13_cz2_04. Damian 'Stlaker' Korzeb - Osiedle Postapokalipsa.pdf

(1782 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 4
Damian 'Stlaker' Korzeb
Osiedle Postapokalipsa
857155800.002.png
857155800.003.png
— Ej, słuchaj, Jacek, słyszysz mnie?!
— Czego tam znowu?! — Głos mężczyzny, mimo że potężny, był
przytłumiony przez maskę przeciwgazową.
— Patrz, co znalazłem, chodź tu! — Odezwał się głos z drugiego
pokoju, najwidoczniej nieprzytłumiony przez maskę, bo był dość dobrze
słyszalny.
Mężczyzna ubrany był w dres Adidasa w kolorze granatowym.
Twarz Jacka była zasłonięta przez maskę, jedyne, co się rzucało w oczy to
wystający czubek głowy, który dawno nie widział włosa na glacy, a to,
dlatego, że Jacek codziennie staranie używał maszynki do golenia,
znalezionej w jakimś sklepie. Po chwili Jacek znalazł się w drugim
pokoju, który wraz z Tomkiem staranie szabrowali od pół godziny.
Tomasz był diametralnie inaczej ubrany od Jacka. Miał poszarpane
spodnie, typu jeans, liczne naszywki z nazwami nieżyjących już ludzi, na
głowie staranie sterczał irokez w barwach tęczy. Tors Tomka okrywała
skórzana kurtka, a pod nią przebijała się kamizelka kuloodporna.
Mężczyzna zbliżył się do klęczącego kolegi. Zajrzał mu za ramię.
— Patrz stary! Co znalazłem! Prawdziwy browar! Wiedziałem, że
wyprawa do tego monopola na osiedlu się opyli. Dużo ludzi nie wiedziało
o tym miejscu. — Gęba punka była wykrzywiona w radosnym uśmiechu,
który ukazał braki w uzębieniu.
— O w mordę ! Ty wiesz, ile ja tego nie piłem? Chyba od wybuchu
bomby. Myślałem, że już wszystko wypili co zostało, a tu proszę! — Jacek
wyraźnie się uradował. Postanowił zdjąć maskę, co robił nader nie często.
Twarz Jacka była dość normalna, nie licząc bokserskiego nosa i braku
górnej jedynki.
— No dobra, Jacek, chyba po pół co ? — Punk pokazał palcem na
puszkę wskazując poziom, który ma zostać dla niego!
— Nie ma sprawy, trzeba się dzielić — Jacek szybko łyknął swoją
połówkę i dał resztę punkowi. Tomek szybko przechylił piwo.
— AMBROZJA ! — wrzasnął punk.
— Zgadzam się — serdecznym tonem odpowiedział Jacek.
Obaj mężczyźni wstali pośpiesznie i udali się w kierunku wyjścia ze
sklepu, postanowili wyjść tylnym wyjściem, przez magazyn. Szybko
opuścili stary zdemolowany sklep monopolowy. Jacek wyciągnął spod
dresu stary, lekko zardzewiały radziecki rewolwer. Natomiast Tomasz
dysponował już rasowym Uzi schowanym pod kurtką. Mieli taką taktykę,
857155800.004.png
bycie nie uzbrojonym po zęby pozwalało na rabowanie złodziei, którzy ich
chcieli okraść.
— Tomek to gdzie teraz ? – Jacek, pytając, drapał się delikatnie w
czaszkę lufą rewolweru. Punk widząc to pokręcił głową.
— Słuchaj, Jacek, a jak kiedyś ci to palnie w łeb? Lubisz ryzyko, co?
— Mężczyzna jeszcze bardziej kręcił głową, aż Jacek poczuł falowanie
wiatru, biegnące od irokeza Tomka.
— A daj spokój, przecież nie naciskam na spust, nie?! — Jacek
wyszczerzył zęby. Nic to nie dało bo maska zakrywała wszystko.
— Idziemy do bazy, na dziś starczy tych eskapad. — Smutno
poruszył ramionami Tomasz.
— W sumie masz rację, zbliża się noc. Wtedy wyłażą te paskudztwa i
najgorsze męty. — Z obrzydzeniem wstrząsnął się Jacek.
Mężczyźni szli w kierunku centrum miasta, gdzie mieli tajną bazę.
Wszędzie walały się szczątki budynków z wielkiej płyty. Co prawda
epicentrum wybuchu było oddalone o jakieś 50 kilometrów; jednakże fala
uderzeniowa była tak potężna, że zdołała strącić wierzchołki
wielopiętrowych bloków, które wyglądały jak połamane zęby. Mniejsze
budynki też nie nadawały się do użytku, ponieważ roiło się tam od
bandytów bądź kanibali. Centrum było opustoszałe, ze względu na
grasujące tu bandy kryminalistów i łowców od kanibali. Po chwili
mężczyźni opuścili osiedle i szli wśród spalonych pni starych drzew, które
kiedyś były parkiem im. Mikołaja Kopernika. Po czym Jacek powoli
obrócił się do Tomka, który szedł kołysząc swoją kolorową czuprynkę.
— Ej, Tomek ! Pamiętasz? — Z tęsknością powiedział Jacek.
— Tak, tak, też się tutaj uczyłem jeździć na rowerze i pocałowałem
pierwszą laskę. — Obojętnie odpowiedział Tomek.
— Nie to miałem na myśli, ja tutaj miałem pierwszą w życiu
ustawkę, przyniosłem wtedy łańcuch od krowy i wybiłem jednemu dwie
jedynki. Ah to były czasy, przemoc dla zabawy, nie z konieczności! —
Wzruszył się mężczyzna w dresie. Jacek znowu poczuł falowanie
powietrza na glacy. Domyślił się, że Tomek kręci głową.
— A idź, ty prymitywie. Łańcuch od krowy? Ja bym zabrał łańcuch
od roweru, lepiej tnie ciało. — Jacek wzdrygnął się, nie znał towarzysza
od tej strony.
Po chwili jednak spokojny jak dotąd marsz przerwał im dziwnie
wyglądający wózek na niemowlaka. Był on wypełniony żarciem i nawet
leżały w środku dwa browary. Takie rzeczy należały na ogół do
857155800.005.png
obwoźnych handlarzy, jednakże żaden z nich od lat nie miał w
asortymencie browarów, nawet Staszek, który kiedyś pracował w
okolicznej Biedronce.
— Ech, znowu ? — Zwątpił Jacek.
— No, nie narzekaj, są browary w środku, jeden wypijemy, a drugi
będzie na handel! — Odpowiedział Punk z wybrakowanym uśmiechem.
— To jak będzie stary? Standard? — Szarpnął swojego radzieckiego
gnata.
— Pewnie, czemu nie?
Mężczyźni ruszyli w stronę wózka, Jacek mierzył ze swojego starego
pistoletu w stronę drzew. Po chwili znaleźli się koło wózka stojącego na
środku alei. W środku do prawdy było pełno frykasów, nawet cukierki!
— O w mordę, czekolada! — krzyknął Jacek
— Nom. — Tomasz obojętnie dodał.
— No i gdzie oni są, ci napastnicy? — szepnął Jacek.
— Idą, nie widzisz? — wskazał głową Tomek.
W ich kierunku szło pięciu mężczyzn w kombinezonach, takich jak
kiedyś mechanicy samochodowi nosili w pracy. Z tyłu nich szło kolejnych
pięciu, ci z kolei ubrani byli w sweterki tureckie i poszarpane spodnie.
Nie wyglądali na typowych Kiboli, którzy przemierzali Pustkowia,
przynajmniej wyglądali na inteligentniejszych.
— Patrz, mają tylko pałki i noże, co za durnie — szepnął Tomasz w
kierunku Jacka.
Mężczyźni byli już tak blisko, że Jacek słyszał ich oddechy. Jeden z
nich posiadał starego glocka.
— Tomek, widzisz, tamten frajer w pinglach ma spluwę — Jacek
cichym tonem wskazał na herszta bandy.
— Kurwa, oddawać, co macie a oszczędzicie życie, gnoje! —
Wrzasnął herszt, wykrzywiając swoją zarośniętą twarz.
Tomek i Jacek stali jak pomniki. Nikt z nich nie zareagował na
wulgarny ton i groźne miny.
— Patrzta, chłopy! Nie dość, że wyglądają jak idioci, to jeszcze
głuche.
— Słuchaj no, frajerze w pinglach, oddajcie broń i cenne przedmioty
to przeżyjecie! — Krzyknął zza maski Jacek, wcelowując swoją broń w
stronę herszta.
857155800.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin