13_cz1_03. Michał 'Veron' Tusz - Trzynastka II.pdf

(386 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
ROZDZIAŁ 3
Michał ‘Veron’ Tusz
Trzynastka, część 2
857157594.002.png
Przed wojną mówiło się, że gesty znaczą więcej niż słowa. Polityka i
związane z nią wydarzenia na międzynarodowej arenie na bieżąco
weryfikowały sens tej sentencji. Na krótko przed Dniem Załamania,
Breakdown lub III Wojną Światową, jak przyjęło się na całym świecie,
gesty przestały znaczyć cokolwiek, zastąpione kaskadami pustych,
bezsensownych, pozbawionych treści wyrazów. Ludzie prześcigali się w
ilości wypowiadanych słów, nie mówiąc przy tym praktycznie nic.
Powiedzieć a mówić jak patrzeć a widzieć.
III Wojna Światowa była nieunikniona. Prędzej czy później musiało
do niej dojść. Truizm, i co z tego. Wybuchła, stając się najkrótszym i
jednocześnie najbardziej znamiennym w skutki konfliktem w dziejach
świata. Ludzkość stała się zbyt pyszna, zbyt zachłanna, zbyt
hedonistyczna. Największym krajom świata wciąż było mało, chociaż ich
obywatelom żyło się bardziej dostatnio, niż miało to miejsce kiedykolwiek
wcześniej. Wszystko na tym świecie ma sprawić człowiekowi
przyjemność. Kolejna truistyczna prawda, a stała się mottem dla wielu. W
tym dla najpotężniejszych.
Po wojnie gesty wróciły do łask, a słowa zyskały na wartości.
Sześcioro ze Schronu Numer Dziewięć przekonało się o tym i miało tego
doświadczyć jeszcze nie jeden raz. Podjęli decyzję i ruszyli na północ.
Kilka słów, jeden gest. I miasto o znaczącej nazwie.
Gesty znaczą tyle, co słowa. Słowa równoważne gestom.
Dotarli do Koniecpola wczesnym popołudniem. Pogoda była
męcząca. Było wyjątkowo ciepło, wysoka wilgotność powietrza, przy tym
parno i duszno. Zero wiatru. Typowa cisza przed burzą.
Samo miasto nie różniło wiele od zrujnowanych miejscowości,
których zobaczyli dotąd multum, okazało się jednak wyjątkowe. Przed
usytuowanym po lewej stronie w pewnej odległości od szosy, ogrodzonym
resztkami siatki stanowiącej niegdyś płot, piętrowym domem, który
zachowany był we wcale niezgorszym stanie, radośnie biegało i krzyczało
kilkoro dzieci. Mieszkańcy schronu zatrzymali się i spoglądali na bawiące
się podlotki z dystansu. Nie były zdeformowane jak dziecko w kopalni w
Dąbrowie Górniczej. Mimo nikłej postury, wyglądały na zdrowe.
Po kilku minutach jeden z chłopców zauważył przybyszów i zwołał
pozostałe dzieci. Nagle znieruchomiały i zamilkły, patrząc na sześcioro ze
Schronu Numer Dziewięć z wyraźną obawą, po czym pędem rzuciły się w
kierunku budynku. Podróżnicy spojrzeli po sobie.
857157594.003.png
– Myślicie o tym, co ja? – zapytał Ariel.
– Są dzieci, ale czy są też rodzice? – odparł Kapłan.
Ariel skinął głową.
– Nie dowiemy się, jeśli nie sprawdzimy – rzekła Oliwia.
Ruszyli w kierunku posesji. Nie uszli jednak daleko, gdy drzwi
niskiego, murowanego domu po ich prawej stronie nagle otworzyły się z
hukiem. Mieszkańcy schronu stanęli jak wryci, przestraszeni nagłym
hałasem. Strach przeszedł w przerażenie, gdy zauważyli, że stojący w
progu starszy człowiek z siwą brodą i pokrytym głęboki bruzdami czołem
i rozoranymi bliznami policzkami bynajmniej nie zamierza zaprosić ich
do środka – za to mierzy do nich z dubeltówki. I nawet gdyby nie zacięta
mina, twarde spojrzenie i broń przyłożona do barku wycelowana w nich
bez choćby jednego drgnienia, nie sprawiałby wrażenia spokojnego
dziadka. Życie wyraźnie pulsowało w nim tętniącym rytmem.
– Kim jesteście i czego tu szukacie? – odezwał się szorstkim głosem.
Mieszkańcy schronu milczeli onieśmieleni i wystraszeni.
– Pytam się?!
Ariel poczuł, jak stojąca obok niego Oliwia drży. Nikt jednak nie
miał odwagi poruszyć się choćby o milimetr, nie mówiąc o
wypowiedzeniu słowa.
– Dłużej nie będę czekać. – Pełen wigoru starzec zrobił krok
naprzód.
– Jesteśmy!… – zaczął Ariel pospiesznie, – idziemy… ze Śląska…
– Ze Śląska? – przerwał mu starzec. – Uważasz, że w to uwierzę?
Pytam się jeszcze raz, ostatni raz: kim jesteście i czego chcecie?
Ariel przełknął ślinę. Cisza ze strony pozostałych uświadomiła mu,
że to jemu przypadła wątpliwa przyjemność konwersacji z uzbrojonym,
nieustępliwym staruszkiem, z której z pewnością nie był rad.
– Jesteśmy mieszkańcami Schronu Numer Dziewięć – wyrzucił z
siebie, – poszukujemy Schronu Numer Trzynaście... Nie chcemy żadnych
kłopotów. Szukamy tylko miejsca na nocleg.
Dziadek ze strzelbą zmierzył wzrokiem jego, a później pozostałych.
Nie opuścił broni.
– Ze schronu, powiadasz. Którego?
– Z Dziewiątki – powtórzył Ariel.
– Gdzie on jest?
– W górach.
– Nieprawda. W górach była Szóstka.
857157594.004.png
Ariel odruchowo zerknął na stojącego obok Dziadka.
– Nasz schron umieszczony jest w górze Wolarz, w górach...
Sudetach – rzekł.
Starzec z bronią zmrużył oczy. Bruzdy na jego twarzy pogłębiły się.
– No tak, zapomniałem o Sudetach – powiedział do siebie. –
Dlaczego skłamałeś, że jesteście ze Śląska?
– Nie powiedziałem, że jesteśmy ze Śląska, tylko że stamtąd
idziemy – wyjaśnił Ariel.
– Nie przeżylibyście tam bez ochrony przeciwpromiennej.
– Doszliśmy tylko do obrzeży, do... – zatrzymał szukając w pamięci
nazwy miasta.
– Dąbrowy Górniczej – przyszedł w sukurs Kapłan.
– Tak, do Dąbrowy – potwierdził Ariel. – Mamy licznik Geigera.
Wiedzieliśmy jak daleko możemy zajść...
– Pokaż – rozkazał starzec.
– Co?...
– Waszego Geigera.
– Ach, no tak... Kto go niesie?
– Ja – odrzekł David i sięgnął do plecaka.
– Spokojnie, spokojnie – powiedział ostrzegającym tonem starzec z
bronią, niebezpiecznie drgając wąsami, – powolutku.
David powolnymi ruchami zdjął plecak z ramion i otworzył go, po
czym wyciągnął na zewnątrz urządzenie. Starzec chwilę przypatrywał się
aparaturze i skierował wzrok na Ariela.
– Straciliśmy tam naszego przyjaciela, Rudego – kontynuował
Ariel. – Jakieś potwory zaciągnęły go w głąb starej kopalni. Wyglądali jak
ludzie, ale byli... całkowicie zniszczeni... no... straszni... nie wiem, jak to
określić.
– Górnicy... – szepnął starzec, opuszczając nieco strzelbę.
– Naprawdę nie chcemy sprawiać żadnych kłopotów – odezwał się
Dziadek. – Jeśli nie chcecie nas tutaj, natychmiast się stąd wynosimy...
– W jaki sposób dotarliście aż tutaj? – przerwał mu starzec z
bronią. – Z okolic Kłodzka to będzie jakieś dwieście kilometrów. Albo
więcej.
– Wędrujemy już bardzo długo – odpowiedział Ariel. – Prawie
miesiąc.
– I przeżyliście?
Ariel wzruszył ramionami.
857157594.005.png
– Jesteście uzbrojeni?
– Mamy tylko to. – Ariel wyjął z kieszeni pistolet Andrzeja
Niewolskiego.
– No, no! – Starzec błyskawicznie podniósł swoją broń do
zniszczonej twarzy.
– Przepraszam... – odparł Ariel, niezgrabnie wyciągając przed
siebie pistolet, trzymając go dwoma palcami za lufę.
– Rzuć to!
Ariel wykonał polecenie. Broń z głuchym łoskotem upadła na
żwirowane podłoże. Starzec przez dłuższą chwilę spoglądał na nich w
milczeniu. Opuścił broń na wysokość łokci. Dostrzegli błysk jego
przenikliwych oczu.
– Wygląda na to, że nie jesteście groźni – powiedział w końcu. – I z
pewnością nie jesteście też Kibolami.
Nie wiedzieli, o czym mówił, ale żadne z nich nie śmiało się
odezwać. Ariel nieśmiało pokiwał głową.
– To niewiarygodne, że przeżyliście tak długo z tak lichym
uzbrojeniem. – Wskazał głową na leżący między nimi pistolet.
– On tak naprawdę nie jest nasz. Znaleźliśmy go... – odrzekł Ariel.
– Dlaczego opuściliście wasz schron?
– Rada Schronu wydelegowała nas do ekspedycji ratunkowej.
Musimy odnaleźć Trzynastkę i uzyskać technologię, która umożliwi
przetrwanie naszego domu.
– Tylko w sześć osób?
– W sumie było nas trzynaścioro, ale połowę straciliśmy w
Czechach, a...
– W Czechach? – wszedł mu w słowo starzec. – Po cholerę... –
przerwał mu daleki odgłos zbliżającej się burzy. Starzec obejrzał się wokół
siebie. – No, dobrze, chyba można wam zaufać. Wejdźcie – skinął w
stronę domu, w którego progu stał – zaraz będzie lało. Zabierz swoją
broń. Tylko nie próbuj jej używać...
Ariel i pozostali wymienili niepewne spojrzenia.
– Nic wam nie zrobię – rzekł uspokajająco starzec. – Jeśli miałbym
was ustrzelić, już dawno leżelibyście tutaj martwi.
Przez moment stali w bezruchu. Ariel pierwszy wyszedł z szeregu.
Sięgnął po broń, szybko schował ją do kieszeni i spojrzał na starca,
którego zniszczone oblicze nieco złagodniało, lecz bystre oczy wciąż
bacznie obserwowały.
857157594.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin