Gdy przychodzi Anioł Śmierci.doc

(46 KB) Pobierz
Gdy przychodzi Anioł Śmierci

Gdy przychodzi Anioł Śmierci

BELLA SZWARCMAN-CZARNOTA

 

 

W ciele każdego człowieka jest taka kość, która nie ulega rozkładowi po śmierci. Znajduje się ona ponoć u podstawy kręgosłupa i nazywa się luz (od hebr. migdał - gdyż taki właśnie jest jej kształt). Właśnie wokół tej kości zostać ma w erze mesjańskiej, podczas powszechnego zmartwychwstania, uformowane nowe ciało.

        Luz to również nazwa mitycznego miasta powstałego w ziemi Izraela, na miejscu namaszczonym niebiańską oliwą przez naszego praojca Jakuba. Podobnie jak kość, miasto owo jest niezniszczalne, co więcej - nie można w nim umrzeć. Ci, którym znudziło się już ziemskie bytowanie, wychodzą poza mury miasta i dopiero wtedy ma do nich przystęp Malach haMowet - Anioł Śmierci. W innych miastach i w innych zakątkach kuli ziemskiej ludzie nie mają wyboru - Anioł Śmierci przychodzi do każdego, gdy nastanie godzina umierania.

        Folklor żydowski przedstawia go raz jako żniwiarza, innym razem jako żebraka czy domokrążcę. Bywa arabskim koczownikiem bądź kościotrupem pląsającym z grzesznikami i nędzarzami. Spotykamy go jako wędrowca idącego przed siebie niestrudzenie coraz dalej i dalej niczym Kain, kiedy indziej jest Szatanem-Samaelem. Jego ciało pokryte jest tysiącem oczu, a każdy, kto go zobaczy, otwiera z przerażenia usta, wtedy wpada w nie kropla trucizny z miecza Anioła Śmierci i ofiara umiera.

        Pewnego razu Anioła Śmierci spotkał straszliwy despekt, gdyż był o krok od postradania swego miecza. A stało się to za sprawą rabiego Jehoszui ben Lewiego, słynnego talmudysty z III w. n. e.

        Gdy rabi leżał na łożu boleści, przybył do niego Anioł Śmierci, który chciał go zabrać ze sobą. "Pokaż mi moje miejsce w raju - poprosił rabi Jehoszua. - Byłoby mi łatwiej umierać". Anioł Śmierci chętnie na to przystał. Po drodze, rabi Jehoszua poprosił, aby Anioł dał mu na pewien czas swój miecz, gdyż obawia się, że mógłby niechcący się nim zranić. I tę prośbę uczonego Anioł spełnił. Gdy tylko dotarli do raju i Jehoszua ben Lewi zobaczył swoje miejsce, przeskoczył przez mur. "Przysięgam, że nie wyjdę już z raju!" - zakrzyknął, pewny siebie, gdyż wciąż był w posiadaniu śmiercionośnego miecza. Anioły w niebie wpadły w popłoch - oto zaistniało niebezpieczeństwo, że nie będą już stworzeniami wyjątkowymi; ludzie przestaną umierać i staną się nieśmiertelni, tak jak aniołowie. Anioł Śmierci postanowił odwołać się do Pana. "Oświadczam, że rabi Jehoszua ben Lewi musi wrócić na ziemię. Jego pora jeszcze nie nadeszła". Anioł Śmierci wrócił więc do rabiego Jehoszui i groźnie krzyknął: "Oddaj mój nóż!" "Nie oddam ci go! - powiedział rabi. - Chcę usunąć śmierć w ogóle i na zawsze". Na to odezwał się Głos z nieba: "Oddaj nóż, Jehoszua! Ludzie mają być śmiertelni!" [Zdarzenie to opisał, na podstawie agady amerykański poeta Henry W. Longfellow w poemacie The Legend of Rabbi ben Levi].

        Choć zgodnie z Torą człowiek stał się śmiertelny dopiero na skutek grzechu pierworodnego, to Midrasz Tanchuma powiada: "Przyjdźcie i oglądajcie [dzieła Boże]: gdy Bóg tworzył świat, już pierwszego dnia stworzył On Anioła Śmierci wraz z Çciemnością [,która] była nad otchłaniąČ - to właśnie Anioł Śmierci przysłania ciemnością oblicza ludzkich istot" [Tanch 4].

        To on stoi przy łożu chorego i czeka na to, by móc zanieść duszę zmarłego przed Tron Boski. Decyzja, kiedy ma to nastąpić, nie należy do Anioła Śmierci i może w ostatniej chwili zostać odwołana. Talmud podaje cztery sposoby uniknięcia wyroku śmierci: dobroczynność, modlitwy, zmiana imienia chorego i  dobre uczynki. Wszystkie te sposoby objęte są wspólną nazwą pidion nefesz - wykupienie duszy.

