Szczepan Twardoch - Zimne wybrzeża.pdf

(1162 KB) Pobierz
<!DOCTYPE html PUBLIC "-//W3C//DTD HTML 4.01//EN" "http://www.w3.org/TR/html4/strict.dtd">
Szczepan Twardoch
Zimne wybrzeża
Wydawnictwo Dolnośląskie
847796075.001.png
Fotografia na okładce
© Christoph Haslinger
Projekt okładki
Mariusz Banachowicz
Redakcja
Bożena Sęk
Korekta
Janina Gerard-Gierut
Redakcja techniczna
Natalia Wielęgowska
Copyright © by Szczepan Twardoch and Publicat S.A. MMIX
ISBN 978-83-245-8512-0
Wrocław 2009
Wydawnictwo Dolnośląskie
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
oddział Publicat S.A. w Poznaniu
tel. 071 785 90 40, fax 071 785 90 66
e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl
www.wydawnictwodolnoslaskie.pl
TWOJA KSIĘGARNIA INTERNETOWA
e-mail: sklep@NajlepszyPrezent.pl
tel: +48 61 652 92 60
fax: +48 61 652 92 00
adres: Publicat S.A., ul. Chlebowa 24, 61-003 Poznań
Zapoznaj się z naszą ofertą w Internecie i zamów, tak jak lubisz:
książki szybko i przez całą dobę • łatwa obsługa • pełna oferta • promocje
Przyjaciołom, którzy szli ze mną
po zimnych wybrzeżach
Spis treści:
ROZDZIAŁ 1.................................................................................................................. 7
ROZDZIAŁ 2................................................................................................................ 17
ROZDZIAŁ 3................................................................................................................ 28
ROZDZIAŁ 4................................................................................................................ 32
ROZDZIAŁ 5................................................................................................................ 39
ROZDZIAŁ 6................................................................................................................ 49
ROZDZIAŁ 7................................................................................................................ 60
ROZDZIAŁ 8................................................................................................................ 68
ROZDZIAŁ 9................................................................................................................ 72
ROZDZIAŁ 10.............................................................................................................. 93
ROZDZIAŁ 11............................................................................................................ 100
ROZDZIAŁ 12............................................................................................................ 113
ROZDZIAŁ 13............................................................................................................ 123
ROZDZIAŁ 14............................................................................................................ 140
ROZDZIAŁ 15............................................................................................................ 145
ROZDZIAŁ 16............................................................................................................ 154
ROZDZIAŁ 17............................................................................................................ 164
ROZDZIAŁ 18............................................................................................................ 173
ROZDZIAŁ 19............................................................................................................ 179
Tundra nabrzeżnej równiny ściele się miękkim dywanem i zachęca do bosego spaceru,
przywodząc na myśl miąższość grubych poduch ciemnozielonego mchu w litewskich
puszczach.
Jednak to złudne wrażenie, nie tylko dlatego, że jest zbyt chłodno, by spacerować na
bosaka. Podczas krótkiego arktycznego lata odmarza tylko wierzchnia warstwa ziemi i woda,
spływająca obficie z otaczających równinę lodowców, nie schodzi w głąb, lecz zatrzymywana
przez wieczną zmarzlinę nasyca ubogą glebę, zamieniając tundrę w grzęzawisko. Przykryta
niskimi trawami, karłowatą wierzbą, porostami i mchem ugina się pod butem spacerowicza, a
powstałe zagłębienie natychmiast podcieka mętną wodą, jakby ktoś próbował iść po zgniłych
pluszach stojącej w bajorze kanapy.
Jedynie gumowe kalosze nie przemokną w takich warunkach, a jeśli grubo wyścielone
są filcem, noszącemu je człowiekowi nie zagraża również zimno. Takie właśnie obuwie nosił
człowiek, który usiłował dotrzeć do ostrych stoków Lidfjellet, ale tym razem nie na wiele się
przydało, gdyż człowiek ten nie szedł, lecz czołgał się. Całe jego ubranie, watowany anorak i
brezentowe spodnie, przesiąkło już wodą na wskroś.
Tundra nie uginała się za to prawie wcale pod łapami niedźwiedzia polarnego, bo łapy
króla Arktyki są szerokie jak rakiety śnieżne. Niedźwiedź, który podążał za czołgającym się
człowiekiem, nie wyglądał zresztą królewsko: był to wychudzony, niedawno odtrącony przez
matkę trzylatek. Z nadejściem wiosny nie zdążył za cofającą się na północ granicą lodu
pakowego, obfitującą w foki. Nie ważył więcej niż sto kilogramów, od pięciu miesięcy żywił
się ptasimi jajami, zjadł też trochę mięsa z wyrzuconego przez ocean zgniłego cielęcia
białuchy i dojadł obgryziony przez lisy szkielet renifera, potężnymi szczękami miażdżąc
kości i wylizując szpik. Nie udało mu się niczego upolować, fok było bardzo mało, a dobrze
odżywione letnią trawą reny bez trudu mu uciekały. Był bardzo zainteresowany pełznącym po
tundrze stworzeniem, wydało mu się podobne do niewielkiej foki. Tylko zapach był dziwny,
nieznany.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin