłopcem. Kochał zapach egzotycznych przypraw dobywający się z pomieszczeń ku-chennych, widok
zatłoczonych żydowskich kramów z książkami, kochał cały ten ruch i gwar pulsującego życiem
mauretańskiego miasta. Pokochał nawet śpiew muezzina.
Skierował siwego ogiera na schodzącą w dół ścieżkę, odchylając się do tyłu w siodle na stromiźnie.
Zapadał mrok, gdy wjeżdżał w słabo strzeżoną północną bramę miej-ską.
Samotny strażnik wskazał gestem dłoni, że może wjechać. Po przejeździe przez bramę Reynaud
zatrzymał konia. Z pobliskiego dziedzińca dobiegały dźwięki lutni i głosu ludzkiego. Ktoś śpiewał.
Kobieta. Niskim, piersiowym altem. Po katalońsku i po arabsku. Reynaud odwrócił w tamtą stronę
głowę. Słuchał i upajał się odurzającym, słodkim zapachem kwiatów pomarańczy.
Serce przeszył ból, jakby ugodziło go ostrze lancy. Chociaż złożył śluby zakonne, wciąż był
nieobojętny na głos kobiecy, nadal pragnął ukojenia płynącego z bliskości miękkiego kobiecego
ciała. Myślał, że przywykł do samotności, ale biały płaszcz zakonny przecież krył mężczyznę.
Poczuł się niewygodnie w wysokim podróżnym siodle. Coś utracił w ciągu długich lat wojaczki, coś,
czego nie potrafił nazwać. Po czasie przestało dla niego mieć znaczenie, kto odpowiada za stosy
okaleczonych ciał za bramami każdego miasta. Śmierć chrześcijan i Saracenów miała taki sam
zapach.
T L R
Na pobielonej ścianie domu zatańczył cień. Reynaud położył dłoń na rękojeści miecza. Ktoś go
śledził. Trudno przewidzieć, jakie powitanie zgotują Arabowie z Grenady chrześcijańskiemu
rycerzowi z zakonu templariuszy. Równie dobrze ktoś mógł
chcieć okraść go ze złota, które wiózł w przytroczonych do siodła jukach. Niech tylko spróbuje! On
nie zawaha się go zabić. A może temu komuś nie chodzi o złoto? Czy moż-
liwe, by wiedział o sekretnym przesłaniu, które wiózł Reynaud?
Uspokoił spłoszonego obecnością intruza wierzchowca i ruszył wolno w kierunku najbliższej bocznej
uliczki. Na jej rozwidleniu wybrał szerszą odnogę, która zawracała w stronę, z której przyjechał.
Przesuwał się wąskimi, krętymi ulicami, zdając się na wyczu-cie, bo drogi nie pamiętał zbyt
dokładnie.
Gdzieś z tyłu szczęknął zamek. Reynaud zauważył kątem oka, jak na dobrze na-oliwionych zawiasach
bezgłośnie otwiera się okuta żelazną blachą brama, miga w niej coś jaskrawo czerwonego, po czym
brama powoli się zamyka. Reynaud poczuł, jak wło-sy jeżą mu się na głowie.
Rozejrzał się po wybrukowanej kocimi łbami uliczce. Panowała w niej niezmącona cisza, nawet
cykady umilkły. Nieprzyjemne wrażenie, że jest śledzony, spotęgowało się.
Zaostrzył czujność. Ścisnął łydkami konia i ruszył do przodu.
W pewnym momencie zauważył w mroku postać ludzką, wyłaniającą się z bocznej alejki.
Automatycznie skierował ogiera w bok, by zajechać tamtemu drogę. Z dłonią na rękojeści miecza
pochylił się do przodu.
Nie był to mężczyzna, lecz młoda kobieta. Z wysokości siodła widział, jak spod kaptura płaszcza
nieznajoma rzuca mu prowokujące spojrzenie.
- Co robisz po nocy poza domem? - zapytał.
- To moja sprawa - odpowiedziała ze spokojem. - Nic ci do tego. - Z tymi słowami odwróciła się, by
odejść.
Owionął go zapach jej perfum, mieszanina słodkich róż i czegoś ostrzejszego, mo-
że piżmu. Wyciągnął z pochwy miecz, zagradzając jej drogę.
- Nie powinnaś wychodzić sama, tylko siedzieć w domu.
To było zgodne z ideałami, o które walczył przez długie lata. Nie chodziło tylko o wyzwolenie
Jerozolimy z rąk niewiernych, lecz także o ochronę cywilizowanego świata, T L R
o ochronę kobiet przed okrucieństwami, których był świadkiem, przed gwałtami ze strony
zdeprawowanych mężczyzn.
- Robię, co mi się podoba - odparła. - Nie jest tak, jak myślisz. Nie masz prawa mnie zatrzymywać.
Zauważył, że nosi dobre ubranie. Nie była zatem dziewką uliczną.
- Odprowadzę cię do domu.
- Nie zgadzam się. Kim jesteś, że chcesz mi rozkazywać?
- Jestem rycerzem zakonu Świątyni Salomona.
Spojrzała na czerwony ośmiokątny krzyż wyszyty na białym zakonnym płaszczu.
- Przybywasz z daleka?
- Z Antiochii w Ziemi Świętej.
- Musiałeś widzieć po drodze wiele wspaniałych miejsc - powiedziała, patrząc na niego z
zaciekawieniem.
- To prawda - przyznał. - Widziałem wielkie miasta i nasiąknięte krwią pola bi-tewne. Nauczyłem
się nie ufać nikomu.
- I teraz przyjechałeś do Grenady, by napastować kobiety?
- Nie obrażaj mnie!
- To mnie nie zatrzymuj! - Odepchnęła zwiniętą pięścią jego miecz, aby odejść.
- Zaczekaj!
- Co to ma znaczyć „zaczekaj"? Jakim prawem?
Była zuchwała, ale on też zachował się nie po rycersku.
- Wybacz. Zbyt długo przebywałem na polach bitew.
- Przynajmniej mogłeś być tam, gdzie chciałeś. Zazdroszczę ci.
- Mówisz jak głupia kobieta.
- Nie jestem głupia.
- Gdzie twój ojciec? Gdzie mąż?
- Nie mam męża, a o tej porze ojciec śpi.
- Wie, co robi jego córka?
- Nie wie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin