Jacq Christian - Tajemnice Ozyrysa 01 - Drzewo zycia.pdf

(1801 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Christian Jacq
Tajemnice Ozyrysa
DRZEWO
ŻYCIA
867553334.002.png
Jeśli wszystko trwa i wciąż się odnawia, to dzięki te-
mu, że słońce nigdy nie przerywa swego biegu. Jeśli
każda rzecz jest doskonała i pełna, to dzięki temu, że
tajemnice Abydos nigdy nie wychodzą na światło
dzienne.
Jamblich*, Tajemnice Egiptu, VI, 7
* Filozof neoplatoński, urodzony w drugiej polowie III wieku n.e.
867553334.003.png
867553334.004.png
1
Iker otworzy! oczy.
Na próżno usiłował się ruszyć. Ręce i nogi miał
skrępowane
i przywiązany byl do głównego masztu wielkiego statku, szyb-
ko mknącego po spokojnym morzu.
Pamiętał, że gdy po zakończeniu pracy przechadzał się
wzdłuż brzegu, rzuciło się nań pięciu ludzi, pobili go kijami...
potem pustka... Teraz ciało miał obolałe, a głowa płonęła.
- Rozwiążcie mnie - odezwał się błagalnie.
Podszedł do niego jakiś brodaty grubas.
- Co, nie podoba ci się, chłopcze?
- Dlaczegoście mnie porwali?
- Bo bardzo nam się przydasz. Ładny statek, co? Nazywa
się Jastrząb, ma sto dwadzieścia łokci wzdłuż i czterdzieści
wszerz*. Wykonuję zadanie i właśnie czegoś takiego potrzebo-
wałem.
- Jakie zadanie?
- Ależ jesteś ciekawski! Skoro jednak wiem, co cię czeka,
mogę ci szepnąć, że płyniemy do krainy Punt.
- Do tej ziemi bogów? Ależ to bajeczka dla dzieci!
Kapitan uśmiechnął się.
- Tym statkiem płynie stu dwudziestu marynarzy, a każdy
ma w sercu więcej odwagi niż lew. Czy sądzisz, że wybraliby
się na zdobycie czegoś, co jest bajeczką? Moi ludzie to nie ma-
rzyciele, ale twarde chłopy! Będą bogaci, bardzo bogaci...
* 62,4 m i 20,8 m.
7
867553334.005.png
- Ale mnie nie zależy na bogactwach! Chcę tylko zostać pi-
sarzem!
- Zapomnij o paletach, pędzelkach i papirusach. Widzisz,
morze to wielki bóg, tak samo groźny i niezwyciężony jak Set.
Gdy uderzy w nas pierwsza burza, będę wiedział, jak ją uspo-
koić. W drodze do krainy Punt trzeba mu będzie złożyć jakąś
nielichą ofiarę, rzucimy cię więc żywego w fale. Utopisz się,
ale ginąc, ocalisz nas.
- Dlaczego? Dlaczego ja?
Kapitan przytknął palec do ust.
- Tajemnica państwowa - szepnął. - Nawet człowiekowi,
któremu niewiele zostało już życia, nie mogę jej zdradzić.
Kapitan odszedł, a Iker omal się nie rozpłakał. Umrzeć, ma-
jąc piętnaście lat i nie wiadomo dlaczego, czyż nie jest to
straszna niesprawiedliwość?! Rozwścieczony, usiłował uwol-
nić się z pęt. Na próżno.
- Nic z tego, mój malcze, te węzły zawiązał dobry facho-
wiec - zauważył pomarszczony czterdziestolatek, pogryzając
cebulę. - To ja cię związałem, a Żółwie Oko, jeśli coś robi, to
dobrze robi.
- Nie bądź zbrodniarzem, bo spotka cię kara bogów.
- Twoje gadanie odbiera mi apetyt.
Żółwie Oko odszedł na rufę i usiadł.
Iker był sierotą, wychowankiem starego, bardzo go kochają-
cego pisarza. Chłopak rwał się do nauki. Był wytrwały, w przy-
szłości mógłby znaleźć zatrudnienie przy którejś ze świątyń
i żyłby sobie szczęśliwie.
Wokół rozpościerał się jednak tylko ogromny bezmiar wód,
które miały go pochłonąć.
Minął go młody marynarz z wiosłem na ramieniu.
- Ej, pomóż mi!
Marynarz stanął.
- Czego chcesz?
- Rozwiąż mnie, błagam!
- A dokąd się wybierasz, durniu? Przecie i tak umrzesz, i to
wtedy, gdy będzie to potrzebne, przynajmniej do czegoś się
8
867553334.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin