Caine Rachel - Czas wygnania 01 - Wyklęta.pdf

(1409 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
RACHEL CAINE
WYKL Ę TA
1
Wystarczyło jedno słowo, aby mnie zniszczyć po tysiącleciach bezpiecznego i
spokojnego Ŝycia, a tym słowem było: „Nie”.
Wypowiadając je, miałam świadomość, Ŝe będę musiała ponieść konsekwencje.
Gdybym tylko wiedziała, jak powaŜne się okaŜą i jak rozległe będą ich skutki, wątpię, czy
odwaŜyłabym się odmówić.
Ludzie mówią, Ŝe niewiedza jest błogosławieństwem i być moŜe to prawda, nawet dla
dŜinnów.
Przez chwilę wydawało się, Ŝe mój kategoryczny sprzeciw nie wywoła Ŝadnej reakcji.
Ashan, dŜinn unoszący się przede mną - jeden z najstarszych spośród Starych - był lśniącym
wirem bez Ŝadnej formy, istotą nieuwięzioną w ciele, taką jak ja.
Pomyślałam, Ŝe moŜe tym razem moje nieposłuszeństwo nie zostanie ukarane, i wtedy
poczułam otaczającą mnie falę eterycznych prądów. Eter był światem, w którym Ŝyłam, sferą
światła i energii, Ŝaru i ognia. Miał niewiele wspólnego z niŜszymi sferami, tymi związanymi
z brudem i śmiercią. śyłam w niebie, a fala poruszająca niebiosa nie wróŜyła nic dobrego.
Patrzyłam, jak Ashan - brat, ojciec i moje bóstwo, niedawno ustanowiony Łącznik
Matki Ziemi z dŜinnami - przybiera kształt i postać. Zrobienie tego tutaj wymagało potęgi;
sama nie próbowałam nigdy przybierać postaci w tym tak bardzo zmiennym świecie. Nie
sądzę, Ŝebym pamiętała typowe kształty, a gdyby nawet, nie miałam mocy pozwalającej
manipulować bytami w tym świecie.
Eteryczna forma Ashana stała się złowieszczo zagęszczona i mroczna i czułam, jak
fale nabierają mocy, przekształcając rzeczywistość wokół nas. Barwne smugi i prądy,
pastelowe i doskonałe, nabrały ostrych krawędzi. Tęcze spłynęły krwią i łzami.
- Nie? - powtórzył ustami, które wyglądały niemal jak ludzkie, dając mi szansę na
zmianę odpowiedzi. Szansę na ocalenie.
- Nie mogę. Nie.
Tym razem tęcze zapłonęły. Zalała mnie następna fala, gorąca i przepełniona groźbą, i
poczułam dziwne rwanie, które szybko przeszło w... ból, o ile tylko moŜna odczuwać ból, nie
mając fizycznej postaci. Instynkt podpowiadał mi, Ŝe jestem w niebezpieczeństwie.
- Daję ci ostatnią szansę - powiedział Ashan. - Cassiel, nie wystawiaj mnie na próbę.
Nie mogę pozwolić, Ŝebyś się zbuntowała. Nie teraz. Rób, co ci kaŜę.
Nie buntowałam się, ale on nie potrafił tego dostrzec, a ja nie umiałam wyjaśnić.
Nigdy nie słynęłam z rozsądku i nigdy się nie tłumaczyłam.
Milczałam.
- Sama zdecydowałaś o swoim losie. Pamiętaj o tym. Poczułam w środku szarpnięcie
czegoś rozgrzanego do białości, intensywność tego doznania parzyła moje wnętrze.
Wyczułam dokładnie moment, w którym Ashan zerwał moje połączenie z eterycznością, ze
sobą, z matką nas wszystkich - Ziemią.
A przede wszystkim z wszechpotęŜnym i nieodgadnionym Bogiem.
Dokładnie czułam chwilę, w której umarłam jako dŜinn, i spadłam z krzykiem.
Przeleciałam przez liczne sfery niebios, przebijając je wszystkie i płonąc niczym spadająca
gwiazda. Przybrałam postać.
Trwałą.
Bolesną.
Upadłam twarzą w błoto i piach.
Zniszczona.
- Cassiel.