        Ben Sawar był człowiekiem znanym ze swych dobrych uczynków. Gdy dowiedział się, że pewna młoda para jest zbyt biedna, by się pobrać, wyprawił wesele na swój koszt. W drodze powrotnej z uroczystości ślubnej natknął się na mężczyznę o odpychającej powierzchowności, który zapytał go, jak się nazywa i skąd wraca. Ben Sawar udzielił wyczerpującej odpowiedzi na pytanie, a wtedy usłyszał: "Mam w ręku listę ludzi przeznaczonych na śmierć. Ty też na niej jesteś. Nadeszła pora, żebyś się pożegnał z życiem". Ben Sawar domyślił się, że napotkanym brzydkim człowiekiem jest Anioł Śmierci. Odwołał się więc do Boga. "Stwórco świata! Dlaczego człowiek taki jak ja, który całe życie poświęcił Torze i świadczeniu dobrych uczynków, ma umrzeć za młodu? Chcesz, żebym zdechł jak zwierzę w polu? Żeby rodzina nie mogła mnie po ludzku pochować?" Głos z nieba oznajmił: "Daję ci czas, żebyś mógł umrzeć w łóżku". Anioł Śmierci zniknął, a Ben Sawar dotarł do miasta. Tam zapragnął poznać jakiegoś wybitnego uczonego. Wskazano mu dom rabina Szfifona. Gospodarz szczerze ucieszył się z przybycia gościa i rozwiał jego niepokój, mówiąc, że z pewnością Bóg nie będzie chciał mu teraz odebrać życia. Lecz po upływie pięciu dni Anioł Śmierci pojawił się znów, tym razem pod domem rabina Szfifona. Rabin nie wpuścił jednak Anioła, który zmuszony był wrócić z niczym przed oblicze Pańskie. - Cóż mogę począć? - rzekł Pan. - Oni obaj są cadykami [sprawiedliwymi], a słowo cadyka ma taką moc, że może nawet unieważnić rozkazy niebios. I rabin Szfifon oraz Ben Sawar dożyli siedemdziesięciu lat [według Ze skarbnicy midraszy, w wyborze i przekładzie Michała Friedmana].

        Cadyków jest jednak niewielu; a zwyczajny rabin nie potrafi przeciwdziałać wyrokowi niebios. Czasem jednak, mimo niepowodzeń, ten czy ów próbuje wykrętnie usprawiedliwić swoją niemoc. Tak było z rabinem, do którego przyszedł zrozpaczony wierny, kiedy mu żona ciężko zachorowała. "Błagam cię, rebe, módl się za nią, bo inaczej umrze" - łkał biedak. "Idź do domu i nie martw się o nic" - rzekł rabin. W kilka dni później wierny przyszedł ponownie, tym razem ubranie miał rozdarte na znak żałoby. "Moja żona umarła!" - wyjąkał, szlochając. "To niemożliwe, sam wyjąłem Aniołowi Śmierci nóż z ręki" - odparł rabin. "Możliwe, ale faktem jest, że moja żona nie żyje!" "Ha, cóż - powiedział rabin. - Nie mogło się zdarzyć nic innego, jak to, że Anioł Śmierci udusił ją gołymi rękami!"

        Na ogół Anioła Śmierci trudno jest wyprowadzić w pole, zwłaszcza że za jego czynami kryją się decyzje Najwyższego. Nawet taki mędrzec jak król Salomon nie zdołał przechytrzyć Anioła Śmierci. Pewnego dnia, gdy Salomon dyktował swoim dwóm skrybom jakieś pismo, zobaczył za ich plecami Anioła Śmierci. Salomon postanowił uratować nieszczęśników, wypowiedział zatem Imię Boże, unosząc skrybów dzięki niemu w powietrze. Anioł Śmierci schwycił ich jednak i obaj oni umarli. Salomon spytał Anioła Śmierci, jak to było możliwe. "To bardzo proste - odparł Anioł Śmierci - Bóg kazał mi schwytać ich dusze tylko wtedy, gdy będą oni w powietrzu. Właśnie się zastanawiałem, jak mam to uczynić, gdy ty uniosłeś ich w górę za pomocą Imienia Bożego".

        Król Salomon był uczony i znał niewymawialne Imię, mimo to przegrał pojedynek z Aniołem Śmierci. Podobnie król Dawid. W tym przypadku król starał się odwrócić wyrok wydany na niego samego. Pewnego dnia grał na harfie tak przepięknie, że melodia dotarła do Tronu Niebieskiego. Najwyższy zachwycił się grą Dawida, dlatego też zgodził się wyjawić królowi, że umrze wtedy, gdy wszyscy Żydzi odpoczywają, czyli w szabat. Ponieważ król Dawid wiedział, że Anioł Śmierci nie ma władzy nad tymi, którzy studiują Torę, postanowił wszystkie szabaty spędzać na czytaniu świętego zwoju. Nadszedł szabat, w którym Anioł Śmierci miał zabrać króla. Przypadł on w święto, które niebawem będziemy obchodzić - Szawuot. To święto, które w diasporze czcimy jako dzień nadania Tory, w kraju Izraela było i jest również świętem plonów. Anioł Śmierci, widząc, że król Dawid nie oderwie się od studiowania, postanowił uciec się do podstępu. W ogrodzie królewskim służba z drzew zrywała owoce. Anioł zakołysał ulubionym drzewem króla Dawida, które pięknie obrodziło granatami. Rozległ się głośny trzask gałęzi, król porzucił swoje studia i pobiegł na ratunek swemu drzewu i wtedy schody złamały się pod jego stopami. Król padł nieżywy na ziemię. Anioł Śmierci zwyciężył i tym razem.

        Tylko szczwany lis zdołał oszukać Anioła Śmierci. Po grzechu Adamowym Bóg przekazał zarządzanie światem zwierząt Aniołowi Śmierci i kazał mu utopić po jednej parze z każdego gatunku. Kiedy przyszła kolej na lisa, ten zapłakał rzewnie. "Czemu płaczesz?" - spytał Anioł Śmierci. "Popatrz, utopiłeś w morzu mych przyjaciół". "Gdzież oni są?" - spytał Anioł Śmierci. Lis podbiegł do brzegu morskiego, Anioł za nim. Tu lis pokazał mu swoje migotliwe odbicie w wodzie, Anioł Śmierci doszedł do wniosku, że już utopił lisią parę i puścił lisa wolno.

        Był w naszych dziejach ktoś, ktoś miał tak szczególne zasługi, że to sam Najwyższy osobiście odebrał mu życie. Gdy Bóg ujrzał, że Mojżesz jest już przygotowany na śmierć, zwrócił się do archanioła Gabriela: "Idź i przynieś mi duszę Mojżesza". "Stwórco wszechświata - odparł Gabriel -  poproś o to kogoś innego. Nie jestem w stanie wykonać tego, czego żądasz ode mnie". Bóg zwrócił się więc do Michała, który odmówił, twierdząc, że nie może przyczynić się do śmierci tego, kto w oczach Boga wart jest sześciuset tysięcy innych ludzi. Przyszła kolej na anioła Zagzagela: "Nie wykonam tego rozkazu - rzekł Zagzagel. - Gdy Mojżesz wspiął się do niebios po Torę, ja byłem jego nauczycielem. Nie mogę odebrać życia własnemu uczniowi!" Bóg wezwał więc Anioła Śmierci, Samaela, który ucieszył się z powierzonej misji. Wziął miecz i stanął przed Mojżeszem. "Nie oddam ci mojej duszy!" - zawołał Mojżesz. Ponieważ Anioł Śmierci nie odstępował go, Mojżesz zadał mu cios swoją laską, na której wyryte było Imię Pana, i oślepił go. I wtedy usłyszał Głos: "Mojżeszu, oto nadeszła twoja ostatnia chwila!" "Nie oddawaj mnie Aniołowi Śmierci, Panie!" Głos z nieba odpowiedział: "Nie lękaj się, Mojżeszu, ja sam zajmę się twoją śmiercią". A potem przemówił wprost do duszy Mojżesza: "Moja córko, zamieszkiwałaś ciało Mojżesza przez sto dwadzieścia lat, a teraz proszę cię, żebyś zeń wyszła". Wypowiedziawszy te słowa, Bóg ucałował Mojżesza i wraz z pocałunkiem zabrał jego duszę.

        W opowiadaniu I.L. Pereca U wezgłowia konającego czarny Anioł Śmierci (Zagłady) reprezentuje wyłącznie piekło, wysłannikiem zaś niebios jest biały anioł. Rywalizują przy łożu umierającego Nachmana ze Zbaraża o jego duszę. Biały anioł chce zabrać ze sobą duszę Nachmana, gdyż przez całe życie czynił dobro. Czarny anioł zaś wypomina konającemu, że obcinał paznokcie nie w taki sposób, w jaki nakazują stosowne przepisy. "Co będę robił w niebie?" - pyta Nachman. Biały anioł tłumaczy, że w niebie się odpoczywa i nie ma tam nikogo, komu należałoby pomóc czy uleczyć. "U mnie, w piekle, znajdziesz mnóstwo potrzebujących, umęczonych, zapomnianych przez Boga. Nie zdołasz im pomóc, lecz będziesz mógł im współczuć i cierpieć razem z nimi" - wtrącił czarny anioł. I Nachman odszedł z czarnym aniołem.

        Inny Nachman, słynny i czczony cadyk z Bracławia, był przekonany, że nie należy zasięgać porady medyków. Są oni bowiem wysłannikami Anioła Śmierci, który nie ma czasu osobiście odbierać życia wszystkim ludziom, wysyła więc lekarzy niejako w zastępstwie. Ale nawet bogobojny cadyk nie zdołałby przewidzieć, w jaki sposób pewien lekarz, niejaki doktor Mengele, zapracuje na to, by więźniowie Auschwitz nazwali go Aniołem Śmierci.

        "Oby twoja córka poślubiła Anioła Śmierci" - to było najgorsze przekleństwo, jakie żydowska kobieta mogła usłyszeć pod swoim adresem. Ale tak mawiano przed wojną.


 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin