Choszcz Kinga
MOJA AFRYKA
Pamięć lat spędzonych w drodze. Świat niemal cały objechany H autostopem"... - cztery kolejne lata minęły od chwili, gdy M pisałem te słowa w przedmowie do tamtej książki. Kinga
hopin świeżo po podróży, na skrzydłach sławy, rozrywani w ca-
Polsce. My w redakcji „Poznaj Świat| przejęci tym, co się właś- ie rodzi. Przytłoczeni ogromem tego, co zapisała w swych zeszytach .¡nga. Zauroczeni tym, jak to napisała. I dylemat: jak zmieścić to w książce?!
Ona zrobiła to za nas. Parę miesięcy ostrej pracy. Z Żelaznu konsekwencją przeforsowała prawie wszystkie swoje, czasem zrazu wątpliwe dla nas pomysły. Odkrywaliśmy ją na nowo: delikatna, wrażliwa dziewczyna - a tak dokładnie wiedząca, czego chce. A potem, gdy już miała tę książkę - dwa razy grubszą niż planowało wydawnictwo! - z jej angielskojęzyczną wersją sama, za kierownicą żółtego busa, objechała pół Europy. Właściwie - chciała zrobić to w Ameryce, powtarzając trasę przebytą z Chopinem, ale... nie dostała wizy... Ona! Ponury paradoks i ironia losu.
„Świat niemal cały objechany..." Ale nie Afryka! Wkrótce już wiedzieliśmy, że nie odpuści, chociażby tym razem miała tam pojechać sama.
No i tak się stało. Żegnaliśmy ją z niepokojem. Czy to było przeczucie? Nie, raczej świadomość ryzyka. I ona przecież była go świadoma, ale... skoro dotąd zawsze tak szczęśliwie prowadził ją los...
Przez jakiś czas wyglądało na to, że tak jest i tym razem. W tym co pisała, czuło się, że jest szczęśliwa. Ale...
Nie ma Kingi.
Nie ma?! Jest przecież! Prochy jej na wietrze, w morskich falach. Wraca w uśmiechu Malaiki. Żyje w pamięci przyjaciół rozrzuconych po całym świecie. I w myślach, i w czynach - tych wszystkich, wciąż nowych, których inspiruje do pójścia Jej drogą. Z wiarą w ludzi i łaskawość losu.
Nie, nic się nie zmieniło. Przesłanie tej książki jest takie samo jak poprzedniej. Nie bójmy się marzyć. I marzenia te spełniać. Naprawdę, wystarczy chcieć...
Janusz Czerwiński
W 9 U
ZNAJDZIESZ JĄ W SZUMIE TYSIĘCY WIATRÓW.
ENN/Ł?3yt?iyE3yP3vt»JvPJvt»Jvt»wCT
Są takie momenty w życiu człowieka, kiedy nagle wszystko się zmienia.
Wiruje przed oczami nasze życie - rodzinne spotkania, wegań- skie wieczory, szkolne opowieści, wolontariackie obozy, wspólne plany, pożegnania i powroty. Ostatnia impreza. Plecak skrupulatnie spakowany.
Wymarzona Afryka...
Pierwszy e-mail z Maroka: „Śnieg w Afryce!”
Potem z Mauretanii, Senegalu, Mali, Burkina Faso: „Jednym słowem - życie jest piękne!” - pisze Kinga z zakurzonej wioski Go- rom-Gorom i dzieli się ze światem radością z osiągnięcia białowiel- błądziego marzenia. I przemierza kolejne afrykańskie kraje, gdzie życie płynie spokojnie i bez pośpiechu, zatrzymując się w miejscach, gdzie z reguły turyści się nie zatrzymują, bo wioski nie są ani ładne, ani szczególnie ciekawe, za to mieszkają tam piękni ludzie. Ludzie, którzy spontanicznie zapraszają do siebie i natychmiast czynią członkiem swojej licznej rodziny.
A u nas kolejne święta.
- Dla mnie każdy dzień tutaj jest świętem, każdy dzień jest pełen małych cudów ciężkich do opisania - dźwięczą te słowa Kingi na zmianę z uporczywie wracającymi słowami mojej mamy: 1 Nie puszczaj Kingi do Afryki, bo ona stamtąd już nie wróci.
I zastanawiam się nad życiem, przeznaczeniem, i po raz kolejny oglądam zdjęcia. Kolorowa Afryka. Utrwalona w setkach zdjęć magia miejsc. Dostojni Tuaregowie, kobiety z kolorowymi ozdobami we włosach, roześmiane, biegające w porwanych ubrankach dzieci... Czarnoskóre dzieciaki 1 Kingi miłość.
Kinga w zwiewnej, kolorowej, batikowej sukience - to symbol szczęśliwej jak nigdzie Kingi Freespirit - Wolnego Ducha. I coraz bardziej jestem pewna, że każdy powinien podążać swoją własną wymarzoną drogą.
Niger, Senegal... Kinga kończy 33 lata.
- Afryka jest niesamowita... tyle dobrych gestów na raz 1 czyżby cały świat wiedział, że dziś mam urodziny? - wpisuje Kinga drobnym maczkiem do codziennie prowadzonego przez siebie pamiętnika. I po raz kolejny podziwiam ją za wytrwałość i wewnętrzną dyscyplinę, bo wiem, jak ciężko jest pisać siedząc na zakurzonej drodze, gdy żar leje się z nieba, a woda w bidonie prawie się gotuje, a wieczorem, gdy już temperatura znośna, ostatnia połowa świeczki to jedyne światło w wiosce.
Wybrzeże Kości Słoniowej, Ghana... Nagle Kinga zmienia kierunek i przemieszcza się dalej, w obszary dla nas, póki co, niedostępne.
W głowie mętlik i szum od myśli, przed oczami tysiące różnych wspomnień, chwil z naszego życia, i wszystkie tłoczą się i pchają, jakby każda chwila w tym właśnie momencie była najważniejsza. Pierwszy spacer, pierwsze kroki, malutka Kinga kąpiąca się w zimnym morzu, żarty z siostrami, dyskusje z tatą. Kinga śmiejąca się, uparta, cierpliwa, dokładna, wytrwała...
I zadaję pytanie - Kinga jest czy jej nie ma? I ponownie, wdzięczna za wszystkie słowa wsparcia, czytam setki wpisów na internetowej stronie, dziesiątki e-maili przesłanych do nas: „Kinga żyje w każdym zrealizowanym marzeniu, czynach zainspirowanych jej podróżą i tym co robiła ... 1 napisał Filip. 1 Będziemy ją spotykać za każdym razem, gdy weźmiemy kogoś na stopa albo będziemy siedzieć na plecaku na skraju drogi... Będzie w pobliżu, poczujemy jej uśmiech i ducha... będzie tak wędrować jako dobry anioł.”
I choć dalej wędruje jak dobry anioł, może jak we śnie, na białym wielbłądzie, realizuje kolejne marzenie: sprawia, że wszyscy jej przyjaciele z różnych zakątków świata spotykają się ze sobą. „Przy-
r u’u
jechaliśmy tutaj z tym samym uczuciem wdzięczności w sercach, z tym samym zamiarem podziękowania za wszystko, co dla nas zrobiłaś - napisała Asia z Mrągowa. 11 właśnie wtedy wszystko wydało się cudem, cudem życia, zapach wiatru, zielone liście, chmury na błękitnym niebie, śpiew ptaków, i postanawiamy cieszyć się każda chwilą nam daną, a w sercach narodziło się pragnienie czynienia dobra, aby świat mógł stać się piękniejszy i lepszy. Życie zaczyna nabierać innego znaczenia.”
To jest właśnie ten dar, który nam Kinga zostawiła.
Z ostatniej podróży wrócił plecak, dziewczęcy kapelusik w słoniki porywany wielokrotnie przez pustynny wiatr, pomarańczowa bluzka pachnąca wielbłądem, zwiewna chusta spalona afrykańskim słońcem, bransoletki i naszyjniki nierozerwalnie związane z ludzkimi losami, paszport pełen egzotycznych wiz, zegarek, który podarowałam Kindze w Uzbekistanie podczas jej pięcioletniej podróży dookoła świata, aparat fotograficzny - nieodłączna część Kingi w jej podróżach, trochę innych drobiazgów i najcenniejszy skarb - ręcznie pisane pamiętniki.
Więc zaczynam magiczną wędrówkę z Kingą rozszyfrowując zapisane strony pamiętnika, śledząc na mapie satelitarnej te same drogi i przejścia graniczne, poznając z opisów i zdjęć afrykańskich przyjaciół... i wszystko staje się nagle bliskie i znajome I zakurzona wioska Gorom-Gorom, ciasne podwórko Rasty w Abidżanie...
Już mija rok od momentu, w którym całość została przepisana i zawarta w pamięci komputera, ale wszystko to, co działo się w ciągu tego roku I powołanie Fundacji Freespirit, moja podróż do Afryki śladami Kingi, przyjazd Malaiki do Polski 1 spowodowało, że dopiero teraz udało się dokonać prac redakcyjnych, wybrać najlepsze zdjęcia i z radością możemy napisać:
Zapraszamy w podróż - najpierw z Kingą, a potem - śladem własnych marzeń.
Krystyna Choszcz 1 mama Kingi, Gdańsk, grudzień 2007 www.fundacjafreespirit.pl
r w'u
Kinga w zwiewnej, kolorowej, batikowej sukience - to symb szczęśliwej jak nigdzie Kingi Freespirit - Wolnego Ducha. I coraz bardziej jestem pewna, że każdy powinien podążać swoją własną wymarzoną drogą.
- Afryka jest niesamowita... tyle dobrych gestów na raz - czyżby cały świat wiedział, że dziś mam urodziny? - wpisuje Kinga drobnym maczkiem do codziennie prowadzonego przez siebie pamiętnika. I po raz kolejny podziwiam ją za wytrwałość i wewnętrzną dyscyplinę, bo wiem, jak ciężko jest pisać siedząc na zakurzonej drodze, gdy żar leje się z nieba, a woda w bidonie prawie się gotuje, a wieczorem, gdy już temperatura znośna, ostatnia połowa świeczki to jedyne światło w wiosce.
I zadaję pytanie 1 Kinga jest czy jej nie ma? I ponownie, wdzięczna za wszystkie słowa wsparcia, czytam setki wpisów na internetowej stronie, dziesiątki e-maili przesłanych do nas: „Kinga żyje w każdym zrealizowanym marzeniu, czynach zainspirowanych jej podróżą i tym co robiła ... 1 napisał Filip. 1 Będziemy ją spotykać za każdym razem, gdy weźmiemy kogoś na stopa albo będziemy siedzieć na plecaku na skraju drogi... Będzie w pobliżu, poczujemy jej uśmiech i ducha... będzie tak wędrować jako dobry anioł.”
1 choć dalej wędruje jak dobry anioł, może jak we śnie, na białym wielbłądzie, realizuje kolejne marzenie: sprawia, że wszyscy jej przyjaciele z różnych zakątków świata spotykają się ze sobą. „Przy-
n
lliśmy tutaj z tym samym uczuciem wdzięczności w sercach, z tym samym zamiarem podziękowania za wszystko, co dla nas zrobiłaś - napisała Asia z Mrągowa. -1 właśnie wtedy wszystko wydało się cudem, cudem życia, zapach wiatru, zielone liście, chmury na błękitnym niebie, śpiew ptaków, i postanawiamy cieszyć się każda chwilą nam daną, a w sercach narodziło się pragnienie czynienia dobra, aby świat mógł stać się piękniejszy i lepszy. Zycie zaczyna nabierać innego znaczenia.”
Więc zaczynam magiczną wędrówkę z Kingą rozszyfrowując zapisane strony pamiętnika, śledząc na mapie satelitarnej te same drogi i przejścia graniczne, poznając z opisów i zdjęć afrykańskich przyjaciół... i wszystko staje się nagle bliskie i znajome | zakurzona wioska Gorom-Gorom, ciasne podwórko Rasty wAbidżanie...
Już mija rok od momentu, w którym całość została przepisana i zawarta w pamięci komputera, ale wszystko to, co działo się w ciągu tego roku 1 powołanie Fundacji Freespirit, moja podróż do Afryki śladami Kingi, przyjazd Malaiki do Polski - spowodowało, że dopiero teraz udało się dokonać prac redakcyjnych, wybrać najlepsze zdjęcia i z radością możemy napisać:
Krystyna Choszcz - mama Kingi, Gdańsk, grudzień 2007 www.fundacjafreespirit.pl
ir *
WSTĘP
■SU wkrótce...
Kiedy jechałam z centralnej Azji do Europy, ponieważ Chopin zachorował i czekał na mnie w szpitalu w Polsce, nie wiedziałam, na jak długo wracam do domu. Myślałam, że na chwilę...
Ale - sporo się działo. Mieszkanie z Chopinem w Warszawie, przeprowadzka do mnie do Gdańska, potem praca nad polską książką. Potem nad angielską. Dalej - przygoda z żółtym vanem i europejskim „book tour”. W końcu dwie wyprawy czerwonym fordem escortem po Europie z Bradem Brownem z Virtual Tourist i przyjaciółmi.