Ten głos był ledwie cichym szeptem, ale palił mi uszy jak kwas. Najcichszy dźwięk -
nawet mojego własnego imienia - sprawiał dotkliwy ból. Nigdy wcześniej nie zostałam
zraniona, a teraz tonęłam w śmiertelnym bólu. W upokarzającej, bezsilnej furii, bo zostałam
uwięziona w ciele. Okaleczona, odarta i odcięta.
A najgorsze, Ŝe to wszystko z mojej winy.
Chciałam uciec od głosu wypowiadającego moje imię i delikatnego dotyku gładzącej
mnie ręki. Moje nowo narodzone nerwy wyły, buntując się choćby przeciw sugestii nacisku.
Nie potrafiłam oddzielić myśli od przytłaczającego, miaŜdŜącego brzemienia zmysłów,
których nigdy wcześniej nie próbowałam opanować, bo nigdy dotąd nie zadałam sobie trudu,
by wejść w ludzką skórę.
- Cassiel, to ja, David. Słyszysz mnie?
David. Tak. David był dŜinnem, Łącznikiem tak jak Ashan. On zrozumie. MoŜe mi
pomóc. Potrafił wyczuć przeraŜającą pustkę tam, gdzie wcześniej były moje moce i
przekonać się, jaką krzywdę mi wyrządzono. MoŜe to powstrzymać.
- Pomocy - wyszeptałam, a raczej próbowałam wyszeptać. Nie wiedziałam, czy mnie
rozumie. Dźwięki, które wydostały się z moich ust, nie przypominały słów, tylko dzikie
kwilenie zranionego zwierzęcia. W mojej prośbie nie było elegancji, nie było elokwencji.
Utraciłam wdzięk. Znalazłam się w pułapce cięŜkiego, opornego ciała i wszystko mnie bolało.
Usiłowałam uciec od tego bólu, ale bez względu na to, jak się wiłam, zmieniając skórę i
przeobraŜając, płonący ból pozostawał. Agonia samotności, która mnie nie opuści.
Jego głos stał się donośniejszy, bardziej natarczywy, - Cassiel. Posłuchaj mnie. Te
transformacje są zbyt szybkie. Musisz wybrać jakiś kształt i pozostać w nim, rozumiesz?
Inaczej umrzesz. Przestań się przeobraŜać! Nie rozumiałam tego. Cała byłam ciałem i nic nie
wydawało się właściwe ani prawdziwe. WciąŜ na oślep zmieniałam swoją postać - długość
nóg i rąk, wzrost i wagę ciała, by po chwili zrezygnować z ludzkiego kształtu na rzecz czegoś
mniejszego, czegoś kociego, lecz wtedy robiło się jeszcze gorzej, wręcz gorzej niŜ źle, więc
powróciłam do człowieczego ciała i leŜałam na boku, obolała i wyczerpana. Zamrugałam
szybko - och, jak niewiele widziały teraz moje oczy, jakie ograniczone widmo światła - i
dostrzegłam, Ŝe przybrałam postać kobiety, z długimi kończynami i bladą skórą. Włosy, które
przesłaniały mi wzrok, takŜe były bardzo jasne - wręcz białe, z odcieniem lodowego błękitu.
Pasował do straszliwego zimna, jakie czułam w sobie.
DrŜałam. Marzłam na kość. Nie wiedziałam wcześniej, Ŝe tak właśnie jest, gdy nerwy
szorują w taki sposób. Było to przeraŜające i upokarzające, gdy leŜałam tak obnaŜona i tak
dziwacznie uformowana.
Poczułam coś ciepłego na moim nagim ciele i przylgnęłam do tego, jęcząc i nie mogąc
się opanować. Poczułam, jak unoszę się w objęciach, Davida, słaba niczym noworodek.
Wbiłam spojrzenie w jego twarz. Była taka odmienna. Nie jak jasny płomień, znany
mi ze sfery eterycznej; tu przyjął postać człowieka, męŜczyzny. A jednak w gorącym
miedzianym odcieniu jego oczu i blasku skóry wciąŜ pozostawało coś z dŜinna.
David zawsze uwielbiał przebywać pośród śmiertelników, podczas gdy ja ich
unikałam, nie myśląc nawet o przybieraniu ludzkiej postaci. Nigdy się nie przyjaźniliśmy, a
jedynie od czasu do czasu, kiedy nadarzała się okazja, byliśmy sojusznikami. Nikim więcej.
