1
Kim Lawrence
Zima w Szkocji
Tłumaczenie:
Alina Patkowska
2
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Trzymając wysoko nad głową dwa parujące kubki,
Neve ostrożnie wyminęła dużą hałaśliwą rodzinę, która
okupowała najbliższy stół, i rozejrzała się, szukając
wzrokiem Hannah. Nie było jej tam, gdzie ją zostawiła,
i Neve uświadomiła sobie, że popełniła błąd, gdy idąc po
gorące napoje, powiedziała: nie ruszaj się stąd. Kiedy ja się
wreszcie nauczę, pomyślała z westchnieniem. Każde jej
polecenie, nawet najbardziej niewinne, natychmiast
powodowało, że Hannah robiła coś przeciwnego. Nadzieja,
że zimowe ferie pozwolą im się do siebie zbliżyć, nigdy nie
miała zbyt mocnych podstaw, ale w tej chwili wydawała jej
się po prostu śmieszna.
Ktoś odsunął torbę spod jej stóp. Przystanęła
i powiodła wzrokiem po głowach ludzi stłoczonych pod
niskim belkowanym sufitem. Wszyscy, podobnie jak ona,
schronili się w tej gospodzie na odludziu przed szalejącą na
zewnątrz zawieją. Popatrzyła na okno z szybkami
osadzonymi w ołowiu i wstrząsnął nią dreszcz.
Wstrzymała oddech, przepuszczając kogoś, kto
przeciskał się obok niej, i kątem oka dostrzegła skrawek
czegoś niebieskiego. Kontrowersyjne pasemka w ciemnych
lśniących włosach bez wątpienia należały do jej pasierbicy.
Hannah siedziała na drewnianym stołku przy oknie. Neve
ruszyła w tamtą stronę. Szczęśliwie udało jej się nie rozlać
zawartości kubków.
3
– Dobra robota, znalazłaś lepsze miejsce. A już
myślałam, że gdzieś zginęłaś – powiedziała lekkim tonem,
stawiając kubki z kakao na parapecie obok doniczki
z pachnącymi niebieskimi hiacyntami. Zdjęła kapelusz,
potrząsnęła głową, odgarnęła rude pasma z twarzy
i ściągnęła kurtkę. W wielkich kominkach po obu stronach
sali płonęły kłody drewna. – Pomyślałam, że kakao nas
rozgrzeje, a kiedy zobaczyłam, że dodają do niego pianki,
nie mogłam się oprzeć.
Nawet w jej własnych uszach te słowa brzmiały
desperacko i nieprzekonująco. Hannah najwidoczniej też
tak sądziła. Rzuciła jej pogardliwe spojrzenie, typowe dla
nastolatków, a potem przeniosła wzrok na kakao
i wzruszyła ramionami.
– Masz pojęcie, ile to ma kalorii? Powinnaś już być
gruba jak świnia.
A więc nie było nadziei na zawieszenie broni.
Z uśmiechem przyklejonym do twarzy Neve zastanawiała
się, czy Hannah polubiłaby ją odrobinę bardziej, gdyby
przytyła o dziesięć kilo. Zapewne nie, a poza tym byłoby to
dość trudne: bez względu na to, co jadła, była chuda jak
szczapa. Bardzo chętnie zamieniłaby swoją chłopięcą
figurę na kobiece krągłości, ale wiedziała, że nie ma na to
żadnej nadziei.
Usiadła na ławce i Hannah natychmiast odsunęła się
na drugi koniec. Neve przestała się uśmiechać; bolały ją już
mięśnie policzka.
– Nie martw się. Jestem pewna, że ten śnieg
w końcu przestanie padać.
Na razie jednak zupełnie się na to nie zanosiło.
Utknęły w gospodzie na dobre, choć Neve musiała
przyznać, że mogło być gorzej. Spojrzała na zamgloną
4
szybkę w oknie i znów przeszedł ją dreszcz.
Hannah zwróciła się do niej twarzą i Neve znów
zatrzymała wzrok na błękitnych pasemkach. Właśnie przez
te pasemka niedawno wezwano ją do szkoły, w której
Hannah co tydzień spędzała pięć dni, od poniedziałku do
piątku. Neve posłusznie stawiła się na wezwanie. Siedząc
w gabinecie, z rękami złożonymi na kolanach, czuła się jak
uczennica, a nie jak rodzic.
– Nie chodzi tylko o włosy, pani Macleod, ani
o papierosy. – Dyrektorka z suchym uśmiechem zajrzała do
teczki leżącej na biurku. – Wydaje mi się jednak, że
sytuacja wymaga naszej uwagi i że powinnyśmy utworzyć
wspólny front.
Neve skinęła głową, zastanawiając się, czy na jej
twarzy widać, jak bezradna się czuje. Przekonała się, że jej
talenty rodzicielskie są żadne i gotowa była przyjąć każdą
pomoc.
– Nazbierało się już sporo różnych wykroczeń i jak
pani wie, nie wszystkie były błahe. Całe szczęście, że
właściciele samochodu dostawczego nie zdecydowali się
wnieść oskarżenia. Wie pani chyba, że gdyby nie ta smutna
sytuacja, taki występek oznaczałby natychmiastowe
wyrzucenie ze szkoły.
– Jesteśmy pani bardzo wdzięczne – odrzekła Neve
szczerze. Nie widziała przy tym potrzeby wspominać, że
wdzięczność Hannah przybrała formę zaciętego milczenia
i złowrogich spojrzeń.
– Najbardziej martwi nas to, że Hannah nieustannie
dąży do konfrontacji.
Neve doskonale o tym wiedziała.
– Jestem pewna, że to tylko przejściowe.
– Poza tym ma coraz gorsze oceny.
5
– Ma za sobą trudny okres. Była bardzo blisko
związana z ojcem.
– Wiem. To bardzo smutne również dla pani –
ciągnęła dyrektorka.
Neve, która bardzo się starała sprawiać wrażenie
dojrzałej, opanowanej osoby, poczuła z przerażeniem, że
dolna warga zaczyna jej drżeć. Szczera troska w głosie
dyrektorki dokonała tego, czego nie potrafiły dokonać
złośliwości i kamery reporterów brukowców. Sięgnęła po
chusteczkę i głośno wydmuchała nos. Niewiele ostatnio
zaznała szczerości i troski – a prawdę mówiąc, wcale.
Kolorowe pisma przykleiły jej etykietkę manipulatorki
pozbawionej serca, łowczyni fortun, która dla pieniędzy
poślubiła bogatego, umierającego człowieka, i nazwały ją
Szkarłatną Wdową. Mogło być gorzej, żartował jej brat
Charlie: mogli ją nazwać Rudą Wdową.
Na początku niektórzy powstrzymywali się od
osądzania jej motywów, ale ta rezerwa prysła, gdy jakiś
przedsiębiorczy dziennikarz pogrzebał głębiej i dowiedział
się o pieniądzach, które Charlie zdefraudował z firmy
Jamesa. Neve nie próbowała się bronić. Jak miałaby to
robić? Przecież Charlie naprawdę zdefraudował sporą
sumę, a ona sama wyszła za umierającego człowieka, który
zostawił jej mnóstwo pieniędzy. Nikogo nie interesowało
to, że nie tknęła tych pieniędzy ani że przyjęła oświadczyny
Jamesa wyłącznie dlatego, że chciała mu się jakoś
odwdzięczyć za niewiarygodną dobroć, którą okazał
zarówno jej, jak i Charliemu.
– Bierzemy pod uwagę sytuację Hannah, ale są
jakieś granice. Dzieci potrzebują granic, by mogły czuć się
bezpiecznie.
Neve usłyszała w głosie dyrektorki lekką przyganę
6
i skinęła głową, przytłoczona poczuciem winy. Granice
można było wyznaczać pod warunkiem, że dziecko
w ogóle słuchało, co się do niego mówi. Gdyby miała choć
połowę naturalnego autorytetu dyrektorki, z pewnością nie
byłoby z tym żadnego problemu.
– Mam wrażenie, że Hannah uważa to zawieszenie
w prawach ucznia tuż przed feriami za żart. Czy mogę coś
zasugerować?
– Oczywiście.
– Zdaje się, że wybiera się w ferie na narty
z Palmerami.
Neve ostrożnie skinęła głową, przekonana, że wie,
do czego dyrektorka zmierza, i że ta sugestia w żaden
sposób nie ułatwi jej życia. Nie pomyliła się. Reakcja
pasierbicy na wiadomość, że spędzi ferie w domu
z macochą zamiast w modnym kurorcie z przyjaciółmi,
była zgodna z przewidywaniami. Hannah zaczęła krzyczeć,
obraziła się i w końcu popadła w ponure milczenie. Neve
była dla niej wrogiem numer jeden, źródłem wszelkiego zła
w życiu. Zdawało się, że Hannah wini ją za wszystko,
włącznie z pogodą.
Z pewnością robiła coś nie tak, ale nie miała pojęcia
co. W końcu wychowanie czternastoletniej dziewczyny nie
mogło być aż tak trudne. Co takiego powiedział jej James?
„Masz dwadzieścia trzy lata i chyba nie zapomniałaś
jeszcze, jak to jest być nastolatką”. No cóż, nie zapomniała,
ale ona sama nigdy nie była podobna do Hannah.
„Nie proszę cię, żebyś była jej matką, Neve. Bądź
jej przyjaciółką. Ona tego potrzebuje”.
Neve nie podzielała optymizmu Jamesa i nie
oczekiwała, że Hannah zacznie ją traktować jak najlepszą
przyjaciółkę, ale nie sądziła też, że stanie się obiektem
7
wyładowania wszystkich nastoletnich frustracji
i nienawiści. Było to wyczerpujące i przygnębiające.
Zapewne nie byłoby tak źle, gdyby nie suma, którą
James zapisał Neve w testamencie. Wiedziała, że chciał po
prostu okazać jej serce, ale ta dobroć odbiła się rykoszetem,
gdy cała historia przeciekła do prasy. Hannah już wcześniej
uznała młodą macochę za łowczynię fortun, a zapis
w testamencie tylko potwierdził jej podejrzenia.
Neve miała wrażenie, że poniosła totalną porażkę.
James jej zaufał – Bóg jeden wie, dlaczego – ona
tymczasem nie nadawała się nawet na opiekunkę
szczeniaka, a cóż dopiero nastolatki. Nie miała pojęcia,
dlaczego w ogóle zgodziła się na ten układ.
– Ja się nie martwię, ja się nudzę. Nudzę się z tobą –
podkreśliła Hannah dobitnie, na wypadek, gdyby Neve nie
zdawała sobie z tego wcześniej sprawy.
Strategia nadstawiania drugiego policzka nie
działała, ale metoda twardej miłości też nie. Chyba musiała
istnieć jakaś droga środka?
– Zaplanowałam na ferie kilka rzeczy. Możemy się
wybrać na zakupy, a jeśli masz ochotę, to może...
– Dziękuję, ale nie robię zakupów w sklepach
z używanymi rzeczami – przerwała jej nastolatka,
wznosząc oczy do nieba. – Wiesz chyba, że ten ostry róż
gryzie się z rudymi włosami. – Przeniosła wzrok ze swetra
Neve na jej niesforne rude loki i wzdrygnęła się z odrazą.
Neve, która była właścicielką sklepu z używanymi
rzeczami, starała się zachować spokój. Sweter spodobał jej
się od pierwszego wejrzenia i nigdy nie trafił na półkę
sklepową. Krytyka Hannah była do pewnego stopnia
uzasadniona. Przed ślubem Neve zwykle robiła zakupy
w takich sklepach i wypracowała sobie własny styl, który
8
niektórzy przyjaciele nazywali bardzo indywidualnym,
a inni, mniej uprzejmi, dziwacznym. Ten styl nie zmienił
się nawet wtedy, gdy jej sytuacja finansowa znacznie się
poprawiła. James dał jej karty kredytowe i sporą sumę do
dyspozycji, ale ich małżeństwo było małżeństwem tylko
z nazwy i Neve zawsze czuła się nieswojo, przyjmując od
niego pieniądze.
– Używane rzeczy są teraz na topie, nie słyszałaś
o tym? – Jej klienci z pewnością o tym wiedzieli; biznes
rozwijał się doskonale.
– Coś takiego nigdy nie jest na topie.
Zachęcona uśmiechem Neve, Hannah wyraźnie
walczyła ze sobą, patrząc na wspomniany sweter.
– Może doradzisz mi, w co powinnam się ubierać? –
zapytała Neve.
– Nikt nas tutaj nie słyszy, więc możesz wreszcie
przestać udawać świętą. I tak nikogo nie nabierzesz.
Wszyscy wiedzą, dlaczego wyszłaś za tatę.
– Bardzo lubiłam twojego ojca, Hannah –
powiedziała Neve cicho.
– Chcesz powiedzieć, że lubiłaś jego pieniądze.
A może próbujesz mi powiedzieć, że wyszłaś za niego
z miłości?
Neve spuściła wzrok.
– Twój ojciec był uroczym człowiekiem.
– A ty jesteś pazerną na pieniądze suką! –
wykrzyknęła Hannah tak głośno, że ludzie przy sąsiednim
stoliku odwrócili głowy w ich stronę, i pobiegła do wyjścia.
Neve siedziała jak skamieniała, pragnąc zapaść się pod
ziemię.
Gdy było już zupełnie jasne, że konieczny jest cud,
by zdążył na umówione spotkanie, Severo popadł
9
w filozoficzny nastrój. Perspektywa spędzenia nocy
w samochodzie nie zachwycała go, ale nie była to
katastrofa, lecz zwykła niewygoda.
Wziął zakręt i zaklął cicho pod nosem, w ostatniej
chwili hamując przed samochodem stojącym w poprzek
drogi. Wysiadł z pochyloną głową, osłaniając twarz przed
zacinającym śniegiem, i obejrzał porzucony pojazd. Był
zamknięty, co oznaczało, że podróżnym udało się wydostać
z niego w całości. Musiał wreszcie przyznać, że w tych
warunkach nie da się jechać dalej. Słyszał w radiu, że
połowa zachodniej części kraju jest zasypana. Policja
apelowała do kierowców, by w miarę możliwości
powstrzymali się od podróży i pozostali w domu.
Łatwo im mówić, pomyślał Severo. Żeby zostać
w domu, najpierw trzeba do niego dotrzeć.
Na horyzoncie zauważył światło i ruszył w tę stronę,
brnąc przez śnieg. Po dziesięciu minutach zobaczył przed
sobą parking przydrożnej gospody, zastawiony
przysypanymi śniegiem samochodami. Nie tylko jego
zamieć dopadła w środku podróży.
Już wyciągał rękę do klamki, gdy zadzwonił telefon.
Spojrzał na wyświetlacz i w pierwszej chwili poczuł
ochotę, by nie odbierać, zmienił jednak zdanie. Ostatnim
razem macocha dzwoniła do niego, gdy zaaresztowano ją
za kradzież w sklepie, a jeszcze wcześniej, gdy nie odebrał
jej telefonu, zdobyła pieniądze, o które zamierzała go
poprosić, sprzedając rodzinną biżuterię, która nie należała
do niej i której nie miała prawa sprzedawać. Dyskretne
odkupienie klejnotów kosztowało go mnóstwo czasu.
Relacje z macochą były bardzo czasochłonne, ale
niebezpiecznie było ją ignorować.
Livia przez wiele lat robiła idiotę z jego ojca,
10
starając się jednocześnie nastawić go przeciwko synowi.
Gdy Severo był młodszy, hołubił myśli o zemście. Teraz
już mógł się zemścić, ale jego priorytety się zmieniły.
Żadna chciwa żona nie mogła już skrzywdzić jego ojca
tam, gdzie był teraz. Ta kobieta, która kiedyś zmieniła jego
życie w piekło, teraz mogła tylko przynosić mu wstyd,
a Severo był wyjątkowo odporny na poczucie wstydu. Był
przekonany, że gdyby członkowie jego rodziny mniej
zważali na godność starego nazwiska i idealizowali dni
minionej chwały, a za to nie obawiali się pobrudzić sobie
arystokratycznych rąk, to ród Constanza byłby w znacznie
lepszym stanie w chwili, gdy on stał się jego głową.
Severo nie miał już ochoty się mścić, ale nie
dlatego, że wybaczył swojej macosze albo że zaczął jej
współczuć. Livia Larsen, niegdyś specjalistka od
komputerów i lwica salonowa, i tak była już obiektem
współczucia dla wielu osób. Po cóż miał tracić czas
i energię na zemstę, skoro Livia rujnowała sobie życie
sama, bez niczyjej pomocy. W obecnych czasach Severo
pragnął już tylko tego, by pozostała jak najdłużej w którejś
z kosztownych klinik, do których często trafiała.
– Livia. – Skrzywił się i odsunął telefon od ucha.
Głos macochy był ostry i piskliwy.
– Jak ja mam żyć za te marne grosze, które mi
dajesz? Masz tyle pieniędzy, że nie wiesz, co z nimi robić.
Wszyscy wiedzą, że jesteś obrzydliwie bogaty. Wszystko,
czego dotkniesz, zamienia się w złoto.
Przetarł piekące z wyczerpania oczy i słuchał
nieuważnie. Znał tę tyradę już niemal na pamięć; bez
względu na to, ile pieniędzy dawał Livii, wciąż słyszał to
samo.
– Może jakaś pożyczka? – jęknęła przypochlebnie.
11
Severo westchnął. Tych pożyczek było już wiele
i nie miał wątpliwości, że będzie ich jeszcze więcej.
– Zwrócę ci wszystko, razem z odsetkami. Wiem, że
twój ojciec by sobie tego życzył. Twój ojciec... – Głos
utonął w szumach i po chwili połączenie zostało
przerwane. Severo wsunął telefon do kieszeni i znów
sięgnął do klamki, ale nim zdążył jej dotknąć, drzwi
otworzyły się z rozmachem i tuż przed sobą ujrzał drobną
kobietę w dżinsach i jaskraworóżowym swetrze w żółte
stokrotki. Była bez płaszcza i bez kapelusza, choć po
okolicznych wzgórzach hulał lodowaty wiatr. Zachwiała
się lekko, hamując w ostatniej chwili, i spojrzała mu prosto
w twarz.
– Widział ją pan?
Jej szeroko otwarte, niespokojne oczy były tak
niebieskie, że Severo przez chwilę po prostu w nie patrzył,
nie myśląc o niczym. Nim oprzytomniał, kobieta zniknęła
gdzieś na zaśnieżonym parkingu. Ponad wyciem wiatru
usłyszał jej przerażony okrzyk na widok samochodu, który
właśnie wyjeżdżał na drogę:
– O Boże, nie!
Severo nie uważał za swój obowiązek przychodzić
z pomocą damom w potrzebie – wiedział, że potrzeba
często jest wydumana, a pomoc może zostać niewłaściwie
zinterpretowana – teraz jednak obudził się w nim jakiś
uśpiony instynkt opiekuńczy. Był już o kilka kroków od
rudowłosej kobiety, gdy ta wskoczyła do jednego
z zaparkowanych samochodów i gwałtownie ruszyła.
Dopiero po kilku sekundach Severo uświadomił sobie, że
światła znikające w śnieżycy należą do jego własnego
samochodu.
Zostawił kluczyki w stacyjce, a na fotelu laptop
12
z poufnymi plikami. Stał teraz, patrząc, jak ktoś kradnie
jego samochód, i potrafił myśleć tylko o niebieskich oczach
i o swojej chęci pomocy.
Przymknął oczy, wymamrotał parę przekleństw,
a potem wziął głęboki oddech i wszedł do gospody.
13
ROZDZIAŁ DRUGI
Drzwi otworzyły się i gwar w gospodzie ucichł.
Wszystkie oczy zatrzymały się na mężczyźnie, który stał
przy wejściu. Był tak wysoki, że musiał schylić głowę, by
nie uderzyć o framugę drzwi. Stał nieruchomo, nie
zwracając żadnej uwagi na wymierzone w jego stronę
spojrzenia.
Większość zbłąkanych podróżnych przybyła do tego
schronienia wystraszona i w stanie nieładu. Ten mężczyzna
nie wydawał się wystraszony, lecz zirytowany, a ponadto
wyglądał jak chodząca reklama z błyszczącego magazynu
dla biznesmenów. Miał profil greckiego boga i ciało
olimpijczyka. Jedynie cienka warstewka topniejącego
śniegu na czarnym moherowym płaszczu świadczyła o tym,
że przyszedł tu prosto z zamieci. Pod płaszczem widać było
nieskazitelnie biały kołnierzyk koszuli i doskonale
zawiązany jedwabny krawat. Włosy, równie czarne jak
płaszcz, były nieco za długie i zaczynały się zwijać na szyi.
Głęboko osadzone ciemne oczy otoczone długimi
czarnymi rzęsami omiotły salę i zatrzymały się na
barmanie. Gdy mężczyzna ruszył w stronę baru, wszyscy
...
akinorew12