I cały ten czas wizyty gości z całego świata w moim gdańskim mieszkanku - przyjaciół, których spotkaliśmy w drodze, nowych przyjaciół z Hospitality Club albo ostatnio też z Couchsurfing.
Co więcej? Wszystkie te rzeczy, którymi nie miałam okazji cieszyć się podczas pięciu lat w drodze - spędzanie czasu i wszystkich większych i mniejszych świąt z rodzinką. Kupowanie rzodkiewki i śliwek od tych samych babć na chodniku w mojej dzielnicy i komfort mojej niewielkiej, przytulnej, wegańskiej kuchni. Oglądanie filmów w lokalnych, niekomercyjnych kinach. Spacery lub wypady rowerowe do lasu i na pobliską plażę...
Tak - jest miło. I wygodnie. Prawie zbyt wygodnie... Ale już niedługo. Lato prawie odeszło, dni coraz chłodniejsze, poprzednia podróż uwieczniona w książce... Nadchodzi czas na kolejne przygody. Na ostatni kontynent, który na mnie czeka. Tak - Afryka wzywa! I w końcu się wydarzy, dwa lata po tym, jak wróciliśmy.
Kupiłam już nowy plecak (stary Alpinus po pięciu intensywnych latach w podróży już prawie w strzępach). Z pomocą Filipa (i trochę Chopina) zakładam nową stronkę.
Wkrótce...
r * Ti
jutro..
Różne są reakcje ludzi na moją Afrykę...
Podróżniczka i przyjaciółka, Basia Meder, która też samotnie objechała ten kontynent, kiedy jeszcze była szansa, że pojedziemy razem z Chopinem, powiedziała:
| To, co przeżywacie, jest niezwykłe, unikalne i fantastyczne. Macie podejście podobne do mojego, ale macie znacznie więcej odwagi i większy bagaż marzeń. Bardzo bym chciała i życzę wam, abyście mogli wszystko zrealizować.
Kiedy okazało się, że jednak wyruszam sama, dodała:
I Jesteś bardzo dzielna, że jedziesz dalej sama. Ale mam duże obawy. W praktyce nie widzę prawie w ogóle możliwości autostopu. Afryka jest dużo droższa niż Azja. Nie chcę cię zniechęcać, ale ponownie uczulić. Jestem gotowa dać ci jak najwięcej informacji. Pytaj na bieżąco, jak będziesz potrzebowała.
Natomiast moja przyjaciółka Asia z Holandii nie ma żadnych obaw:
- Nie boję się o ciebie, bo jakżebym mogła, skoro jedziesz na kontynent gdzie są żyrafy... wiem, że ich głowy na długich szyjach wskażą ci drogę w chwilach zwątpienia, słonie dadzą ci siłę, małpy spryt i zwinność, palmy dadzą ci jeść, a wiatr będzie zwiastunem dobrych wieści, słońce rozgrzewać będzie twe serce, a wielbłądy pomogą ci pokonać każdą odległość. Nie, nie mam absolutnie żadnego powodu, by się o ciebie martwić.
Dzięki Basiu! Dzięki Asiu! Dzięki wszystkim - przyjaciołom oraz nieznajomym, tym, którzy się o mnie boją i tym, którzy się nie boją I wszystkim tym, których dobre myśli i intencje są ze mną. To dla mnie ważne.
I jeszcze podziękowań parę...
Dzięki panu Adamowi Małachowskiemu, który podarował mi śpiwór oraz Magdzie z firmy Cocoon, która podarowała mi mum- myliner.
ki, Filip, za afrykańską stronkę oraz entuzjazm i serce włożone w jej tworzenie!
Dzięki, Chopin, za miłość i zrozumienie...
Ja jeszcze w Polsce, ale już spakowana. Wyruszyłam z Gdańska autem, które zostawiam Chopinowi. Spędzamy teraz trochę czasu razem w jego Centrum Buddyjskim. Ale już niedługo. Jutro staję na drodze i wystawiam kciuka. Kciuka w stronę Afryki...
dzisiaj:)
No... Chopin nie puścił mnie jednak wczoraj... Daliśmy więc sobie jeszcze jeden dzień. Tyle czułości i miłości co ostatnio (i nie tylko od Chopina, od wszystkich wokół!) dawno już nie dostałam. Muszę chyba częściej wyjeżdżać...
Ciężko, ciężko się rozstać. Jeszcze nie wyjechałam, a Chopin mówi, że już tęskni. Niestety, tu żaden kompromis nie jest wystarczająco dobry. On nie chce jechać do Afryki. Ja nie chcę zamieszkać w Grabniku.
Więc... z ciężkim sercem i rozczulająco smutną miną Chopin odwozi mnie na drogę. Aż do Sochaczewa. Tam długo, długo przytula. Nie możemy się od siebie oderwać. W końcu Chopin mówi:
-Jedź, spełniaj marzenia. I wracaj.
I czeka, aż złapię pierwszego stopa. Po niedługiej chwili zatrzymuje mi się TIR. Macham Chopinowi, wsiadam i odjeżdżam... Kto wie, ile czasu minie zanim się zobaczymy...
Miałam ambitny plan zajechania po drodze do Turku i zobaczenia się z Anetką, ale wyszykowanie i pożegnanie zajęło dłużej niż myślałam. Dzwonię z komórki, którą jeszcze mam i Aneta przyjeżdża na stację benzynową na mojej trasie. Potem już prosto do Poznania. Do Kasi, Michaela i Nusi.
r 17^
mÆ
CZĘŚĆ I
EUROPA
16-19 PAŹDZIERNIKA
Wspólne śniadanko u Kasi. Kolejne pożegnanie i autobus Auchan wywozi mnie prosto na trasę Poznań - Berlin. Na granicy zmiana auta. Po chwili jestem na stacji benzynowej na obrzeżach Berlina. Tu trochę ciężej, ale wkrótce jeden Niemiec w roboczym kombinezonie i dobrym aucie zawozi mnie prosto pod drzwi budynku, gdzie mieszka Svantje z Antonem. Następnego dnia jadę S-Bahnem zobaczyć się na chwilę z Dominiką w Poczdamie. Potem wychodzę na stopa. Jazda przez Niemcy to po prostu śmignięcie. Dobre autostrady, piękne szybkie auta, wszystko standardowo, gładko i przewidywalnie. Najciekawszy motyw to kierowca z Armenii, z którym rozmawiam po rosyjsku. Dopiero w Holandii robi się ciekawiej. Do obrzeży Groningen dowozi mnie vanem niemiecki żeglarz. Do centrum podrzuca mnie... rowerem miejscowy dziadek. Tak jak kiedyś w Wietnamie na motorze, tak i teraz, z dużym plecakiem na plecach, małym na ramieniu, udaje mi się balansować na bagażniku roweru i w ten iście holenderski sposób docieram pod drzwi starego szpitala, obecnie komuny, gdzie mieszkają Asia i Chris. No właśnie... bo Holandia nie jest może dokładnie po drodze do Afryki, ale dla Asi warto byłoby zboczyć jeszcze dalej. Stęskniona Asia rzuca mi się w objęcia. Kiedy opowiadam jej, jak mnie wszyscy kochają teraz, kiedy wyjeżdżam, mówi:
I Wiesz, że ja ciebie zawsze kocham.
Rano odwiedzamy Imen. Przyjaciółkę Asi. Czarną kobietę | Egiptu. Imen jest ciepła, potężna, słodka, matczyna. I żyje w związku z kobietą. Coś w Egipcie nie do pomyślenia. Coś, za co mogłaby tam pójść do więzienia. Częstuje nas egipską herbatą
z hibiskusa, gotowanymi suszonymi owocami, a mnie - dobryn radami typu:
I Jeśli muzułmański mężczyzna coś ci obieca, uwierz w pięćdziesiąt procent tego i będzie dobrze. A jeszcze lepiej - w czterdzieści.
Pożegnanie z Asią jest ciężkie. Ale obiecuje, że przyleci do mnie na święta do Marrakeszu. A znając ją, przyleci. Chociażby na miotle. Albo i bez...
Jadę do Maastricht, do Franka, który ma moją książkę i bardzo mnie zaprasza. Kluczę od miasta do miasta lokalnymi stopami. Ostatni okazuje się najciekawszy. Ze starszą panią, która jedzie do jakiejś wioski niedaleko Maastricht. Spieszy się na granie z grupą starszych pań. Grają barokową muzykę, na fletach i różnych innych instrumentach. Zostaję więc zaproszona do domu-klubu na wsi na minikoncert i stąd odbiera mnie Frank.
20-30 PAŹDZIERNIKA
Rano wyruszam z Maastricht i po całym długim dniu na autostradach czterech krajów (Holandii, Belgii, Luksemburga i Francji), około północy docieram do Marsylii na śródziemnomorskim wybrzeżu. No, w końcu mam wrażenie, że uciekam nadciągającej zimie I podc...
riahnnon