Jak na ironię, znaleźliśmy się w tym samym miejscu, choć dotarliśmy tu jakŜe odmiennymi
drogami.
- Cassiel - odezwał się znowu i odgarnął mi włosy z twarzy, opierając moją głowę na
swojej piersi. - Co się z tobą stało?
Wydawał się szczerze zatroskany, choć nie naleŜałam do jego grupy i nie był za mnie
odpowiedzialny. Ale David zawsze miał w sobie coś ludzkiego ze względu na swoje
pochodzenie. Fałszywie zrodzony, był dŜinnem jedynie dzięki swojej mocy - wychował się
wśród ludzi i wyrósł na dŜinna tylko z powodu katastrofalnej zagłady tysięcy istot. Nazywali
oni samych siebie nowymi dŜinnami. Nie byli tacy jak Ashan. Ani tacy jak ja. My byliśmy
prawdziwymi dŜinnami, zrodzonymi z mocy Ziemi. Tamci to tylko nuworysze, którzy
pojawili się za późno.
- Słyszysz mnie? Co się stało?
Nawet gdybym zdołała się posłuŜyć swoimi nowymi ustami, płucami i językiem, nie
byłam w stanie wyznać, co doprowadziło mnie do tego Ŝałosnego stanu, bez ujawniania
więcej niŜ powinien się dowiedzieć ktoś taki jak David.
Nie mogłam mu powiedzieć.
Pewnie to zrozumiał, bo zamiast dalej wypytywać skupił na mnie uwagę i poczułam
ciepło omiatające i przenikające mnie. Niosące ukojenie. Tak jak dłoń, którą gładził mnie po
włosach, nie chcąc dotykać mojej wraŜliwej nowej skóry.
Wyraz jego twarzy się zmienił, a oczy rozszerzyły. Za rzadko widywałam z bliska
ludzi, Ŝeby wiedzieć, co to oznacza.
- Zostałaś odcięta. Cassiel, ty umierasz. Dlaczego Ashan ci to zrobił?
Miał rację; umierałam. Dręczył mnie głód, mroczne źródło rozpaczy, które narastało z
kaŜdym czerpanym z wysiłkiem wdechem. DŜinnom niepotrzebny jest ludzki pokarm;
Ŝywimy się tym, co eteryczne... i co znalazło się teraz poza moim zasięgiem. śycie dŜinna,
sama jego istota, zamknęło się przede mną.
Nic dziwnego, Ŝe tak bardzo bolało.
David podniósł mnie i poczułam siłę przyciągania krępującą ciało. A gdyby mnie
upuścił? Wyobraziłam sobie zderzenie z ziemią, ból i dopadła mnie koszmarna fala lęku.
Skuliłam się w jego ramionach, bezradna i wściekła na swoją niedoskonałość.
Cassiel Wielka. Cassiel Groźna.
Cassiel Wygnana.
Rozpostarłam zmysły, z dala od swojego topornego ciała, aby skupić je na
otaczającym świecie. Znajdowałam się w jakimś domu, nie mając pojęcia, jak tu trafiłam i jak
odszukał mnie David. Wszystko wydawało się zbyt jasne i ostre, za płaskie. Nie potrafiłam
wyczuwać otoczenia, tak jak powinnam, jak robiłam to jako dŜinn; łóŜko, na którym David
ostroŜnie mnie połoŜył, wydawało się chłodne i rozkosznie miękkie, ale to tylko nerwy
reagowały na dotyk i temperaturę. Ludzkie zmysły, przytępione i niezdarne.
Jako dŜinn powinnam w jednej chwili dowiedzieć się wszystkiego o tym
pomieszczeniu - poznać jego historię, wiedzieć, gdzie i jak powstało. Mogłabym opowiadać o
kaŜdym drobiazgu, gdybym tylko zechciała. Znałabym kaŜdą rzecz, z jej najdrobniejszymi
cząsteczkami, i byłabym w stanie rozkładać ją i składać, mając dostateczne moce i zdolności.
Zamiast tego mogłam korzystać tylko z ludzkich receptorów, reagując jedynie na to,
co zewnętrzne, interpretując wszystko na podstawie wyglądu i zapachu, dotykając i
nasłuchując. I smakując. Coś o metalicznym smaku wypełniało mi usta. Krew. Przełknęłam ją
Zgłoś jeśli naruszono regulamin