BIESY.docx

(14 KB) Pobierz

BIESY

Maria Komornicka była zupełnie upośledzona społecznie, nie potrafiła się odnaleźć w świecie, nie potrafiła też współżyć z ludźmi, czuła się wyobcowana i niezrozumiała. Mówiła o sobie, że jest źrebięciem, zagnanym na rozległe, lecz pełne ogrodzeń pastwisko społeczne, ograniczone różnymi przeszkodami, zaganiane między wielkimi stadami. Swoją młodość nazywa gehenną niewysłowionych tajemnic. Była samotna, wyobcowana, oderwana od społeczeństwa, obca dla wszystkich i dla siebie. Czuła się też zbyt niedojrzała i ciemna, by umieć odnaleźć się w grupie i świadomie z nią współgrać. Uznawała się za wolna indywidualność, która została wygnana na pozaspołeczne pustkowie. Jej dusza byłą chaosem, samotność stała się dla niej ciężarem, próbowała się wydostać, jej uczucia były zupełnie sprzeczne – świadomie izolowała się od społeczeństwa, ale chciała być przez nie akceptowana, chciała pokazać swoje „ja”. Toczyła nieustanną i daremną pracę wydostania się na powierzchnię, targały nią wybuchy rozpaczy, przerywane wybuchami wściekłości. Wyły w niej wszystkie biesy (czyli diabły i czorty). Miała świadomość nieznajomości świata i własnej duszy, paliła ją ciekawość świata społecznego, głód wrażeń, uświadamia się przez doświadczenie, chciała zmierzyć swoje ja z nie-ja. Odczuwała młodzieńczy, żywiołowy głód zewnętrzności, chciała poznać kres swoich sił, swoje własne wnętrze. Nie doznała nigdy krzywdy od innych, więc tylko siebie winiła za tęsknotę i bezsilne pożądania, swoje niedołęstwo i zwyrodnienie. Obojętność tłumu ją rozdrażniała i ociemniała, niszczyła poczucie własnej wartości, siły i przeznaczenia. Znienawidziła więc własne życie, przeklina je. Narodziła się w niej żądza życia prawdziwego, wypełnionego namiętnościami i szałem, toczyła walkę ze swoim wewnętrznym demonem, który nie pozwalał jej spać, sprawiał, że popadała w obłęd, znienawidziła Boga, który ją taką stworzył. Obudziła się w niej beznadzieja. Zapuściła się więc w swój świat wewnętrzny, w swoją głębię i oddając się jego głosom – próbowała różnych sposobów na wydostanie się ze swojego ohydnego wnętrza, doprowadzając swoje siły do granic wytrzymałości. Miejsca, do których „wewnątrz siebie” się zapuszczała, nazywała zaułkami. Owe zaułki będę pogrubiała.

Obudziła się w niej Żądza potęgi. Komornicka uznała, że przyczyną jej opuszczenia jest słabość i szukała jej źródła. Uznała jednak, że praktyczny cel jest złym przewodnikiem, prowadził do fałszywych odkryć – jej oczy były tak obłąkane pragnieniem, że nie pokazywały prawdziwego obrazu, jej chęć poznania budziła w niej zaciętość. Uznała, że potęga tkwi w niegodziwości i kierując się Wolą Złego znienawidziła wszystko, co uznała w sobie za piękne, ale to nie wystarczyło Uświadomiła sobie, że jest uboga w pierwiastki zła, więc zaczęła podpatrywać ludzi i przejmować od nich ich niecne występki. Wszystko jednak wydało jej się marną karykaturą złych czynów, ponieważ nadal kierowała się melancholią, we wszystkim widziała ironię i intelektualną przewrotność. Uznała, że nie ma na tyle silnej woli, by czynić źle, nie miała tego wewnętrznego głosu, który dwoma słowami – stań się! - działam na przedmioty i bieg zdarzeń. Żeby więc zdobyć tę czarodziejską moc, rzuciła się do książek. Przeczytała o Wyrzeczeniu i chciała się go podjąć, jednak wyczytała, że jest ono aktem możliwym dla duszy zwiedzionej, a nie pragnącej. Duch się doskonali poddaniem pokusie, bo pokusa zawsze zawodzi, jeśli się jej słucha, a w tym zawodzie tkwi źródło nowego pragnienia, już wyższego rzędu. Zadowalać żądze to doprowadzać je do granic absurdu, więc niszczyć je, wydzierać im żądło ponęty, a głodzenie ich w sobie wytwarza marną i przewlekle niepokojącą poezję grzechu. Ona nie chciała wyczerpać swych pragnień, musiała wiec znaleźć inny sposób. Rzuciła się w nurt SAMODOŚWIADCZEŃ. Hartowała wszystkie swe wewnętrzne emocje i uczucia, by wyłonić z nich te najsilniejsze. Zamarzyła o wyodrębnieniu z chaotycznej masy swego jestestwa, ale bez jej niszczenia, uwięzionego w niej Ducha, używającego ciała i duszy do Dzieła Życia. Zrozumiała, że samo zło lub samo dobro nie mogą stanowić jej siły, postanowiła więc wyrzeczenie zastąpić Karnością. Miały w niej rządzić diabły i anioły jednocześnie dla uświadomienia, wyższego do demona potęgi. Byłą to próba syntezy po życiu w cnocie i niegodziwości, po bezowocnej walce przeciwnych instynktów – usiłowanie przymierza między niebem a zaświatami. Mówi, że drgała męską radością podczas wcielania planu w życie, zastanawiała się, jak instynkt uczynić nieomylnym taktem wyższego rzędu, taktem Mędrca Działacza. Musiała się poznać jako rynsztunek wojenny. Drugim zaułkiem było Pożądanie Samowiedzy. Chciała się dokładnie poznać, ale wewnętrzna analiza byłą jaskinią bez wyjścia, więc postanowiła poznać się od zewnątrz, na własne oczy, poznać widzialny kształt swej przelewnej treści. Zaczęła gromadzić suche fakty ze swego życia, odnosiła się do opinii ludzi, którzy uświadomili jej inność, ale to nie dało jej satysfakcji. Obserwowała więc ich reakcje na swoją osobę, zaglądała głęboko w oczy, ale uznała, że to bez sensu, widziała w nich tylko tępotę, więc szydziła nimi i gardziła. Szukała w nich dowodu, kim jest, chociażby przez wściekłość lub krzywdę, ale oni tylko uciekali, byli obojętni. Postanowiła więc postępować zgodnie ze swoim wewnętrznym głosem, zmusić rozum do całkowitej bierności, oddać się impulsom i nieświadomości, ale i to nic nie dało, popełniała czyny niewytłumaczalne, nie poznała się bliżej. Na nic też zdało się przeglądanie w lustrze, ale widziała w sobie, w swoich oczach, marę szatańską. Ograniczyła więc swoje pragnienie do samowiedzy praktycznej – uznała, że po prostu popełniała błędy wśród ludzi, chciała więc stać się zupełnie zwykła, naśladując przy tym tych, których znała całe życie, chciała nauczyć się żyć „potocznie”, nie potrafiła jednak się dostosować, zaczęło jej się to nudzić. Szukała innego sposobu zbratania się z gromadą – zharmonizowania swej jaźni z duszą zbiorową. Próbowała się dostosować, maskowała swoje prawdziwe ja,  starała się kochać ludzi, by jak najlepiej ich poznać, ale nie potrafiła tego robić. Spotykała się z nienawiścią dla odmieńca lun z szałem tłumu. Chciała być tylko sobą, nawet swoim własnym prototypem, prawdziwą sobą. Była wyczerpana pożądaniem, gardziła szczęściem, ogarniał ją wstręt do życia. Powstawał w niej zarys pragnienia-rozkoszy, bez granic i końca. Chciała być czymś, co nie wyrosło z człowieka. Targała nią myśl samobójcza, która miała być koniecznym doświadczeniem. Jej ciekowość sprawiała, że nie cofnęła się przed żadnym doświadczeniem, ale to jej nie wystarczało, jej duch pytał ciągle „co dalej”, wołał o nowe objawienie, nie tylko poznanie. Z eksperymentatora stawał się medium świata i owładnęła nią namiętność marzenia, dogłębnego przeżywania wszystkiego, dreszcze uczucia, nie romantyczna melancholia, chciała mieć cudowną niewolnicę, ale ona ciągle uciekała, więc goniła swoje bożyszcze – życie. Ale marzenia nie były tym, czego pragnęła, cierpiał jej zmysł dotyku, szukała wrażeń niespodzianych, prawdziwych. Weszła więc z zaułek Śmierci. Zaczęła się nienawidzić, swego rodu, chciała śmierci świadomej, właściwą drogę widziała e nicości, zaczęła mieć obsesję śmierci. Później wspomina, że było jeszcze wiele zaułków, wiele dni przynoszących tylko rozmaitość obłędów. Dotknęło ją poczucie nędzy, nic wokoło nie miało sensu. Ujrzała wtedy Olbrzyma (jakiegoś biesa chyba....), sama zaś myślała, że jest niewidzialna, usłyszała głos „Jam jest, który jest, a Ty – której nie ma”. Zdecydowała się powiesić, ale ujrzała swego ducha. Pada na ziemię rzężąc. Nad nią huczy klątwa „w wiekuistość”.

Tekst jest duchowym pamiętnikiem Komornickiej. Kobieta chce wejść w jakąś rolę społeczną, odnaleźć się w świecie. Chce się dowiedzieć, co leży w jej duszy i odnaleźć siebie. Sprawdza, do jakich granic może się doprowadzić.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin